Żeby Aggie mogła go teraz zobaczyć! Odniósł w życiu sukces, był bogaty i mógł jej dać wszystko, co kiedyś obiecał. Ale po Aggie zostały mu tylko wspomnienia i postrzępiony akt ślubu. Może trzeba było się rozwieść… ale to jest trudne, gdy jest się praktykującym katolikiem. A teraz to już bez znaczenia. W jego wieku nie pora myśleć o powtórnej żeniaczce. Po co ma dzielić się z jakąś obcą osobą tym, na co przez całe życie pracował w pocie czoła? Po co miałby jej zdradzać tajemnicę swojego życia? Nikt nie musiał wiedzieć, że kiedyś był wynędzniałym meksykańskim dzieciakiem, urodzonym na kuchennej podłodze w domu jakiegoś gringo. Podobnie jak nie musiał nikomu się spowiadać, że po porodzie jego matka wróciła do szorowania podłóg. A potem, gdy dorósł, Arnold Sanders wysłał go do szkoły rolniczej i zostawił mu w spadku swoje maleńkie, jedenastoakrowe ranczo z drzewkami awokado, z zastrzeżeniem, że zawsze będzie się nazywało Ranczo Sandersów. Zgodził się, a nawet zmienił nazwisko na Sanders, aby ułatwić sobie życie. Dlaczegóż by nie? Cała jego rodzina pracowała kiedyś dla Sandersów. Aby nie stracić tej pracy, musieli pomieścić się w dwu ciasnych przyczepach. Siostry i ciotki sprzątały Sandersom dom, a bracia i ojciec opiekowali się ranczem i doglądali zwierząt. On jeden odniósł z tego korzyści. Otrzymał wykształcenie, a obecnie był właścicielem ponad dziesięciu tysięcy akrów ziemi, na których uprawiał drzewka awokado. Na innych dziesięciu tysiącach akrów rosła sałata i brokuły, oprócz tego zajmował się hodowlą koni arabskich. Gdyby tylko rodzice jeszcze żyli… Na pewno bardzo by się cieszyli z dorobku swój ego syna, a on mógłby ich przygarnąć do siebie na stare lata. I gdyby tylko Aggie była teraz towarzyszką jego życia… codziennie obsypywałby ją prezentami, dokładnie tak, jak to kiedyś obiecał! Przymknął oczy na ułamek sekundy. Natychmiast stanęła mu przed oczami jak żywa w białej sukni i w wianku z kwiatów przez niego uplecionym. Oczy powilgotniały mu ze wzruszenia… He to już lat… Dlaczego ona nigdy nie próbowała go odnaleźć? No tak, ale przecież on sam także w pewnym momencie poddał się i zrezygnował z dalszych poszukiwań. Ciekawe, jak ona teraz wygląda? Na pewno ma wspaniałe, długie kasztanowe włosy, które wijąsię na końcach, i te piękne ciemne oczy. Leks czasami widywał lalki, które były trochę podobne do Aggie, ale żadna z nich nie dorównywała jej urodą. Czasami kupował je swoim bratanicom, prosząc przed zapakowaniem, aby sprzedawczynie wplotły im we włosy kilka kolorowych wstążek, takich jakie miała Aggie. Cholera, trzydzieści lat to zbyt wiele. W tak długim czasie każdy ognik pierwszej, młodzieńczej miłości dawno by już wygasł.
To po prostu oznacza, że jesteś wyjątkowo stały w uczuciach do jednej kobiety, ale musisz pożegnać się z Aggie Bixby, podobnie jak kiedyś z Feliksem Sanchezem – mruknął do siebie.
Ale to nie było takie proste.
Ciągle jeszcze w złym humorze Leks skręcił do najbliższej restauracji, aby coś przekąsić w drodze do Bonsall. Specjalnością zakładu były żeberka z rusztu i pieczone ziemniaki. Leks, jak zwykle, zamówił podwójną porcję. Stwierdził z zażenowaniem, że jasnowłosa kelnerka, zamiast przyjąć zamówienie od dwu innych kobiet siedzących w przyciemnionym kąciku po przeciwnej stronie, stoi wciąż przy jego stoliku i bezwstydnie się do niego mizdrzy! Nie wiedział, jak ma zareagować na aroganckie zachowanie dziewczyny.
– Dwie butelki bud ice.
Tymczasem Ariel Hart bezskutecznie usiłowała ściągnąć na siebie uwagę kelnerki.
– Daję jej jeszcze pięć minut, a potem idziemy prosto do kierownika – zdecydowała rozzłoszczona. – Cóż to za obyczaje! Żeby kelnerka zalecała się do gościa, choć on, jak widać, wyraźnie sobie tego nie życzy! O co właściwie chodzi tej małej?
– Może to my powinnyśmy sobie z nim poflirtować? Jest całkiem przystojny – stwierdziła Dolly. – I patrzy jakoś tak, jakby mu było głupio z powodu tej kelnerki. Zauważyłaś, jak zmarszczył brwi? On chyba chce cię poderwać, Ariel. Odwzajemnij mu się. Hm, nie wygląda zbyt elegancko, długie, robocze buty i dżinsy. Od razu widać, że to człowiek pracy. Zobacz, on nosi baseballówkę i ma ciemne włosy, zupełnie w twoim typie. I tak jak ty zaczyna siwieć, choć u ciebie tego nie widać pod farbą. Widzisz sama, ile macie wspólnego.
– Przestań, Dolly. Jesteśmy tu po to, by coś zjeść! Proszę pani, proszę pani! – Ariel, pierwszy raz w życiu, by zwrócić na siebie uwagę kelnerki, pstrykała palcami. – Siedzimy tu od prawie dwudziestu minut, a na pewno przyszłyśmy przed tym dżentelmenem. Jeśli jest pani zbyt zajęta, możemy pójść do innej restauracji albo skontaktować się z pani przełożonym, a przekonamy się, co on będzie miał do powiedzenia.
– Jest mi bardzo przykro, proszę natychmiast obsłużyć te panie – Leks zwrócił się do kelnerki – i mnie proszę przynieść ich rachunek.
– Dziękujemy, to niepotrzebne – sprzeciwiła się Ariel. Dolly miała rację, to szalenie przystojny mężczyzna.
– Ale ja nalegam, na pań miejscu na pewno wpadłbym w furię. Ariel uśmiechnęła się.
– A więc zgoda. Będziemy panu zobowiązane za tę wspaniałomyślność.
Leks pochylił głowę nad gazetą, ale czuł się jakoś dziwnie i nie był w stanie skoncentrować na lekturze. I mimo wysiłków nie mógł oderwać myśli od pięknej kobiety, z burzą blond włosów, która siedziała przy drugim stoliku. Miał chęć wstać i przysiąść się do ich nich, ale bał się, że nie będzie wiedział, o czym z nimi mówić, poza tym mogłyby go uznać za jakiegoś podrywacza, a to ostatnie rzecz, jakiej by sobie życzył. I nagle zrobiło mu się gorąco, na sąsiednim stoliku dostrzegł baseballówkę Padres, dokładnie taką jak jego. O tym przecież można by gadać i piętnaście minut! Musiała należeć do blondynki, ponieważ na czubku głowy miała lekko przyklapnięte włosy. Druga pani, z warkoczem, nie nosiła żadnego nakrycia głowy.
Gdybyś choć trochę lepiej znał się na kobietach, mógłbyś być teraz kimś więcej niż tylko obserwatorem – pomyślał rozżalony.
Z przyjemnością słuchał, jak składała zamówienie – miała piękny głos.
– Duży, średnio wysmażony stek, pieczone ziemniaki, kukurydza, fasolka szparagowa, kompot jabłkowy i dwie butelki coors light. Frytki z pikantnym sosem do piwa. To wszystko dwa razy.
Leks uśmiechnął się, ta kobieta to jego bratnia dusza. Jaka szkoda, że nie ma tu nikogo, kto mógłby poznać go z nią! A sam nie potrafi tego zrobić. Przeczytał kilka zdań z artykułu na temat problemów na Bliskim Wschodzie, jednak już po chwili jego myśli wróciły do pań siedzących opodal. A może przed wyjściem zatrzymają się przy jego stoliku? Zapalił papierosa. One także palą. W Kalifornii w niewielu restauracjach pozwala się gościom palić, między innymi dlatego Leks chętnie tu czasami jadał. Znów zerknął w ich stronę i o mało nie roześmiał na cały głos, gdy dostrzegł kątem oka, jak obie panie bez żenady piją piwo prosto z butelki. I znowu, pomimo wysiłków, nie udało mu się skoncentrować na treści artykułu, który zaczął czytać. W jego głowie kołatała tylko jedna myśl: wstać i podejść do ich stolika.
Tymczasem obie kobiety zamówiły jeszcze po piwie i, zajadając frytki z sosem, także zerkały ukradkiem w stronę nieznajomego mężczyzny ukrytego za gazetą.
– On przypomina mi kogoś – szepnęła Ariel.
– Na pewno bym pamiętała, chyba że masz przede mną jakieś tajemnice. Ten facet jest szalenie przystojny. Za dawnych, dobrych czasów aktorzy z Hollywood wyglądali tak na scenie, ale poza nią… szkoda gadać. Według mnie, przed wyjściem powinnyśmy zatrzymać się przy jego stoliku i podziękować mu za obiad. Wiesz, o co chodzi, wyciągnąć rękę, przedstawić się i podziękować.
– Nie potrafię, a poza tym już raz to zrobiłam. I przestań wreszcie bawić się w swatkę. Pomyśli, że chcemy go podrywać tak samo jak ta kelnerka. A nas jest dwie, Boże, on mógłby sobie pomyśleć… Nie, samo „dziękuję” zupełnie wystarczy. No, wreszcie doczekałyśmy się. Spójrz, jemu także niosą tacę z jedzeniem, a to oznacza, że prawdopodobnie jednocześnie wstaniemy od stołu. Wtedy będzie można go zagadnąć. No, jedz – ponagliła Ariel, wyraźnie niezadowolona ze scenariusza, który właśnie wymyśliła.
– Jak myślisz, kogo on ci przypomina?
– Nie wiem, kogoś, kogo spotkałam w swoim życiu. Mam pamięć do twarzy, ale nie do nazwisk. To nie ma znaczenia. Ach, Dolly, jestem potwornie zmęczona, marzę o gorącej kąpieli.
– Ja też. Z tego zmęczenia prawie nie chce mi się jeść. Starczy ci siły, aby wysiedzieć na lekcji obsługi komputera? Może lepiej odłożyć to na jutro. Dowiedziałam się dziś wielu ciekawych rzeczy. Dostałyśmy zamówienie, aby dostarczyć dwadzieścia tysięcy butelek od coca-coli. Ale to nie są takie butelki, jakie widujesz w sklepie, one wyglądają jak tubki, które dopiero potem, kiedy nasz kierowca je przywiezie, zostaną nadmuchane do właściwych rozmiarów. Ciekawe, co? Ale to nie wszystko, przez naszą firmę przewinęło się dziś czterdzieści dwa tysiące funtów maślanych ciasteczek, a jutro dostarczymy ładunek… no, jak myślisz, czego? Dżinsów, które po naszej dostawie mają być sprane, aby nabrały właściwego koloru. Widzisz, ile tu się można nauczyć! Nie mam już ochoty na deser.
– Ja chyba też. Możemy iść, ale przedtem muszę wyjść do toalety. Nie wiesz przypadkiem, gdzie jest?
– Tam. – Dolly wskazała drzwi po lewej stronie. – I chyba tamtędy od razu można wyjść na zewnątrz. A to oznacza, że teraz musimy się zdecydować, czy podchodzimy do jego stolika czy nie.
– Nie jestem teraz w stanie podjąć żadnej decyzji. Z powodu tych dwóch piw muszę jak najszybciej znaleźć się w toalecie, a potem coś zdecyduję.
– No i pojechał – westchnęła Dolly.
Patrzyły, jak ciemny pikap manewrował w ciemnościach, a potem mijał je wolno.
– To on – denerwowała się Dolly. – No zrób coś, zdaje się, że ma uchylone okno.
– Dziękujemy za obiad! – krzyknęła Ariel. – Było nam bardzo miło.
"Lista życzeń" отзывы
Отзывы читателей о книге "Lista życzeń". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Lista życzeń" друзьям в соцсетях.