Leks w odpowiedzi dmuchnął podobny balon i przysunął się na tyle blisko, aby oba balony mogły zetknąć się ze sobą. Dokładnie w chwili, gdy przymknęli oczy, obie bańki pękły. Lepkie, różowe gumy okleiły im twarze, a Ariel, próbując je ściągnąć, zaśmiewała się do łez.

– Chyba powinieneś to jakoś zlizać, przeżuwać czy coś w tym stylu. Miało być zabawnie, zgadza się?

– Wspaniale się bawię.

Popatrzył na nią z pożądaniem, a potem przewrócił ją na poduszki i zaczął całować gorące, uległe usta, policzki, dołeczek na brodzie i pachnące, jasne włosy, a rękami pieścił jej cudowne ciało – dokładnie jak kiedyś, przed laty. Westchnął ze szczęścia, gdy nagie kształty wtuliły się w jego umięśnione ramiona.

Ariel pchnęła go delikatnie na poduszki i usiadła na nim okrakiem, mocno ściskając kolanami. Patrzyła na twarz, która, podobnie jak przed laty, była dla niej najdroższa na świecie. Wtedy fala miłości przepełniła jej serce i pochyliła się, by go pocałować. Włosy rozsypały się i przesłoniły ich twarze, a długi, miłosny pocałunek drżeniem wdzierał się do ich wnętrz i pobudzał zmysły.

Leks uśmiechnął się, gdy poczuł jej wibrujące wnętrze. To była jego Aggie! Aggie, którą kochał, jego niezrównana, kochająca i dająca z siebie wszystko. No właśnie – dająca, zawsze tylko dająca.

Ach, ileż uczucia, czułości i radości było w ich miłosnym zespoleniu! Długie lata tęsknoty, nadziei i niepokoju dobiegły wreszcie końca, aby oboje mogli wstąpić na nową, wspólną drogę życia.

– Ach – westchnął Leks.

– Mój najdroższy. – Ariel wtuliła się w jego ramiona.

Jedynym odgłosem w pokoju Leksa, którego nigdy dotąd z nikim nie dzielił, było poruszanie się ich ciał na poduszkach i ciche pomrukiwania. Ariel położyła głowę na jego szyi, a jej jedwabiste włosy opadły mu na ramiona. Z przyjemnością wdychała zapach jego ciała zmieszany z zapachem jej własnych perfum. Palcami stóp muskała jego świetnie umięśnione nogi. Razem dopełniali się jak światło i cień lub jak księżyc z nocą. Leks, wdzięczny losowi za cudowne odnalezienie, tulił ją do siebie uszczęśliwiony i głaskał, sprowadzając łagodnie na dół z wyżyn miłosnego uniesienia. Teraz, gdy wszelkie bariery zniknęły, oboje czuli głębokie ukojenie i satysfakcję.

Ariel wtuliła się głębiej w jego opiekuńcze ramiona, a Leks przygarnął ją mocno. Ta kobieta była dla niego wszystkim. Zaczął wodzić delikatnie nosem po jej szyi.

Ariel natychmiast wyczuła zmianę: tym razem on chciał prowadzić. Z uległością poddawała się pieszczotom jego rąk, raz delikatnym, czułym i łagodnym, to znowu silnym, zdecydowanym i władczym. Z niekłamanym zachwytem i ciekawością penetrował najskrytsze zakamarki jej ciała, pieścił włosy, piersi, uda, a potem obsypywał je namiętnymi pocałunkami. I wziął ją, dając i biorąc zarazem wielką rozkosz, najpierw gorącą, drapieżną i gwałtowną, potem ociężałą, leniwą i przepojoną słodyczą. Ariel mruczała tylko z zadowoleniem, obsypując go pieszczotami, których pragnął całym sercem.

Gdyby tak najpiękniejsze chwile w życiu mogły trwać wiecznie…

– Aaach – mruknął Leks.

– Mój kochany.

– Hau – to Snookie szczeknęła cicho.

– Aach – mruknął znowu Leks.

– Kochaj mnie i mojego psa – rzekła Ariel.

– Do końca życia – obiecał Leks.

– A nawet jeszcze dłużej. Chodź tu, Snookie.

Owczarek podbiegł do stosu poduszek i, pochyliwszy wielką głowę, polizał po twarzy Leksa, a potem Ariel. Zawył cicho raz i drugi, a potem wrócił do drzwi, popchnął je łapą i wyszedł z pokoju.

– Ach – mruknął Leks.

– To wyglądało jak oficjalna akceptacja naszego związku – stwierdziła Ariel.

– Masz rację – zgodził się, obsypując jej twarz pocałunkami.

– Jakie to wspaniałe. Kochajmy się jeszcze, i jeszcze, i jeszcze!

12

– Pakowanie rzeczy to smutny widok – rzekła Ariel – a przynajmniej tym razem, gdy wiadomo, że to już ostami raz. Wydawałoby się, że tak niedawno przeprowadzałyśmy się tu z Hollywood i robiłyśmy dokładnie to samo. A tak na marginesie, skąd nam się nazbierało tyle tego wszystkiego?

– Lubisz otaczać się pamiątkami. Na przykład, wciąż trzymasz swoje pierwsze podkolanówki… Ariel, muszę z tobą porozmawiać. To poważna sprawa. I proszę, nie odwracaj oczu. Tej rozmowy nie da się uniknąć. Wiesz, że nie lubię Bonsall, poza tym nie jestem już ci dłużej potrzebna. Masz Leksa, a Leks ma ciebie. Wszystko jest w największym porządku. A ja jestem egoistką i chciałabym, aby wszystko było po staremu jak przez ostatnie trzydzieści pięć lat. Ale to nie jest możliwe, obie dobrze o tym wiemy, tylko ty nie dopuszczasz do siebie tej myśli.

– Dolly, co ty chcesz zrobić?! Dlaczego nie lubisz Bonsall? Pan Able powiedział, że możesz pracować na komputerze, dobrze ci zapłaci. Mogłabyś codziennie jeździć do pracy moim samochodem. Nie miałabyś żadnych innych obowiązków, tylko proszę… nie odchodź.

– Ciiii – szepnęła Dolly, przytulając mocno Ariel. – Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że w tym życiu nic nie trwa wiecznie. Dla ciebie nadchodzi teraz najwspanialszy jego okres, będziesz żoną człowieka, którego zawsze kochałaś i który cię potrzebuje. Od tej pory razem pójdziecie przez życie. A my na zawsze zostaniemy przyjaciółkami, to sienie zmieni. Często będziemy do siebie dzwonić i odwiedzać się. I, oczywiście, na twoim weselu będę sprawować obowiązki pani domu. Wspaniale, że kolejny raz weźmiecie ślub.

– Proszę, Dolly, nie odchodź. Spróbuję spędzać z tobą więcej czasu. Leks to zrozumie – błagała Ariel, choć nie lubiła tego robić, tak samo jak okazywać tak jawnie swoich uczuć.

– Czy nie rozumiesz… sama widzisz. Powiedziałaś, że spróbujesz. Teraz Leks jest dla ciebie najważniejszy. I oczywiście, że zrozumie, bo jest dobrym, miłym, opiekuńczym mężczyzną. Ale ludzie zmieniają się na starość. Nie mamy żadnego wyboru, jest jak jest, i koniec. – Dolly wciąż tuliła do siebie swą najlepszą w świecie przyjaciółkę i nuciła jej cicho.

– Dolly…

– Nawet nie myśl o tym, Ariel. Nie możesz wybierać między mną a Leksem. Ja to rozumiem.

– Ale wciąż jeszcze nie powiedziałaś, co zamierzasz ze sobą zrobić. Ach, Boże, to gorsze niż śmierć. Nie jesteś młodziutka, masz już prawie…

– Sześćdziesiątkę na karku. Nie krępuj się, Ariel. Niech szlag trafi tę cholerną liczbę. Pytasz, co ze sobą zrobię. Otóż jeden z koordynatorów kaskaderów, który przyjechał tu zbierać awokado, dzwonił już kilka razy do mnie. Dość sympatyczny facet. Jest w moim wieku i ma duży dom w górach. Na terenie jego posiadłości jest też mała chatka, którą, jak mi obiecał, wynajmie Carli. A propos, Carla dostała dobrą rolę w jednej z nocnych oper mydlanych. A ja mam zajmować się obojgiem, no wiesz, gotowanie, sprzątanie… takie rzeczy. Mam trochę odłożonych pieniędzy, więc nie ma się czym martwić. Poza tym umiem żyć oszczędnie, a za kilka lat pewnie dostanę też coś z ubezpieczenia społecznego.

Ariel opadła bezwładnie na brzeg łóżka. Dolly ma rację, nic nie trwa wiecznie.

Byłam głupia i egoistyczna spodziewając się, że wszystko zostanie po staremu. – Ariel patrzyła na swoją najdroższą przyjaciółkę i zastanawiała się, kogo wybrałaby, gdyby musiała tego dokonać: Dolly czy Leksa. Ale zanim odpowiedziała, potrząsnęła tylko głową, aby odpędzić natrętną myśl.

– Więc masz zamiar opiekować się Carla i tym „jak mu tam”. Tylko czy naprawdę tego chcesz, Dolly? Jeśli tak, to uszanuję twoją decyzję. Ale nie chcę, abyś takie odejście traktowała jako swoiste wyjście z sytuacji. Wiesz przecież, że mogłybyśmy raz jeszcze wszystko dokładnie przeanalizować i na pewno wymyśliłybyśmy razem coś właściwego. Ja nade wszystko pragnę, abyś była szczęśliwa, bo dopiero potem sama mogę nią być. I to jest nasz najważniejszy punkt odniesienia.

– Ach, Ariel, coś mi się zdaje, że ty w ogóle nie wierzysz w to, co mówię – powiedziała Dolly już trochę poirytowana.

– Ależ oczywiście, że ci wierzę. Przez wszystkie razem spędzone lata nie zdarzyło mi się nigdy kwestionować tego, co mówisz, a ty cholernie dobrze o tym wiesz. A jeśli w tym względzie nasuwają ci się jeszcze jakieś refleksje, to proszę, mów. Może razem coś wymyślimy. Jak do tej pory, zawsze nam się to udawało.

– Lubię Maksa, a on lubi mnie. Kto wie, może jeszcze coś z tego będzie, Przynajmniej mam taką nadzieję. Ach, Ariel, powinnaś zobaczyć jego piękny dom i ogromny ogród. Uprawia warzywa, krzewy owocowe i uwielbia ciasto z jeżynami. Mamy wiele wspólnego. Oboje znamy środowisko filmowe, oboje nie lubimy kotów. Wiesz, że w dzisiejszych czasach trzeba się bardzo starannie dobierać.

– Skoro jest taki wspaniały, to powiedz mi, dlaczego musisz po nim sprzątać? Dlaczego nie możesz mieć swojego apartamentu i umawiać się z nim na randki? Ile lat ma ten facet? Ach, Dolly, czy wiesz, że starsi mężczyźni szukają sobie… opiekunek na stare lata? Czytałam o tym… już nie pamiętam gdzie.

– No i co z tego! Zgodził się płacić mi siedemset pięćdziesiąt dolarów za tydzień. Opłaci moje podatki, pokryje ubezpieczenie społeczne, opiekę medyczną, to przecież bardzo dużo. On prowadzi swój własny interes – wynajmuje kaskaderów i zapewnia im sprzęt. Ja także znajdę się na liście płac w jego firmie. Czego mam więcej pragnąć? A przy tym będę robić to, co lubię, czyli gotować i piec, na co mi przyjdzie ochota, a potem – patrzeć, jak się tym zajadają mężczyźni.

– Jakże się nazywa ów wzór doskonałości?

– Maks Petrie.

– A co z Carla?

– Świetnie sobie radzi. I chce zwrócić ci część pieniędzy, które jej pożyczyłaś. Udało jej się zarobić pokaźną kwotę. Bardzo się starała, inaczej nigdy nie byłaby w stanie oddać ci tego długu. Jestem z niej taka dumna. A ty, Ariel, też jesteś z niej dumna?

Ariel zalała się łzami.

– Oczywiście – szepnęła. – Mówiłam jej nieraz, że nie musi oddawać tych pieniędzy. Ja po prostu chciałam j ej pomóc, gdy była w potrzebie, a nikogo więcej nie obchodziły jej kłopoty. Nigdy nie oczekiwałam spłaty tego długu. Przecież ona jest moją przyjaciółką, na litość boską! Nie chcę jej pieniędzy, niech je sobie włoży na konto w banku. Przecież ona nie ma żadnych oszczędności.