Nareszcie zajęłam się czymś pożytecznym i muszę przyznać, że dobrze mi to zrobiło. Przede wszystkim zaczęłam myśleć pozytywnie – nawet o pośladku, który dzisiaj wyglądał zdecydowanie lepiej. A ponieważ wypełniłam instrukcje Sida dotyczące listów, czułam, że mogę sobie pozwolić na małą, niedzielną intrygę – tym bardziej że już wcześniej w poczcie Sary znalazłam zupełnie świeżą wiadomość od Dana. Należała mu się odpowiedź.


Drogi Danie, Pochodzę z Truro.


Wiedziałam, co robię. Dan miał szczególny sentyment do tego akurat miasta.


A tak na marginesie - moja bliska koleżanka mieszka w Leeds.


Ta uwaga na marginesie miała służyć zacieśnianiu więzi, a poza tym, zupełnie wyjątkowo, była prawdziwa. Sara miała w Leeds bliską koleżankę, która nazywała się Joanna Hurst.


Chodziłyśmy razem do szkoły.


Teraz musiałam dobrze się skupić, żeby wymyślić drogiej Sarze odpowiedni zawód. Rozważałam wiele możliwości – lekarka, aktorka, astronautka (ale na szkoleniu) i różne inne. Wszystko, co przychodzi wam w tej chwili do głowy, na pewno brałam pod uwagę. Bo kiedy ma się absolutną wolność wyboru, zaczynają się kłopoty – istnieje za dużo możliwości. Sama nie wiem dlaczego, ale w końcu postawiłam na artystkę. Konkretnie na malarkę. Ja sama nie narysowałabym niczego nawet pod groźbą pistoletu, ale z Sarą było inaczej. Napisałam Danowi, że to wielka liczba galerii zwabiła ją do Londynu, a stało się to trzy lata temu. Miałam wielką ochotę dorzucić kilka słów o powodzeniu i uznaniu, jakim się cieszyła jako artystka oraz o jej wyglądzie. Chciałam zrobić z niej smukłą piękność o jedwabistych blond włosach i biuście o rozmiarze D. Porzuciłam oba pomysły, bo tyle przechwałek mogłoby go zniechęcić.

Oniemiałam natomiast, dochodząc do ostatniego zdania. Nie wiedziałam, co myśleć o informacji, że „aktualnie jest mężczyzną samotnym”. Albo Libby tak bardzo się pomyliła, albo od ostatniej naszej rozmowy sytuacja zmieniła się diametralnie. Chyba że Dan był bezwstydnym łgarzem, a ja nie zauważyłam tego, nawet mieszkając z nim pod jednym dachem.

Natychmiast zadzwoniłam do Libby, ale nie było jej w domu. Do wyjaśnienia sprawy postanowiłam więc ciągnąć grę jakby nigdy nic, a z Sary także zrobiłam dziewczynę samotną. Poszłam nawet dalej. Napisałam, że niedawno rozstała się z kimś, z kim była dość długo, i że wciąż dużo o nim myśli – dając tym samym Danowi szansę i dobry punkt wyjścia do rozmowy o własnym przypadku.

Odpowiedź przyszła godzinę później.


Droga Saro,

Artystka! To robi wrażenie. Co malujesz? A może w dzisiejszych czasach malowanie to działalność przestarzała? I jesteś jedną z artystek konceptualistek, które wypowiadają się za pomocą kawałków przeżutej gumy do żucia albo pokrywek od garnków?

Dan


PS

Jak wyglądasz?


Zauważyłam, że Dan wysłał swój list zaledwie pięć minut temu. Odpowiedziałam natychmiast w nadziei, że wciąż ma włączony komputer.


Drogi Danie,

Jestem przestarzałym rodzajem artystki…


Musiałam tak napisać, podejrzewając, że nie starczy mi wyobraźni na nic więcej niż wrzucanie do formaliny zdechłych zwierząt, co i tak zrobiono już wcześniej. Dziwne jednak było, że na eksperymentalną sztukę wykrzywia się osoba, która z takim upodobaniem słucha awangardowego jazzu. Dlatego zdanie zakończyłam zawoalowaną aluzją:


…Chociaż podziwiam ludzi, którzy przekraczają granice tego, co nazywamy sztuką.


A ponieważ zdanie wydało mi się górnolotne, a Sara trochę zarozumiała, postanowiłam zmienić nieco nastrój listu.


Jak wyglądam? Mam 2,15 cm wzrostu i noszę martensy numer 43. Podobno mam jedno oko niebieskie, drugie brązowe, ale trudno to zauważyć z powodu cylindrycznych okularów (w markowych oprawkach). I jeszcze jedno – liczba pieprzyków na mojej twarzy wzrosła ostatnio do 17.

A jak Ty wyglądasz?


Nie odchodziłam od komputera i miałam rację – odpowiedź Dana przyszła dwie minuty później.


Droga Saro,

Jakim cudem udaje Ci się malować w takich okularach (bez względu na markowe oprawki)?

Dan


Wystukałam natychmiast:


Drogi Danie,

To właśnie wada wzroku sprawia, że moją sztukę uznaje się za wyjątkowo oryginalną

Sara


PS

Nie odpowiedziałeś, jak wyglądasz?


Trzy minuty później:


Droga Saro

Mam wprawdzie 1 m i 57 1/2 cm wzrostu, ale na szczęście oczy jak bławatki gwarantują mi pełną ostrość widzenia. Nie mogę pochwalić się żadnym pieprzykiem na twarzy, ale mam brodawki – 47, niedawno liczyłem.

Chyba powinniśmy wymienić fotografie?

Dan


Widać było, że Dan się wciągnął.


Drogi Danie,

Przykro mi, ale gdzieś zapodziałam aparat fotograficzny. Czy masz jakieś nałogi, z których chciałbyś się zwierzyć w tym stadium naszej znajomości?

Sara


Minuta i trzydzieści sekund później:


Droga Saro,

Jest ich sporo, ale nie mogę zwierzyć się z żadnego. Nie chcę, żebyś się do mnie zraziła.

Opowiedz mi coś więcej o facecie, z którym zerwałaś.

Dan


Proszę, proszę. A zatem wracamy do tonu serio. Szkoda, bo bardzo dobrze się bawiłam. Dużo zabawniej jest wymyślać kłamstwa absurdalne niż kłamać na poważnie. W zasadzie powinnam zastanowić się, co napisać, ale przecież on czekał tam na odpowiedź. Z pośpiechu niebezpiecznie zbliżyłam się do prawdy.


Sara: Nie mam wiele do powiedzenia. Byliśmy razem, a potem przestaliśmy.


Dan: Dlaczego?


Sara: Dobre pytanie, ale rzecz w tym, że sama nie wiem dlaczego. Chyba nadeszła odpowiednia chwila, pomyślałam.

Czy zdarzyło Ci się rozstać z kimś, kto naprawdę coś znaczył w Twoim życiu?


Dan: Owszem, tak. Nawet zupełnie niedawno. I zanim zapytasz, odpowiem, że też nie wiem, dlaczego to się wydarzyło.


Nie chodziło zatem o cellulitis na lewym pośladku (czego oczywiście nie napisałam). Zadałam jednak kolejne pytanie:


Sara: Kto postanowił, że zrywacie?


Dan: Ona. Po prostu pewnego dnia zniknęła. Jak było u Ciebie?


Sara: Chyba ja. W każdym razie to ja odeszłam.


Dan: Ale dlaczego odeszłaś?


Sara: Powiedział mi coś, co mnie obraziło. Chciałam, żeby mnie znalazł i przeprosił.


Dan: I co?


Sara: Nic.


Dan: Może nie wiedział, że Cię czymś zirytował?


Sara: Powinien to wiedzieć.


Dan: Chcesz powiedzieć, że odeszłaś, bo on nie czytał w Twoich myślach?


Sara: Odeszłam, bo powiedział to, co powiedział.


Dan: Ale co, jeśli można zapytać?


Sara: To zbyt osobiste.


Dan: Rozumiem. Ale jemu powinnaś to powiedzieć.


Sara: Nie miałam okazji, bo ten niewierny gnojek niemal zaraz zaczął kręcić z inną.


Ogarnęła mnie wściekłość. Z pasją nacisnęłam „wyślij” i wtedy usłyszałam dzwonek domofonu. Wahałam się przez chwilę. Zbliżyliśmy się do sedna i bardzo chciałam wiedzieć, co on ma na swoją obronę. Dzwonek zadźwięczał jeszcze raz, bardziej natarczywie. Musiałam sprawdzić, kto to. Zostawiłam komputer w sypialni i podeszłam do intercomu.

– Kto tam? – warknęłam.

– To ja, Cass. Wpuść mnie.

A to dopiero! Nie mogłam jej odesłać. Cass nie pojawiała się nigdzie bez powodu. Nacisnęłam guzik, zostawiłam otwarte drzwi i pognałam do sypialni. Odpowiedzi od Dana nie było. Wiedząc, że Cass lada sekunda wysiądzie z windy, napisałam szybko, że muszę kończyć, bo mam niespodziewanego gościa, i błyskawicznie zgasiłam komputer.

– Cholera jasna! – zaklął Dan, kiedy przeczytał ostatnią wiadomość.

Właśnie pisał do niej długi list o tym, że oboje znaleźli się w dziwnie podobnej sytuacji. Tylko że on po odejściu swojej dziewczyny nie myślał o żadnych innych kobietach. Co za pech, że nie mogą ciągnąć tej korespondencji! Zaczynał myśleć, że może i on zrobił jakąś głupią uwagę, która tak mocno uraziła Jo, że odeszła bez słowa. Wprawdzie nic nie przychodziło mu do głowy, ale kto wie? Może dalsza rozmowa z Sarą naprowadziłaby go na trop?

Przeleciał wzrokiem swoje chaotyczne wywody, a potem usunął napisany do połowy list. Nie było sensu go kończyć. Skoro Sara twierdzi, że jest za późno, bo jej były facet zaczął spotykać się z inną, to także jest za późno na jego, Dana, rozmowę z Jo, która również kogoś ma.

Zresztą ostatnio sam wdepnął w niezłe błoto i żeby się z niego wydostać, nie może zawracać sobie głowy błędami z przeszłości. Telefon, który rozdzwonił się natychmiast, kiedy odłączył modem, był przejawem czyhających zewsząd kłopotów.

Wziął głęboki oddech i sięgnął po słuchawkę.

– Jak ci idzie? – zaszczebiotała Libby, zanim zdążył powiedzieć „halo”.

– Jako tako – odrzekł, walcząc z poczuciem suchości w gardle. – Steve wpadł pół godziny temu, żeby się pożegnać, i nie miałem czasu się rozkręcić.

– Widziałam, jak wychodzili. – Uwaga Libby odnosiła się do faktu, że Aisling odprowadzała Steve’a na stację.

Ale się porobiło, pomyślał. Przez myśl by mu nie przeszło, że Steve jest w typie takiej dziewczyny jak Aisling, a tymczasem oboje najwyraźniej przypadli sobie do gustu. Aisling nie traciła czasu i zwabiła go do siebie, kiedy razem wracali z klubu, zostawiając Dana na pastwę Libby.

Nieszczęście polegało na tym, że wówczas Danowi nie wydało się to wcale niebezpieczne. Przez cały wieczór pił równo i wrócił do domu zalany w trupa. Jednak przesadą byłoby twierdzić, że Libby go wykorzystała. Wtedy, w nocy, był równie chętny jak ona. Tak naprawdę przeraził się dopiero po obudzeniu, które zawdzięczał dochodzącemu z kuchni zapachowi jajek smażonych na boczku. Potem do sypialni zajrzała Libby i z promiennym uśmiechem ogłosiła, że poda mu śniadanie do łóżka. Śniadanie do łóżka! Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, a już na pewno nie przez Jo. A kiedy okazało się, że Libby zdążyła pójść do kiosku po gazetę, zaczął snuć koszmarne wizje, w których wziął z nią w nocy pośpieszny ślub, a ona wprowadziła się do niego jako legalna żona.