– Nie ucieknie, zaufaj mi – uspokoił ją Bert. – Nie chcę podjeżdżać zbyt blisko, żeby nie zauważył, że go śledzimy.

Siedzimy? A więc do tego doszło? Megan nie czuła się z tym zbyt dobrze, ale chciała wiedzieć, dokąd jedzie Daniel. Przez następne chwile walczyły w niej dwa sprzeczne uczucia. Kto wie, jak by się to skończyło, ale po paru minutach znowu się zatrzymali. Tym razem nie na światłach, a przed podjazdem do wysokiego budynku.

– Poczekać na ciebie, czy sama sobie poradzisz? – spytał Bert.

Dopiero teraz zauważyła samochód Daniela zaparkowany przy schodach. Wewnątrz nie było nikogo.

– Poradzę sobie. – Zaczęła grzebać w torebce. – Ile ci jestem winna?

– Daj spokój. – Bert podjechał do głównego wejścia budynku. – Wyskakuj. Nie mogę tu długo stać.

Podziękowała staremu taksówkarzowi i wysiadła. Bez namysłu weszła do środka gmachu. Dopiero po chwili zrozumiała, że jest to jakaś instytucja, a nie dom prywatny. Wciągnęła w nozdrza charakterystyczny zapach.

– Przepraszam, gdzie jestem? – spytała kobietę siedzącą za długim, białym biurkiem.

To pytanie musiało zabrzmieć idiotycznie, ale kobieta nie wykazała zdziwienia.

– W szpitalu Netherham. Czym mogę pani służyć?

– W szpitalu? – powtórzyła.

– Oczywiście. Przed drzwiami jest tabliczka. O co pani chodzi?

Cały ten dialog musiał brzmieć dość dziwnie. Nikt przecież nie trafia przypadkiem do szpitala.

– Jechałam za panem Kellerem – wyjaśniła Megan. – Zgubił portfel i chciałam mu go oddać.

Kobieta zza biurka kiwnęła ze zrozumieniem głową.

– Poszedł do syna – powiedziała. – Jest w sali na końcu korytarza.

Z kolei Megan poczuła, że nic nie rozumie. Na moment zupełnie ją zamurowało.

– M… myślałam, że… że Neil nie żyje. Recepcjonistka westchnęła.

– Co za różnica? Od trzech lat jest w stanie śpiączki i nie udało się go obudzić. To żywa roślina.

– Od trzech lat? – powtórzyła Megan.

– Tak, chociaż teraz pewnie pan Keller zabierze stąd syna – powiedziała recepcjonistka, a następnie zakryła dłonią usta.

– Dlaczego? – spytała Megan. Kobieta pokręciła głową.

– To ten mój niewyparzony język – westchnęła ponownie. – Nie powinnam tyle mówić. Jeszcze wyrzucą mnie z pracy.

– Ale tak między nami – drążyła Megan. – Nikt się o tym nie dowie.

Recepcjonistka rozejrzała się na boki.

– To prywatny szpital – powiedziała. – Wie pani, ile wynoszą tutaj opłaty? – Wzniosła oczy do sufitu, jakby śledząc niewidzialną górę pieniędzy potrzebną na leczenie. – Pan Keller już wcześniej zalegał z płatnościami, a teraz, kiedy mają go wyrzucić z policji… – kobieta zawiesiła głos. – To straszne nieszczęście. Pan Keller siedzi czasem całą noc przy łóżku chłopca.

Megan odsunęła się trochę od biurka, bojąc się, że zostanie rozpoznana.

– Gdzie jest ten pokój? – spytała.

– Na końcu korytarza – powtórzyła recepcjonistka. – Numer piętnaście. Nie jestem jednak pewna, czy powinnam tam panią wpuścić.

– Nic się nie stanie – zapewniła ją Megan. – Jestem przyjaciółką pana Kellera.

Skierowała się szybko w stronę wskazanego miejsca, w obawie, że recepcjonistka rozmyśli się albo nabierze podejrzeń. Uchyliła drzwi. Początkowo nikogo nie dojrzała, ponieważ w pokoju paliła się tylko jedna lampka. Wkrótce jednak dostrzegła łóżko, w którym leżała niewielka postać. Daniel siedział pochylony tuż obok syna.

Łzy same napłynęły jej do oczu. Chciała się wycofać, ale nie mogła opuścić Daniela. Był przecież tak samotny i wyglądał na kompletnie załamanego. Otworzyła szerzej drzwi i właśnie w tym momencie Daniel się odwrócił.

Przestraszyła się, że wezwie personel i każe ją wyrzucić. Patrzył na nią, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Megan uznała, że nie ma wyjścia, i ruszyła w jego kierunku.

– Zostawiłeś portfel – zaczęła, chcąc uprzedzić wszelkie pytania. – Oto i on.

Wyciągnęła przed siebie niewielki skórzany przedmiot, a Daniel przyjął go bez słowa.

– Dziękuję.

– Naprawdę nie przypuszczałam, że tu trafię – ciągnęła. – Pewnie nie chciałeś, żebym wiedziała…

Skrzywił się lekko, jakby chcąc dać do zrozumienia, że jest mu to obojętne.

– Dlaczego miałbym nie chcieć?

– Nigdy nie mówiłeś, że Neil żyje. Myślałam, że zginął w wypadku razem z matką. Poza tym boję się, że po tym wszystkim, co ci dzisiaj nagadałam, na pewno mnie znienawidzisz.

Daniel pokręcił głową, ale zrobił to bez wyraźnego przekonania.

– Oczywiście, że nie. Po prostu byliśmy zmęczeni. – Westchnął. – A co do Neila… zawsze trudno mi o tym mówić.

Traktował ją przyjaźnie, ale Megan czuła, że chce zachować dystans. Pragnęła, żeby to się zmieniło. Właśnie teraz, po tym, co odkryła. Zebrała całą odwagę i spojrzała na chłopca, który spoczywał na łóżku. Wyglądał może nieco blado, ale poza tym zupełnie normalnie.

– Wygląda, jakby przed chwilą zasnął – szepnęła.

– To jest najgorsze. Zawsze wydaje mi się, że lada chwila się obudzi. Pacjenci w stanie śpiączki wyglądają zupełnie inaczej.

– Powinieneś był mi powiedzieć. Mogłabym cię wtedy lepiej zrozumieć.

Mężczyzna zwiesił tylko głowę. Zbytnia wylewność nie leżała nigdy w jego naturze.

– Jakie są szanse, że z tego wyjdzie? – spytała. Daniel spochmurniał jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle możliwe. Megan przypomniała sobie słowa recepcjonistki o zaległych opłatach i zrozumiała, że znowu popełniła błąd.

– Niewielkie – szepnął zbielałymi wargami.

Megan zerknęła szybko najpierw na chłopca, a potem na jego ojca. Nie wiedziała, czy może podjąć ryzyko.

– Opowiedz mi o Neilu – poprosiła. – Jeździliście razem na ryby?

– O, tak. Niemal w każdy weekend. Poza tym graliśmy razem w siatkówkę dmuchaną piłką. Neil był…

– Jest – poprawiła go.

– Jest bardzo wysportowany. Poza tym zna się świetnie na komputerach. To naprawdę niezwykły szkrab.

– Mam nadzieję, Neil – Megan zwróciła się bezpośrednio do dziecka – że nam to wszystko pokażesz. Nie możesz przecież tak wiecznie leżeć.

Daniel zrozumiał, na czym polegała jej gra, i podjął ją. Jednocześnie patrzył z nadzieją na dziecko.

– Właśnie, Neil. Powinieneś wstać i pokazać tej pani, co potrafisz. – Umilkł i odwrócił twarz w inną stronę. – To beznadziejne. Nie słyszy nas. Początkowo lekarze prosili mnie, żebym próbował z nim „rozmawiać”, ale potem dali za wygraną:

Megan położyła dłoń na jego ramieniu.

– Nie poddawaj się – powiedziała. – Kiedy byłam w więzieniu, zawsze mówiłam sobie, że jest nadzieja. Że nie mogę spędzić tam całego życia.

– To co innego – westchnął, a następnie zorientował się, że strzelił gafę. – Przepraszam.

– Głupstwo. Nie poddawaj się, Danielu – powtórzyła, – Zaczekam na ciebie na zewnątrz.

– Chwileczkę.

Wziął jej rękę, a następnie położył na niej bezwładną dłoń chłopca. Sam z kolei podał swój nadgarstek Megan i ujął rękę Neila. Powstało coś w rodzaju trójkąta.

– W ten sposób mówiliśmy, że jesteśmy sobie bliscy – wyjaśnił. – Szkoda, że Sally… – urwał nagle i odwrócił twarz. – Neil ocalał dzięki niej. Osłoniła go własnym ciałem.

Megan poczuła, że coś ją ściska za gardło. Pogładziła Daniela po ramieniu, a następnie wyszła z sali. Zastanawiała się, co zrobić, żeby uniknąć gadatliwej recepcjonistki.

Daniel został sam z synem.

– Jest fajna, prawda? – powiedział do chłopca. – Na pewno ją polubisz. Powinieneś się tylko obudzić i to jak najszybciej.

Na próżno czekał na reakcję. Minutę. Pięć minut. Piętnaście. W końcu pochylił się, żeby pocałować syna, i wyszedł.

Megan czekała na niego przy samochodzie. Było dosyć zimno, więc chodziła tam i z powrotem, rozcierając ręce. Nie pomyślała o tym, żeby wziąć sweter, kiedy wyruszała z domu.

– Trzeba było poczekać w środku – powiedział, otwierając drzwiczki.

– Wolałam tutaj – stwierdziła. – Zabierz mnie do siebie.

– Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytał. Skinęła głową w odpowiedzi.

Tej nocy kochali się spokojnie i czule. Tygrysica schowała pazury, chociaż w jej oczach wciąż pojawiały się żółte błyski. Chciała jednak być nie tylko kochanką, ale i pocieszycielką.

Kiedy się w końcu sobą nasycili, Daniel wyciągnął ramię, na którym oparła głowę. Leżeli tak przytuleni do siebie i wsłuchiwali się w nocną ciszę.

– Czy… – zaczął nieśmiało Daniel – czy nie mylę się, sądząc, że to, co się między nami dzieje… – urwał, szukając słów.

Megan spojrzała mu głęboko w oczy.

– Tak. Sama nie wiem, jak to się stało, że cię pokochałam – powiedziała po prostu.

– Och, Megan!

Wziął ją w ramiona i znowu zaczął całować. Poddała mu się, wyginając ciało w łuk. Wydawało im się, że są już zupełnie pozbawieni siły, ale najbliższe minuty dowiodły, że byli w błędzie. To, co się stało, znowu było inne i niezwykłe. Połączyli się jak dwie istoty, które w końcu, po długiej wędrówce, odnalazły cel. Kochali się spokojnie, a jednak wspaniale. To mogło trwać i trwać choćby całą wieczność.

W końcu jednak oderwali się od siebie. Daniel zasnął niemal natychmiast. Megan potrzebowała paru chwil, żeby zapaść w drzemkę. Pochyliła się więc nad kochankiem i pocałowała go lekko.

– To wszystko trwa zbyt długo – powiedziała. – Chcę już mieć moje dziecko i – spojrzała na śpiącego mężczyznę – męża. Nadeszła pora, aby zakończyć całą sprawę.

Jackson Grainger spojrzał na nią i zaczął mrugać oczami. W holu było znacznie ciemniej niż na zewnątrz.

– Kim pani jest? – zapytał.

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że zapomniałeś o mnie?

– powiedziała stojąca w drzwiach kobieta. – Trzy lata to wcale nie tak długo. Pamiętasz? Mieszkałam tutaj.

Grainger cofnął się z przerażeniem, co pozwoliło Megan wsunąć się do środka.

– O, Boże! Słyszałem, że panią wypuścili, ale nie sądziłem, że będzie pani miała czelność się tutaj pokazać. Hola, nie zapraszałem pani.