Masters znowu uniósł się w fotelu. Wypieki na jego policzkach przybrały jeszcze bardziej ceglastą barwę. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak w pokoju nie było już nikogo.

Daniel przystanął na chwilę za drzwiami. Łobuzerski uśmiech powoli wracał na jego usta. Już chciał ruszyć do biura, kiedy obok pojawił się łysawy mężczyzna w średnim wieku.

– Wyciągnął tę sprawę z twoją żoną i synem? – spytał. Daniel skinął głową.

– To wtedy powinieneś był dostać urlop. Nie teraz.

– Myślisz, że to zrobiła, Canvey? – spytał Daniel, patrząc uważnie na kolegę.

– Oczywiście, że nie – odparł mężczyzna. – Tak naprawdę miała szczęście, że dopiero teraz ujawnił się świadek. Trzy lata temu przysięgli mogli przejść nad tym do porządku dziennego.

Daniel nie wyglądał na przekonanego.

– Z przerażeniem myślę, że posłałem niewinną osobę do więzienia – powiedział. – Gdybym tylko mógł sobie więcej przypomnieć. Mam jednak lukę w pamięci, jeśli idzie o tamten okres.

– To naturalne. – Canvey położył dłoń na jego ramieniu. – Mówiłem już, że powinieneś dostać wtedy urlop.

Przeszli do biura. Daniel pozbierał swoje rzeczy i skierował się do drzwi. Niektórzy koledzy patrzyli na niego ze współczuciem, inni nawet nie usiłowali kryć zadowolenia. Jego szorstki sposób bycia oraz niekonwencjonalne metody pracy przysporzyły mu wielu wrogów. Nie tylko wśród przestępców, chociaż jego najzagorzalsi przeciwnicy rekrutowali się właśnie z tego światka.

Przy wyjściu czekało na Kellera dwóch mężczyzn. Jeden z nich włączył kamerę.

– Nie mam nic do powiedzenia – rzucił w ich stronę inspektor.

Jednak dziennikarze nie zadowolili się tym stwierdzeniem. Szli za nim krok w krok, a jeden z nich wciąż wyciągał w jego kierunku mikrofon.

– Co pan sądzi o wypuszczeniu Megan Anderson?

– Nic.

Było w tym trochę prawdy. Zamęt uczuć sprawił, że Daniel starał się odsunąć od siebie całą tę sprawę.

– Czy to prawda, że policja nie chce zająć się na nowo tym morderstwem? – wypytywał dziennikarz.

– Niech pan zapyta policję – mruknął Daniel.

– Czy to znaczy, że dostał pan dymisję?

Teraz już wiedział, jak czuje się ścigana zwierzyna. Takie doświadczenie nie należało do przyjemnych. Na razie udawało mu się panować nad sobą, ale kiedy wsiadł do samochodu, a obaj mężczyźni zaczęli walić rękami w szybę, otworzył drzwi i wystawił głowę na zewnątrz.

– Wynoście się! I to już! – krzyknął głosem przepełnionym wściekłością.

Dziennikarze jak oparzeni odskoczyli od samochodu. Daniel zaniknął drzwi i ruszył tak gwałtownie, że obsypał ich tłuczniem, którym wysypany był parking.

Bez dalszych przeszkód dotarł do swego mieszkania. Wyglądało na to, że reporterzy oblegający od dwóch dni jego dom dali w końcu za wygraną. Kiedy jednak wysiadł z samochodu, jakiś człowiek w roboczym kombinezonie, sprawdzający stan studzienki kanalizacyjnej, wyprostował się i zagrodził mu drogę.

– Czy ma pan coś do powiedzenia, inspektorze? Daniel chwycił go wprawnie za rękę. Dziennikarz usiłował się wyrwać, ale poczuł ostry ból w nadgarstku.

– Tak, mam – syknął Daniel. – Ma pan trzy sekundy, żeby się stąd zabrać. Potem będę kopał i gryzł.

Puścił go, a dziennikarz zmył się jak niepyszny. Rozcierał przy tym bolącą rękę.

Gdy Janice spytała, dokąd ma jechać, Megan nie namyślała się długo nad odpowiedzią.

– Tam, gdzie mogłabym się ukryć – powiedziała. Wynajęły w końcu mieszkanie w domu na ponurych przedmieściach Londynu. Składał się na nie jeden pokój, maleńka kuchnia i łazienka wielkości znaczka pocztowego. Całość była niewiele większa od celi, w której Megan spędziła ostatnie trzy lata. Pomieszczenie współgrało jednak z jej nastrojem. Przecież nie odzyskała jeszcze pełnej wolności, a więc dobrego imienia, przyjaciół, a przede wszystkim syna. Przez moment miała wrażenie, że nigdy nie uda jej się wrócić do normalnego życia.

Po południu dzwoniła dwa razy do byłego męża, ale nie chciał z nią rozmawiać. Jego matka powiedziała synowej, że Brian prosił, żeby dała mu spokój. To samo powtórzyła sekretarka w pracy. Megan nie mogła pozbierać myśli. Przypominały jej się fragmenty procesu. Nie ostatniego, w którym niemal nie uczestniczyła, ale poprzedniego. Widziała złą i zaciętą twarz inspektora Kellera. Ten facet nie wyglądał na kogoś, kto miewa wątpliwości.

Wieczorem obejrzała wiadomości. Keller wyglądał lepiej niż w czasie procesu. Miał na sobie dżinsy i czarną skórzaną kurtkę.

– Co pan sądzi o wypuszczeniu Megan Anderson? – zapytał dziennikarz.

Odpowiedź była krótka:

– Nic.

Megan zacisnęła pięści. Oczywiście, że nic. Tacy ludzie w ogóle nie myślą. Poza tym pozbawieni są podstawowych humanitarnych uczuć. Jak mógł zataić zeznania świadka i skazać ją na więzienną gehennę?! Jak mógł?!

Z ulgą przyjęła informację o tym, że został zawieszony. Wolałaby jednak, żeby wyrzucono go z policji.

Tej nocy dręczyły ją jakieś zmory. Obudziła się z płaczem. Ktoś zastukał do jej drzwi i spytał, co się stało. Odparła, że nic takiego. Jak do tej pory nikt jej tutaj nie rozpoznał. To była jej jedyna nadzieja na spokój.

Próbowała nie spać. Usiadła na wytartym tapczanie i zaczęła wyglądać przez okno. Prawdopodobnie zasnęła, jednakże jawa zaczęła jej się mieszać ze snem, tak że nie była niczego do końca pewna.

Świt ją trochę orzeźwił, chociaż zaraz zaczęło padać i wszystko wokół pogrążyło się w szarzyźnie. Koniec zimy nigdy nie był ładny w Londynie. Zwłaszcza w miejscu tak beznadziejnym jak to, gdzie stał ten stary dom.

Czwartego dnia wieczorem, kiedy miała już zamiar pójść do łóżka, usłyszała pukanie do drzwi. Ziewnęła i podeszła do wejścia. Przez chwilę zastanawiała się, co robić.

– Kto tam? – spytała w końcu.

– Pani Anderson? – usłyszała dźwięczny męski głos.

– Jeśli jest pan dziennikarzem – zaczęła – to może pan…

– Nie jestem dziennikarzem – dobiegła do niej odpowiedź. – Nazywam się Daniel Keller. W nagłym przypływie złości otworzyła drzwi.

– Wynoś się stąd! – wrzasnęła. – Jak śmiesz mnie prześladować?! Czy nie wystarczy już to, co zrobiłeś?!

– Muszę z panią porozmawiać – powiedział, wciskając się do wnętrza.

Megan zagrodziła mu drogę. Dopiero teraz, przy bezpośredniej konfrontacji, zauważyła, że ma do czynienia z mężczyzną wyższym od niej o głowę. Jednak nie zlękła się wcale.

– Nie mam ochoty na rozmowę z panem – odparła, wypiąwszy pierś do przodu. – To nie te czasy, kiedy mógł mnie pan przesłuchiwać w każdej chwili. Teraz mogę kazać panu się stąd wynosić.

Keller zastanawiał się, co robić. Bez trudu mógłby wejść do środka, jednak nie chciał używać siły. Stał już jedną nogą w przedpokoju i Megan nie mogła zamknąć drzwi. Sytuacja wyglądała na patową.

– Proszę mnie wpuścić – powtórzył. Dziewczyna potrząsnęła hardo głową.

– Nic z tego.

Nie miał wyboru. Musiał wejść, ponieważ z sąsiednich mieszkań zaczęli wyglądać zaciekawieni lokatorzy. Poszło mu nadspodziewanie łatwo. Kiedy naparł na drzwi, dziewczyna odskoczyła, jakby bała się, że jej dotknie. Stanęli naprzeciwko siebie.

– Co się z panem dzieje? Nie rozumie pan słowa „nie”? – Pokiwała głową. – Jasne, że pan nie rozumie. Tyle razy powtarzałam, że nie zabiłam Henry'ego Graingera i że nie wiem, kto to zrobił. Nie, nie, nie. To było rzucanie grochem o ścianę. Musiał mnie pan w to wrobić.

– Wcale nie… – zaczął.

– Niech pan nie kłamie! – krzyknęła. – Już dosyć pan naoszukiwał. Z powodu pańskich kłamstw straciłam trzy lata życia. I syna – dodała ze smutkiem.

Nagle cała jej energia się wyczerpała. Megan opadła bezwładnie na tapczan. Wyglądała na wycieńczoną. Tylko w jej oczach płonął żar, który dał jej siłę do przetrwania ostatnich lat.

– Po co pan tu przyszedł? – spytała słabym głosem. Keller spojrzał na nią ze współczuciem. Wyglądała teraz jak zapomniana szmaciana lalka na sklepowej półce. Wziął krzesło i usiadł naprzeciwko. Uśmiechnął się z goryczą, myśląc o tym, że oboje przypominają dwa ludzkie wraki. Przeżyli piekło. Tyle że Megan nic nie wiedziała o jego nieszczęściu.

– Przyszedłem, bo nie mogę zostawić tak tej sprawy. Żar w jej oczach zapłonął żywszym blaskiem.

– Czy nie jest prawdą, że zawieszono pana w wykonywaniu obowiązków? – spytała, nie kryjąc pogardy. – I mimo to znowu pan chce wsadzić mnie do więzienia.

Przypomniał sobie, że w czasach, gdy była modelką, nazywano ją Tygrysicą. Miała wybuchowy temperament i potrafiła zadrzeć ze wszystkimi, co zapewne nie zjednało jej sympatii przysięgłych.

W czasie ich pierwszego spotkania zachowywała się jednak poprawnie. Zajrzał do niej wtedy, żeby porozmawiać o nagłej śmierci jej gospodarza. Już wówczas zauważył, że ma niespotykaną, egzotyczną urodę, jednak nie wywarło to na nim większego wrażenia. Jego serce umarło przed niespełna dwoma miesiącami, kiedy to pijany kierowca zabił w wypadku jego żonę. Zauważył jednak doskonały makijaż i drogie, jedwabne ubrania.

Kobieta, która siedziała przed nim teraz, miała bladą, pozbawioną makijażu twarz. Patrzyła na niego oczami zaszczutego zwierzęcia i zagryzała nerwowo pełne usta. Tylko wydatne kości policzkowe pozostały te same. Jednak nawet w bawełnianej piżamie i z bosymi stopami wyglądała pięknie. Ból dodał tajemniczości jej urodzie. Stała się bardziej dojrzała.

– Pewnie trudno będzie pani w to uwierzyć, pani Anderson, ale przysięgam, że o niczym nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia o istnieniu tego świadka.

Pochyliła się nieco w jego stronę, chcąc spojrzeć mu w oczy.

– Za kogo pan mnie ma? Nie jestem taka głupia! Najpierw gdzieś giną zeznania świadka, potem policjant, który je spisał, wyjeżdża do Australii. Wszystko się doskonale zgadza. Tyle tylko, że nie przypuszczał pan, iż ten człowiek wróci z antypodów i zacznie się dopytywać o moją sprawę. Wydawało się panu, że łatwo będzie można wszystko ukryć.