– Jedź z nim – zaproponował król wspaniałomyślnie. – Nie życzę sobie, by twoja matka uznała mnie za człowieka samolubnego i bez serca. Straciła już męża, nie obrabuję jej teraz z synów. Nie znałem mego wuja, Henryka, powiadają jednak, że był kochany przez wszystkich, którzy go znali i byłby dla Anglii wspaniałym władcą. Twoja matka ponoć głęboko go kochała i gdyby nie to, iż jej pochodzenie otoczone było mgiełką tajemnicy, mogłaby być dziś królową, a ty królem.

– Choć żałowałem zawsze, że ojciec umarł tak młodo – odparł Charlie – nie pragnąłem władać Anglią, i dobrze o tym wiesz, kuzynie. Byłbym w pełni zadowolony, mogąc wieść spokojne życie angielskiego dżentelmena i kiedy to wszystko się skończy, znowu do niego wrócę. Mój hinduski dziadek, władca Akbar, uważał, że każdy z nas znajduje się w życiu tam, gdzie w danym momencie powinien. Podzielam jego opinię – kontynuował z uśmiechem – chociaż autorzy Uroczystej Ligi i Kowenantu pewnie by się z tym nie zgodzili. Nie zdradzisz mnie jednak przed kościelnymi urzędnikami, prawda, Wasza Wysokość? Zatem, kuzynie, jesteśmy teraz w miejscu, w którym być powinniśmy. Wszyscy, nawet mój brat, Patrick. Odeślemy go do domu najszybciej, jak tylko się da, ja jednak zostanę.

Król milczał przez chwilę, a potem powiedział:

– Jeśli sprawy źle się potoczą, będę musiał odesłać i ciebie. Obiecaj, że pojedziesz. Bez dyskusji. Nosimy takie samo imię. Gdybyś zginął, ludzie Cromwella ogłosiliby triumfalnie, że Charles Stuart nie żyje, nie zawracając sobie głowy wyjaśnieniami, który to Charles Stuart. Coś takiego zaszkodziłoby z pewnością mojej sprawie. Książę Lundy skinął z wolna głową.

– Jestem lojalnym sługą Waszej Wysokości – powiedział. – Niech Bóg broni, by okazało się to konieczne, lecz jeśli tak się stanie, będę posłuszny.

Przykląkł, ujął dłoń kuzyna i ją ucałował. Gdy wstał, król nakazał mu gestem, by wrócił na swoje krzesło.

– Powiedz, co nowego u rozkosznej księżnej Glenkirk – zażądał z błyskiem w oku.

– Do tej pory pewnie urodziła już dziecko. Patrick niewiele o tym mówił. A tak, spędziła lato, odrestaurowując zamek swej matki. Żywi nadzieję, że pewnego dnia, gdy Wasza Wysokość obejmie znów tron, zdoła cię przekonać, byś przywrócił tytuł rodzinie i obdarował nim jej drugiego syna.

– Nie ma męskich dziedziców?

– Nie – wyjaśnił Charlie. – Jej dziadek Gordon był ostatnim lordem Brae. Miał syna, lecz nieślubnego. Matka Flanny odziedziczyła Brae i mogła przekazać tytuł córce, lecz moja szwagierka jest ambitna. Pragnie go dla Lesliech z Glenkirk. Powiada, że skoro brat i rodzina nie pozwalają jej uganiać się po górach i werbować dla Waszej Wysokości żołnierzy, jedynym, co może zaoferować memu bratu jest przywrócenie jednemu z jego synów tytułu. Jej poprzedniczki w Glenkirk były niezwykłymi kobietami, i to na wiele sposobów. Dlatego Flanna chciałaby zostać kimś więcej, niż tylko – jak mi wyłożyła – księżną, która niczego nie dokonała.

Król roześmiał się serdecznie, a było to coś, co ostatnio rzadko mu się zdarzało.

– Kuzynie – powiedział – obiecuję, że kiedy zasiądę znowu na tronie, przywrócę tytuł lorda Brae i nadam go drugiemu synowi Flanny Leslie. Flanna Leslie sprawiła, że śmiałem się w tym ponurym miejscu, zwanym Szkocją. Ma dobre serce, a szczodrość nie będzie mnie w tym przypadku nic kosztowała.

Teraz to Charlie się roześmiał.

– Nasz dziadek powiedział to samo Jemmiemu Leslie, kiedy nadawał mu tytuł księcia Glenkirk. Stwierdził, że skoro księstwo już istnieje, razem z zamkiem i włościami, uczynienie Jemmiego księciem nic go nie będzie kosztowało.

– Moja krew – odparł król, ocierając załzawione ze śmiechu oczy. – Och, Charlie, nie uśmiałem się tak od tygodni. Do licha, kuzynie, nie mogę się doczekać, aby przywrócić znowu dwór i żyć jak należy.

– Wszystko w swoim czasie, Wasza Wysokość – obiecał Charlie.


*

Rankiem okazało się, że Cromwell stoi już pod murami. Nie spodziewano się go, aż późnym popołudniem, o świcie musiano jednak zamknąć bramy – wszystkie, poza najmniejszą, pilnowaną z zewnątrz przez straże. Nie było sposobu, by Patrick wydostał się z miasta. Nie chciał umierać za tego króla. Chciał znaleźć się na drodze prowadzącej na północ, w stronę Glenkirk.

Lord Derby przekradł się w nocy do miasta, przynosząc wiadomość, że jego siły w Lancastershire zostały rozbite. Miejscowa szlachta nie powstała, by pomóc królowi. Cromwell miał dość pieniędzy z podatków, by zwabić do swych oddziałów ochotników. Król nie miał nic, by zapłacić swej małej armii – nic poza obietnicą, że kiedy odzyska tron, wynagrodzi tych, którzy mu w tym pomogli. Ci, którzy cokolwiek posiadali, zostali w domach. Ci, którzy nie mieli nic, przyłączyli się do Cromwella, gdyż płacił im po każdej bitwie.

Jego oddziały przemieściły się na południe i południowy wschód, by odciąć królowi drogę do Londynu. Król w odpowiedzi rozkazał wysadzić mosty na rzece Severn. Trzy zostały zupełnie zniszczone, lecz jeden, w Upton, tylko uszkodzony. Ludzie Cromwella naprawili go i rzeka nie stanowiła już dla nich przeszkody. W dzień po przybyciu do Worcester lorda protektora zaczął się ostrzał artyleryjski. Król zatrzymał większość swych ludzi w ogrodzonej murami części miasta, gdyż wąskie uliczki stanowiły naturalną linię obrony. Na zachodzie, u zbiegu rzek Severn i Teme, czuwały szkockie regimenty. General Middleton dokonał wypadu za mury z zamiarem zniszczenia dział. Akcja się nie powiodła i wielu żołnierzy zginęło.

Cromwell mógł zdobyć miasto od razu, był jednak człowiekiem przesądnym i postanowił zaczekać z atakiem do trzeciego września, kiedy to przypadała pierwsza rocznica zwycięskiej dla niego bitwy pod Dunbar. Patrick Leslie, uwięziony w oblężonym mieście, uznał, że powinien przeżyć, gdyż to mało prawdopodobne, by zginął tego samego dnia co ojciec. Chyba że Bóg odznacza się szczególnym poczuciem humoru.

Rankiem trzeciego września król wszedł na szczyt czworokątnej wieży katedralnej i spojrzał na mrowiące się pod murami trzydzieści tysięcy ludzi Cromwella. Popatrzył na wąskie uliczki miasta, obramowane średniowiecznymi domami. Jego armia liczyła zaledwie dwanaście tysięcy żołnierzy. Westchnął, zrezygnowany. Tylko cud mógłby sprawić, że pokonaliby wroga, a on nie wierzył w cuda. Mimo to bitwa musi zostać rozegrana.

Był królem Anglii i Szkocji. Na jego wezwanie powinno stawić się pięćdziesiąt tysięcy uzbrojonych mężczyzn, ale tak się nie stało. Dlaczego nie powiedziano mu, że jego rodacy są tak przestraszeni, tak zmęczeni wojną, że nie powstaną, by poprzeć swego króla? Dlaczego nikt mu nie powiedział, że ludzie pragną jedynie pokoju? Nie rozumiał tego, lecz spoglądając z wieży na miasto uświadomił sobie, że wielu dobrych ludzi straci tego dnia życie, i to po obu stronach. A kiedy słońce skryje się za wzgórzami Malvern, będzie nadal królem, lecz tylko z nazwy. I pewnie będzie musiał znów uciec, aby ocalić życie. Jeśli, oczywiście, przeżyje.

– To przegrana sprawa – powiedział do kuzyna Charliego. Tylko jemu pozwolił sobie towarzyszyć.

– Tak – zgodził się z nim Charlie.

– Potrzebujemy planu… – zaczął król.

– Kiedy nadejdzie czas, wymkniemy się przez bramę Claps. Generałowie Cromwella nie spodziewają się, że mógłbyś wrócić na północ. Pozostawili więc tę małą, nieważną bramę niemal niestrzeżoną, by Szkoci, którzy przeżyją, mogli zostać przez nią wyprowadzeni i przegnani za szkocko – angielską granicę – powiedział Charlie.

– Hm – mruknął z zastanowieniem król.

– Kiedy nadejdzie czas, będziesz musiał uciec – powiedział spokojnie książę Lundy. – Bez dyskusji.

– A ty będziesz musiał odejść, kiedy ja ci rozkażę, Charlie – odparł król. – Zabierzesz ze sobą Patricka. – Roześmiał się. – Nie sądzę, by twemu bratu podobało się, że został tu uwięziony.

– Rzeczywiście – przytaknął Charlie z uśmiechem.

Nagle działa zagrzmiały mocniej.

– Powinniśmy zejść – powiedział król. – Musisz uciec tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Nie wolno dopuścić, by Cromwell mógł się pochwalić, że zabił dwu Charlesów Stuartów jednego dnia.

– Przekradnę się do Francji, kuzynie, i będę czekał w Paryżu – odparł Charlie. – Prawdopodobnie znajdę się tam przed tobą. Cromwell rzuci w pościg całą swoją armię, lecz będzie szukał ciebie, nie mnie. Wolałbym jednak, abyś to ty pierwszy się stąd wydostał.

Zeszli z wieży i znaleźli się na placu katedralnym, gdzie czekali na nich generałowie. Kuzyni uścisnęli się, życząc sobie nawzajem szczęścia. Charlie pośpieszył z powrotem “Pod Łabędzia”, by poinformować brata, że muszą natychmiast uciekać.

– Tylko jak, twoim zdaniem, zdołamy wydostać się z tego chaosu? – zapytał gniewnie Patrick. – Rozejrzyj się, człowieku! Wszędzie panika! Pożary! Przerażeni cywile, obawiający się o swoje życie.

– W północnym murze jest kiepsko strzeżona brama – powiedział spokojnie Charlie. – Poradzono mi, bym opuścił miasto tą drogą.

– A więc to tak! – krzyknął Patrick, wzburzony.

– Opuszczasz króla, choć bitwa jeszcze na dobre się nie zaczęła! Nie mogłeś podjąć tej decyzji, zanim zostaliśmy tu uwięzieni?

– Żaden Charles Stuart nie musi dzisiaj zginąć – odparł Charlie z naciskiem. – Pomyśl, jak ludzie Cromwella wykorzystaliby fakt, że zabili Charlesa Stuarta? Uczyniłoby to powrót króla sto razy trudniejszym. Musiałby udowodnić, że jest tym, za kogo się podaje, nie przeklętym uzurpatorem.

– Twój kuzyn i jego doradcy mogli wpaść na to wcześniej – burknął Patrick.

– Jeśli wymkniemy się teraz, gdy walki koncentrują się przy forcie Royal, zdołamy wydostać się za bramę i uciec na zachód – powiedział Charlie.

– Dlaczego na zachód? – zapytał Patrick. – Ja ruszę na północ.

– Tak jak armia Cromwella po bitwie – odparł Charlie. – Pojedziemy na zachód, ponieważ znam tam kogoś, kto przechowa nas, nim sytuacja trochę się uspokoi. Potem udam się do Bristolu, gdzie zaokrętuję się na któryś z rodzinnych statków i popłynę do Francji. Możesz popłynąć wraz ze mną lub wrócić do Szkocji. Kilka najbliższych dni musimy przeczekać jednak w ukryciu.