– Mam ją tutaj, w swoim pokoju. Myślisz, że mógłbym się bez niej obejść? Co powiedziała policja?

– Ci dwaj mężczyźni nie zostali jeszcze zidentyfikowani, ale przekazałem policji informacje na temat Hansa Lauritssona, więc pewnie już podjęli ten wątek śledztwa.

Edna wybuchnęła płaczem, a Michael zaczął ją pocieszać.

– Mamo, to wszystko nie może cię tak denerwować – mówił. – Przecież odzyskałaś Rustana, cały i zdrowy wrócił do domu.

Nie wiadomo dlaczego zabrzmiało to jak groźba, jakby nakazywał jej się cieszyć, a nie płakać.

– Mój syn, którego tak okropnie zaniedbałam, porzuciłam i… – szlochała. – Jak ja jeszcze kiedyś będę się mogła cieszyć? Wybacz mi, ale to wszystko dało się twojej biednej matce bardzo we znaki.

Veronika rozmawiała wesoło z Viljo. Jak to kobiety rozkwitają, gdy tylko w pobliżu pojawi się przystojny mężczyzna. Irsa jednak miała dojmujące poczucie, że Veronice musi chodzić o coś całkiem innego. Ten jawny flirt miał w kimś innym wzbudzić zazdrość!

I dobrze wiedziała, o kogo to chodzi.

Maleńka cząstka jej osobowości pomyślała złośliwie: Za późno, moja kochana, za późno! Niepotrzebnie się tak wysilasz!

Ale czy rzeczywiście było na cokolwiek za późno? Rustan ją teraz kochał, ale czy to nie jest tylko zauroczenie nowością? Czy gdyby mógł zobaczyć je obie, to nie wybrałby natychmiast Veroniki?

Przywołała się do porządku. Nie wolno sobie pozwalać na takie żałosne myśli. Jeśli kiedykolwiek, to z pewnością teraz miała powody, by lepiej oceniać samą siebie, ale jeśli o takie sprawy chodzi, to Irsa była przypadkiem beznadziejnym. Irsa Folling nie ma żadnej wartości, wygląda też okropnie. Koniec, kropka!

Po śniadaniu wrócili z Rustanem do pokoju, by mogła wysłuchać zakończenia powieści. Pozostał już tylko kawałek i szybko się z tym uporała.

Rustan odmówił Viljo, który chciał iść z nimi, by porozmawiać.

– Nie chciałem, żeby słuchał tego, co napisałem. No, i jaka jest twoja ocena, Irso? – zapytał lekko spięty.

– Jeśli nie jestem kompletną idiotką, to każde wydawnictwo powinno to od ciebie kupić – powiedziała. – Wiesz, ze względu na swoją podwójną izolację widzisz życie inaczej niż większość ludzi i przez to możesz nas bardzo dużo nauczyć. Osobiście uważam, że powieść jest bardzo dobra, i chętnie bym ją dla ciebie przepisała. Zaznaczyłam sobie kilka szczegółów, o których chciałabym z tobą później jeszcze podyskutować, ale teraz powinniśmy chyba ruszać do miasta.

– Oczywiście. A ja już teraz wiem, jak powinienem przebudować tę całą scenę miłosną – wtrącił nieśmiało, kiedy już byli na korytarzu.

Irsa roześmiała się niepewnie.

– Mam nadzieję, że nie tylko dlatego zachowałeś się wczoraj tak…

Położył rękę na jej barku.

– Jasne, że tylko dlatego! – roześmiał się z czułością, a ona przytuliła się do niego na ułamek sekundy, by znowu poczuć ciepło jego ciała. – Odmieniłaś całe moje życie, Irso. Cały świat się zmienił. Nie wiem, jak zdołam ci kiedykolwiek za to podziękować – rzekł głosem pełnym miłości.

– A myślisz, że ty mojego życia to nie odmieniłeś? Chyba nie musimy sobie nawzajem za nic dziękować.

Irsa chętnie porozmawiałaby z Viljo, ale jakoś nie nadarzyła się okazja. Był to rzeczywiście sympatyczny młody człowiek o ujmującym sposobie bycia i tak wiele zrobił dla Rustana. Powinni mu oboje okazywać więcej zaufania, nie traktować go tak samo jak członków rodziny Garp-Howard. Czuł się pewnie boleśnie zraniony, ale cóż mogła na to poradzić. Członkowie rodziny byli dosłownie wszędzie, śledzili ich niczym sępy.

Viljo spoglądał od czasu do czasu na Irsę w całkiem szczególny sposób. Jakby w tajemnicy ją podziwiał, ale nie chciał wchodzić w drogę Rustanowi. Tak jej się wydawało, ale to przecież niemożliwe! Nie należę do kobiet, o które mężczyźni się biją, pomyślała znowu, nienawidziła tych swoich kompleksów, z których nie była w stanie się wydobyć.

Kiedy Irsa i Rustan zaczęli się przygotowywać do wyjazdu na stały ląd, zrobiło się okropne zamieszanie. Edna wymyślała jedną przeszkodę za drugą.

– Czy mógłbym wreszcie dostać klucz od łodzi? – wybuchnął Rustan ze złością i w niczym teraz nie przypominał tamtego sympatycznego chłopca z fotografii. Powrócił znowu twardy, uparty Rustan, zamknięty w zimnym pancerza

– Przecież ty nie możesz prowadzić motorówki! – protestowała Edna. – I o ile wiem, Irsa też nie!

– Możemy przecież wziąć łódź wiosłową.

– Za bardzo wieje, a Klemens nie ma czasu!

– My też nie mamy czasu – dodał Michael.

Viljo wtrącił pospiesznie:

– Ja mógłbym ich zawieźć.

Irsa spojrzała na niego z wdzięcznością i stwierdziła, że jej spojrzenie sprawiło mu radość.

– Mowy nie ma – odparł na to Michael. – Podczas twojej nieobecności nazbierało się mnóstwo pilnych spraw.

Irsa mocno uścisnęła rękę Rustana i oznajmiła spokojnie:

– To szkoda, bo właściwie to ja zamierzałam dzisiaj wyjechać…

Nagle jakby wszystko w pokoju pojaśniało.

– No, jeśli rzeczywiście masz zamiar już nas opuścić, droga Irso, to chyba będę ci mogła wypożyczyć Klemensa – rzekła Edna i podeszła do telefonu.

Wróciła za moment.

– Wszystko w porządku – oznajmiła. – Będzie na ciebie czekał na nabrzeżu. Pożegnaj się z twoją przyjaciółeczką, Rustanie.

– Ależ ja ją odprowadzę na lotnisko! Chociaż tyle mogę dla niej zrobić – wykrzyknął Rustan, który natychmiast zrozumiał wybieg Irsy.

Członkowie rodziny wymienili między sobą spojrzenia. Zdaje się, że to taki zwyczaj w tym domu, porozumiewać się wzrokiem, żeby Rustan się w niczym nie zorientował. Przywykli do tego tak bardzo, że zapomnieli, iż Irsa dobrze widzi.

– Oczywiście, że powinieneś pojechać, Rustanie – rzekła Veronika pospiesznie.

I nikt już więcej im nie przeszkadzał, oboje przygotowywali się do drogi. Trwało to aż do chwili, gdy znaleźli się obok Klemensa na kei i Irsa weszła do motorówki, a potem wyciągnęła rękę, by pomóc Rustanowi. Wtedy w stróżówce ostro zadzwonił telefon i natychmiast z budki wybiegł wartownik.

– Panie Garp! – wołał. – Proszę natychmiast wracać do domu! Pańska matka ma poważny atak. To serce!

– O, nie! Na to nie dam się nabrać! – wysyczał Rustan przez zęby. – Chodź tu, Klemens! Podaj mi rękę! Sam wejdę do łodzi, jeśli mi tylko pokażesz…

Ale Klemens się wahał.

– Nie możesz tak zostawić matki – powiedział. – Jest poważnie chora.

Głupia myśl przyszła Irsie do głowy. Nagle wydało jej się, że Klemens dziwnie zwlekał z wprowadzeniem Rustana do łodzi i że rzucał niespokojne spojrzenia w stronę wartowni, jakby czekał na sygnał…

W tej samej chwili na nabrzeże wbiegł Michael.

– Rustan, to poważna sprawa! – wołał. – Klemensie, sprowadź w drodze powrotnej doktora Sundblada, dobrze?

Irsa zwróciła uwagę, że wymienił inne nazwisko lekarza niż to, które wspominał Rustan. Bez słowa wstała, by wysiąść z łodzi.

– Zaraz będę z powrotem – rzucił Klemens Michaelowi i włączył silnik. Irsa i Rustan krzyknęli, ale nie byli w stanie nic zrobić. Ona została w łodzi, on na kei.

Jeszcze raz rodzina zdołała izolować Rustana.


W łodzi Irsa nie rozmawiała z Klemensem. Była kompletnie załamana. Wiedziała aż za dobrze, że teraz nie ma już żadnej możliwości zobaczenia Rustana. I co się teraz z nią stanie?

Nie zamierzała się jednak poddawać. Teraz Rustan należał do niej, kochali się nawzajem i była gotowa zrobić dla niego wszystko. Będzie musiała do niego zadzwonić… Nie, oni jej z pewnością przeszkodzą. Postanowiła jednak, że zatrzyma się w mieście, w hotelu, i…

– Otrzymałem polecenie, żeby odstawić panienkę na lotnisko – oświadczył nagle Klemens.

– Nie, dziękuję, wezmę taksówkę – rzekła Irsa.

– Ale pani Garp-Howard…

– Od tamtej pory pani Garp-Howard zdążyła już dostać ataku serca. Ważniejsze jest teraz, żebyście jak najszybciej zawieźli jej doktora. Ja sobie poradzę.

Wpadasz we własną pułapkę, droga Edno, pomyślała z satysfakcją. Klemens nic więcej nie powiedział, ale miał bardzo zdecydowaną minę.

Gdy dotarli do nabrzeża, próbował wyskoczyć na ląd przed nią, ale Irsa go uprzedziła, błyskawicznie znalazła się na kei. Poprzedniego dnia widziała postój taksówek i teraz modliła się w duchu, żeby stał tam jakiś samochód.

Taksówka czekała i zanim Klemens zdążył zacumować łódź i dobiec do własnego auta, ona była już dawno w taksówce, która wiozła ją w stronę miasta.

Poprosiła kierowcę, by jechał z największą dopuszczalną szybkością, a może jeszcze trochę szybciej. W rekordowym czasie dotarła do celu i znalazła się w poczekalni doktora Leino. Taksówkarzowi poleciła powiedzieć, gdyby go ktoś o to pytał, że odwiózł ją na lotnisko, i wręczyła mu ekstra banknot za tę przysługę. Był to młody człowiek i naturalnie bardziej go interesowała dziewczyna niż jakiś stary sternik łodzi, więc Irsa nie musiała się obawiać, że ją wyda.

Doktor Leino nie zaczął jeszcze codziennych przyjęć pacjentów, więc Irsa mogła z nim porozmawiać kilka minut w gabinecie.

– Sprawa dotyczy Rustana Garpa – poinformowała.

– Domyślam się, że chodzi o juniora?

– Tak, to mój najlepszy przyjaciel i chciałabym dla niego wyłącznie dobra. Ja wiem, że pana doktora obowiązuje tajemnica zawodowa, ale problem jest niezwykle poważny. Dlaczego, to wyjaśnię później. Czy może mi pan powiedzieć, jakie są szanse, żeby odzyskał wzrok?

Doktor odchylił się na krześle i zastanawiał się przez jakiś czas, zanim odpowiedział:

– Nasze oko to bardzo skomplikowane urządzenie, panno Folling. I niesłychanie wrażliwe. W przypadku Rustana… Tak, trzeba się liczyć z faktami: wtedy, kiedy stało się nieszczęście, został po prostu zaniedbany. Wtedy, kiedy stracił wzrok. Ja nie miałem z tym nic wspólnego, ale wiem, że jeździł na badania do Helsinek i tam dawano mu spore szanse. Powinien był być operowany, jak tylko w szpitalu zwolni się miejsce. W tym czasie mieszkał w instytucie dla niewidomych. Zanim doszło do operacji, wróciła jego rodzina z Australii, a potem coś się musiało stać z jego miejscem w kolejce, albo ktoś coś przeoczył, albo szpital skreślił go przez pomyłkę czy może na czyjeś polecenie, nie wiadomo, dość że nigdy operowany nie był, nikt też nie usiłował wyjaśnić sprawy ze szpitalem. Dopóki w ich zakładach nie pojawił się Viljo Halonen. Rustan miewał niekiedy straszne bóle głowy i Viljo zaczął badać jego oczy. Odkrył wtedy, że chodzi o uszkodzenie, które można było operacyjnie skorygować już dawno temu. Ale czy teraz jeszcze można? Prawdopodobnie jest już za późno.