– Już straciłam rachubę. Ale moje obolałe plecy mówią, że dużo. Ręce mi już odpadają. Do zobaczenia. Chwileczkę! Widziałaś może gdzieś Leksa?

– Dawno temu, może około południa. Rozmawiał z FBI, tym prawdziwym. A potem widziałam jeszcze, jak odjeżdżał swoim samochodem. Moim zdaniem, zajmuje się organizacją na innych ranczach. Ariel, to był genialny pomysł. Aż trudno uwierzyć, ale każdy z zapałem garnie się do tej pracy. I jeszcze jedno, nikt nie udziela wywiadów do gazet. Ta akcja przywróciła mi wiarę w rodzaj ludzki.

– Tak, mnie także.

Była pierwsza nad ranem, gdy Ariel z hot dogiem w jednej ręce i napojem orzeźwiającym w drugiej usiadła ostrożnie na ziemi, by nie sprawić sobie bólu.

– Nie wiem nawet, czy dam radę unieść ręce, aby to włożyć do ust – mruknęła pod nosem.

– Przy tamtej kuchni polowej jest całe pudło maści przeciwbólowej. Wziąłem sobie jedną tubkę, spróbuj, może ci pomoże – usłyszała.

– Clint! Jak to miło cię widzieć. Chciało ci się jechać aż taki szmat drogi z Carmel?

– To nie tak znów daleko. Tęsknimy za tobą. Jesteś tu szczęśliwa?

– Jestem, jestem. Z początku musiałam się przestawić, ale teraz już się przyzwyczaiłam, tak, jestem tu szczęśliwa i cieszę się, że przyjechałeś. Mam nadzieję, że któregoś dnia będę miała okazję odpłacić ci za tę przysługę.

– Nie trzeba, było bardzo miło – rzucił jej na kolana tubkę maści i odszedł.

– Czy to miejsce jest zajęte?

– Nie.

Hot doga i wodę sodową wciąż jeszcze trzymała w uniesionych do góry rękach, bo bała się je opuścić z bólu.

– Jak leci, Ariel?

– Szczerze?

– Jasne. Masz zamiar zjeść tego hot doga, czy chcesz go tylko tak potrzymać?

– Nie mogę ruszyć rękami, choć umieram z głodu. Ach, Sly, nigdy dotąd nie byłam tak potwornie zmęczona.

Wielka ręka pomogła doprowadzić hot doga wprost do ust Ariel.

– Zjedz, a potem rozmasuję ci ręce. Powinnaś więcej trenować.

– Wiele jeszcze rzeczy powinnam… Wspaniale, że przyjechałeś. Ranczerzy są wam bardzo wdzięczni za pomoc. Bez niej na pewno by zbankrutowali. Ależ to jest smaczne. Chcesz ugryźć?

– Mam jeść tę chemię? – ale odgryzł duży kawałek i zaczął z przyjemnością przeżuwać.

– Jak sądzisz, Sly, gdybyśmy tu mieli szesnastu Rambo, którzy zestrzeliwaliby awokado z drzew, czy poszłoby nam szybciej? – zapytała Ariel umęczonym głosem. – A propos, świetnie wyglądasz.

– To całkiem tak jak ty, maleńka. Słyszałem o twojej operacji. Szkoda, że nie dałaś nam żadnej szansy, po prostu spakowałaś się i wyjechałaś. A przecież właśnie ty powinnaś wiedzieć, że ludzie związani z Hollywood są jak jedna wielka rodzina, nie zapominamy o swoich. Dlaczego nam to zrobiłaś? – zapytał ze smutkiem, który nie uszedł uwagi Ariel.

– Moja twarz była dla mnie wszystkim w życiu – odpowiedziała równie smutno. – Nie zniosłabym litościwych spojrzeń. Poza tym chciałam sobie poukładać pewne rzeczy z przeszłości. Dobrze mi tu, naprawdę. Szczerze mówiąc, odnalazłam tu dla siebie drugie wspaniałe miejsce na ziemi.

– Dzielna z ciebie dziewczyna, Ariel. I pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. W razie potrzeby wiesz, gdzie mnie znaleźć. Walczysz o słuszną sprawę. To dla nas wszystkich będzie niezapomniane przeżycie. Czy mógłbym zjeść tę resztkę hot doga?

Ariel włożyła mu ją prosto do ust, a potem wręczyła mu maść przeciwbólową; po piętnastu minutach z powrotem zabrała się do pracy.

Następnego dnia w południe „Wojownicy z Hollywood”, jak określiły ich media, zrobili sobie przerwę na wspólny gorący posiłek. Wszyscy, pomimo zmęczenia, rzucili się na jedzenie jak wygłodniałe wilki. Serwowano kotlety schabowe z grilla, steki i pieczone ziemniaki. A mrożona herbata i oranżada lały się wprost strumieniami.

Ariel oparła się o jedną z przyczep. Trzymając w rękach puszkę wody sodowej i papierosa zastanawiała się głęboko, czy zdoła wytrzymać takie tempo przez kolejne dwa dni. Z głośników akurat płynęły informacje na temat ich postępów przy zbiorach.

– Ariel, dobrze się czujesz? – usłyszała głos Leksa Sandersa.

– Tak, jestem tylko bardzo zmęczona. A ty?

Był brudny i nie ogolony, ale na jej widok oczy zajaśniały mu blaskiem. Pomyślała, że nigdy dotąd nie widziała takiego ciepła w czyjejś twarzy, i uśmiechnęła się.

– Słuchałam informacji, podobno pięć pierwszych ciężarówek jest już załadowanych i gotowych do drogi. Jak posuwa się praca na innych ranczach?

– Bardzo dobrze. Wiesz, chciałbym ci jeszcze kogoś przedstawić – kiwnął ręką w stronę sześciu mężczyzn, podobnie jak Leks nie ogolonych i brudnych. – To ranczerzy, o których ci opowiadałem. Chcą ci osobiście podziękować za to, że skłoniłaś tych wszystkich ludzi do pomocy przy zbiorach. Uchroniłaś ich od bankructwa.

Mężczyźni j eden po drugim podchodzili z wyciągniętymi rękami, przedstawiali się i wymieniali z Ariel uściski dłoni. Ariel spojrzała z niechęcią na swoje dłonie; były brudne, całe w bąblach i z połamanymi paznokciami. Starała się nie krzywić z bólu, choć każdy uścisk był dla niej bardzo bolesny.

– Czy są jakieś wiadomości o panu Marino i pracownikach, których podkradł innym ranczerom? Czy są już agenci z FBI? – dopytywała się Ariel.

– Już tu byli. Jeszcze kilka chwil temu pomagali zbierać owoce. Przyjechali tu furgonetką, w której mają ze sobą faks i wiele innych wymyślnych urządzeń. Jeden z ich ludzi ciągle tam siedzi i zajmuje się ich obsługą. Nie wiadomo, co się stało z Navaro i Harrym. FBI zna ich z mojego bardzo dokładnego opisu i prowadzi poszukiwania. Ale oni już dawno zwiali.

– Strasznie mi głupio. Jak mogłam dać się zwieść ich kłamstwom?

– Tak samo jak my wszyscy. Nikt z nas nie miał pojęcia, że za plecami Cheta Andrewsa stoi jeszcze Drew Marino, który trzyma w rękach wszystkie sznurki. Jednak, z braku dowodów, nie można pociągnąć go do odpowiedzialności za napady.

– Czy twoje skarby kolekcjonerskie dotarły na miejsce?

– Tak. Są już w domu. Tim przeniósł je do pikapa i przykrył brezentem. A zeszłej nocy dowiózł je na miejsce jego brat. Twoja ciężarówka została na poboczu dziesięć mil drogi stąd. Stan wysłał już kogoś po nią. Bystry z niego gość, zasługuje na premię.

– Ach, Leks, jestem taka szczęśliwa, że masz je wreszcie u siebie. Tak się martwiłam – zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się mocno. – Śmierdzisz – stwierdziła, marszcząc nos.

– Prawdę mówiąc, ty także nie pachniesz jak kwiatuszek. Po skończonej robocie zapraszam cię na wspólną gorącą kąpiel. Snookie też będzie mogła wejść – dodał.

– Dawno już nie słyszałam nic równie miłego.

– Jeśli tylko dasz mi szansę, będę dla ciebie tak samo miły do końca życia. Ejże, czy to nie jest Charles Bronson? – zapytał z lękiem.

– Wygląda całkiem jak on i porusza się dość żwawo jak na starszego pana, nieprawdaż? Idę o zakład, że to wydarzenie przypomina mu czasy, gdy realizował film z arbuzami.

– Widziałem go! Świetne kino. Czas wrócić do pracy, Ariel.

– Czy ja naprawdę śmierdzę, Leks? – zapytała strapiona.

– Owszem…


* * *

Mijały godziny. Długo po zachodzie słońca Ariel, ze Snookie u boku, wzięła szklanką mrożonej herbaty, podeszła do jednej z ciężarówek Able Body i ostrożnie usadowiła się na ziemi. Miała tak wysuszone gardło, że pomimo bólu uniosła napój do ust w obolałych rękach. Odstawiła szklankę na ziemię i ręką przywołała Snookie.

– Muszę się przespać, tylko kilka minut – szepnęła do psa. – Wiem, że nie znasz się na zegarku, ale postaraj się jakoś obudzić mnie za pół godziny.’

I od razu zasnęła. Snookie okrążyła śpiącą postać raz, potem drugi i trzeci. Nadstawiła czujnie uszu, gdy zobaczyła trzech mężczyzn, którzy zatrzymali się w pobliżu. Przysłuchiwała się przez chwilę ich głosom, a potem, uspokojona, położyła głowę na łapach, ale nie spuszczała z nich wzroku.

– To Ariel Hart, równa babka. Widywałem ją czasami, zawsze się do mnie uśmiechała i machała ręką. Bardzo się cieszę, że tu jestem, przyjechałbym nawet za cenę naszego ewentualnego, wspólnego przedsięwzięcia, Van Damme.

– Chyba powinniśmy zrobić razem jakiś film, Seagal.

– Jestem do usług. Czy mogę napisać scenariusz? Tytuł damy: „Rambo” lub cokolwiek, ale, Seagal, to zakończenie musi zostać.

– Nie ma mowy! Skontaktuj się z moim agentem.

– A ty z moim!

– A co z napisami?

– Sporządzimy je w porządku alfabetycznym.

– Brzmi nieźle.

Trzej supergwiazdorzy zasalutowali wesoło w stronę Ariel i wrócili do pracy. Snookie zawyła cichutko.


* * *

Kiedy się obudziła, księżyc był już wysoko na niebie.

Zerknęła na zegarek. Cholera, przespała aż pięć godzin! A miała to być trzydziestominutowa drzemka. Snookie, zobaczywszy swą panią na nogach, także natychmiast się podniosła.

– No cóż, nie możesz nadawać się do wszystkiego. Jak to się skończy, nauczę cię rozpoznawać czas. Całe ciało mnie boli, nawet paznokcie u nóg i małżowina uszna. Trzeba znów brać się do roboty. Chyba nigdy dotąd nie zaczynałam pracy o trzeciej czterdzieści nad ranem.

Ariel poruszyła lekko głową i ostrożnie zrobiła kilka okrężnych ruchów, aby rozluźnić mięśnie karku.

Wracając do alejki, w której ostatnio pracowała, spotkała Leksa. Jego pikap po brzegi był załadowany skrzynkami awokado. Pomachała mu ręką.

– Gdzie byłaś? – zawołał.

– Robiłam sobie manicure! – odkrzyknęła Ariel, nigdy nie tracąca animuszu.

– Nie zapomnij o naszej randce w gorącej wannie!

Ariel odwróciła się i podeszła do samochodu. Leks wystawił głowę przez okno.

– Pocałuj mnie – poprosiła, a kiedy to zrobił, stwierdziła: – podobało mi się, poproszę jeszcze raz.

– Mogę powiedzieć szczerze – stwierdził Leks – że jeszcze nigdy w życiu z nikim się tak nie całowałem.

– Jak ty niewiele widziałeś na tym świecie, Leksie Sandersie. Musisz wiedzieć, że stać mnie na dużo więcej, gdy pracuję na najwyższych obrotach. I mam nadzieję, że potrafisz mi wtedy dorównać. Czyja ciągle śmierdzę?