Wybrałam numer komórki Nicoli. Odebrała po drugim dzwonku.

– Mówi Jo – powiedziałam szybko. – Możesz rozmawiać?

– Mogę – odparła tonem, który z miejsca mnie zaniepokoił.

– Tato do mnie zadzwonił i opowiedział, co się stało. Jak sprawy w domu?

– Nędznie. Właśnie stamtąd wracam. Trzeba koło nich chodzić na palcach. Oboje próbują udawać, że nic się nie stało.

– Nie wiem, jak się nazywa twój narzeczony… – zaczęłam. Chciałam zapytać, czy był z nią, ale mi przerwała.

– Eks-narzeczony! Więc nieważne, jak się nazywa. Byłam w szoku.

– Przykro mi…

– Nie ma powodu. Tak jest lepiej.

Zaraz, zaraz, z mojego doświadczenia wynika, że jeśli ktoś mówi, że tak jest lepiej (albo najlepiej), to zwykle sam sobie próbuje to wmówić. Miałam ochotę zapytać ją, czy nie chciałaby do mnie wpaść pogadać, ale przypomniałam sobie o randce z Timem.

– Może spotkałybyśmy się jutro? Co powiesz o wspólnym lunchu?

Zapadła cisza. Nicola się zastanawiała.

– Dobrze – powiedziała. – Znasz jakieś miejsce, gdzie podają porządną pieczeń? Mam ochotę na ucztę.

Uśmiechnęłam się. Coś nas łączy, to miłe.

– Niedaleko ode mnie jest pub, gdzie robią doskonały yorkshire pudding.

– No, to ustalone.

Podałam jej adres pubu. Umówiłyśmy się na wpół do pierwszej.

Odłożyłam słuchawkę i postanowiłam sprawdzić e-maile, zanim zacznę się przygotowywać do wyjścia. Nie bardzo wiedziałam, czy się cieszyć, że nie ma listu od Dana. Doszłam do wniosku, że gdyby miał zamiar nie przyjść do Zoota, to już by coś napisał, żeby się wykręcić. I dobrze, bo przynajmniej Sara będzie miała szansę stawić mu czoło. A z drugiej strony nie przestawałam żałować, że nie szukał wymówek i że tak go interesuje inna kobieta, nawet wymyślona przeze mnie.

Zaraz, upomniałam siebie w duchu. Mam to za sobą. Dan wysłuchał spokojnie opowieści o tym, że jestem nikczemna i – co ważniejsze – uwierzył w moją nikczemność. A Sara, kochana Sara, ma mnie pomścić. Więc zazdrość o nią nie ma sensu.

Przyszedł za to e-mail od mamy. Miałam ochotę przeczytać go później, ale nie mogłam się powstrzymać.


Kochana Joanno,

Dziękować Bogu, że przynajmniej jedno z moich dzieci troszczy się o matkę. Chciałam cię tylko poinformować, że w poniedziałek wyjeżdżam na miesiąc do Matta.


Biedny Matt, pomyślałam radośnie. Pewnie się nie spodziewał, że mama zostanie aż tak długo!


Nie będziemy miały okazji porozmawiać przed moim wyjazdem, ale mam nadzieję, że wykorzystasz ten czas i choć raz w życiu zrobisz to, co należy – nakłonisz ojca do powrotu na łono rodziny. Jestem gotowa puścić w niepamięć wszystkie nasze przejścia. Jeśli on ma choć trochę oleju w głowie, zrobi to samo.


Odniosłam wrażenie, że w ostatniej linijce kryje się groźba. Z gatunku: „bo jak nie, to oskubię go w sądzie”. Najwyraźniej zaobserwowała, jak zadziałało to na Briana Dicka i miała zamiar odnieść podobne zwycięstwo.

– No, cóż – powiedziałam głośno do swojej nieobecnej matki. – Zobaczymy, jak się sprawy potoczą.


Nim kolacja dobiegła końca, Libby odkochała się w Danie i zakochała w Nigelu.

Podobnie jak Paul, Dan bardzo ją rozczarował. Nie miała pojęcia, co w nim widziała. I jeszcze to jego niechlujne mieszkanie, muzyczne obsesje i absurdalny bzik na punkcie głupiej eks-narzeczonej.

Natomiast Nigel, jak się już zdążyła przekonać, posiadał wszystko, czego potrzeba kobiecie: ładny samochód, gruby portfel i zadowalający wygląd. Jechała właśnie tym ładnym samochodem do jego mieszkania, żeby na miejscu sprawdzić ostami składnik zestawu. Jeśli mieszkanie spełni jej oczekiwania, na dobre pożegna się z biednym, zbzikowanym, zapracowanym Danem.

Ona też najwyraźniej przypadła Nigelowi do gustu. Od wyjścia z restauracji nie mógł utrzymać rąk przy sobie. Może niektóre kobiety uważają, że to odpychające, jednak Libby była zachwycona. Włożyła sporo pracy w swój wygląd – nowy kolor włosów, nowa, skąpa sukienka. Miło, że Nigel to docenił. Nieczęsto działała tak na mężczyzn. Był to balsam na jej nadszarpnięte z lekka ego.

Za co winiła Dana? Potraktował ją podle, zwodził ją i rzucił, kiedy mu się podobało. Oskarżył ją o kłamstwo! Owszem, może i powiedziała jedną czy dwie bujdy, ale tylko w jego najlepiej pojętym interesie. Zniszczyła kilka jego cennych kompaktów, ale miał ich tysiące. W dodatku nie zrobiła tego bez powodu. Lecz jeśli on tego nie dostrzega – cóż, w takim razie zasłużył na to, co mu się dostało.

– Jesteśmy na miejscu, skarbie. – Nigel zdjął dłoń z kierownicy i pogłaskał ją po udzie.

Podniosła wzrok na szykowny blok mieszkalny, który – tak się składa – położony był w świetnej dzielnicy. Uśmiechnęła się i w myślach odhaczyła ostatni powód, dla którego warto się zakochać. W Nigelu.


Jedzenie było świetne, restauracja fantastyczna, a sam Tim… cóż, okazał się idealnym egzemplarzem faceta, którego każda matka, a już zwłaszcza moja, chciałaby widzieć u boku swojej córki. Przystojny, zamożny, szarmancki, troskliwy… Więc czemu większość czasu musiałam tłumić ziewanie?

Nie można powiedzieć, że był nudny. Miał mnóstwo do powiedzenia na temat aparatów fotograficznych i obiektywów oraz sklepów, w których można kupić aparaty fotograficzne i obiektywy. Nawet nie mówił cały czas o sobie. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o mnie i moim życiu. Uważnie słuchał co ciekawszych anegdotek, jakimi go uraczyłam.

Ale to chyba jego mina najbardziej mnie poruszyła. Słuchając mnie, miał taki wyraz twarzy, jakbym przedstawiała sobą absolutnie najwspanialszy widok na ziemi. Nie wiem czemu, ale trochę mnie to zirytowało. Już widziałam, jak w myślach buduje dla mnie małą świątynkę. A ja jakoś nie bardzo przepadam za boskimi atrybutami.

– Wyglądasz wspaniale – powiedział na przykład, gdy dotarłam do restauracji i potknęłam się w progu. Dan zrywałby ze mnie boki. A Tim? Ależ nie, zdaniem Tima wyglądałam wspaniale.

Po jakichś piętnastu minutach od rozpoczęcia kolacji zrozumiałam, dlaczego ten wspaniały kandydat na męża był nadal sam, choć miał trzydzieści parę lat. Mogłam sobie fantazjować, że czekał na kogoś takiego jak ja, ale prawda była taka, że on czekał na kogokolwiek. Kogokolwiek, kto chce być adorowany – a jeśli przy okazji lubi aparaty fotograficzne oraz inny tego rodzaju sprzęt, to tym lepiej.

Idea całego wieczoru sprowadzała się do wyprawy do Zoota, mimo to Tim nie ubrał się odpowiednio. Ja włożyłam swoją słynną kremową sukienkę, która była elegancka i frywolna jednocześnie. Pasowała do wytwornej restauracji, ale można w niej było również potańczyć. Natomiast Tim miał na sobie garnitur, który sprawdziłby się w sali konferencyjnej, lecz na pewno nie w jednej z najbardziej szpanerskich knajp w mieście. Będzie wyglądał jak nie z tej bajki. Gdyby mi tak bardzo nie zależało, żeby dotrzeć tam na czas, zaproponowałabym, żeby poszedł do domu się przebrać. Zastanawiałam się nawet nad skróceniem randki i wyprawą do klubu bez niego, ale bardzo chciałam pokazać się Danowi z jakimś przystojnym facetem.

Potem zaczęłam się martwić bramkarzami. Potrafią być bardzo wybredni; jednych wpuszczają, innych nie. Bałam się, że Tim może im się nie spodobać, jako ktoś, kto popsuje wizerunek klubu. Ale wszystko poszło dobrze i za dziesięć dziesiąta byliśmy już w środku.

Niestety, Tim był w świetnym humorze. Święcie wierzył, że przyszliśmy się zabawić, więc upierał się przy tańcu. Od razu, z miejsca, nim się czegokolwiek napiliśmy. Moje złe przeczucia się sprawdziły – był koszmarny. Wywijał ramionami nie do rytmu, lecz do jakiejś dzikiej muzyki, która istniała tylko i wyłącznie w jego wyobraźni.

To była jedna z tych chwil, kiedy człowiek ma ochotę oznajmić na cały głos, że nie ma nic wspólnego z tą żałosną istotą. Nie jesteście tu razem. Pilnujesz go tylko dla kogoś innego.

Wytrzymałam tak długo, jak się tylko dało, po czym dałam mu znak, że mam ochotę się czegoś napić.

Najwyraźniej bawił się doskonale, bo był wyraźne zawiedziony. Na szczęście przypomniał sobie zaraz, że jest dobrze wychowany.

– Fiu, fiu – powiedział, gdy do mnie dołączył. – Było super. Zapomniałem już, jak miło jest dać sobie na luz.

Chyba nigdy nie zapomnę Tima dającego sobie na luz, ale udało mi się zdobyć na uśmiech.

Podchodząc do baru, lustrowałam jego okolice, poszukując Dana. Było dość tłoczno, ale wiedziałam, że gdyby był, tobym go wypatrzyła. Zerknęłam na zegarek: piętnaście po dziesiątej. Dziwne, ale poczułam ulgę. Niby postanowiłam, że nie będę zazdrosna o Sarę, bo przecież ona to robi dla mnie, ale jakoś nie mogłam pozbyć się wrażenia, że wpycha się na siłę, że ma własny plan. Tak, tak, wiem, że plotę jak szalona, ale tak właśnie się czułam, nic na to nie poradzę.

Czas na analizowanie dziwnych dróg, którymi podążał mój umysł, zaraz się skończył, bo go zobaczyłam. Przedzierał się przez tłum do baru i był dość daleko ode mnie. Najpierw pomyślałam o tym, że powinien natychmiast się ostrzyc. A potem się przestraszyłam, że mnie zauważy, więc schowałam się za Timem.

Właśnie zamówił nam coś do picia – białe wino dla mnie i wodę mineralną dla siebie. Wyrywał się znowu do tańca. Ruszył już nawet, ale go powstrzymałam.

– Nie można zabierać szklanek na parkiet – oznajmiłam za pomocą mieszaniny języka migowego i przekrzykiwania hałasu dookoła nas. – Poza tym ja nie mam tyle energii co ty – podlizałam mu się. – Muszę trochę odsapnąć.

– Może wybralibyśmy się jutro na wycieczkę za miasto? – odkrzyknął, a ja udałam, że nie usłyszałam.

Kiwałam głową w rytm muzyki. Niechby się wreszcie zamknął. Przecież prowadziłam obserwację Dana, który właśnie zamówił sobie piwo i usiadł tyłem do baru, by widzieć, co się dzieje dookoła. Pomijając włosy, wyglądał świetnie w prostej, białej koszulce i levisach. Zwracał szczególną uwagę na każdą osobę w czerwieni. Jedno było pewne – na jego twarzy nie malował się szczególny entuzjazm. Zapisałam mu to na plus. Wiedziałam, że nie znosi klubów, więc może to dlatego. A może kryło się za tym coś więcej?