Megan spojrzała na swój portret i uśmiechnęła się przez łzy. Jej emocje były tak rozchwiane, że łatwo przechodziła od rozpaczy do uczucia szczęścia.

– Więc nie zapomniał – szepnęła.

– Andersonowie starali się bardzo, żeby tak się stało, ale ich wysiłki spełzły na niczym. To ogromny sukces.

Nie wiedział, czy go słyszy. Ani na chwilę nie spuszczała wzroku z obrazka.

– Naprawdę Tommy to namalował?

– W ten sposób lepiej cię pamięta. Na twarzy Megan pojawił się uśmiech.

– Ciągle mnie kocha, prawda?

– Tak, oczywiście.

Megan promieniała. Daniel nie chciał niszczyć tego nastroju. Nie wiedział, jak powiedzieć jej o tym, że jej były mąż planuje powtórny ożenek. Tym bardziej nie potrafiłby powtórzyć słów Andersona dotyczących Tommy'ego. Przed Megan była jeszcze długa droga do odzyskania syna. Daniel bolał nad tym. Nikt nie rozumiał jej tak dobrze jak on.

– Muszę go zobaczyć! – wykrzyknęła podniecona. – Pojedźmy tam. Albo nie, lepiej do szkoły.

– Dzisiaj jest niedziela – przypomniał jej. Zamknęła oczy.

– Wobec tego jutro – powiedziała nie znoszącym sprzeciwu tonem. – Muszę go zobaczyć choćby z daleka. I nie próbuj mnie powstrzymywać!

– Ani mi to w głowie. – Wzruszył ramionami. – Nawet cię tam zawiozę.

– Dobrze, pojedziemy z samego rana. Daniel położył dłoń na jej ramieniu.

– Dobrze, ale uspokój się trochę.

Megan spojrzała na niego nie widzącymi oczami. Przez moment nie wiedziała, o co mu chodzi.

– Jak mogę się uspokoić, kiedy mam zobaczyć syna? – powiedziała, kiedy w końcu w pełni dotarł do niej sens jego słów. – Tak bardzo chcę go przytulić, porozmawiać z nim.

Głowa Daniela opadła w dół, jakby pod wpływam, jakiegoś niewidzialnego ciężaru.

– Rozumiem.

Mówił prawdę. On również oddałby wszystko, by móc porozmawiać ze swoim synem. Pragnął, by przynajmniej na moment wróciły dawne, dobre czasy.

Na myśl o spotkaniu z Tommym Megan uśmiechnęła się tak promiennie, że napełniło go to lękiem. Gdyby ją teraz zawiódł, nigdy nie mógłby sobie tego darować. Jej twarz pełna była bezgranicznego zaufania i oczekiwania na to, co ma się zdarzyć.

– Nie rób sobie zbyt wielkich nadziei – powiedział, chociaż coś ściskało go w gardle. – Przed nami jeszcze długa droga.

Po raz pierwszy w pełni świadomie dał znać, że działają razem. Wiedział, że nie ma już odwrotu i, mimo sugestii Andersona, a także własnych przemyśleń na ten temat, nie chciał się już wycofywać.

– Jednak może nam się udać, prawda? – zapytała Megan, patrząc mu w oczy. – Możemy odzyskać Tommy'ego?

Daniel starał się unikać jej wzroku. Przesunął dłonią po twarzy, a następnie westchnął.

– Musimy to zrobić.

Tyle że nie wiem, jak, dodał w myśli. Megan wyglądała na zadowoloną z tej odpowiedzi. Sprawy małżeństwa Andersona i ewentualnego procesu Daniel nie poruszył i karcił się w duchu za tchórzostwo, gładząc jej ciemne włosy.

Następnego ranka bez problemów znaleźli szkołę Tommy'ego. Zatrzymali się przed wejściem, czekając na przybycie chłopca. Wkrótce jednak okazało się, że nie ma to większego sensu. Co parę minut przez wielką stalową bramę wjeżdżała kolejna limuzyna, podjeżdżała pod samo wejście, wysiadało z niej jakieś dziecko i wchodziło do budynku. Z tej odległości nie mieli szans na rozpoznanie Tommy'ego. Jeszcze mniej na dostanie się do środka.

Megan nie traciła spokoju, ale jej twarz robiła się coraz bledsza. Daniel stwierdził, że musi zacząć działać. Mógłby oczywiście skorzystać ze służbowej legitymacji, ale gdyby ktoś o tym doniósł, z całą pewnością wyrzucono by go z policji.

– Zaczekaj – powiedział do zbolałej Megan i wysiadł z samochodu.

Nie było go przez kwadrans. Kiedy wrócił, wyglądał na zadowolonego z siebie.

– Na tyłach szkoły jest boisko – poinformował. – Myślę, że możemy tam poczekać.

Przeszli boczną uliczką na tyły szkoły i zajęli miejsce przy ogrodzeniu. Spędzili tam ponad trzy godziny. Za każdym razem, kiedy jakaś klasa wychodziła z budynku, Megan zaciskała dłonie na siatce i przywierała do niej. Jednak, jak do tej pory, nie zobaczyli Tommy'ego.

– To chyba był kiepski pomysł – stwierdził Daniel. – Jego klasa może nie mieć dzisiaj zajęć sportowych.

– Idź już – powiedziała Megan, nie spuszczając boiska z oczu. – Ja jeszcze zostanę.

– No cóż, w zasadzie nie mam dzisiaj nic do zrobienia – mruknął, siląc się na zdawkowy ton. – Zaczekam z tobą.

Nie słyszała go. Na przeciwległym końcu boiska pojawił się tłumek chłopców. Śmiali się i żartowali, kopiąc piłkę. W zasadzie wszyscy wyglądali tak samo. Daniel wytężył wzrok, chcąc dostrzec Tommy'ego. W końcu mu się udało. Megan miała rację, że chciała poczekać. Tommy szedł trochę z boku i co jakiś czas kopał piłkę, ale tylko wtedy, gdy znalazła się w pobliżu.

– Pewnie zaraz podejdą bliżej – powiedział Daniel z nadzieją, że tak się stanie.

Dzieci mogły wybrać albo małe boisko blisko siatki, albo duże, położone nieco dalej. Okazało się jednak, że los spłatał oczekującym okrutnego figla. Chłopcy wcale nie zaczęli gry. Rozlokowali się za dużym boiskiem i trenowali skoki. W przerwie zabawiali się kopaniem piłki. Tak minęło czterdzieści pięć minut.

Następnie chłopcy ruszyli do szkoły. Megan jęknęła. Z tej odległości w ogóle nie rozpoznawała Tommy'ego. Jednak okazało się, że jeden chłopiec nie wszedł do budynku. Odwrócił się, przeszedł niepewnie przez duże boisko i przystanął.

– Tommy!!! – krzyknęła Megan.

Chłopiec chciał pobiec w ich kierunku, ale właśnie pojawił się nauczyciel, zaniepokojony jego nagłym zniknięciem. Powiedział coś do niego i Tommy z ociąganiem ruszył w kierunku gmachu szkoły. Nauczyciel zerknął jeszcze w stronę Megan i Daniela, ale po chwili odwrócił się na pięcie i poszedł w ślady wychowanka.

Megan nie mogła się oderwać od ogrodzenia.

– To mi się chyba nie przyśniło, prawda?

– Jasne, że nie – powiedział Keller, otaczając ją ramieniem. – Chodźmy już.

– Zauważył mnie? – spytała, chcąc się upewnić.

– Naturalnie.

Przez cała drogę milczała, ale było widać, że jest radosna. Dopiero kiedy znaleźli się w domu, zaproponowała, że zrobi spóźnione śniadanie. Zważywszy na porę, mógłby to już być późny lunch.

– Znakomita – pochwalił Daniel, pijąc pierwsze łyki kawy. – Nie wiedziałem, że może być taka dobra.

Megan posłała mu jeden ze swoich najwspanialszych uśmiechów. Daniel poczuł, że wcale nań nie zasłużył.

– Zobaczysz, co przygotuję na przyjęcie Tommy'ego – powiedziała.

Daniel spuścił głowę. – To może okazać się trudniejsze, niż myślisz.

Zaczęła mu się uważnie przyglądać. Czyżby nie powiedział jej wszystkiego? Czyżby coś przed nią ukrywał?

– O co chodzi?

Było mu strasznie głupio, ale musiał przekazać jej tę informację.

– Twój były mąż chce się powtórnie ożenić – oznajmił. Megan odstawiła drżącą dłonią filiżankę z kawą. Parę kropel wylało się na stół.

– O, Boże! Wiem, co powie sąd. Pełna rodzina, żadnych kłopotów materialnych. Nie mam szans na odzyskanie Tommy'ego.

Daniel wziął ją za rękę.

– Przecież kochasz syna i on cię kocha – powiedział.

– Udowodnimy, że jesteś niewinna, i odzyskamy Tommy'ego.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Udowodnimy, że jesteś niewinna i odzyskamy Tommy'ego – powtórzył po kolacji, która nie była nawet w połowie tak dobra jak śniadanie. – Megan, słyszysz mnie?

Dziewczyna nic nie odrzekła, jednak wyraz rozpaczy, który dostrzegł w jej oczach, był najlepszą odpowiedzią. Daniel nie mógł tego już dłużej znieść. Wstał z miejsca i podszedł do niej. Już po chwili tulił ją do siebie i scałowywał łzy z jej policzków. Takie zachowanie nie miało żadnego erotycznego podtekstu. Chodziło mu tylko o to, żeby ją pocieszyć.

– Wszystko będzie dobrze – szepnął, chcąc jej dodać otuchy. – Zajmę się tym. Obiecuję.

W końcu udało mu się ją jakoś uspokoić. Poczuł, że rozluźniła się i przytuliła do niego. Dawał jej obietnice, których nie umiał spełnić, a ona słuchała go z wdzięcznością.

Nagle podniosła głowę. Ich usta znalazły się obok siebie. Daniel nie mógł się oprzeć i pocałował ją. Chciał, żeby był to pocałunek pocieszenia, ale wyszło zupełnie inaczej.

– Danielu – szepnęła, dotykając warg.

Poczuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. Zrozumiał, że pragnie Megan i to z wzajemnością. Ich ciała zesztywniały w oczekiwaniu. Poprzednio zawrócili z tej drogi. Jednak teraz Daniel czuł, że nie ma odwrotu. Tak samo myślała Megan, jeśli można to nazwać myśleniem.

Była oszołomiona. Nie potrafiłaby powiedzieć, co pociągają w Danielu. Wciąż uważała go za wroga. A jednak działał na nią tak jak żaden inny mężczyzna. Wiedziała tylko, że go pragnie i że musi zaspokoić to pragnienie. Zaczęli całować się jak szaleńcy. Ich dłonie wykonywały własny taniec po ciele partnera. Działali jak w transie albo hipnotycznym śnie, czując, że rzeczywistość ze wszystkimi jej troskami została gdzieś daleko za nimi.

– Danielu – powiedziała głębokim głosem, który nagle przeszedł w jęk. – Och, jak dobrze… To niezbyt mądre, co robimy.

Daniel zaczął gładzić jej piersi przykryte cienkim materiałem bluzki.

– Wobec tego powiedz, żebym przestał.

Spojrzała na niego bezradnie, a następnie westchnęła, czując, że Daniel po kolei rozpina jej guziki. Po chwili dotknął nagiego ciała.

– Powiedz, żebym przestał – powtórzył na pół prosząco, a na pół rozkazująco.

Megan zaczęła gładzić jego włosy.

– Wiesz, że nie mogę.

Wiedział. Rozpiął już niemal wszystkie guziki bluzki, ale teraz zatrzymał się, chcąc przedłużyć grę. Megan wygięła ciało w łuk. Nie wiedziała, jakim kochankiem będzie Daniel, ale chciała się tego jak najszybciej dowiedzieć.

Dotknął ustami miejsca, gdzie za osłoną biustonosza kryła się stercząca sutka.

– Szybciej! – krzyknęła.