Wkrótce jednak porzuciła te rozważania. W desperacji pojechała do szkoły Tommy'ego i zaczęła wystawać pod parkanem. Syn pojawił się dopiero trzeciego dnia, ale zauważył ją niemal natychmiast. Po chwili zaczęła się gra. Tommy starał się tak kopać piłkę, żeby móc się do niej zbliżyć. Nie uszło to jednak uwagi nauczyciela, który skarcił chłopca i kazał mu stanąć na bramce. Do końca meczu Tommy puścił pięć goli, wciąż wpatrując się rozpaczliwie w matkę. Megan zaczęła gryźć paznokcie. Żałowała tego, że tu przyszła. Było to straszne przeżycie zarówno dla niej, jak i dla chłopca.
Po powrocie do domu natknęła się w drzwiach na Berta, który właśnie wychodził.
– A mówiłem, że się pojawi – powiedział, mrugnąwszy do niej znacząco.
Nie chciała niczego tłumaczyć. Zresztą nie miała na to czasu. Wbiegła do swego mieszkania i rzuciła się Danielowi na szyję. Pewnie by się pocałowali, ale za drzwiami rozległ się głos gospodyni.
– Wstawiłam czajnik na gaz – powiedziała. – Możecie zrobić sobie herbaty.
Po chwili w półotwartych drzwiach pojawiła się głowa pani Cooper. Megan i Daniel odskoczyli od siebie, a nieco zmieszana gospodyni wycofała się niemal natychmiast.
– Gdzie byłaś? – spytał Daniel. – Czekam tu na ciebie już od paru godzin.
– Chciałam zobaczyć Tommy'ego – wyjaśniła.
– . Mogłem się tego domyślić. – Pokiwał głową. – I co, udało ci się? – spytał.
– Tak, ale widziałam go z daleka – odparła. – Stał na bramce. Nie chciałam siedzieć w domu. Myślałam, że mnie opuściłeś.
Daniel potarł policzek.
– Aha, rozumiem. Stąd to przyjęcie.
– Jesteś moją ostatnią szansą, Danielu – powiedziała z rozbrajającą szczerością. – Bez ciebie nie mam żadnej nadziei. Zrozum – tłumaczyła dalej – nie mogłam się do ciebie dodzwonić. To wyglądało tak, jakbyś wyjechał.
– Miałaś rację. Musiałem wyjechać – przyznał. – Tyle tylko, że w twojej sprawie.
Zacisnęła pięści. Mina Daniela wskazywała na to, że ma dla niej dobre wieści. Chciała je usłyszeć jak najprędzej.
– I co?! – wyrzuciła z siebie.
Usłyszeli pukanie do drzwi. To Daniel powiedział „proszę”, ponieważ w tej chwili żadne słowo nie przeszłoby jej przez gardło. Do pokoju weszła pani Cooper, niosąc przed sobą tacę z herbatą i cukrem. Musiała wcześniej rozmawiać z Bertem, ponieważ cała promieniała.
– Pomyślałam, że sama przygotuję herbatę – powiedziała. – Dajcie mi znać, dzieci, jakbyście jeszcze czegoś potrzebowali.
Daniel zapewnił ją, że to zrobią, pani Cooper raz jeszcze zerknęła na nich, uśmiechnęła się i wyszła. Jak każda starsza kobieta, miała w sobie coś ze swatki. Jednak Megan nie chciała o tym myśleć w tej chwili.
– I co? – powtórzyła spokojniej swoje pytanie.
Daniel przeszedł od razu do rzeczy.
– Odkryłem, że jedyną osobą, która skorzystała na śmierci Graingera, był jego bratanek, Jackson. To on odziedziczył większą część pieniędzy.
Megan skinęła głową.
– Pamiętam go. Straszny typ. Jeszcze gorszy od wuja. Wiem, że potrzebował pieniędzy, ponieważ Grainger często się na to skarżył. Mówił, że bratanek traktuje go jak skarbonkę albo kasę zapomogowo – pożyczkową. Chętnie by go wydziedziczył, ale był związany jakąś umową.
– Niestety, Jackson ma żelazne alibi – stwierdził Daniel. – Spędził tę noc z narzeczoną. Jej brat to potwierdził.
– Mogli złożyć fałszywe zeznania – powiedziała Megan.
– Pomyślałem o tym. Mary Aylmer mogła liczyć na to, że wyjdzie za Graingera – juniora, a jej brat mógł chcieć pieniędzy. Jednak nie było sposobu, żeby podważyć ich zeznania. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Daniel wziął szklankę z herbatą. Odsunął cukier. Kiedyś dużo słodził, ale ostatnio się od tego odzwyczajał. Wypił pierwszy łyk herbaty. Megan siedziała, patrząc na niego. Nie wiedziała, co powiedzieć.
– Kiedy się wyprowadziłaś, przejrzałem wszystkie zeznania – ciągnął. – Coś mi się przypomniało. Rok temu prowadziłem sprawę pewnego lekarza, specjalisty od chorób kręgosłupa. Właśnie wtedy ów lekarz pozwolił mi, wbrew przepisom, spojrzeć na nazwiska niektórych jego pacjentów. Leżało to w jego interesie. Musiałem to teraz dokładnie sprawdzić.
– Co to ma do rzeczy? – spytała.
– Otóż wśród jego pacjentów był niejaki John Baker – zakończył.
Megan potrząsnęła głową. W dalszym ciągu nic z tego nie rozumiała.
– Jaki to ma związek z moją sprawą?
– Brat tej dziewczyny nazywał się John Baker – oznajmił z triumfem.
– Myślałam, że Aymler – powiedziała, marszcząc czoło. – Chociaż teraz, kiedy mi o tym wspomniałeś…
Daniel nie dał jej skończyć.
– Właśnie. Noszą różne nazwiska, ponieważ Mary wyszła za mąż, a potem szybko się rozwiodła. Została jednak przy nazwisku męża, co musiało zrobić dobre wrażenie na przysięgłych. Zawsze to lepiej, jak świadkowie inaczej się nazywają – powiedział sentencjonalnie. – Nieważne. Grunt, że to ten sam człowiek i że udało mi się ich wytropić. Mieszkają na północy. Stąd moja nieobecność.
Skinęła głową.
– Rozumiem. To znaczy, że Mary Aymler nie wyszła za Jacksona Graingera.
– Właśnie – potwierdził. – To zwiększa nasze szanse. Możemy spróbować dowiedzieć się czegoś.
– Jackson musiał jej zapłacić – wtrąciła Megan. – Nie sądzę, żeby chciała mówić.
Daniel spojrzał na nią z ironią i wypił łyk herbaty. Czuł, że wykonał kawał solidnej roboty, i był z tego dumny.
– Niekoniecznie – powiedział. – Czy wiesz, co grozi za składanie fałszywych zeznań? Pani Aymler mogłaby pogrążyć siebie i brata.
Megan milczała przez chwilę. Przed nią wciąż stała nietknięta szklanka z herbatą.
– Co teraz zrobimy? – spytała.
Daniel zwlekał z odpowiedzią. Wstał i podszedł do okna. – Powiedz mi, czy widziałaś kiedyś Mary Aymler albo Johna Bakera? Pokręciła głową.
– Nie, słyszałam tylko w sądzie o ich zeznaniach, ale wydały mi się mało istotne. Przecież nie dotyczyły mnie bezpośrednio – dodała.
Daniel potarł z namysłem brodę. – Wobec tego mamy szansę. Musimy przeniknąć do ich domu. Ja nie mogę tego zrobić, ponieważ pamiętają mnie z przesłuchań.
Megan zwiesiła smutno głowę.
– Znają mnie pewnie z prasy – powiedziała. – Może nawet Jackson kiedyś mnie im pokazał. Nie pamiętam.
Wyraz namysłu, który pojawił się wcześniej na twarzy Daniela, teraz się jeszcze pogłębił.
– Jeśli pamiętają, to niedokładnie – powiedział. – Przeglądałem też twoje zdjęcia z prasy. Na każdym wyglądasz inaczej. Czy jesteś dobrą aktorką?
Megan uśmiechnęła się.
– Znakomitą. Jeśli muszę – dodała po chwili.
ROZDZIAŁ ÓSMY
John Baker przeciągnął palcem po szybie okiennej, a następnie spojrzał z niesmakiem na smugę kurzu, która na nim została.
– Ta nowa służąca to flejtuch – powiedział. – Pozbądź się jej.
– Chyba żartujesz – stwierdziła kwaśno jego siostra.
– Myślisz, że tak łatwo znaleźć kogoś, kto z tobą wytrzyma? Wszyscy w sąsiedztwie już wiedzą, jaki jesteś. To ogłoszenie wisiało sześć tygodni w agencji, zanim się zgłosiła. Nie sądzisz chyba, że teraz…
– Dobrze już, dobrze. – John podniósł rękę do góry.
– Nie szukaj nikogo, tylko przestań mleć ozorem.
– Może nie odkurza najlepiej, ale…
– W ogóle tego nie robi – przerwał jej powtórnie.
– Daj jej trochę czasu. Ma przecież inne obowiązki. Poza tym sam mówiłeś, że dobrze gotuje.
John chciał coś dodać. Chrząknął nawet z dezaprobatą, ale siostra zgromiła go wzrokiem.
– Daj jej spokój! Ta kobieta jest dla nas prawdziwym darem niebios.
– Szczególnie dla ciebie. Teraz możesz leżeć cały dzień do góry brzuchem.
Siostra Johna zmarszczyła brwi, a następnie ujęła się pod boki. Było widać, że tego rodzaju kłótnie są dla niej chlebem powszednim, nie musiała się więc długo zastanawiać nad odpowiedzią.
– Coś mi się w końcu od życia należy, nie? Przecież tkwię tu dzień i noc. Zajmuję się tobą. Myślisz, że to takie przyjemne?
– Trzeba było lepiej wszystko rozegrać – odciął się. – Miałaś w rękach klucz do skarbca.
Mary skrzywiła się.
– Nie zaczynaj.
– Nie zaczynać? – powtórzył. – Przecież ciągle o tym myślę. Mogłaś wyjść za Graingera!
– Nie rozumiesz, że wcale nie chciał się ze mną ożenić? Powtarzam ci to chyba po raz setny. Ten facet nas wykorzystał, a potem dał nogę. Dobrze, że przynajmniej regularnie przysyła pieniądze.
– Regularnie! Co trzy miesiące! – John nie był w stanie ukryć wściekłości. – Nędzne grosze.
Przerwał nagle, ponieważ siostra posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Nawet nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi.
– O co chodzi, Lily? – spytała Mary.
Nowa służąca podrapała się w głowę. Trudno było powiedzieć, ile usłyszała, a jeszcze trudniej – ile udało jej się zrozumieć. Mary miała czasami wrażenie, że Lily Harper powinno się policzyć iloczyn, a nie iloraz inteligencji, ponieważ nie było sensu zajmować się ułamkami. Wielkie oczy dziewczyny ziały pustką. Niekiedy jednak wyglądała na istotę myślącą.
Jednak teraz Lily miała problemy z przypomnieniem sobie, o co jej chodziło. Raz jeszcze podrapała się po głowie i dopiero potem spytała:
– Czy mam teraz podać herbatkie?
– Tak, bardzo proszę.
– I wyjmij tego peta z gęby – warknął Baker. – Potworny zwyczaj.
– Ee? – Dziewczyna na moment zbaraniała. – Dobra.
Wyrzuciła dopalającego się papierosa do czystej popielniczki na stole, czym doprowadziła Bakera do paroksyzmu wściekłości, a następnie sięgnęła po nowego.
– Widzisz, nic się z nią nie da zrobić – powiedziała siostra, kiedy Lily zniknęła za drzwiami.
John znowu zaczął narzekać, więc wstała i wyszła ostentacyjnie. W kuchni rozległ się brzęk fajansu. Lily zabrała się pewnie do przygotowania herbaty.
Mary weszła do kuchni.
– Nie mogę już sobie z nim poradzić – powiedziała do dziewczyny.
Służąca zastanawiała się przez chwilę, o kogo może chodzić, a następnie uśmiechnęła się, gdy zrozumiała, że o Bakera.
"Na Wolności" отзывы
Отзывы читателей о книге "Na Wolności". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Na Wolności" друзьям в соцсетях.