– Naprawdę nigdy nikogo nie miała? I naprawdę mnie kocha? – dopytywał się Dale, do głębi przejęty i uszczęśliwiony.

– Sam się przekonaj… Ale pamiętaj, powiedziałam ci o tym wszystkim tylko dlatego, że wierzę w szczerość twoich uczuć. I w to, że nie wykorzystasz tych informacji przeciw niej.

– Staram się nie krzywdzić ludzi, Hope. Nie oszukałem żadnej z kobiet, z którą byłem związany. Zawsze uprzedzałem, że od tragicznej śmierci żony i córki nie zamierzam się poważnie wiązać, bo zbyt wiele wycierpiałem i nie mam odwagi głęboko się angażować, ani tym bardziej żenić. Jednak żadnej z nich nie kochałem, podczas gdy Biankę kocham od samego początkU. – Nagle uśmiechnął się łobuzersko, a w jego oczach zamigotały przekorne iskierki. – Czyli ta rzekomo wyzwolona kobieta jest w rzeczywistości cnotliwą panienką? Proszę, proszę… Nie, nie obawiaj się – dodał, podchwyciwszy spłoszone spojrzenie Hope. – Nic jej nie grozi. Troszeczkę się tylko na niej odegram za całe to piekło, jakie mi urządzała przez ostatnie miesiące. No, chodźmy do domu, bo mnie mama obedrze ze skóry, że cię tyle czasu trzymam pod drzwiami.

Rodzina Dale'a okazała się przemiła, szczególnie mama.


– Czemu przyjaciółka nie przyjechała razem z panią? – spytała, gdy na chwilę zostały same w pokoju. – Mój syn bardzo by się ucieszył. Lubi ją.

Hope postanowiła zaryzykować.

– Ona też go lubi, ale me chce mieć złamanego serca. Nie jest taka, jak o niej mówią. To wszystko bzdury wyssane z palca.

Kobieta przeszyła ją przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu.

– W takim razie proszę jej powiedzieć, żeby koniecznie przyjechała następnym razem. Zaden z moich synów nie skrzywdzi kobiety.

Hope kiwnęła głową. Wiedziała, że Bianka znajdzie ciepło i oparcie w tej rodzinie.

– Powiem jej.

Dale wrócił i oznajmił, że powinni się zbierać, ale zanim wyszli, Hope zadzwoniła jeszcze do Bianki i zapytała o synka. Pod koniec rozmowy Dale z przekornym uśmiechem zabrał jej słuchawkę.

– Mam nadzieję, że dobrze dbasz o mojego chrześniaka. – Bianka musiała jakoś mu się odciąć, ponieważ roześmiał się i powiedział: – Ach, cara mia, mówisz tak, jakbyś doznała przypływu instynktu macierzyńskiego. Może sama zamarzyłaś o dzidziusiu?

Rozłączył się po chwili i posłał Hope rozbawione spo]rzeme.

– Jest na mnie wściekła. Gdyby mogła, chyba udusiłaby mnie sznurem od telefonu.

– Zapewne – przytaknęła z uśmiechem.


– Ten podoba mi się najbardziej, tylko szkoda, że zbudowano go tak bardzo na uboczu.

Stali przed malowniczym jednopiętrowym domem, gęsto porośniętym dzikim winem. Dookoła rozpościerał się najpiękniejszy ogród, jaki widzieli tego dnia. W dodatku właściciele chcieli sprzedać również meble, a Hope od pierwszego wejrzenia zakochała się w urokliwej sypialni z wiśniowego drewna i w wystroju wnętrz stylizowanych na wiejską posiadłość we Francji. Nic dziwnego, właściciele byli Francuzami. Hope chciała, żeby Niko miał jakieś związki z francuskim stylem życia, przecież w jego żyłach płynęła również francuska krew.

– Spodobał ci się akurat najdroższy dom, ale może trochę zbijemy cenę, zwłaszcza że droga jest w kiepskim stanie – zastanawiał się na głos Dale. – Rzeczywiście, wszędzie stąd daleko. Nie przeszkadza ci to? A jak przyjdzie czas, żeby posłać małego do szkoły, to jak sobie poradzisz?

Do najbliższego miasta była godzina jazdy, ale Hope uznała, że zacznie się martwić o szkołę, gdy Niko podrośnie. Na razie najważniejsze było zapewnienie mu szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa. Powiedziała to Dale'owi.

– Skoro jesteś zdecydowana, to proponuję od razu jechać do agencji, która pośredniczy w sprzedaży, i złożyć ofertę.

Agencja znajdowała się w Sonomie i szczęśliwie nie było w niej innych klientów, więc mogli od razu przystąpić do załatwiania sprawy. Hope niewiele korzystała z pomocy przyjaciela, sama poprowadziła negocjacje, spokojnie i rzeczowo, z wielką dbałością o wszelkie szczegóły praktyczne oraz o miły przebieg rozmowy…

– Zrobiłaś piorunujące wrażenie – powiedział Dale na ulicy, biorąc ją pod rękę. – Nikt tu nie jest przyzwyczajony do prawdziwie eleganckich dam z klasą. Kalifornijskie dziewczyny są źnacznie bardziej… wyluzowane – powiedział nieco cynicznie, a Hope zerknęła na niego spod oka.

– Naprawdę aż tak bardzo się od nich różnię? Sądziłam, że zaczynam się upodabniać.

– To ci się nigdy nie uda – odparł z uśmiechem, który pokazywał jasno, że to komplement. – Widać po tobie, że nie jesteś stąd. Zdradza cię dystans, jaki zachowujesz. – Zauważył jej smutną minę, więc pośpieszył z zapewnieniem: – Kiedy to jest właśnie ujmujące, przynajmniej ja to tak postrzegam. Bianka też ma tę cechę,. chociaż udaje, że jest inaczej, bo chce się na siłę przystosować do otoczenia.

W tym momencie Hope zamarła. Z mieszkalnego bloku po przeciwnej stronie ulicy wyszedł Aleksiej, pod ramię z prześliczną dziewczyną. To z pewnością Amerykanka, pomyślała Hope, z zazdrością obserwując kuso ubraną brunetkę z oszałamiająco długimi nogami, której czekoladowa opalenizna dodawała zmysłowego uroku. Gdzież mi do tego ideału z męskich snów? – pomyślała Hope smętnie. Aleksiej najwyraźniej bardzo aktywnie pocieszał się po utracie Elise…

– Dziecinko, co się stało? – Dale spojrzał z nagłym niepokojem na jej śmiertelnie pobladłą twarz i rozszerzone oczy, w których z łatwością można było wyczytać cierpienie.

Nawet nie poczuła, że opiekuńczo obejmuje ją ramieniem, myślała tylko o tym, że tamci przechodzą przez ulicę na ich stronę i niedługo zrównają się z nimi. Brunetka ze śmiechem wdzięczyła się do Aleksieja, który nie spuszczał wzroku z jej twarzy, a na ten widok serce Hope ścisnęło się tak boleśnie, jakby wkręcono je w imadło. Niemal nie mogła oddychać, tak ją coś bolało w piersi. Czuła się tak, jakby miała za chwilę umrzeć, a tymczasem on w ogóle jej nie zauważał, świetnie się bawiąc.

Gdy zaczęła trząść się na całym ciele, Dale przytulił ją mocniej i to jej odrobinę pomogło. Niestety, była to krótkotrwała ulga, ponieważ mijający ich właśnie Aleksiej na chwilę podniósł wzrok, zauważył Hope wtuloną w Dale'a, a wtedy w jego oczach pojawiła się zimna pogarda.

Nie zatrzymał się, nie odezwał, nie przedstawił swojej towarzyszki, minął Hope i Dale' a, jakby ich' nie znał, jakby byli dla niego powietrzem. Wstrząśnięta do głębi Hope nawet nie zauważyła, że z boku błysnęło jasne światło, a Dale warknął coś wściekle w tamtym kierunku.


– Nie było to dla ciebie łatwe spotkanie, co? mruknął współczująco, z powrotem pochylając się nad Hope. – Ale powiem ci szczerze, że on "też nie wyglądał na uszczęśliwionego, kiedy zobaczył cię w moich ramionach. Moim zdaniem wcale nie jesteś mu taka obojętna.


– Zapewniam cię, że to tylko przesadne poczucie odpowiedzialności z jego strony, nic więcej – wyszeptała z trudem.


Nagle ogarnęło ją ogromne znużenie. Miała już dość wszystkiego, ból w kostce odezwał się ze zdwojoną siłą. Dale z niepokojem obserwował jej poszarzałą twarz i kropelki potu na czole.


– Jedziemy do domu – zadecydował. – Odpoczniesz trochę, a potem wrócimy razem do Hollywood, nie ma mowy, żebyś podróżowała sama. Ledwo możesz chodzić. – Otworzył drzwiczki samochodu. – Ty go naprawdę kochasz, prawda?

– Bardzo. Ale nie obwiniaj go, proszę – dodała, widząc potępiający wyraz jego oczu. – On naprawdę mnie nie uwodził i wcale nie chciał, żebym się w nim zakochała.


– Słuchaj, facet ma po trzydziestce. Nie wmówisz mi, że nie wiedział, co robi, gdy zaczynał romans z niewinną nastolatką. Jak mam go nie obwiniać? Przecież…

Hope z uporem zacisnęła usta.

– Aleksiej miał swoje powody, i to bardzo ważne – powiedziała cicho, lecz stanowczo.

– Bronisz go jak lwica – skomentował. – Jaki można mieć poważny powód, żeby zostawić na lodzie samotną dziewczynę w ciąży?

– To wcale nie było tak, jak mówisz! Zresztą, wiesz przecież, że on nie ma pojęcia o dziecku.

– To może byś mu powiedziała i zobaczyła, co z tego wyniknie?

Pokręciła głową.

– Już ci mówiłam, co. Ślub. A ja nie chcę litości, tylko miłości.


Dale zamilkł i skupił się na prowadzeniu, ale od czasu do czasu rzucał krótkie spojrzenie na siedzącą obok niego bladą i kruchą kobietę.

– Jesteś bardzo odważna – podsumował, gdy dojeżdżali do domu jego rodziców.

Nie, wcale nie była odważna, przeciwnie. Gdyby nie towarzystwo Dale'a, nie stałaby na ulicy w Sonomie w oczekiwaniu na konfrontację, tylko odwróciłaby się na pięcie i uciekła. I uciekałaby tak długo, aż znalazłaby miejsce, w którym mogłaby się zaszyć ze swoim bólem i gdzie nikt by jej nie znalazł.

– I jak? Wyprawa została uwieńczona sukcesem? – powitała ją przyjaciółka znad wanienki, w której kąpała Nika.

– Tak, znalazłam urocze miejsce. Co prawda trochę drogie, ale Dale uważa, że da się coś utargować. A jak sprawował się mój mały?…:… spytała, obsypując pocałunkami mokrą skórę synka.

– Jak aniołek. Aż szkoda, że już wróciłaś, było mi z nim tak słodko…

– Możesz mieć własnego aniołka. Bianka zesztywniała.

– Jasne, świetny pomysł, już lecę prosić Dale'a o przysługę. – Zarumieniła się pod spojrzeniem Hope. – Daj spokój, ja nawet nie wiem, czy on jeszcze w ogóle ma na mnie ochotę, a co dopiero mówić o poważniejszych rzeczach. – Aby ukryć wyraz twarzy, ponownie pochyliła się nad wanienką i dopiero wtedy zauważyła bandaż na nodze przyjaciółki. – Co ci się stało?

Hope wyjaśniła pokrótce, ale pomfnęła fakt, że osobą, która udzieliła jej pomocy, był Aleksiej. Nie czuła się jeszcze gotowa na opowiadanie o tym, zwłaszcza na relacjonowanie nieszczęsnego spotkania na ulicy. Myśl o tym była jeszcze zbyt świeża, zbyt bolesna. Nawet Biance Hope nie mogła nic powiedzieć. Nie teraz.

– Będzie mi was ogromnie brakować, gdy się wyprowadzicie. Źle znoszę samotność. Na pewno nie zmienisz zdania? – Bianka spojrzała na nią prosząco. – Wiesz, jak bardzo nam tu dobrze, ale tam są lepsze warunki dla dziecka. Zieleń, przestrzeń, świeże powietrze… Roy spadł mi jak z nieba z tą ofertą pracy.