– Jeśli chodzi o te napady, to owszem, zdarzył się jeden około dwudziestu lat temu. Ale wtedy sprawcy zostali szybko zatrzymani w najbliższym mieście. A z Chetem też miałem problemy, tuż przed sprzedażą interesu. Jemu jest teraz trudno, bo spłaca tę swoją ciężarówkę. Byłem jedynym głupcem, który ze strachu zgodził się go zatrudnić. Jestem już za stary, żeby kręcić, więc powiem prosto, bałem się tego człowieka, podobnie jak moja żona. A teraz niech mi pani powie, dlaczego pani zrobiła takie głupstwo i kazała Leksowi poszukać sobie innej firmy? On pewnie to zrobi, tylko co wtedy stanie się z Able Body? Przecież ja z niej żyję, to znaczy… co ja mówię, pani z niej żyje. To dobry, uczciwy człowiek. W dzisiejszych czasach trudno o drugiego takiego. Powinna go pani przeprosić, tak brzmi moja rada, której udzielam za darmo. Chet Andrews to paskudny człowiek. Z jego powodu miałem wiele bezsennych nocy. Wcale bym się nie zdziwił na wiadomość, że Chet maczał palce w tym napadzie drogowym. To człowiek bez sumienia. Ale dlaczego pani tak potraktowała Leksa?

– Ponieważ on… zachował się bardzo niekulturalnie wobec mnie – powiedziała elegancko Ariel. – Nie chcę rozmawiać dłużej o Leksie Sandersie.

Usłyszała śmiech w słuchawce i zaczerwieniła się.

– To nie jest odpowiednia pora do zadzierania nosa, kochana pani. Może się pani znaleźć w trudnej sytuacji, a wtedy Leks mógłby służyć pomocą. Taka kruszyna jak pani to żaden przeciwnik dla Cheta Andrews’a. Czy pani nie chce przypadkiem, abym wsiadł do samolotu i trochę pani pomógł? Przy okazji poplotkowałbym trochę z Leksem. Naprawdę, mógłbym to zrobić, to żaden kłopot dla mnie – w jego głosie zabrzmiała nadzieja.

– Będę pamiętała o pańskiej propozycji. Czy ją przyjmę, zdecyduję po jutrzejszej wizycie władz federalnych. Jeżeli uznam, że to sprawa ponad moje siły, skontaktuję się z panem. Jak się panu mieszka na Hawajach? – zapytała grzecznie na koniec.

– Nienawidzę Hawajów, ale moja żona je uwielbia. Przez cały dzień nic tylko robi zakupy. Mam już całe mnóstwo kwiaciastych koszul, których nigdy nie włożę. I na okrągło jemy ananasy, do wszystkiego. Nie cierpię ananasów, nigdy ich nie lubiłem i nie będę lubił. Będzie pani dzwonić do Leksa? Ja też chyba powinienem to zrobić. Najwyraźniej trzeba mu przypomnieć, jak należy traktować kobiety. Czy on się w pani kocha? To może być jego problem. On nie umie postępować z kobietami, ale to człowiek dusza, lepszy niż rodzony syn.

– Dam panu znać o wszystkim, panie Able. Dziękuję za rozmowę. Czuję się o wiele lepiej teraz, gdy wiem, że mogę na pana liczyć. Życzę udanego wieczoru.

– On chce dzwonić do Leksa Sandersa, może nawet robi to w tej chwili – rzekła Ariel do Dolly. – Czuję to. Dziwak i zrzęda. Wcale bym się nie zdziwiła na wiadomość, że przyleci tu najbliższym samolotem. On sobie „poplotkuje z Leksem”. Ładne rzeczy. Coś mi mówi, że ci dwaj faceci mają zamiar wtargnąć w moje życie, a potem spróbują nim również zawładnąć. Ale to na pewno im się nie uda – powiedziała Ariel, siadając do stołu. – Już lepiej coś zjedzmy i nie gadajmy więcej o interesach.

– Może chcesz porozmawiać o filmach?

– Nie!

– O pieniądzach?

– Absolutnie nie – powiedziała Ariel.

– Przyjaciołach?

– Jakich przyjaciołach? Od miesięcy nikt do mnie nie zadzwonił. Kiedy już wyniosłam się z okolicy, od razu wszyscy o mnie zapomnieli – westchnęła Ariel.

– Więc może o tym, co ci bardzo leży na sercu? O Leksie Sandersie. Pamiętasz ten okres w swoim życiu, gdy z powodu pryszczy na twarzy nie chciałaś, aby ktokolwiek ani cokolwiek zakłóciło twój spokój? Może on też przechodzi teraz swój trudny okres? Daj mu jeszcze trochę czasu. Interesy to nie to samo co prywatna znajomość. Ariel, przecież ty jesteś profesjonalistką. Teraz pierwszy krok należy do ciebie. Jeśli go potrzebujesz, zapomnij o własnej dumie. To jest moja rada.

– Chyba będzie dziś padać. Twarz zaczyna mnie boleć, a to zawsze zwiastuje deszcz – powiedziała Ariel, wyraźnie ignorując radę Dolly. – Już nie mogę się doczekać długiej, gorącej kąpieli. Będę po prostu w niej siedzieć i odpoczywać. Może rozpalę w kominku, aby ogrzać trochę sypialnię. Mam kilka dobrych książek do przeczytania. A co ty będziesz robić?

– Prasować. A potem może przygotuję nasz ulubiony krem orzechowy. Podwoję proporcje, aby było więcej. Przez cały dzisiejszy dzień miałam ochotę na coś słodkiego. A jutro poczęstujemy dziewczęta z biura.

– Dolly, naładuj pistolet i połóż go przy kominku, tak na wszelki wypadek – powiedziała Ariel spokojnie.

Dolly przełknęła szybko kawę i krzyknęła piskliwie, gdy sparzyła się w język.

– Mogę go załadować, ale nie umiałabym nikogo zabić. Rozmawiałyśmy już o tym wiele razy. Poszłam na naukę strzelania wyłącznie po to, by dotrzymać ci towarzystwa. Ale wiem, że gdyby coś się stało, no wiesz… nie byłabym w stanie tego zrobić. Może lepiej trzymaj go na górze.

– Musimy być przygotowane, Dolly. I nie ma teraz czasu na zbędne dyskusje. Wyobraź sobie, że na górze będę trzymała pistolet. I co się stanie, jeśli w tym czasie na dole będzie włamanie? Przecież nie każę ci strzelać. Zwykle groźba użycia broni załatwia sprawę. Na zajęciach radziłaś sobie świetnie, uważam, że jesteś ekspertem w tej dziedzinie. Najważniejsze, że każdy facet, mam na myśli bandytów, może się zdenerwować, gdy zobaczy kobietę mierzącą do niego z pistoletu. I pamiętaj, co mówił instruktor: celować lufą w okolice poniżej pasa. Wyobraź sobie tylko: strzelasz jakiemuś facetowi między nogi, ile będzie z tego krwi i bólu?

– Pewnie kilka wiader; nienawidzę widoku krwi. Musiałybyśmy się przeprowadzić, nie mogłabym domyć podłogi.

– I kończąc tym stwierdzeniem, żegnam cię i idę na wczesny odpoczynek, pozamykałam wszystko, wchodząc do domu. Obiad był pyszny. Alarm włączony, jeśli będziesz się denerwować, przyjdź na górę. Dobranoc, Dolly. – Ariel uścisnęła swą starą przyjaciółkę i szepnęła: – Chet Andrews musiałby być skończonym głupcem, aby wdawać się z nami w konflikt. Zresztą on nawet nie wie, gdzie mieszkamy. Miłych snów!

Na górze, w swoim pokoju, Ariel zaczęła się przygotowywać do długiej, błogiej kąpieli, jaką sobie sama obiecała. Rozebrała się, włączyła kominek na gaz. Posłała łóżko i roztrzepała poduszki. Pies przez cały czas przemierzał pokój, a kiedy stwierdził, że Ariel siedzi w wannie i nic jej nie grozi, wskoczył na łóżko i przyciągnął do siebie swoje dwie poduszki. Obrócił się kilka razy dookoła siebie, nim w końcu znalazł wygodną pozycję. W chwili gdy zapach gardenii z kąpieli Ariel przywędrował do pokoju, Snookie przymknęła oczy, nadstawiła jedno ucho, a drugie położyła po sobie.

Ariel weszła do gorącej, parującej wody i westchnęła z rozkoszy. Kąpiel w wannie, podobnie jak filiżanka aromatycznej herbaty, świetnie dodawała człowiekowi sił. Ariel postanowiła poczytać książkę w kąpieli. Sięgnęła po ostatni bestseller, powieść szpiegowską. Na początek wygięła ją mocno. Podczas czytania dwukrotnie sięgała dużym palcem u nogi, aby odkręcić gorącą wodę, i dosypywała soli kąpielowych. Była w środku trzeciego rozdziału, gdy poczuła, jak woda opada, odsłaniając jej szyję i ramiona. Okazało się, że palcem u nogi przypadkowo zwolniła odpływ.

W aksamitnym wiśniowym szlafroku powędrowała do sypialni, usadowiła się na stosie kolorowych poduszek, które trzymała przy kominku, i opadła na nie ociężale z listą życzeń na kolanach i detektywistycznym raportem w ręku. Natychmiast wzięła się do swojego ulubionego orzechowego deseru, który Dolly wniosła na górę razem z dzbankiem gorącej czekolady. Szkoda, że ukroiła tak mało kawałków… Właśnie Ariel oblizywała palce po ostatnim z nich, gdy zadzwonił telefon. Z trudem sięgała z tego miejsca do staroświeckiego, francuskiego aparatu.

– Halo!

Cisza.

Odezwała się jeszcze dwa razy, nim wreszcie odłożyła słuchawkę. Spojrzała na Snookie, która przyglądała jej się uważnie.

– Pomyłka. – Ariel wzruszyła ramionami.

Dziesięć i piętnaście minut później telefon dzwonił kolejne razy i z tym samym rezultatem. W ciągu następnych piętnastu minut zadzwonił jeszcze siedem razy. Ariel zdenerwowała się, a Snookie wyskoczyła z łóżka. Zaczęła biegać dokoła aparatu, zjeżyła włosy na karku i warczała groźnie.

– Widzę, że obie rozumiemy, iż to celowa robota – szepnęła Ariel. Snookie musnęła nosem szyję Ariel i, usiłując wdrapać się jej na kolana, przednimi łapami oparła się na ramionach swej pani. Ariel zanuciła coś cicho; Snookie razem z nią popiskiwała do wtóru.

– Chodź, dam ci resztę gorącej czekolady, która jest już, niestety, tylko letnia. Chciałabyś wyjść na taras?

Ale owczarek nie chciał pić czekolady ani nie podbiegł do drzwi, choć robił to zwykle na dźwięk słowa „taras”. Ariel wzruszyła ramionami.

– Wreszcie przestał dzwonić. Najlepiej będzie, jeśli wyciągnę wtyczkę telefoniczną z gniazdka. Pewnie jakiś dzieciak robi mi kawał. Mój numer jest zastrzeżony, Chet Andrews nie mógł go zdobyć. Już w porządku, Snookie.

Pies usiadł natychmiast. Przez dłuższą chwilę Ariel siedziała zapatrzona w jeden punkt. Poklepywała lekko swą piękną Snookie i usiłowała zebrać myśli.

Mały zegar na kominku wybił godzinę dziesiątą. Ariel podniosła się i przywołała Snookie do drzwi balkonowych. Owczarek bardzo lubił chłodne, wieczorne powietrze. Ariel tymczasem sięgnęła po raport. Spodziewała się, że zobaczy na kartce adres i numer telefonu do Feliksa Sancheza. Niestety. O mało się nie rozpłakała. Z papierosem w ustach, nie zważając na dym gryzący w oczy, czytała raport.

Mężczyzn o imieniu i nazwisku Feliks Sanchez, w wieku od dziesięciu miesięcy do osiemdziesięciu dziewięciu lat, było aż sześćdziesięciu siedmiu. Innych Feliksów Sanchezów, którzy nie mieszkali w Meksyku ani w Kalifornu, było dodatkowo trzydziestu trzech. Z owych stu Feliksów Sanchezów siedemnastu miało podwójne obywatelstwo, a dziewięciu z tych siedemnastu nie mieszkało w Meksyku ani w Kalifornii. Dane, które Ariel podała o swoim mężu, pasowały do jedenastu mężczyzn o tej samej dacie urodzin, szkole i miejscu pracy rodziców. Raport mówił dalej, że szkoła spłonęła, a razem z nią wszelkie zapiski na temat jej uczniów. Pozostawała jedynie pamięć nauczycieli z San Diego. Kilku z nich mgliście przypominało sobie pewnego ucznia o nazwisku Feliks Sanchez. Jedna, emerytowana nauczycielka mieszkająca obecnie w domu opieki powiedziała, że chłopiec o tym nazwisku wrócił do szkoły w Meksyku, po tym jak jego narzeczona musiała się przenieść do Niemiec razem z rodzicami. Wiele lat później chłopiec przyszedł, aby jej powiedzieć, że wyjeżdża do college’u. Ale nie pamiętała dokąd. To był najbardziej obiecujący ślad. Nie istnieją żadne zapiski na temat prawa jazdy wydanego przez Stany Zjednoczone na nazwisko Feliks Sanchez. A bez numeru identyfikacyjnego nie można kontynuować poszukiwań. Na koniec, pismem ręcznym było dopisane: „Osobiście pojechałam do miasta Meksyk, aby sprawdzić zapiski o ślubie lub rozwodzie, to samo zrobiłam tu w Kalifornii, ale bez sukcesu. Proszę dać znać przez telefon, w jaki sposób proponuje pani prowadzić dalsze poszukiwania, jeśli w ogóle to robić”.