– Niezły pomysł. – Nabrałam na widelec nieco zbyt wysmażonej jajecznicy, starając się odsunąć na bok przypalone kawałki. – Ale jego realizacja jeszcze potrwa.

Przeniósł spojrzenie w stronę okna. Wyczułam, że zrobiło mu się nieswojo.

– Tymczasem mógłbym je od ciebie podnająć. Odłożyłam widelec i pogrążyłam się w myślach. W końcu zrozumiałam.

– Czyli chcesz, żebym się wyprowadziła?! – Zerknęłam znowu na stertę kartonów. – Więc to dlatego zwoziłeś tutaj wszystkie swoje rzeczy!

– Robisz z igły widły. – Zrobił duży wysiłek, żeby spojrzeć mi prosto w oczy. – Moim zdaniem, to ma sens.

Wizja eksmisji z własnego mieszkania nie jest przyjemna, chociaż muszę przyznać, że pomysł miał ręce i nogi. Mimo to wciąż byłam nieco wkurzona.

– Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie wyrzucić przed Bożym Narodzeniem?

– Oczywiście, że nie – odparł z wyraźną ulgą. Chyba poszło lepiej, niż się spodziewał. – Na dowód szczerości intencji mam propozycję. Mógłbym wziąć na siebie czynsz od początku tego miesiąca. Co ty na to?

Co ja na to? Jak na lato. Pełen zachwyt.

– Ale mogę zatrzymać swój pokój, dopóki sobie nie znajdę czegoś innego?

– Pewnie. W ogóle się nie spiesz. Spokojnie sobie czegoś szukaj.

Niby wszystko w porządku, ale już zaczynałam się czuć jak gość, który ociąga się z wyjazdem. Jedliśmy dalej w milczeniu, aż tato, najwyraźniej chcąc przerwać ciszę, zapytał mnie, czy mam jakieś plany na dziś.

– Właściwie nie – odpowiedziałam odrobinę markotnie.

– Może ufarbuję sobie włosy. Od dawna myślałam o tym, by zmienić swój wizerunek. Najłatwiej było zacząć od włosów. Tato struchlał.

– Na Boga, czemu?

Wzruszyłam ramionami. I wtedy coś mi się przypomniało.

– Mama nie ma pojęcia, po kim mam takie włosy. – Szarpnęłam swoją kręconą, rudą czuprynę. – Tato, czy w twojej rodzinie ktoś miał taką szopę?

– Nic mi o tym nie wiadomo – odparł z namysłem. – Masz piękne włosy i powinnaś być z nich dumna.

– A nie wydaje ci się to nieco dziwne? – zapytałam zafrasowana, biorąc do ręki kubek z kawą.

– To pewnie coś w rodzaju genetycznej czkawki.

W tym momencie przemknęła mi przez głowę nieproszona myśl – o Brianie Dicku. Nie dlatego, że ma rude włosy – bo nie ma. Ale uświadomiłam sobie, że jeśli moja matka spała z nim, będąc mężatką, to równie dobrze mogła wcześniej spać z kimś innym. Spojrzałam na tatę. Niby nie jest specjalnie spostrzegawczy – czasami wydaje się nawet wyjątkowo tępy – jednak teraz oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka sekund, a potem tato uśmiechnął się szeroko.

– Nie podejrzewam, by twoja matka zwracała uwagę na kolor twoich włosów, gdyby… no, wiesz…

– Miała skok w bok? – podpowiedziałam.

– Właśnie.


Pomimo tego co usłyszał od Aisling, Dan wciąż uważał, że został wystrychnięty na dudka. Mógł od biedy zrozumieć, że Jo udawała kogoś innego po to, żeby nawiązać z nim kontakt, natomiast zaaranżowanie randki z „Sarą” i paradowanie tuż przed jego nosem z nowym facetem pod pachą to zupełnie inna historia. To było nie do pojęcia.

Według niego, Jo dała mu w ten dziwny sposób do zrozumienia, że ostatecznie z nim skończyła. Być może nadeszła pora, żeby i on to zrobił… I dlatego zgodził się wyjść dziś z Aisling i Steve’em. Rola przyzwoitki nie jest specjalnie porywająca, ale chciał wyrwać się z domu.

Telefon zadzwonił, gdy Dan był w połowie wycierania sterty naczyń. To pewnie Aisling sprawdza, czy nie zmienił zdania w kwestii planów na wieczór. Tylko że to nie była Aisling.

– Mówi Cass – usłyszał pełen obawy głos.

– Cass? – Chwilę trwało, zanim się pozbierał. – Czyżby to była ta sama Cass, która pomogła Jo w ucieczce?

– Przykro mi z tego powodu.

– Ta sama Cass, którą uważałem za swoją przyjaciółkę i która od wieków się nie odzywała?

Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając ją sobie na krawędzi łez.

– Byłam przede wszystkim przyjaciółką Jo – odparła zgnębiona.

– Zapewne ci o tym przypomniała, kiedy wciągała cię do współpracy, co?

– Szczerze mówiąc tak.

Dan roześmiał się cicho, a potem zapytał Cass, czemu zawdzięcza tę nieoczekiwaną przyjemność, jaką jest telefon od niej.

– Podobno napisałeś książkę o jakimś boysbandzie?

– Zgadza się – odpowiedział. – Skąd się o tym dowiedziałaś?

– Doszły mnie słuchy – odparła szybko.

Dan zastanowił się nad tym przez chwilę. O książce wiedziały jedynie Aisling i Sara Daly, więc pewnie słuchy doszły ją przez Jo. Ciekawe, czy powiedziała jej też o Sarze?

– Nie miałem pojęcia, że jesteś fanką Vantage-Point – stwierdził.

– Bo nie jestem – oburzyła się. – Nie byłam nawet w stanie zapamiętać nazwy zespołu.

– W takim razie czemu…?

– Bo znam ich wielbiciela – przerwała mu. – A właściwie wielbicielki. Trzy. – W skrócie opowiedziała o swoim trudnym położeniu. – Zasadniczo uważają mnie za nudziarę. Przyszło mi do głowy, że gdybym zdobyła dla nich autografy…

– To by pomyślały, że jesteś… eee… w porzo?

– Coś w tym rodzaju.

– Chciałbym poznać kiedyś tego faceta – uśmiechnął się Dan. – Musi być dla ciebie kimś wyjątkowym, skoro jesteś gotowa zadać sobie tyle trudu.

– To ciebie proszę o to, żebyś zadał sobie trud – odparowała sztywno.

– Nie ma o czym mówić – odparł. – Rozchmurz się, dobrze? – Właśnie dostał informację, że członkowie zespołu pojawią się następnego dnia na promocji książki. Musiał tylko zadzwonić do ich agenta i tyle. – Co byś powiedziała na dedykacje w książce? Po jednej dla każdej z dziewczyn?

– Byłoby fantastycznie – odpowiedziała, nieco już rozluźniona.

– Więc możesz uznać sprawę za załatwioną.

– Dzięki, Dan. I jeszcze raz przepraszam.

– Nie ma sprawy. Poczekaj chwilkę, pójdę po długopis i zapiszę imionach tych trzech strasznych siostrzyczek.


Dzisiaj wieczorem miałam zamiar rzucić się w wir życia klubowego. Po rozmowie z tatą zrezygnowałam z farbowania włosów. Włożyłam za to swoją najbardziej kusą, czarną sukienkę, posmarowałam się samoopalaczem, pomalowałam sobie paznokcie u rąk i nóg na szkarłatno i wskoczyłam w dziesięciocentymetrowe szpilki. Czułam się fantastycznie.

Ale tato miał wątpliwości. Dał mi do zrozumienia, że wyglądam trochę jak dziwka.

– Ale weźmiesz jakiś płaszcz, co? – zapytał, gdy wyśmiałam jego obiekcje, wyjaśniając, że większość młodych kobiet w Leeds tak właśnie się ubiera w sobotni wieczór. – Przeziębisz się na śmierć, jeśli niczego więcej na siebie nie włożysz.

– Włożę płaszcz – odpowiedziałam, wznosząc oczy do nieba i wzdychając ciężko.

– Marco po ciebie przyjdzie?

– Tak. Marco po mnie przyjdzie. Powinien się tu zjawić lada moment.

Zerknął na mnie z niepokojem.

– Tak się zastanawiałem, czy jest jakaś szansa, że zostanie u ciebie na noc?

– Tato, co ty sugerujesz? – zapytałam, biegając dookoła i zgarniając rzeczy do torebki.

– Pomyślałem tylko, że miło by było zostać na noc u Giovanny.

Przestałam biegać. Jestem pewna, że Marco żył w przekonaniu, że jego matkę łączy z moim ojcem uczucie czysto platoniczne. Chyba nie przyszło mu nawet do głowy, że mogliby się posunąć choć o krok dalej. Nie wiedział, że przed jego powrotem z Hiszpanii spędzili razem przynajmniej jedną noc. I podejrzewam, że nie ostatnią, choć wolę się nie zastanawiać, jak to sobie potem organizowali.

Głupio. Mieliśmy do dyspozycji dwa domy. Moglibyśmy więc bez trudu zaaranżować od czasu do czasu sytuację korzystną dla każdej pary. Nam na pewno byłoby wygodniej niż w samochodzie. Jednak uważałam, że to jakoś nie uchodzi.

– Sama nie wiem, tato – powiedziałam.

Wtedy zrozumiałam, że chodzi nie tylko o reakcję Marca na wieść, że jego matka prowadzi życie erotyczne, jak każda istota z krwi i kości. Gdybyśmy – ja i on – zaczęli spotykać się w domu, bylibyśmy normalną parą. Nasze relacje wyglądałyby poważniej. Tylko że ja wcale nie wiedziałam, czy tego chcę.

– Czy moglibyśmy się z tym wstrzymać jeszcze przez jakiś czas? – zapytałam samolubnie. – Do czasu, aż zdecyduję, jak widzę sprawy z Markiem?

Tato najwyraźniej źle zrozumiał tę uwagę i uznał, że jeszcze nie skonsumowaliśmy naszego związku. Był bardzo skruszony i zażenowany, ale nie wyprowadzałam go z błędu. Wolałam, aby wierzył, że jego córka jest czysta jak łza, nie chciałam wpuszczać się w wyjaśnianie mu skomplikowanego stanu moich uczuć.

Zresztą i tak nie miałabym na to czasu, bo właśnie w tej chwili do drzwi zadzwonił Marco. Złapałam płaszcz i ruszyłam do wyjścia.


Kolacja w Vine była znakomita, a ponieważ wydatki szły na koszt funduszu reprezentacyjnego firmy Nicoli, mogliśmy zamawiać wszystko, na co przyszła nam ochota. Opróżniliśmy też kilka butelek szampana.

Nicola przyprowadziła ze sobą Andy’ego, całkiem przystojnego kolegę z pracy, ale gdy ją o niego zapytałam, wzruszyła ramionami. Zaprosiła go tylko po to, żeby było nas do pary.

Nicola podobnie jak ja przyszła cała w czerni, ale ubrała się ze zdecydowanie większą finezją. I nie odsłaniała aż tyle. Natomiast Cass w dalszym ciągu podbijała świat mody. Miała na sobie dzisiaj wyjątkowo twarzową, cytrynową sukienkę bez ramiączek, a do tego – trudno! – rozpinany sweter, ale w tej kombinacji prezentowała się całkiem awangardowo. Mężczyźni też się postarali. Moim zdaniem tworzyliśmy całkiem atrakcyjną grupę.

Później, zgodnie z przepowiednią Darindy, przenieśliśmy się do Zoota. Cały czas myślałam o mojej ostatniej wizycie tutaj i spotkaniu z Danem.

Miałam ochotę potańczyć, a Marco nie bardzo. Przez cały wieczór był w kiepskim nastroju. Chyba wciąż gniewał się na mnie za to, że odrzuciłam jego wczorajsze zaproszenie. Podejrzewam, że niezbyt podobał mu się mój strój. Jego humor pogarszał się z minuty na minutę, a w tym samym czasie we mnie rósł bunt. Za wszelką cenę chciałam się bawić.