Wyszedł do kuchni, ale nawet tutaj słyszał rozmowę.

– Tak bardzo mi ciebie brakowało – powiedziała Megan.

Cisza. Pewnie znowu się pocałowali.

– Tata mówił, że odeszłaś na zawsze – w głosie Tommy'ego pojawiła się nuta pretensji. – Powiedział, że już mnie nie kochasz.

– Chyba mu nie uwierzyłeś? Przecież wiesz, że bardzo cię kocham i że nie mogłabym o tobie zapomnieć.

Znowu zapadła cisza. Daniel zatkał palcami uszy. Nie wiedział, jak długo tak siedział. W końcu jednak poczuł na ramieniu dłoń Megan.

– Danielu?

Odwrócił się do niej. Jego ręce same opadły na stół. Siedział teraz jak ktoś przegrany, ktoś bez przyszłości. Jednak Megdh nie zwracała na to uwagi. Za bardzo pochłaniały ją własne problemy.

– Danielu, musimy uciekać – powiedziała. – Mogą zacząć nas szukać lada chwila.

Zmarszczył czoło.

– Powiedz, co masz zamiar zrobić?

– Jak to co?! – Spojrzała na niego jak na wariata. – Muszę zabrać Tommy'ego.

– Dokąd?

– A co za różnica? Najważniejsze, żebyśmy byli razem – odparła.

Daniel pokręcił smutno głową.

– Nie możecie być razem – powiedział. – Anderson sprawuje opiekę nad Tommym. To, co chcesz zrobić, to porwanie. Będziesz musiała uciekać. Jeśli cię złapią, wrócisz do więzienia, a Tommy'ego odeślą do ojca.

Wiedział, że brzmi to brutalnie, ale nie miał innego wyjścia. Megan wyglądała na zachwyconą swoim pomysłem i tylko brutalna prawda mogła ją powstrzymać przed jego realizacją. Jednak dziewczyna potrząsnęła z uporem głową.

– Nie, nie oddam go – powiedziała. – Wyjedziemy gdzieś, gdzie nas nie znajdą.

– Takie miejsce nie istnieje – odparł Daniel z okrutną szczerością. – Znajdą was i znowu stracisz syna. Tym razem na dobre.

Megan opadła na krzesło. Wyglądała na zupełnie przybitą.

– Nie chcę stracić Tommy'ego – powtórzyła z uporem.

– Ja też chcę, żebyś go odzyskała – tłumaczył jej. – Ale zgodnie z prawem. Tak, żebyście mogli już bez przeszkód być razem. Rozumiesz?

Skinęła głową.

– Chcesz powiedzieć… – zaczęła.

– Tommy musi wrócić teraz do domu – dokończył za nią, ponieważ wydawało się, że jest to ponad jej siły.

Chłopiec, który zapewne słyszał całą rozmowę, wyłonił się zza pleców matki.

– Pan Keller ma rację – powiedział.

– Co?! – Megan spojrzała z przerażeniem na syna. – Tommy, kochanie, chyba nie chciałeś tego powiedzieć?!

– Nie mamy innego wyjścia – powiedział Tommy. – Nie wiedziałem, że musielibyśmy się ukrywać. Nie płacz, mamo. Wrócę.

Megan otarła łzy, które znowu pojawiły się na jej policzkach. Nie spodziewała się, że Tommy zachowa się tak dojrzale. Bardzo się zmienił w ciągu tych trzech lat. Za szybko wydoroślał. Jednak wciąż był jej ukochanym synem, za którym gotowa była wskoczyć w ogień.

– Zaraz – powiedział Daniel. – Musimy zrobić coś jeszcze.

Zapytał Tommy'ego o numer do domu, a następnie zadzwonił tam, Anderson niemal natychmiast odebrał telefon.

– Tu Keller – poinformował go Daniel. – Chciałem tylko powiedzieć, że Tommy skończył właśnie odwiedziny u matki i wybiera się z powrotem do domu.

Słuchał przez chwilę.

– Uważaj, Anderson. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Tommy sam do mnie przyszedł – powiedział i odłożył słuchawkę.

– Nie musiałeś tego robić – powiedziała Megan, ścierając chusteczką resztki łez. – I tak odwiozłabym Tommy'ego.

Daniel pokręcił głową.

– Chodziło mi o to, żeby twój mąż nie narobił hałasu. Chodźmy do samochodu.

Matka i syn usiedli na tylnym siedzeniu i przytulili się do siebie. Tommy opowiedział jej o tym, jak pochlapał farbą rzeczy Seleny Bracewell.

– Uważaj, synku – powiedziała Megan. – Nie chciałabym, żeby była dla ciebie niemiła.

– Ona wcale się mną nie interesuje. Tylko jak pochlapałem ją farbą, zaczęła jęczeć, a potem się rozszlochała.

Daniel pokiwał ze zrozumieniem głową.

– Miałem kiedyś taką ciotkę – powiedział. – I wiecie co? Byłem okropnym dzieckiem. Zawsze wrzucałem jej żabę do buta albo do szuflady z ubraniami. Po prostu lubiłem patrzeć, jak wskakuje na stołek i piszczy.

Zatrzymali się na skrzyżowaniu. Daniel zerknął do tyłu. Wymienili z Tommym porozumiewawcze spojrzenia. Megan, która miała półprzymknięte oczy, wcale tego nie zauważyła.

– Z takimi kobietami nigdy nic nie wiadomo – zwróciła się do syna. – Lepiej uważaj.

Tommy prychnął lekceważąco. Z ust Daniela wydobyło się podobne prychnięcie. Kobiety po prostu nie rozumiały pewnych spraw i nic na to nie można było poradzić.

Brama była otwarta. Bez przeszkód zajechali pod dom, w którego drzwiach pojawił się tym razem sam właściciel. Tommy i Megan wyszli z wozu.

– Idź do kuchni – powiedział Anderson. – Babcia da ci coś do jedzenia.

Chłopiec zawahał się, a następnie po raz ostatni rzucił się matce na szyję. Kiedy zniknął w drzwiach, Brian spojrzał z niesmakiem na swą byłą żonę.

– Pewnie byś z nim uciekła, gdyby nie ten policjant – rzucił.

Megan nie chciała się dać sprowokować.

– Odwiozłam ci Tommy'ego – powiedziała. – Spróbuję go odzyskać go w sposób legalny.

– Wracaj do swojego ukochanego – warknął. – Pewnie chodziło mu o to, żeby ocalić własną głowę. Gdybyś nie oddała Tommy'ego, już nigdy nie miałby szansy na pracę w policji.

Megan wyglądała na zaszokowaną. Ręce zaczęły jej się trząść. Przez chwilę stali i patrzyli na siebie. Nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia. Anderson mruknął coś jeszcze pod nosem, a następnie zamknął drzwi. Megan wróciła wolno do samochodu.

– Jedziemy na drinka? – spytał Daniel.

– Nie. Zawieź mnie do domu – westchnęła.

Daniel zerknął na nią, zdziwiony zmianą tonu, nic jednak nie powiedział. Megan siedziała na tylnym siedzeniu jak drewniana lalka. Jeszcze przed chwilą miała Tommy'ego, a teraz została sama. Mąż miał rację. Danielowi chodziło tylko o to, żeby ocalić własną głowę.

Kiedy dotarli do domu, chciała się z nim pożegnać, ale on pokręcił głową. – Muszę z tobą pogadać – powiedział.

Nic nie odpowiedziała, jednak Daniel poszedł za nią aż do jej pokoju.

– Masz do mnie pretensje o to, co się stało – raczej stwierdził, niż zapytał.

Odpowiedziało mu milczenie. Nie potrzebował jednak niczego więcej.

– Przecież wiesz, że nie mieliśmy innego wyjścia – zaczął ją przekonywać. – Inaczej Anderson by nas zniszczył.

Megan pochyliła głowę.

– To przecież mój syn – szepnęła. – Zabrali mi go…

W tych słowach było tyle bólu, oczekiwania i nie spełnionych nadziei, że przez moment pożałował tego, co zrobił. Dotknął jej ramienia, a następnie szyi. Pochylił się, żeby ją delikatnie pocałować.

Dopiero teraz to zauważyła i odskoczyła jak oparzona.

– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła. – Wy, policjanci! Chodzi wam tylko o to, żeby wszystko było zgodne z prawem. I co? Myślisz, że uda ci się wrócić do pracy?

Daniel patrzył na nią w osłupieniu.

– Nie wiem, Megan. Naprawdę nie wiem – powiedział, a następnie odwrócił się w stronę drzwi.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Megan słyszała jeszcze kroki na schodach, a potem wszystko ucichło. Wiedziała, że powinna pobiec za Danielem, żeby go przeprosić, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Ukryła tylko twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Jak mogła tak bezmyślnie powtórzyć złośliwe oskarżenia Briana? Zapomniała, że Daniel sam stracił syna i wiedział, czym było dla niej to rozstanie.

W końcu przetarła oczy i spojrzała na podłogę. Leżał na niej portfel Daniela. Musiał mu wypaść z kieszeni w czasie kłótni. Oboje byli tak wzburzeni, że niczego nie zauważyli.

Megan poczuła, że znowu może działać. Chwyciła zgubę i wybiegła na ulicę. Niestety, zobaczyła tylko tylne światła oddalającego się samochodu. Na szczęście, niemal jak na zawołanie, przed domem pojawiła się taksówka Berta. Kierowca wysiadł z niej i ziewnął szeroko.

– Na dzisiaj koniec – oznajmił. – Mam już dość. Dziewczyna spojrzała na niego błagalnie.

– Bert! Potrzebuję twojej pomocy.

– O co chodzi? – spytał starszy mężczyzna. – Mam wsiadać do samochodu?

– Mój przyjaciel zgubił portfel – powiedziała. Bert bez słowa zajął miejsce za kierownicą.

– Jeszcze go widać – ciągnęła Megan. – O, teraz skręcił. Jedziemy za nim.

Udało im się podjechać trochę bliżej, tak że widzieli już wyraźnie tył samochodu Daniela. Wkrótce jednak ruch się nasilił i utknęli w korku.

– Cholerny mecz – westchnął Bert. – Dobrze przynajmniej, że nie tracimy twego przyjaciela z oczu.

Po chodniku obok przejechał samochód z kibicami. Trójka młodych ludzi wymachiwała barwnymi szalikami, a chłopak na przednim siedzeniu zagrał fałszywie na trąbce.

– Chuliganeria – rzucił Bert.

– Czy nie moglibyśmy…? – Megan nie dokończyła, ponieważ po chwili za kabrioletem pojawił się wóz policyjny. – Zaraz. Przecież mam jego adres. Możemy się nie spieszyć.

Podała Bertowi adres Daniela, ale starszy mężczyzna pokręcił tylko głową. Właśnie zmieniły się światła i samochody znowu ruszyły.

– Jesteś pewna, że nie wybrał się gdzie indziej? – spytał Bert. – Skręcił w lewo, a powinien jechać prosto.

– Nic podobnego – odparła dziewczyna. – Gdzie mógłby się wybierać o tej porze?

Bert chrząknął, jakby się czymś zadławił.

– Może, hm… ma kogoś.

– Wykluczone – stwierdziła z mocą. – Jedziemy za nim.

Po przejechaniu kolejnego kilometra zrozumiała, że Daniel rzeczywiście nie jedzie do domu. Wspominał kiedyś o rodzinie, ale ona również mieszkała w innej części Londynu. Poczuła mrowienie na plecach. Nie była pewna, czy ma prawo wtrącać się do spraw Daniela.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, że Keller ma własne życie. Do tej pory sądziła, że jej sprawa wypełniała mu cały czas.

– Dodaj gazu – prosiła Berta. – Zaraz nam ucieknie.

Samochody kibiców rozproszyły się już. Droga przed nimi była prawie pusta.