Musiałam jej przypomnieć, czyją jest przyjaciółką. To też było podłe i dziecinne, ale okazało się skuteczne. Mieszkałam potem u Cass ponad tydzień, a kiedy Dan się nie odezwał, przeprowadziłam się do rodziców. I z tego powodu musiałam wynająć mieszkanie o wiele za drogie dla osoby zagrożonej zwolnieniem: po jednym dniu byłam gotowa zrobić wszystko, byle tylko znaleźć się jak najdalej od mojej mamy.
Nie zabrałam Danowi wielu kompaktów. Dwadzieścia, nie więcej. Tylko tyle, żeby zapełnić szare pudełko, kupione kiedyś w Ikei. Wiedziałam, że nie będzie bardzo żałować tego, co wzięłam.
Przeglądałam je teraz, zastanawiając się, co najlepiej pasuje do mojego obecnego nastroju, i mój wzrok padł na składankę, którą Dan zebrał specjalnie dla mnie w pierwszych dniach naszego bycia razem. Miała okładkę wydrukowaną na komputerze i wyglądała bardzo profesjonalnie. Dan zebrał na niej kawałki, które wtedy najbardziej lubiłam – w wykonaniu Monaco, Embrace i The La’s. Puściłam ją natychmiast. Wyobrażam sobie, co powiedziałby Dan na widok mojego taniego odtwarzacza, który kupiłam, wprowadzając się do tego mieszkania. Miał kompletnego fioła na punkcie jakości dźwięku, czego nigdy nie mogłam zrozumieć i czym doprowadzałam go do szału. Jeśli chodzi o mnie, fragmenty „There She Goes”, których właśnie słuchałam, brzmiały zupełnie nieźle.
Przeleciałam wzrokiem listę tytułów i na końcu zauważyłam dedykację: Joannie, żeby sobie słuchała, ile dusza zapragnie. Natychmiast odnalazłam dwie kolejne składanki, które dostałam od Dana. Sprawdziłam dedykacje.
Dla Joanny – przeczytałam na zestawie drugim – żeby wiedziała, co czuję.
Nie słuchałam tego od wieków, więc nie pamiętałam, o co chodzi. Wystarczył jednak rzut oka, żeby poczuć narastający ścisk w gardle. „You’re My Baby”, „She’s the One” i oczywiście „Just the Two of Us”. Tu – pomimo ścisku w gardle – musiałam się uśmiechnąć, bo Dan wybrał parodię w wykonaniu Doctor Evil z filmu Austin Powers - The Spy Who Shagged Me, pierwszego filmu, na który poszliśmy razem. A po wyjściu z kina zapytał oficjalnie, czy z nim zamieszkam.
Ostatnia składanka powstała z okazji naszego pierwszego (i jedynego) dłuższego rozstania. Dan wyjeżdżał wtedy do Stanów na zjazd krytyków muzycznych, i chociaż było to dla niego bardzo ważne, dedykacja jest równie wymowna:
To będzie tak, jakbym wyjechał na rok…
Kiedy zmieniłam płytę, gardło ścisnęło mi się tak, że byłam pewna, że się uduszę. Zawsze, nawet w lepszych chwilach, wzruszam się, kiedy 3 Colours Red śpiewają „Beautiful Day”, a kiedy usłyszałam, jak Al Green proponuje jakiejś pani, żeby zostali razem w „Let’s Stay Together”, zaczęłam pochlipywać.
Dlaczego nam się nie udało? To znaczy, dlaczego nie zostaliśmy razem?
Przecież nie przestaliśmy się sobie podobać. I dalej byliśmy w sobie zakochani. Nagle uświadomiłam sobie, że Danowi podoba się teraz Aisling i natychmiast przestałam płakać. Ogarniały mnie coraz czarniejsze myśli. A jeśli przez cały czas był nią zainteresowany? To znaczy od chwili, kiedy wprowadziła się do mieszkania piętro niżej.
I taki był prawdziwy powód tego, że mnie nie szukał. Od dawna kłamał i oszukiwał…
Wyłączyłam odtwarzacz i przez kilka minut siedziałam, hodując w sobie wściekłość i frustrację. Wszystko z powodu tego, co teraz wiedziałam. Oraz dlatego, że nie mogłam w żaden sposób sprawdzić, czy to, co myślę, że wiem, jest pewne.
Chyba że…
Przypomniałam sobie o e-mailu do Sary i czym prędzej pognałam po torebkę. Nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać – ostatni jej list do Dana nie brzmiał zbyt sympatycznie, ale najważniejsze było to, że kontakt został podtrzymany.
Czekała mnie przyjemna niespodzianka, bo Dan nie tylko podtrzymał kontakt, ale dla odmiany zrobił to w bardzo miły sposób.
Myślę, że dobrze rozumiałybyście się z moją mamą! – zaczął.
Przepraszam, że okazałem się mało przydatny. Jeśli naprawdę chcesz popsuć rodzicom humor, polecam „No Direction Home” Roberta Sheltona, ale dalej sądzę, że powinnaś dać sobie z tym spokój.
A tak przy okazji – to miło, że zadałaś sobie trud napisania do mnie. Myślę, że skoro czytasz prasę muzyczną, musisz całkiem dobrze znać się na muzyce, i podejrzewam, że Twoje upodobania są w rzeczywistości nieco szersze. To nie tylko pop dla małolatów grany we wczesnych latach osiemdziesiątych, prawda? Aha! Masz rację. „Careless Whisper” to niezła piosenka. Nawet pamiętam kilka linijek. Coś o stopach, które mają poczucie winy, bo nie czują rytmu. Dziwne, ale całkiem mi się to podoba.
Dan
W jednej chwili zapomniałam o kacu.
– Kocham cię, Saro Dały! – wrzasnęłam i odtańczyłam dziki taniec radości. Udało się! Słodka Sara okazała się asem atutowym. Zapewniła mi otwarcie, o jakim nawet nie marzyłam. Dan chciał wiedzieć, jaką muzykę lubi. Dowie się, bo nie zostawię dziewczyny w potrzebie.
I wtedy dotarło do mnie coś, co sprawiło, że zamarłam w pół kroku.
Uświadomiłam sobie, że nie mam już dojścia do komputera.
Rozdział 4
– Cass, zrozum! Jestem w rozpaczliwej sytuacji – zajęczałam prosząco.
Ten ton zawsze działał na Dana. I na mojego ojca. Nigdy jednak nie robił wrażenia ani na mojej matce, ani na Cass, więc sama nie wiem, po co zadawałam sobie tyle trudu.
Firma, dla której pracowała Cass, zajmowała całe piętro w jednym z najohydniejszych budynków w całym Leeds. Kloc z betonu i szkła, utrzymany w stylistyce z lat sześćdziesiątych, sterczał jak wrzód pomiędzy sąsiednimi, w miarę efektownymi domami. O jego wnętrzu też nie dało się powiedzieć jednego dobrego słowa. Coś, co miało kiedyś być jednym, przestronnym pomieszczeniem, podzielono cienkimi ściankami działowymi na miniaturowe klitki, do których nie dochodziło nawet dzienne światło. I to właśnie Cass nazywała swoim „biurem”. Meble i reszta wyposażenia pochodziły z tej samej epoki co cały budynek. Szykowny komputer Cass wyglądał na tym tle idiotycznie – jakby ktoś doryckie kolumny wstawił do paryskiego Centrum Pompidou.
Większość mojej przemowy adresowana była do pleców Cass, która nie miała najmniejszego zamiaru przerywać swojej pracy. Nie mam pojęcia, co robiła, ale wszystko to, co z daleka widziałam na ekranie komputera, wydawało się tak śmiertelnie nudne, że niemalże poczułam ulgę, kiedy zapewniła mnie, że w tej chwili firma Fowler and Fowler nie potrzebuje pracowników.
Tłumaczyłam też Cass – co najmniej od dziesięciu minut – jak bardzo potrzebny jest mi stały dostęp do internetu, ale nic nie wskórałam.
– Idź do kawiarni internetowej – powiedziała mi. – Na pewno znajdziesz jakąś w tej okolicy. Albo sprawdź adresy w książce telefonicznej. Są tam – skinęła głową w stronę zawalonego papierami regału.
– Nie stać mnie na kawiarnie internetowe. Cass wzruszyła ramionami.
– No to zapisz się do biblioteki – poradziła, nie przestając ani na chwilę stukać w klawisze komputera. – Masz tam bezpłatny dostęp do internetu przez całą godzinę.
Muszę przyznać, że rozważałam tę możliwość już wcześniej, ale do miejskiej biblioteki było daleko, a mnie nie uśmiechały się codzienne długie spacery. Liczyłam więc, że uda mi się przekonać Cass, żeby pozwoliła mi korzystać ze swojego komputera. Teraz jednak wiedziałam, że zostałam pokonana.
– Czy mogę stąd zadzwonić? – zapytałam.
– Jeśli koniecznie musisz.
Wystawiłam język jej plecom, a potem obeszłam pokój, żeby dostać się do telefonu. Połączyłam się z biurem numerów, bo nie miałam zamiaru męczyć się wertowaniem książki telefonicznej, a kiedy zapisałam już wszystkie potrzebne informacje, bezceremonialnie ulokowałam się na brzegu biurka Cass i zadzwoniłam do biblioteki. Powiedziano mi, że stanowiska komputerowe będą wolne dopiero o piątej. To całe wieki czekania! Jęknęłam i niechętnie zapisałam się na piątą. Człowiek z nożem na gardle nie ma wyboru.
Kiedy kończyłam rozmowę, Cass nareszcie przestała robić swoje.
– O rany! – Popatrzyła na mnie z dołu. – Wyglądasz strasznie.
– Bardzo ci dziękuję.
– Słuchaj, Jo – westchnęła. – Przykro mi, że straciłaś pracę, ale sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, prawda? Ta włoska knajpa spadła ci jak z nieba. Popracujesz tam chwilę, dopóki nie pojawi się jakaś stała propozycja.
– Wiem – mruknęłam, wdzięczna, że doczekałam się od niej w końcu choć trochę współczucia.
Cały kłopot z Cass Foster polega na tym, że ona przez całe życie kieruje się zdrowym rozsądkiem, co według mnie należy przypisać przynależności do rasy bardzo rzadko spotykanej w dzisiejszych czasach: jest najstarsza z szóstki rodzeństwa.
Zawsze radziła sobie sama i oczekuje tego od innych. W szkole zachowywała się identycznie – nigdy nie imały się jej niepokoje ani bóle istnienia, powszechne wśród nastolatków.
Doskonale pamiętam okoliczności, w jakich się poznałyśmy. Było to w ostatnim roku szkoły średniej, w świetlicy, do której zwalaliśmy się wszyscy w przerwach między lekcjami albo nawet – co często przydarzało się mnie – i podczas lekcji. Wprawdzie chodziłyśmy z Cass do jednej klasy od jedenastego roku życia, ale nie przypominam sobie, żebym wcześniej zamieniła z nią choć jedno słowo. Należałyśmy do dwóch krańcowo różnych grup, które nie mają szansy się spotkać – ona do kujonków, ja do tych, którzy wszelkiego naukowego wysiłku unikali jak ognia.
Tamtego dnia zwiałam chyba z geografii. Cass, pilna jak zwykle, zaszyła się w świetlicy, żeby powtarzać materiał przed końcowymi egzaminami, które były tuż-tuż. Musiałam z kimś pogadać, a że w pobliżu nie było nikogo z mojej paczki, padło na Cass. To właśnie wtedy miałam kłopoty z powodu Nicoli Dick, a raczej jej chłopaka.
Nicola należała do jeszcze innej grupy – Olśniewających Piękności. Było ich pięć. Wszystkie miały blond włosy, ale na moje oko żaden z tych blondów nie był naturalny. Grupie tej przyświecał cel nadrzędny: błyszczeć za wszelką cenę, przy czym wygląd zewnętrzny był tylko jednym z elementów tego celu. Świadomość, że ktoś taki jak ja odbił Nicoli chłopaka, musiała być dla niej bardzo trudna do zniesienia. Oczywiście nie myślałam wówczas tymi kategoriami. Skarżyłam się na niesprawiedliwość losu, a Cass wysłuchiwała tego z oczami wbitymi w podręcznik. Nie przejmowałam się zbytnio, bo i tak nie oczekiwałam od niej zrozumienia. Chciałam tylko wyrzucić z siebie, że wszystkiemu jest winny Jon Braithwaite, który nigdy mi się przecież nie podobał. Że ta krowa Nicola zachowuje się wobec mnie podle i opowiada złośliwości o moich włosach.
"Masz nową wi@domość" отзывы
Отзывы читателей о книге "Masz nową wi@domość". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Masz nową wi@domość" друзьям в соцсетях.