Organizowała galę z okazji jego otwarcia. W jej ustach brzmiało to jak skrajnie wyczerpujące zajęcie.

Wrócili do salonu. Dan postawił swój kubek na oparciu fotela.

– Co knujecie z Libby? – zapytał, podchodząc do półki z płytami. Zatrzymał się przy dziale na literę „d” i wyjął pięciogwiazdkowy album Milesa Davisa, „Kind of Blue”, z 1959 roku.

– Robię jej przysługę. Idę zamiast niej na spotkanie z ewentualnym nabywcą jej czarnych płyt.

– Co?! – Dan, który właśnie zmierzał w stronę wieży, obejrzał się przez ramię.

– Wiesz, ona nie chce, żeby przyjaciele ojca dowiedzieli się, że sprzedaje jego zbiór. A ponieważ temu facetowi zależy na spotkaniu ze sprzedającym, będę udawać, że to ja.

– Nie wydaje ci się, że to trochę dziwne? Aisling wzruszyła ramionami.

– Może, ale i tak się na to cieszę. Zawsze chciałam być aktorką. Dan otworzył pudełko, zbladł i zamknął je z powrotem. To niemożliwe, pomyślał. Otworzył je jeszcze raz i pokręcił głową. A jednak możliwe.

– Co jest? – zapytała Aisling.

Podeszła do niego i zajrzała mu przez ramię. W pudełku był kompakt, ale roztrzaskany na drobne kawałeczki. Wyglądał, jakby ktoś zmiażdżył go czymś bardzo ciężkim.

– O, rany! – powiedziała.

Dan wrócił do regału. Wyjął na chybił trafił inną płytę. Odetchnął z ulgą, bo była nietknięta. Wyjął kolejną. Zniszczona.

– Cholera jasna!

Wyjął kilka następnych. Większość była w porządku, inne nie. Przejrzenie całej kolekcji zajmie mu dzień, ale na pewno będzie więcej zniszczonych płyt.

– Rany – jęknęła Aisling na widok zniszczeń. – Wygląda na to, że jednak nie miałeś aż tak dużo szczęścia. – Przyjrzała mu się z powątpiewaniem. – Nie jesteś ubezpieczony, prawda?

– Zgadłaś.


Bardzo chciałam opowiedzieć komuś o swoich rodzicach, ale pod ręką miałam tylko Giovannę, a ona się nie nadawała. Poza tym wiedziałam, że wczoraj wieczorem rozmawiała z moim ojcem. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zgodziła się mimo wszystko iść z nim na randkę. Zdaje się, że tato ma więcej uroku, niż mi się zdawało.

Z drugiej strony trudniej nam się teraz pracowało. Wiedziała, że ja wiem, że umówiła się z żonatym mężczyzną, a fakt, że ten mężczyzna jest moim ojcem, jeszcze bardziej komplikował sytuację. Obie czułyśmy się niezręcznie. Wydawało mi się, że powinnam coś powiedzieć, ale zupełnie nie wiedziałam co. Próbowałam w myślach kilku odzywek, ale żadna z nich nie brzmiała właściwie. Najlepsze, na co mnie było stać, to: „Nic się nie martw, Giovanno, będę milczeć jak grób, jeśli ty też nikomu nie powiesz”. To by się jej pewnie nie spodobało.

Zresztą ona też była dziś bardzo milcząca. Prawie nie wychodziła z kuchni, ale miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć. W końcu uznałam, że tak jest najlepiej. Powie mi, kiedy będzie do tego gotowa.

W porze lunchu Dulcie była bardzo podekscytowana. Wciąż zadawała pytania. Chciała wszystko wiedzieć – gdzie wybierają się na kolację, jak Giovanna się ubierze, o której się umówili. Biedna Giovanna rumieniła się i mruczała coś pod nosem. Była zgnębiona.

Dopiero po wyjściu Dulcie okazało się, o co chodzi.

– Już dłużej nie wytrzymam, Joanno – stwierdziła żałośnie. – Co ty sobie o mnie musisz myśleć? Przecież wychodzę na kolację z twoim papą, który jest żonaty z twoją matką.

Właśnie podawałam dwa cappuccino. Przyjęłam pieniądze od dwóch młodych kobiet, które z wyraźnym ociąganiem ruszyły do stolika. Wybuch Giovanny bardzo je zaintrygował.

– Wcale nie myślę o tobie źle, jeśli o to ci chodzi – odpowiedziałam cicho. Ulżyło mi, że w końcu załatwimy sprawy między sobą. – Na początku tato trochę mnie zirytował, ale wyjaśnił mi sytuację. Uważam, że wszystko jest w porządku.

– A co z twoją mamma? - dodała zatroskana. – Jak się poczuje, kiedy się dowie?

– Nie ma prawa mieć do taty o to pretensji. – Wzruszyłam ramionami, ale Giovanna nadal miała wątpliwości.

Wyglądała jak kupka nieszczęścia, więc postanowiłam wszystko jej opowiedzieć. Zabrało to nam jakieś pół godziny między jedną kawą a drugą. Poczułam się lepiej, gdy to z siebie wyrzuciłam.

– Myślisz, że ona kocha tego mężczyznę? – zapytała delikatnie.

– Nie mam pojęcia. Ale nie wyobrażam sobie, by po tym rodzice mogli do siebie wrócić. Mama posunęła się za daleko. Poza tym, moim zdaniem, oni nie powinni być razem. Od lat nie widziałam, żeby tato był taki szczęśliwy.

Uśmiechnęła się do mnie z czułością i podała mi słabą kawę z mlekiem.

– Jesteś kochana, Joanno. I piękna. A twoja mamma dobrze się spisała, wychowując ciebie. Nie bądź na nią zła.

Miałam ochotę powiedzieć, że nie wie, jaką potrafię być jędzą, co bez wątpienia zawdzięczałam mamie, ale uznałam, że jak na jeden dzień wystarczy.

– Bardzo ciekawe – uśmiechnęłam się zgryźliwie. – Szkoda, że nic o tym nie wiem. Wiem natomiast, że tato nie może się doczekać dzisiejszego wieczoru. Nie chcę, byś czuła się winna.

– Nie czuję się winna. Już nie.

Uścisnęła mnie po swojemu, po czym zabrałyśmy się do sprzątania. Giovanna postanowiła zamknąć bistro godzinę wcześniej, żeby zdążyć jeszcze do fryzjera. Nie miałam zamiaru protestować. Marzyłam o długiej kąpieli, nim zjawi się tato i zajmie łazienkę.


Libby już od dwudziestu minut kręciła się po luksusowym sklepie z ubraniami w Pasażu Victorii. Wybrała go, bo roztaczał się z niego najlepszy widok na stoisko z bajglami, które Aisling wyznaczyła na spotkanie z ewentualnym nabywcą płyt. Jednak facet się spóźniał i Libby zaczynała się niecierpliwić.

Przesuwała wieszaki, udając, że przegląda ciuchy. Jeszcze przed chwilą zastanawiała się nad odwołaniem całej operacji. Dopiero kilka minut temu zdołała przekonać samą siebie, że za tym wszystkim nie może kryć się Paul, bo on nie jest zdolny do tak wyrafinowanego oszustwa. Jednak teraz nie była już tego taka pewna.

Najbardziej martwiła się, co zrobić z Aisling. Podsunęła jej historyjkę na tyle prawdopodobną, że można było uwierzyć w nią bez przymusu. Ale co ona zrobi, jeśli okaże się jednak, że to Paul, który na pewno zacznie ją przyciskać do muru? Jak zareaguje, gdy dowie się prawdy? Libby była na siebie wściekła, że wcześniej nie wzięła tego pod uwagę. A im więcej teraz o tym myślała, tym bardziej panikowała. Zerknęła na Aisling, która siedziała na ławce koło bajgli. Ciekawe, co by sobie pomyślała, gdyby Paul się wygadał – zwłaszcza po ich rozmowie w drodze do miasta. Rozmawiały o Danie i o jego zniszczonych kompaktach.

– To takie… złośliwe – stwierdziła Aisling. – Jak zemsta kobiety zranionej przez mężczyznę.

– Myślisz, że to mogła być Jo? – zapytała Libby. Aisling zmarszczyła czoło.

– Nie przyszło mi to do głowy. Ale czemu miałaby zrobić coś takiego? Tyle czasu minęło, odkąd od niego odeszła.

– A kto to może wiedzieć?

Libby nie powiedziała nic więcej. Aisling miała sama wszystko przemyśleć i porozmawiać o tym z Danem. Nic nie mówił o szaliku – co było dziwne. Więcej – niepokojące. Trzeba, żeby ktoś podsunął mu taką myśl. A jeśli Dan uwierzy, że Jo się do niego włamała, da sobie z nią ostatecznie spokój. Znienawidzi ją, a potem po odpowiednio długim czasie będzie gotowy na nowy związek. Z kimś takim, jak Libby…

Lecz cały misterny plan mógł się rozpaść, jeśli Aisling się dowie, co Libby zrobiła.

I wtedy go zobaczyła. Schowany za stoiskiem z bajglami przyglądał się Aisling z zaskoczoną i niepewną miną. Miał na sobie dżinsy i brązową kurtkę skórzaną. Libby poczuła ucisk żalu. Kiedyś miała na jego punkcie absolutnego bzika, ale potraktował ją źle i dlatego zasłużył sobie na karę.

Nagle odprężył się, przeczesał włosy dłonią, a potem ruszył w stronę Aisling. I w tym samym momencie Libby wypadła ze sklepu, żeby go zatrzymać.

Jej widok wyraźnie go zaskoczył, ale nie na długo.

– Więc to jednak ty… – Pokręcił głową.

Libby odwróciła się. Aisling ich nie zauważyła. Marszcząc czoło, szukała właśnie czegoś w torebce. Nie myśląc wiele, Libby złapała Paula za rękę i odciągnęła go jak najdalej od tego miejsca.

Rozdział 14

Tato wykonywał w łazience własną wersję „Careless Whisper”. Zdążył już odśpiewać kilka melodii Gilberta i Sullivana, które pamiętałam z dzieciństwa. Standardowi George’a Michaela nadał tę samą operową lekkość. Brzmiało to rytmicznie i wesoło, więc gdybym nie wiedziała, w życiu bym nie zgadła, że to piosenka o zdradzie i żalu.

Nie wiedział, w co ma się ubrać. Miał u mnie niewiele rzeczy – i to głównie do pracy. Upchnął je w ciasnej szafie w moim pokoju. Wspominał nawet o wyprawie do domu po dodatkowe ubrania, ale przekonałam go, że nie zdąży i że spokojnie może iść w biurowym garniturze. Nie chciałam, aby stanął w progu niezapowiedziany i zastał Briana Dicka, który – nikczemnik jeden – grzeje sobie nogi przy naszym gazowym kominku.

Od Nicoli nie miałam żadnych wieści. I wcale za nimi nie tęskniłam. W każdym razie nie dziś. Nie teraz, kiedy tato gotował się do wielkiej randki. Gdyby zadzwoniła w jego obecności, sytuacja byłaby nieco niezręczna. Czekał mnie jeszcze telefon do mamy. Nie bardzo mi się to uśmiechało, ale musiałam wyjaśnić parę kwestii. Jeśli Brian Dick ma się wprowadzić do mojego domu rodzinnego, chcę o tym wiedzieć.

Ja też byłam już prawie gotowa, chociaż w tej sytuacji perspektywa wyjścia nie napawała mnie entuzjazmem.

Zachowałam się trochę samolubnie, przyznaję. Nie chciało mi się tłuc na drugi koniec miasta, więc wybrałam Niebieskiego Bluesa, nowy bar w sąsiedztwie. Mnie było wygodnie, ale Cass miała daleko. Nie powiedziałam jej, że zjawi się tam Sid. Nie chciałam, żeby myślała, że bawię się w swatkę czy coś w tym rodzaju. Dawniej robiła mi awantury zawsze, kiedy przyprowadzałam wolnego faceta. Bez sensu. Miałabym to robić teraz, kiedy i ja jestem sama?!

Poza tym nie miałam wielkich nadziei, że Sidowi uda się ją przekonać. Ona nie lubi zmian. Po co więc jechać gdzieś na koniec świata? Załatwiłam sprawę krótko – spotykamy się w Niebieskim Bluesie albo nigdzie. O dziwo, to zamknęło jej buzię.