Rano w dniu wyjazdu pojawił się Dale, żeby odwieźć Hope i Nika na lotnisko.

– Bianka przeprasza, że nie przyjechała, ale podobno nienawidzi pożegnań i płakałaby jak bóbr wytłumaczył nieobecnQść żony. – Kazała ci przekaI,ać, że jesteś zawsze w jej myślach.

Gdy już wszystko było zapakowane, a Dale przekręcił kluczyk w stacyjce, Hope spojrzała na swój wypieszczony domek z dziwnie ciężkim sercem. Przeszedł ją lekki dreszcz, chociaż miała na sobie płaszcz Bianki i było jej ciepło.


Po drodze Dale wyjaśnił, że Hope ma zarezerwowany pokój w hotelu i że na lotnisku w Paryżu będzie na nią czekał ktoś z ekipy filmowej. Nikt znajomy, bo Helen wynajęła ekipę francuską, ale ten człowiek ją rozpozna z całą pewnością, bo Dale prZesłał mu szczegółowy opis.


Kiedy się żegnali, uściskał serdecznie ich oboje, zmierzwił włosy chrześniaka, wycałował Hope i powiedział na odchodnym:


– Wszystko się jakoś ułoży. Nie zapomnij, jak bardzo cię kochamy. Dla twojego dobra jesteśmy gotowi zrobić wszystko.


Lot przebiegł spokojnie. Niko spał jak aniołek, więc Hope miała czas dla siebie, mogła przeglądać magazyny, które Dale kupił jej na podróż, ale nie umiała się na niczym skupić. Z każdą chwilą była bliżej Francji, bliżej Aleksieja… Jej zdenerwowanie rosło. Cały ten wyjazd był jakiś dziwaczny, szalony i… podejrzany. Praktycznie żadnych informacji co do miejsca i okresu pobytu. Brak odzewu od Helen. Roy, który nawet nie próbował się z nią skontaktować, tylko załatwił sprawę przez Dale'a. I wreszcie zachowanie przyjaciół, którzy cały ciężar organizacyjny wzięli na siebie i praktycznie na siłę wsadzili ją do samolotu. Czyżby chcieli się jej pozbyć na jakiś czas, ponieważ jej nieszczęście zakłócało ich sielankę? Poczuła się nagle zupełnie opuszczona.


Na lotnisku w Paryżu wszyscy oglądali się za nią i dzieckiem, a Hope była oczywiście przekonana, że to wyłącznie Niko wzbudza takie zainteresowanie. Był naprawdę uderzająco ślicznym chłopcem. Miał ciemne włosy i zielone oczy Aleksieja oraz delikatną karnację Hope. Był dzieckiem radosnym i pogodnym, z jego twarzyczki emanowała energia i niepohamowana ciekawość świata. Prawie wszyscy uśmiechali się na jego widok, a Hope rozpierało poczucie matczynej dumy, chociaż jak zwykle starała się niczego po sobie nie okazywać.

Nie miała pojęcia, że i ona wzbudza sensację swoim wyglądem. Uległa naleganiom Bianki i pod srebrzysty płaszcz włożyła nową kaszmirową sukienkę w gołębim odcieniu. Zadnych ozdób, jedynie maleńkie kolczyki w uszach. Platynowe włosy elegancko spięte na karku. Do tego świeżość młodości, a w oczach – mądrość doświadczonej kobiety.

_ Mademoiselle Stanford? – rozległ się za nią przyjemny męski głos.

Odwróciła się i ujrzała dwudziestoparoletniego człowieka, bardzo szarmanckiego i eleganckiego w typowy dla Francuzów sposób.

– Jestem Philippe Devereaux, czekam na panią z polecenia pana Lawrence'a. – powiedział po angielsku. – A to pewnie Nikołaj? – uśmiechnął się do chłopczyka.


Hope rozjaśniła się ~ nagle poczucie opuszczenia znikło.

– Tak. Dobrze, że pan jest, nawet nie wiem, w którym hotelu mam rezerwację – odparła nienaganną francuszczyzną, co wywołało pełen podziwu uśmiech na przystojnej twarzy Philippe'a.

– Niestety, nie mogę pani służyć żadnymi informacjami, mam tylko zaprowadzić panią do samochodu i przenieść pani bagaże. Proszę tędy.


Zaprowadził ją do lśniącego czarnego daimlera i zamienił parę słów z szoferem.


– Proszę się nie niepokoić, kierowca wie, dokąd panią zawieźć.

Otworzył drzwi samochodu, pomógł Hope wsiąść i zapiąć Nika w foteliku, umieścił walizki w bagażniku i ponownie zajrzał.do I1asażerów.

– Wygodnie pani? – upewnił się jeszcze i ukłonił się na pożegname.

Limuzyna ruszyła. Hope widziała jedynie niewyraźny zarys głowy szofera, ponieważ oddzielała ją od niego przyciemniona szyba. Z tyłu komfortowego samochodu było dużo miejsca, siedzenia były miękkie i przepastne, zapadła się w nie prawie jak w poduchy. Niko bawił się plastikową zabawką· Dale zadbał nawet o fotelik. Jaki on kochany, pomyślała sennie, odchylając głowę na oparcie.

We wnętrzu było ciepło i dość cicho, potężny silnik mruczał jak wielki kot. Ogarniała ją coraz większa senność, marzyła o kąpieli i wygodnym łóżku. Uległa pokusie i przymknęła oczy. Wiedziała, że nawet jeśli na chwilę się zdrzemnie, szofer obudzi ją, kiedy dojadą do hotelu.

Gdy się ocknęła, za szybą jadącego samochodu panowała nieprzenikniona ciemność. Hope wyprostowała się gwałtownie. Nie miała pojęcia, gdzie jest, na pewno poza Paryżem, ale gdzie? I która godzina? Zerknęła na zegarek i zbladła. Samolot wylądował przed czterema godzinami!

W popłochu zastukała w szybę dzielącą ją od kierowcy, by zwrócić na siebie jego uwagę, ale on nie zareagował, mimo że pukała do niego kilkakrotnie. Wreszcie zrezygnowała. Chwileczkę, tylko bez paniki. To niemożliwe, żeby ich porwano, kto miałby to zrobić i po co? Przecież Philippe powołał się na Dale'a, wiedział, jak ona wygląda, znał imię Nika.

Ach, pewnie jadą do Helen, która ma dom gdzieś na wsi! Hope odetchnęła z ulgą. Czemu wcześniej o tym nie pomyślała? Reklama raczej nie będzie kręcona w Paryżu, prędzej właśnie na wsi, u Helen. Wszystko jasne.

Niko zaczął marudzić, musiał być głodny, biedactwo. Gdy go karmiła, zauważyła, że zbliżają się do jakiejś miejscowości, więc wytężyła wzrok, żeby nie przeoczyć znaku z jej nazwą. 'Przynajmniej będzie wiedziała, gdzie się,znajduje. Beaune! Poczuła nagły ból w sercu. Co za ironia losu, że Helen musiała kupić dom akurat w pobliżu posiadłości Aleksieja. Jakim cudem ona ma normalnie pracować w takich warunkach? Przecież bez przerwy będzie wypatrywać Aleksieja. A jeśli przypadkiem na niego wpadnie?

Niko skończył jeść, więc delikatnie wytarła mu buzię i rączki wilgotną chusteczką, a potem wycałowała każdy paluszek z osobna, czemu towarzyszył uszczęśliwiony chichot synka. Uwielbiał tę pieszczotę· Zajęta synkiem, nie zwracała uwagi na to, dokąd jadą. Dopiero kiedy spakowała torbę z rzeczami Nika i podniosła głowę…

– Nie! – wyrwało jej się z nagle ściśniętego gardła. Jak mogli jej to zrobić? Które z nich wpadło na ten pomysł? Miała rację, gdy podejrzewała, że coś knują.

Przed nią wyłaniał się z mroku rzęsiście oświetlony zamek. Pod kołami limuzyny zadudniły belki zwodzonego mostu, a potem rozległ się głuchy łoskot zamykanej bramy. Znów była uwięziona na zamku Aleksieja.

Szofer wysiadł, a wtedy Hope rozpoznała poznaczoną bliznami twarz Pierre'a. Stąd ten pomysł z przyciemnioną szybą… Każdy szczegół spisku został starannie przemyślany, pomyślała ze zgrozą, rozpoznając w tym planowaniu rękę Aleksieja. Lękając się konfrontacji z nim, nie spieszyła się do wysiadania z auta.

Aleksiej wyszedł na dziedziniec, ubrany w elegancką białą koszulę i czarne spodnie. Podszedł do samochodu, otworzył drzwi od strony Hópe i obrzucił ją nieprzeniknionym spojrzeniem.

– Witaj – powiedział krótko, skinął głową i pomógł jej wysiąść.

– Czekaj, wezmę Nika… – zaczęła, ale przerwał jej tonem nie znoszącym sprzeciwu:

– Ja to zrobię.

Serce w niej zamarło ze wzruszenia, gdy Aleksiej. pochylił się nad fotelikiem i ojciec i syn po raz pierwszy spojrzeli sobie w oczy. Omal się nie rozpłakała. Magia tej chwili znikła jednak równie szybko, jak się pojawiła. Aleksiej wyjął synka z samochodu, przytulił do siebie jedną ręką, drugą ujął Hope pod ramię i pospiesznie zaprowadził do środka.

– Chodź, i tak już kazaliśmy czekać ojcu Ignatio wystarczająco długo. Jest zmęczony, to dla niego bardzo późna pora.

Jaki ojciec Ignatio? O co chodzi? Nie miała jednak czasu się zastanowić, ponieważ Aleksiej już podawał dziecko służącemu.

– Pierre się nim zajmie przez chwilę. Musimy się spieszyć.

– Ależ Aleksiej…

,

– Nie teraz. Potem będzie czas na wyjaśnienia, teraz liczy się każda minuta.

Hope była zbyt oszołomiona przebiegiem i tempem wydarzeń, by protestować, gdy prowadził ją do nieznanej części zamku. Ich kroki rozlegały się głuchym echem w zapomnianym, zakurzonym korytarzu, który wiódł do… Do niewielkiej zamkowej kaplicy, gdzie przy ołtarzu czekał ksiądz w ornacie i ze stułą·

Przemknęło jej przez myśl, że to scena jak z powieści. A może chodzi jedynie o głupi, okrutny żart? Spojrzała na Aleksieja, który mocniej ścisnął ją za raffiIę·

– Za chwilę weźmiemy ślub. Nawet nie próbuj protestować.

Jak we śnie przekroczyła próg kaplicy. Nie, nie zamierzała protestować, nauczyła się rozpoznawać to, co nieuniknione. Nauczyła się temu poddawać. Aleksiej zawsze stawiał na swoim, więc teraz, gdy już wiedział o dziecku, prędzej czy później doprowadziłby do zawarcia małżeństwa. Lepiej mieć to od razu za sobą.

Ojciec Ignatio przywitał ich uśmiechem i poczekał, aż Aleksiej pomoże Hope zdjąć płaszcz. Od chwili wejścia do kaplicy Aleksiej zachowywał się ujmująco i czule. Sędziwy kapłan musiał być święcie przekonany o jego miłości do panny młodej. Hope jednak wiedziała aż nadto dobrze, że to nie miłość, a poczucie odpowiedzialności popycha Aleksieja do czynu. Nie, on nigdy jej nie kochał i nie pokocha.

Słuchała słów księdza i przysięgi Aleksieja, jakby te głosy dobiegały z oddali. Potem ona wygłosiła słowa przysięgi, zupełnie nie pojmując ich sensu. Poczuła na palcu ciężar obrączki, a na policzku dotyk ust Aleksieja. Było po wszystkim. Od tej pory byli mężem i żoną w obliczu prawa i w obliczu Kościoła.

Ledwo do niej dotarło, że Aleksiej podsuwa jej jakieś papiery do podpisania. Podpisała, nie dbając już o nic. W głowie jej się kręciło, w sercu czuła pustkę. Nie winiła Aleksieja za jego postępowanie, mogła się po nim tego spodziewać. Jednak to, że zdradzili ją najbliżsi przyjaciele, którym bezgranicznie ufała, napawało ją goryczą.

Przeszli we troje do biblioteki, gdzie Pierre poczęstował ich winem. Z uspokajającego spojrzenia, jakim ją obdarzył, wywnioskowała, że z Nikiem wszystko w porządku. W to nie wątpiła, bo przecież zamek Aleksieja będzie dla ich synka najlepszym miejscem na ziemi. Dla niej zaś będzie więzieniem i miejscem wiecznej udręki.