Okazało się, że to nie zasiadane przyjęcie, a raczej cocktail party. Stół uginał się pod ciężarem ekstrawaganckich przekąsek, które były podobno dziełem samego Sida – jak się dowiedziałam od jego matki. Na półmiskach leżał łosoś, wołowina i szynka, a wszystko tak wspaniale udekorowane, że aż się nie chciało jeść, żeby nie popsuć efektu.

Tato Sida kroił mięsa z wielką powagą i równie wielką znajomością rzeczy, a my wszyscy patrzyliśmy na niego z respektem. Dziewczyny przejęły już kontrolę nad muzyką i w tle chłopcy z Vantage-Point w dość szybkim rytmie wypłakiwali sobie oczy z miłości do kogoś tam, wszystko jedno kogo. Mama Sida właśnie zachęcała wszystkich do jedzenia, kiedy rozległ się staroświecki gong do drzwi.

Wymieniono kilka zaskoczonych spojrzeń. Cass zareagowała błyskawicznie.

. – Ja otworzę – oznajmiła, najwyraźniej czując się tu jak u siebie w domu.

Szybko ruszyła w stronę wejścia.

Byłam czwarta w kolejce po jedzenie, trzymałam w rękach talerz i wpatrywałam się w łososia, i chwilę trwało, nim dotarło do mnie, że zespół wykonuje właśnie własną, przebojową wersję „Careless Whisper”. Oczywiście przed oczami stanął mi Dan.

– Mam dla was niespodziankę – usłyszałam głos Cass w chwili, kiedy sięgałam po łososia.

Nakładałam sobie spokojnie, ale ponieważ wszyscy dokoła jakby ucichli, odruchowo podniosłam głowę, żeby sprawdzić, co się stało. I nagle zrobiło mi się słabo. Dan dostrzegł mnie w tym samym momencie. On również był w szoku, ale chyba lepiej to ukrył. Zrobiłam się czerwona jak burak, a sztućce na moim talerzu brzęczały z takim hałasem, że musiałam odstawić swoją porcję na stół.

– Przedstawiam wam Dana – ciągnęła Cass. – Ma prezent dla dziewczyn – wyjaśniła matce Sida. – Pomyślałam, że będzie miło, jeśli sam im go wręczy.

Zaskoczona mina Jennifer świadczyła o tym, że nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Najwyraźniej jednak nieoczekiwane sytuacje to dla niej nie pierwszyzna. Zdobyła się na królewskie skinienie głową. Następnie Dan, zachęcony przez Cass, otworzył jedną z książek, które dopiero teraz zauważyłam.

– Ta jest dla Darindy – powiedział odrobinę skrępowany. A Darinda, jakby wywołano ją na podium po odbiór szkolnej nagrody, wolno wyszła z szeregu i odebrała książkę. Zerknęła na tytuł i niepokój natychmiast zniknął z jej twarzy. Potem zajrzała do środka i zrobiła rozanieloną minę. Pozostałej dwójki nie trzeba było zachęcać. Stukając obcasami swoich szpilek, podbiegły prosto do Dana. Po chwili szalały z radości.

Ponieważ wszyscy chcieli się dowiedzieć, o co to całe zamieszanie, na jakiś czas jedzenie poszło w zapomnienie. A gdy już wyjaśniono sytuację, ktoś zwrócił uwagę na muzykę w tle i podekscytowane dziewczyny uparły się, żeby ją przygłośnić.

Przez cały ten czas Cass uparcie unikała kontaktu wzrokowego ze mną.

Ojciec Sida podszedł do Dana i uścisnął mu dłoń. Nie słyszałam ich, ale odniosłam wrażenie, że prosił go, by został. Dan przez chwilę się wahał, ale Cass, która nadal stała u jego boku, też zaczęła nalegać, więc w końcu kiwnął głową.

A potem spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok i tylko zerkałam na niego ukradkiem, nakładając sobie jedzenie. Wyglądał naprawdę wspaniale. Włożył swoją najlepszą, czarną marynarkę. Najbardziej bałam się chwili, kiedy będziemy musieli coś do siebie powiedzieć.

I któż by inny jak nie siostry Sida doprowadziły do tej chwili!

Czepiały się go jak rzepy od chwili, gdy wręczył im książki, spijały słowa z jego ust. Musiał powiedzieć coś o mnie, bo wszystkie się odwróciły i spojrzały na mnie z osłupieniem. Znowu się zarumieniłam. Pisnęły z zachwytem, a potem podeszła do mnie Belle i siłą zaciągnęła mnie do nich.

– Właśnie opowiadałyśmy Danowi, że pocałował cię Jamie Astin – rozmarzyła się.

– A on odpowiedział, że o tym wie – zachwyciła się Darinda.

– Znajoma mu powiedziała – podjęła wątek podekscytowana Marinda – że poprosił ją o twój numer telefonu!

– Tylko że ona go nie znała – westchnęła tragicznie Belle.

– Cóż, mnie nic o tym nie wiadomo – starałam się mówić normalnie, chociaż marzyłam, żeby być w tej chwili gdzieś daleko stąd.

Jednak, przyznaję, pochlebiło mi to. Chyba nawet trochę się puszyłam przed nimi. Do czasu, kiedy zauważyłam, że Dan uśmiecha się z lekką drwiną. Poczułam się jak idiotka. Jakby przyłapano mnie na całowaniu własnego odbicia w lustrze.

Przypomniałam sobie wtedy, że muszę natychmiast iść do łazienki.

I kogo spotkałam po drodze? Oczywiście moją najlepszą przyjaciółkę, Cass. Próbowała mnie wyminąć, ale nie zamierzałam jej na to pozwolić.

– Do licha, czemuś go tu ściągnęła bez uprzedzenia? – warknęłam i pociągnęłam ją obcesowo do salonu, gdzie mogłyśmy mówić swobodnie.

– Po tym, co mi powiedziałaś wczoraj wieczorem, byłam przekonana, że robię ci przysługę.

Zdążyła się pozbierać. Jej głos brzmiał buntowniczo.

– Czy on wiedział, że ja tu będę?

– Nie. Bałam się, że by nie przyszedł, gdyby wiedział.

– Super! Masz pojęcie, jakie to żenujące?

– Dlaczego? – zapytała. – Dlatego, że on wie o twoim alter ego?

– Właśnie.

– On też ma wyrzuty sumienia. Przecież podejrzewał cię o włamanie.

Sytuacja pogarszała się z każdą chwilą.

– Rozmawialiście o tym? – jęknęłam. Kiwnęła głową.

– Powiedziałam mu, że zorganizowałaś randkę z Sarą właśnie dlatego, że nie mogłaś dać sobie z tym rady.

Myśli kłębiły mi się w głowie.

– I on nie ma ochoty mnie za to zabić? Cass przewróciła oczami.

– Tak daleko bym się nie posuwała. Tak przynajmniej twierdzi Aisling.

– Aisling o tym wie! Boże… – jęknęłam.

– Nią nie musisz się martwić. Odniosłam wrażenie, że jest po twojej stronie.

Nie mogłam znieść myśli o tym, że tyle osób omawiało moje sprawy.

Jakbym była jakimś dziwnym królikiem doświadczalnym.

– Idę do domu – oznajmiłam.

– Nie, wybij to sobie z głowy. Nigdzie nie idziesz – zdenerwowała się Cass. Posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. – Nie zepsujesz moich zaręczyn. Zostaniesz i choć raz w życiu będziesz się zachowywać, jak przystało na dorosłego człowieka.


Dobre dziesięć minut spędziłam w łazience, a potem zakradłam się z powrotem do jadalni. Liczyłam na to, że może Dan wziął sprawy w swoje ręce i sobie poszedł.

Było tam już niewiele osób. Dziewczyny siedziały stłoczone w kącie, a z salonu dochodziły dźwięki irlandzkiego folka. Już miałam tam zajrzeć, gdy nad głowami dziewczyn zobaczyłam Dana. Znałam to jego spojrzenie. Niegdyś często je widywałam. Kiedy na przyjęciach, na których bywaliśmy razem, młode kobiety dowiadywały się, co robi Dan, nie dawały mu żyć i zarzucały głupimi pytaniami o swoich idoli.

A ponieważ stare nawyki naprawdę trudno wyplenić, odruchowo rzuciłam mu się na ratunek.

– Matki was szukają – skłamałam.

Cała szóstka już zaczynała się ze mną spierać, ale postanowiłam stanąć na wysokości zadania. – Poza tym chciałabym zamienić słowo z Danem, więc bądźcie grzeczne i zostawcie nas samych.

Zamruczały coś pod nosem, ale byłam nieugięta. W ciągu minuty jadalnia opustoszała. Zostaliśmy sami. Przez kilka sekund staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie.

A potem on wziął mnie w ramiona.

I pocałował tak, że kolana się pode mną ugięły.

Po czym, jakby nie wydarzyło się nic niezwykłego, puścił mnie, uśmiechnął się uprzejmie i zaproponował, byśmy dołączyli do reszty gości.

Rozdział 23

Odczekał pełne dwa dni, czyli czterdzieści osiem godzin, nim do mnie zadzwonił. Tamten wieczór zdążyłam odegrać w głowie setki, a może tysiące razy. Cała sprawa wyglądała zupełnie jak sen – zawsze się tak mówi o niezwykłych wydarzeniach. W tym konkretnym przypadku był to bardzo dziwny sen.

Po zwalającym z nóg pocałunku poszliśmy do salonu, gdzie Jennifer Perrez zrzuciła już z nóg martensy i tańczyła irlandzkie ludowe tańce. Co samo w sobie było już dość surrealistyczne, a na tym wcale nie koniec. Przez następne dwie godziny, po przesunięciu mebli pod ściany, każdy z nas – czy się to komu podobało, czy nie – też musiał zacząć tańczyć. Po uprzednim przećwiczeniu całych układów. Szczęśliwie dla Jennifer było nas dokładnie dwie grupy po osiem osób. To było szaleństwo. Większość z nas próbowała na początku stawiać opór, ale w sumie świetnie się bawiliśmy.

Dan był oczywiście rozrywany. Nie miałam okazji zamienić z nim słowa. Lecz przez cały czas był niedaleko i zerkał na mnie, gdy się mijaliśmy. To był dziwny wieczór. Pamiętam każdą jego minutę.

Potem on poszedł do swojego domu, a ja do swojego. I nic się nie działo. Powoli zaczynałam wierzyć, że incydent w jadalni wydarzył się tylko w mojej wyobraźni. Czekałam na telefon. I jak to często bywa, Dan zadzwonił, kiedy już całkiem straciłam nadzieję.

Było dziesięć po dziewiątej wieczorem, w poniedziałek. Właśnie dotarłam do domu rodziców.

Zaczął bez wstępów.

– Sprawdzałaś ostatnio swoją skrzynkę na hot-mailu, Saro Daly?

Poczułam, że na wspomnienie tego żenującego oszustwa rumienię się po uszy.

– Nie – odpowiedziałam, przełykając gulę w gardle.

– No, to sprawdź – oznajmił i odłożył słuchawkę.

Z łomoczącym sercem poszłam prosto do komputera i otworzyłam skrzynkę Sary – czego nie robiłam od jakiegoś czasu. Było tam kilka e-maili, ale zaczęłam od ostatniego, z dzisiejszą datą.


Droga Saro,

Pewnie nie czytałaś poprzednich listów, ale to już nieistotne.

Chciałem ci tylko powiedzieć, że znajomość z Tobą bardzo nam - mnie i Jo - pomogła. Za co ci dziękuję.

A teraz może powiedz jej, żeby ruszyła tyłek i otworzyła drzwi, co? Bo zaraz zamarznę na śmierć…

Dan


Postąpiłam zgodnie z instrukcją. Otworzyłam drzwi, a w progu stał on.

I zrobił to znowu. Przestąpił próg, przyciągnął mnie do siebie i całował tak długo, aż nogi się pode mną ugięły.