– Irsa jest moim gościem, Edno! Ona ma urlop jeszcze do końca tygodnia i zostanie u nas do niedzieli.

Coś, czego Irsa nie potrafiła określić, mignęło w oczach pani Garp-Howard.

– Och, kochanie moje, to prawdziwy kłopot, bo widzisz, właśnie dzisiaj malarze zaczęli remont pokojów gościnnych, tak że po prostu nie mamy miejsca!

Rzeczywiście, Irsa zauważyła jakiś czas temu, że w domu pachnie farbą, więc chyba gospodyni mówiła prawdę.

– Ach, tak – rzekł Rustan lodowatym głosem. – W takim razie Irsa będzie mieszkać w moim pokoju.

Matka była bezgranicznie wstrząśnięta.

– Rustan – wykrztusiła. – Co twój drogi ojciec by na to powiedział, jak myślisz?

– Tym razem to już naprawdę dość, Edno! Mieszkasz w tym domu ponad dziesięć lat. Ile razy w ciągu tego czasu ja przyjmowałem tu moich gości?

Edna była zakłopotana.

– Nnooo, to… Wielokrotnie przecież! Twoi goście są zawsze chętnie widziani…

– Ani razu, Edno! Bo po pierwsze, nigdy nie wolno mi było z nikim się spotykać, a tych nielicznych kolegów, jakich miałem z dawniejszych czasów, ty zmroziłaś bardzo szybko swoją lodowatą uprzejmością. Irsa tutaj zostanie i nic ci nie pomogą wymówki z malarzami.

Jak matka może być do tego stopnia zazdrosna o swego syna? Irsa nie potrafiła tego zrozumieć. Czuła się okropnie i jako świadek sprzeczki, i jako przedmiot sporu, wtrąciła więc pospiesznie:

– Rustan, przecież mogę zamieszkać w hotelu w mieście, tam się spotkamy.

– A ty myślisz, że oni mnie wypuszczą na stały ląd, skoro już się tu znowu znalazłem? Och, nie powinienem był wracać!

– Ależ, Rustan! – zawołała Edna swoim teatralnym głosem. – Ty traktujesz swój dom jak więzienie!

– Tak – rzekł krótko.

Irsa stwierdziła, że po tej samodzielnej wyprawie Rustan był chyba w swojej walce znacznie silniejszy i bardziej stanowczy. Wyobrażała sobie, że to w jakiejś mierze również jej zasługa.

– No, dobrze, przypomniałam sobie, że mamy przecież na strychu wolne służbówki – oświadczyła pani Garp-Howard.

Rustan oddychał ciężko.

– Jest też wolny pokój w sąsiedztwie mojego, tam Irsa zamieszka i nie będziemy tego więcej roztrząsać.

– Owszem, będziemy! Nie pozwolę na żadną rozwiązłość w tym domu!

O Boże jedyny, pomyślała Irsa. Rozwiązłość. Jakich słów ta dama używa!

Właśnie w tym momencie do pokoju weszli siostra i brat Rustana. Siostra była tego samego wzrostu co Irsa i tak samo ciemna, ale na tym się podobieństwa kończyły. Veronika miała fascynującą twarz i absolutnie doskonałą figurę. Podeszła z wolna do Rustana, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go w policzek,

– Najdroższy przyjacielu – mruczała czule. – Najdroższy przyjacielu!

Irsa dostrzegła, że Rustan krzywi się z obrzydzeniem. I teraz pojęła, czego to on nie lubił w swojej siostrze. Jej przeciągły pocałunek, jej uścisk nie miały nic wspólnego z siostrzaną miłością. Byli wprawdzie rodzeństwem przyrodnim, ale przecież wszystko ma swoje granice.

Przyglądała się Veronice i próbowała odczytać jej myśli. Rustan był bardzo atrakcyjnym młodym mężczyzną, żył tutaj niczym w więzieniu, z nikim się nie spotykał, a z natury był delikatny i wobec kobiet rycerski, krótko mówiąc, był niezwykle pociągający! I Veronika prowadziła z nim swoją grę, by zobaczyć, jak daleko będzie się mogła posunąć. Niczego więcej, zdaje się, nie pragnęła. Gdyby udało jej się doprowadzić go do ostateczności, gdyby przekroczył granicę, byłaby prawdopodobnie zaszokowana i wzywała ratunku.

Och, cóż za obrzydliwe zachowanie!

Irsa nie była w stanie ukryć swoich myśli. Kiedy Veronika nareszcie zechciała przywitać się także z nią, spojrzały na siebie wrogo. Od tej chwili były arcyprzeciwniczkami.

– Veroniko, czy możesz zadysponować kawę? – wtrąciła Edna dość ostro, najwyraźniej widziała reakcję Rustana, a przede wszystkim reakcję Irsy. – I siądźmy, proszę. Posłuchamy o przygodach Rustana! Och, moje nieszczęsne dziecko!

Nowy strumień łez.

Po chwili całe towarzystwo siedziało przy kawie i Rustan opowiadał, Edna zaś wykrzykiwała raz po raz „och” i „ach”, natomiast Michael, który był zdecydowanie bardziej inteligentny niż matka i siostra, zupełnie zbity z tropu marszczył tylko brwi,

– Cóż za niewiarygodna historia! – powiedział, kiedy Rustan skończył. – Szczerze powiedziawszy, niczego nie rozumiem.

Irsa ostrożnie odchrząknęła.

– Czy mogłabym przedstawić pewną teorię? Ja też od początku niczego nie rozumiałam, ale kiedy dowiedziałam się o tajnych patentach państwa fabryki… i o tym, jak się państwu dobrze powodzi, to natychmiast pomyślałam o kidnapingu. Czy państwo nie dostali żadnego listu w sprawie okupu albo coś takiego?

Trójka Howardów spoglądała po sobie. Irsa próbowała zrozumieć ich spojrzenia, ale były one niezgłębione.

– Nie, nie dostaliśmy żądania, ale uważam, że teoria pani może być bliska prawdy – powiedział na koniec Michael. – Spróbujmy podsumować wydarzenia: Najpierw mama odbiera ten w gruncie rzeczy dość dziwny telefon od kogoś, kto nazywa siebie kuratorem. Rustan dostał miejsce w Szpitalu Karolińskim w Sztokholmie i zdarza się to dokładnie w tym czasie, w którym my wszyscy jesteśmy bardzo zajęci tak, że nikt nie może mu towarzyszyć do Szwecji. Mama jest rekonwalescentką, ja mam ważny kongres, a Veronika wyjechała. Viljo, dobry przyjaciel Rustana i nas wszystkich, nie może akurat zostawić badań w laboratorium na wyspie. Ów kurator powiada jednak, że to nic nie szkodzi, ponieważ szpital wyśle sanitariusza. Po czym przybywa Hans Lauritsson wyposażony w fotografię Rustana. Nietrudno mu było ją zdobyć, bo o ile wiem, właśnie to zdjęcie Rustana wisiało przez długi czas w witrynie zakładu fotograficznego w naszym mieście, prawda?

– Tak – potwierdził Rustan. – To było dawno temu.

– Nie dziwię się, że właśnie to zdjęcie znalazło się na wystawie. Było naprawdę wyjątkowe.

Nikt nie zwrócił uwagi na słowa Irsy. Zachowywali się tak, jakby jej tu w ogóle nie było. Tęskniła do tego, by móc wymienić spojrzenia z Rustanem, poczuć, że ma tu jakiegoś sprzymierzeńca, ale to było przecież niemożliwe.

Michael rozwijał dalej swoją teorię:

– Kiedy dotarli do Sztokholmu, Lauritsson powiedział mu, że operacja została odłożona, i zaproponował, by Rustan towarzyszył mu do domku letniskowego w Värmlandii i tam razem zaczekają. Tak było, prawda?

– Tak było – potwierdził Rustan. – Ale on musiał jechać prosto do Norwegii. Ja przecież nie wiedziałem, gdzie jesteśmy.

– No właśnie. I tam coś się wydarzyło – podjął Michael. – Coś, że tak powiem, nie wypaliło. Ci dwaj ludzie, którzy mieli przejąć uprowadzonego, nagle pokłócili się z Hansem Lauritssonem i zabili go, natomiast Rustan zdołał się ukryć. No i jak to brzmi?

– Uważam, że to bardzo prawdopodobne wytłumaczenie! – oznajmiła Edna zadowolona. – No, ale wszystko znowu jest dobrze! A teraz my będziemy cię strzegli dużo lepiej, kochany synku!

Zabrzmiało to niemal jak groźba. Irsa ujęła rękę Rustana i uścisnęła. Gest nie uszedł uwagi rodziny Howardów, wszyscy troje pochylili się ku sobie, jakby jednoczyli siły.

Kiedy milczenie zaczynało się przedłużać, pani Garp-Howard uniosła głowę i oznajmiła:

– A twoja walizka, Rustanie, się odnalazła. Paszport i wszystkie dokumenty również, nawet pieniędzy nie brakowało. Jacyś dobrzy ludzie znaleźli to w Szwecji gdzieś w rowie i odesłali nam. Adres znaleźli w dokumentach.

– To bardzo dobrze – rzekł z westchnieniem ulgi. – Człowiek czuje się jakby bardziej ubrany mając paszport. I szkoda mi było moich rzeczy.

Wstał i poinformował rodzinę, że teraz zamierza pokazać Irsie dom i posiadłość. Nikt nie protestował, a on prowadził ją ze swobodą niczym człowiek widzący, opowiadał jej szczegółowo historię każdego antycznego mebla. Tylko raz zgromadzeni w pokoju zamarli. Było to w chwili, gdy wskazując obraz nad kanapą Rustan powiedział:

– A to jest portret mojej matki z lat młodości. Była, jak widzisz, bardzo ładna.

Irsa nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ale pani Edna Garp-Howard rzekła zirytowana:

– Drogie dziecko, ja ten portret przeniosłam do mojego pokoju, a tutaj powiesiłam motyw kwiatowy. Po prostu nie chciałam, żeby goście uświadamiali sobie, jak bardzo się postarzałam. Twoja mama jest jednak trochę próżna – zakończyła kokieteryjnie.

Rustan stał nieruchomo z surowym wyrazem twarzy.

– O takich sprawach powinniście mi mówić. Czuję się potwornie głupio, popełniając podobne pomyłki. Chodź, Irso, teraz pokażę ci twój pokój.

Ujął ją mocno, jakby ze złością, za rękę, i pociągnął ku wyjściu, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.

Tutaj w domu nie musiał korzystać z laski. Wchodził po schodach szybko i pewnie, Irsa ledwie mogła za nim nadążyć.

– Właściwie to powinienem się śmiać w takich sytuacjach, bo to w gruncie rzeczy komiczne, ale okropnie nie lubię, kiedy oni robią coś takiego za moimi plecami, o niczym mnie nie informując.

Przeszli obok jakichś drzwi obitych pancerną blachą.

– Co tu jest? – zapytała Irsa.

– Tutaj przechowywane są oryginały rysunków mojego ojca. Ja jestem za nie odpowiedzialny.

Szli szerokim korytarzem ku odległej części wielkiej willi. Wszędzie było tak samo ładnie, wszystko równie zadbane. Miękkie dywany na wszystkich podłogach, boazerie z drogiego drewna na ścianach, piękne schody.

Irsa musiała od czasu do czasu podbiegać, żeby dorównać mu kroku.

– Rustan, ja oczywiście słyszę, że oni mają trochę angielskiej naleciałości w akcencie i wymowie, ale zauważyłam, że na ogół wszyscy mówią po szwedzku raczej niż po fińsku.

Uspokoił się trochę i szli teraz normalnym tempem.

– Oczywiście, nie wiedziałaś, że Edna jest z pochodzenia Szwedką?

– Nie mówiłeś mi o tym. Więc ty jesteś półkrwi Szwedem?

– Tak jest.

Zatrzymali się przed dwojgiem drzwi przy końcu korytarza.