– Stoję sobie i patrzę przez okno – wyjaśniła. – Obserwuję ulicę.

Drugą rękę Rustan oparł o futrynę.

– Gdybyś została u mnie przez kilka dni, to byłbym ci bardzo wdzięczny – powiedział cicho. – Wiem, że mogę na tobie polegać, na twojej zdolności oceny sytuacji. Jak wygląda ulica?

– O tej porze bardzo spokojna. To zresztą niezbyt ładna ulica, domy w najrozmaitszych odcieniach szarości i burości. Małe, kiepskie sklepiki z łukowato sklepionymi drzwiami i oknami. Nie mieszkam, niestety, w najładniejszej dzielnicy Oslo. Ale miło jest tu stać, kiedy nikt cię z zewnątrz nie może zobaczyć, zwłaszcza po tych wszystkich prześladowaniach, jakie mamy za sobą. Tutaj nikt nie może nas schwytać, nikt nie wie, że tu jesteśmy, a w ogóle to zamknęłam drzwi na klucz. Jesteśmy całkowicie bezpieczni, mój Rustanie!

– Tak, a w twojej obecności zawsze mnie ogarnia spokój. Tak jak wczoraj wieczorem w letnim domku. Zasnąłem przecież natychmiast! I dzisiaj zresztą też.

– Chociaż budzą cię koszmary.

– O, tak. Tego urwiska w górach to się jeszcze długo nie pozbędę. Wciąż leżę na wąskim występie, przerażony, że zaraz stoczę się w dół.

– Bardzo dobrze cię rozumiem.

Zaległa cisza. W końcu Irsa uznała, że atmosfera między nimi staje się zbyt napięta, i postanowiła wrócić do łóżka.

Rustan nieoczekiwanie chwycił ją za rękę.

– Irsa, czy mogłabyś mnie zrozumieć, gdybym cię teraz poprosił o coś trudnego?

Serce zabiło jej jak młotem. Czuła, że coś się z nim dzieje, kiedy stali przy oknie, tak blisko siebie, a jednak się nie dotykając.

– To zależy, o co poprosisz.

Trudno mu było wytłumaczyć.

– Myślałem o tym wiele, i wczoraj wieczorem, i dzisiaj. Ale nie miałem odwagi zapytać.

– Chcę, żebyś zapytał teraz – rzekła tak spokojnie jak tylko mogła, przeczuwała bowiem, że czeka ją poważna próba.

– Ty… wiesz, że zostałem całkowicie odcięty od kontaktu z kobietami. Nie, nie bój się, nie zaproponuję ci, żebyś poszła ze mną do łóżka, to by było zbyt nieeleganckie.

Nieeleganckie! Jakich on używa dziwnych, staromodnych słów! To, oczywiście, wpływ ojca.

– Chodzi mi o to, że… ja tak strasznie mało wiem o kobietach. Dlatego chciałem cię prosić… Nie, nie mogę!

– Owszem, możesz – powiedziała Irsa, teraz wbrew swojej woli zaciekawiona.

– Nie mogę cię widzieć, więc pomyślałem sobie, że może mogłabyś zrozumieć moje pragnienie. Żebym…

Ponieważ nie dokończył zdania, ona zrobiła to za niego, choć serce podchodziło jej do gardła.

– Chciałbyś mnie obejrzeć rękami, tak? To miałeś na myśli?

– Tak – skinął głową z ulgą, ale i w wielkim napięciu – Emanuje z ciebie tyle ciepła i tyle kobiecości, I traktujesz mnie w taki naturalny sposób, bez jedwabnych rękawiczek. Wiedziałem, że mogę cię o to poprosić.

Irsa czuła, że ma szczęki zaciśnięte aż do bólu. W słabym świetle docierającym z ulicy Rustan wydawał jej się nieprawdopodobnie atrakcyjny i pełen temperamentu z tym nagim torsem i dość wyraźnie widoczną w mroku napiętą twarzą. Starała się choć trochę odprężyć. Dla niego była po prostu kobietą, nie powinna była o tym zapominać.

– Możesz – powiedziała zdławionym głosem. – Oczywiście, że możesz mnie obejrzeć.

Rustan usiadł na oparciu fotela. Irsa stała przez chwilę, a potem bez słowa zdjęła koszulę. Dygotała na całym ciele, w pełni świadoma, że nie jest zbudowana tak, by mogła uczestniczyć w konkursach piękności.

– Jak ty drżysz – szepnął kładąc ręce na jej biodrach. – A nie powinnaś, ja nie zamierzam zrobić ci nic złego.

Teraz wygadujesz głupstwa, pomyślała, śledząc, jak koniuszki jego palców przesuwają się po jej skórze. Można drżeć z wielu różnych powodów.

Próbowała wyobrazić sobie twarz młodego Rustana Garpa z fotografii, ale jej się to nie udawało. Ten pełen życia mężczyzna był zbyt blisko niej. Jego ręce, jego drżące wargi, jego ciemne oczy.

Dotykał jej barków i ramion, potem szyi i piersi wrażliwymi, przesuwającymi się wolno palcami. Irsa z całych sił starała się stać spokojnie. W gardle czuła ucisk, coś jak narastający płacz.

Ręce Rustana były nieskończenie delikatne. Spoczywały teraz na jej biodrach. Irsa jęknęła.

– Co się stało? – zapytał z lękiem. – Chcesz, żebym przestał?

Nie była w stanie odpowiedzieć. Jego dłonie paliły jej skórę, poruszały się teraz inaczej, szybciej, intensywniej.

Rustan oparł gorące czoło na jej piersiach, pocałował ją delikatnie i opuścił ręce.

– Dziękuję, Irso – wyszeptał. – Nie chcę cię już dłużej dręczyć, Jestem ci naprawdę głęboko wdzięczny.

Jej przyspieszony oddech przechodził od czasu do czasu w szloch. Po omacku odnalazła koszulę, włożyła ją na siebie i bez słowa wróciła na swoje posłanie.

Leżała rozdygotana nie mogąc zasnąć. Oddychała głęboko. Po jakimś czasie usłyszała dochodzący z ciemności głos Rustana.

– Nie powinienem był tego robić, Irso. Po prostu nie wiedziałem, że to takie… mocne! Czy myślisz, że zdołasz o tym zapomnieć?

Zmusiła się, by mówić spokojnie:

– Myślę, że tak.

– Ja też postaram się zapomnieć.

Słyszała jednak, że długo jeszcze leżał nie śpiąc. Wiele godzin.

Następnego przedpołudnia wylądowali w Helsinkach i Irsa dowiadywała się o lokalny samolot do rodzinnego miasta Rustana, trzymając go mocno za rękaw.

Rustan był naburmuszony, tego dnia znowu okazywał swoją dawną rezerwę, jakby dawał jej do zrozumienia, że ów cudowny wczorajszy wieczór nigdy się nie wydarzył.

– Czy wolisz, żebym nie trzymała cię pod rękę? – zapytała.

– Owszem, trzymaj. To chyba wyda się dość naturalne. A poza tym nie będę się czuł przesuwany z miejsca na miejsce. Ale nie musisz wyglądać na okropnie we mnie zakochaną.

– Przecież nie wiesz, jak ja wyglądam.

– Nie wiem. I tak jest chyba najlepiej.

Niełatwo było się opiekować Rustanem Garpem. Nieustanne balansowanie, napięcie uwagi, by go zbyt często nie poprawiać, nie okazywać zbyt wielkiej troskliwości, ta ciągła zmiana jego nastrojów. Irsa zastanawiała się, co jest tego przyczyną. Sama ślepota i zależność od innych? Chyba nie. Domyślała się, że to musi mieć coś wspólnego z jego sytuacją domową.

Podróż samolotem też była dla niej jednym wielkim rozczarowaniem. Pamiętała skurcz żołądka rano w domu i potem na lotnisku Fornebu. Nigdy przedtem jeszcze nie latała samolotem i myślała, że to niezwykle podniecająca przygoda. Ze względu na bardzo długie nogi Rustana musieli siedzieć na wygodniejszym miejscu przy rezerwowym wyjściu tuż nad skrzydłem, więc jedyne, co widziała na zewnątrz, to właśnie skrzydło. Rustan trwał posępny i milczący. Im bardziej zbliżali się do Finlandii, tym bardziej zapadał się w sobie. Lotniska w Szwecji i w Finlandii okazały się takie same jak w Oslo, pozbawione jakiejkolwiek atmosfery.

Kiedy już jednak siedzieli w lokalnym samolocie, on nieoczekiwanie chwycił ją za rękę i przycisnął do siebie, jakby wcale tego nie zauważając. Był kompletnie nieobecny myślami, a to wcale nie jest przyjemne dla otoczenia!

Poza tym Irsa trochę się bała.

– Czy to naturalne czuć się źle w towarzystwie własnej matki, Irso? – zapytał nagle Rustan. – I w otoczeniu rodzeństwa.

A może to jego nieczyste sumienie sprawia, że jest taki agresywny, zastanawiała się. To by wiele tłumaczyło.

– Myślę, że to się zdarza częściej, niż przypuszczamy – odparła ostrożnie. – Wiesz, człowiek nie może się zmusić do tego, by kogoś kochać.

– Masz rację – powiedział jakby trochę uspokojony, ale wciąż jeszcze pełen zwątpienia. – Nie, rzeczywiście nie można tego zrobić. – A po chwili przerwy dodał markotnie: – Irsa, robiłem sobie okropne wyrzuty po tym, co się stało wczoraj wieczorem. Przecież ty ledwo mnie znasz. Nie miałem najmniejszego prawa prosić cię o takie rzeczy. Musiałem ci się wydać brutalny, płakałaś przecież. Tak mi przykro, ty byłaś dla mnie taka dobra, a ja zachowałem się jak ostatni cham!

– Nie, no co ci też przychodzi do głowy – zaprotestowała łagodnie. – Przyznaję, że byłam poruszona, ale to z innego powodu.

– Z jakiego?

Nagle zrozumiała, że postępuje słusznie, ma rację, że jest taka otwarta i że trzyma się prawdy.

Popatrzyła na swoje ręce, szerokie dłonie kobiety pracującej, o krótko przyciętych paznokciach.

– Nie jest mi łatwo o tym mówić, Rustan, bo zostałam wychowana mniej więcej tak ja ty, z poszanowaniem nieśmiałości i w ogóle… ale ja wczoraj byłam taka wzburzona dlatego, że… ja ciebie potrzebowałam.

No, to wszystko zostało powiedziane. Była wdzięczna losowi, że Rustan nie może zobaczyć, jak się zarumieniła.

On zaś z wrażenia zapomniał oddychać. Stewardesa, która przechodziła obok, popatrzyła na niego badawczo, może uznała, że wypił za dużo? Irsa uspokajająco potrząsnęła głową i dziewczyna odeszła.

Irsa spoglądała na Rustana trochę spłoszona. Czy nie okazała się teraz zbyt otwarta i szczera jak na jego dżentelmeńskie wychowanie? Ale ku swemu wielkiemu zdumieniu stwierdziła, że oczy Rustana napełniają się łzami i że raz po raz przełyka ślinę, by móc mówić.

W końcu udało mu się odetchnąć głęboko i wykrztusić:

– Naprawdę to chciałaś powiedzieć, Irso? Że mnie potrzebowałaś?

Mówił ostrym, niemal nieprzyjemnym głosem, by pokryć wzruszenie.

– Tak – szepnęła. – Przepraszam cię, ale to mnie krępuje.

Rustan zwrócił się ku niej gwałtownie, oczy jarzyły się tym dziwnym intensywnym światłem, jakby chciały pokonać przesłaniający je mrok.

– Nie przepraszaj mnie za to! – rzekł przez zaciśnięte zęby. – Czy ty nie rozumiesz, co to dla mnie znaczy? Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ktoś mnie potrzebuje, ktoś czegoś chce od mojej nędznej osoby! Wszyscy zamęczają mnie opieką i pomocą, zostałem całkowicie ubezwłasnowolniony, usuwają mi wszystko spod rąk, każdą najdrobniejszą sprawę ktoś natychmiast za mnie załatwia! Czasami czuję się taki nieporadny, do niczego nieprzydatny, że chciałbym umrzeć! Nawet Viljo, który zachowuje się wobec mnie przyjaźnie i normalnie, widzi we mnie tylko obiekt badań, dla niego ważne są przede wszystkim moje nie widzące oczy. Irsa, po tym, co powiedziałaś, przepełnia mnie taka cudowna radość, że nie możesz sobie tego nawet wyobrazić! Naturalnie, bardzo dobrze wiem, że nic dla ciebie nie znaczę i że odczuwałabyś dokładnie to samo w stosunku do jakiegokolwiek innego mężczyzny w tej samej sytuacji, ale już to samo…