Rebece chciało się zszywać stary zniszczony plecak? Więc dlaczego nie zreperowała przy okazji suwaka?
Ścieg był gęsty, rozcięcie zostało przeszyte ręcznie kilka razy. Nie miał noża, kluczem wyciągnął i przeciął nitki. Czuł się jak idiota; pewnie nie było w tym żadnej tajemnicy. Wreszcie udało mu się rozpruć szew. Zajrzał do środka. Wewnątrz znalazł głęboko ukrytą dyskietkę.
Zaschło mu w gardle. W ułamku sekundy zrozumiał, że dyskietka zawiera to, czego szukał – informacje na temat Caitlyn Montgomery Bandeaux.
Reed wrócił na posterunek razem z Metzgerem. Facet miał dwadzieścia pięć kilo nadwagi. Kiedy nie palił, żuł gumę. Miał żonę, piątkę dzieci i zabójcze stężenie cholesterolu. Był jednym z najlepszych gliniarzy, z jakimi Reed kiedykolwiek pracował.
Reed zostawił Diane Moses i jej ekipę w domu Caitlyn. Gdyby pani Bandeaux wróciła, Diane miała ją zatrzymać i natychmiast do niego zadzwonić. Poprosił też o próbki sierści psa i włosów Caitlyn zebranych ze szczotki. Diane obrzuciła go swoim słynnym spojrzeniem, które mówiło „nie ucz ojca dzieci robić”, więc się zamknął. Diane nie była zbyt sympatyczna, ale znała się na swojej robocie.
Gdy Reed i Metzger wjechali na parking, Morrisette i Montoya wysiadali właśnie z nieoznakowanego samochodu Reeda.
– No i jak? – zapytał, ale kwaśna mina Morrisette mówiła sama za siebie. Wrócili z niczym.
– Dupa. Nie znaleźliśmy Hunta ani w jego mieszkaniu, ani w gabinecie. Gabinet zabezpieczyliśmy. Nie udało nam się skontaktować z nikim z rodziny Montgomerych. Troya nie ma w biurze, sekretarka nie chce nic więcej powiedzieć, choć obiecuje zadzwonić do niego na komórkę. Facet pewnie gra w golfa albo jest z jakąś kobietą, z którą być nie powinien. Amandy też nie ma w biurze, wyszła gdzieś na spotkanie z klientem, sekretarka powiedziała, że spróbuje ją złapać. Wygląda na to, że Sugar Biscayne dołączyła do siostry, bo i jej nie można znaleźć, nikt nie widział jej od wczoraj. Hannah nie odbiera telefonu, zastępca szeryfa pojedzie tam i sprawdzi, co się dzieje. Lucille Vasquez wciąż jest na Florydzie? – zapytała Morrisette, a Reed zauważył, że twarz Montoi stężała.
– O ile wiem, tak, chociaż ma przyjechać na pogrzeb Bernedy.
– Kiedy to – pojutrze?
Reed wzruszył ramionami.
– Wkrótce. Rodzina zażądała wydania ciała.
– Wydaliśmy je? – zapytała, gdy ruszyli w stronę komisariatu.
– Tak. Sekcja zwłok została zakończona. Badania toksykologiczne zrobione. Nie ma powodu, żeby nadal trzymać ciało.
– Czy morderca zostawił jakieś ślady? Czy znaleziono coś w pościeli, w pokoju, pod paznokciami?
– Wciąż sprawdzamy.
– Wiecie co, to jest wkurzające. – Morrisette zsunęła okulary na czubek głowy. – Cała pieprzona rodzinka jest nieuchwytna. Postawiliśmy wszystkich na nogi, żeby znaleźć Hunta i Caitlyn Bandeaux, ale dotąd bez efektów.
– Znajdziemy ich.
Reed po raz pierwszy zobaczył, jak Montoya uśmiecha się.
– To się nazywa pozytywne nastawienie.
– Tak – zgodziła się Sylvie. – Zawsze to lepsze niż siedzieć i płakać. Wśród tych kutasów, których aresztujemy, mamy wystarczająco dużo mazgajów. Nic, tylko użalają się nad sobą. Biedactwa. Przecież to nie ich wina, że zeszli na złą drogę. Mieli trudne dzieciństwo, tatuś bił, mamusia piła, nauczyciel się uwziął… W Nowym Orleanie też macie takich? Kurwa, ja nie mogę. Na świecie pełno jest płaczliwych dupków. – Nagle zadzwoniła jej komórka. – Morrisette – warknęła do telefonu. – Tak… jesteś pewien?… W porządku… rozumiem. Nie podoba mi się to. Wezwijcie posiłki i aresztujcie go. Już tam jedziemy. – Rozłączyła się, przybrała poważny wyraz twarzy. – Jedziemy – powiedziała, wracając do samochodu. – Namierzono samochód Hunta. Wygląda na to, że jechał do posiadłości Montgomerych. Ja poprowadzę. I, kurwa, nie próbujcie się ze mną sprzeczać.
Kelly szła w cieniu krzaków, czując w dłoni zimną stal pistoletu. Za plecami miała ogromny, stary dom, w którym jaśniało tylko jedno okno, migotało w nim niebieskie światło telewizora; było to okno jej sypialni. Wokół panowała cisza. Złowroga cisza. Wydawałoby się, że nikogo tu nie ma.
Ale ktoś tu był. Czuła to i ciarki przechodziły jej po plecach.
Nauczyła się strzelać dawno temu, jej ojciec na to nalegał. Stary sukinsyn. Dostał to, na co zasłużył. Wszyscy zasłużyli, czyż nie? Cameron, który zginął, wracając od swojej kochanki, stracił wtedy panowanie nad kierownicą i jedno ze swoich jaj. Szalona ciotka Alice, która dała się zamknąć w zakładzie i pozwoliła, żeby reszta rodziny sprzątnęła jej spadek sprzed nosa. Potem Charles zabity strzałą prosto w lodowate, nieczułe serce. Charles zdobywca stał się ofiarą… tak, te śmierci nie były przypadkowe. Nawet Josh… Kiedy Kelly straciła odwagę i stwierdziła, że nie jest w stanie go zabić, ktoś przyszedł z pomocą, oszołomił go narkotykami i pociął mu nadgarstki; Caitlyn piła wtedy w barze i nie wie, co się wydarzyło. To był najodpowiedniejszy moment.
Udając Caitlyn, pojechała jej białym lexusem do domu tego sukinsyna. Nadszedł czas, żeby pozbyć się Josha. Dręczyłby Caitlyn przez lata, niszcząc jej poczucie własnej wartości, a Kelly miała już tego dość. Stanęła więc na progu ze spreparowaną butelką wina. Udawała Caitlyn.
Podstęp okazał się skuteczny, ale wymagał sprytu i zręczności. Musiała też ugryźć się w język, żeby nie kazać sukinsynowi iść do diabła, gdy otworzył jej drzwi ze słowami: „Co tu robisz, do cholery?”
Jezu, co Caitlyn widziała w tym idiocie? Kelly chciała go z miejsca zabić, ale nie zrobiła tego, wczuła się w rolę potulnej Caitlyn.
Stał na progu i powiedział, że nie chce jej tu widzieć. Jednak w końcu łaskawie zgodził się ją wpuścić. Popełnił błąd, prowadząc ją do gabinetu, gdzie na biurku leżał ten cholerny pozew oskarżający Caitlyn o przyczynienie się do śmierci dziecka. Facet zasługiwał na to, żeby zginąć. Co za chciwy kutas. Kelly cieszyła się, że przyniosła ze sobą wino z fałszywą etykietą. Udawała słabą i udręczoną, wyłamywała palce, tak jak Caitlyn, i Josh spuścił trochę z tonu.
Jezu, zakłamany, dwulicowy sukinsyn.
Miała szczęście tamtej nocy. Tak przynajmniej jej się wtedy wydawało. Josh już wcześniej dużo wypił, dlatego był taki miły. Złagodniał, zaproponował jej nawet kieliszek swojego wina, nie odmówiła. A potem otworzył butelkę, którą przyniosła – tę ze śmiertelną zawartością. Patrzyła zafascynowana, jak Josh Bandyta Bandeaux nalewa sobie wina. Nalewa sobie trucizny.
Piła ze swojego kieliszka i przyglądała się, jak on jednym haustem wychyla chardonnaya z siarczynami.
– Twoja wizyta nic nie zmieni – język zaczął mu się trochę plątać. – I tak wniosę ten pozew i… i… – Potrząsnął głową jakby z niedowierzaniem i dolał wina sobie i Kelly.
Gdy wypił kolejny kieliszek, zaczęła się wahać.
Nagle zdała sobie sprawę, że popełniła błąd. Nie chciała być morderczynią. W żadnym wypadku. Nie potrafiła go zabić. Wpadła w panikę.
– Nie pij więcej – powiedziała stanowczo. – Josh, słuchaj, popełniłam błąd. Poważny błąd.
– Popełniłaś wiele błędów, Caitie. – Oparł się ciężko o biurko, na górnej wardze i na czole pojawiły się kropelki potu.
– Chodzi mi o to, że to wino nie jest takie, jak myślisz – przyznała, patrząc mu prosto w oczy. – Potrzebny ci będzie zastrzyk epinefryny.
– Co takiego?
– I to jak najszybciej, Josh.
Omal nie wypuścił kieliszka z ręki. Sięgnął po butelkę i przeczytał etykietę.
– Tyle razy piłem to wino…
– W butelce jest co innego. Słuchaj, nie ma czasu na wyjaśnienia. Wino, które wypiłeś, zawiera siarczyny.
– Cholera! Otrułaś mnie? Ty… ty pieprzona suko! Caitlyn… czy… Jezu Chryste, kim ty, do cholery, jesteś? Wynoś się! Natychmiast! – Zrobił w jej kierunku jeden chwiejny krok, nagle szybko zawrócił i ruszył do łazienki, gdzie trzymał swój zestaw przeciwwstrząsowy. Przez otwarte drzwi, w lustrze nad umywalką widziała, jak wstrzykuje sobie zbawienny lek.
Nogi się pod nią ugięły. Dobry Boże, czy naprawdę chciała zabić męża Caitlyn? W głowie jej się kręciło… wszystko wirowało. Chyba zaczyna świrować, tak jak jej siostra. Obrazy przed oczami zaczęły się rozmazywać…
Skradając się teraz w ciemnościach, nie mogła przypomnieć sobie nic więcej z tamtej nocy. Tylko tyle, że czuła się dziwnie, umysł miała zmącony, nogi jak z waty. I że chciała stamtąd wyjść. Kątem oka zauważyła, że Josh wrócił do gabinetu, opadł na krzesło przy biurku, ale zanim zdążyła się do niego odezwać, zanim uświadomiła sobie, co się dzieje, potknęła się i… chyba upadła, uderzając o coś głową. Bo nie pamięta, co było dalej, nie pamięta już nic więcej. Później dowiedziała się, że Josh nie żyje.
Z pewnością został zamordowany przez kogoś, kto po kolei mordował wszystkich członków rodziny Montgomerych.
Ktokolwiek za tym stał, wykazał się dużą dozą ironii, ale był też śmiertelnie niebezpieczny. Kiedyś usiłował zabić bliźniaczki, powodując wypadek na łodzi, a teraz próbował wrobić Caitlyn w zabójstwo Josha.
Kelly, skradając się po cichu, z bijącym sercem, minęła potężny dąb. W powietrzu unosił się mocny zapach rzeki i suchej trawy. Hiszpański mech powiewał złowieszczo, wyglądał jak zjawa przytulona do gałęzi. Zacisnęła zęby, próbując opanować zimny strach. Wyczuła, że nie jest sama. Że w pobliżu czai się zabójca. Uzbrojona w pistolet, komórkę i małą latarkę, którą znalazła w samochodzie, powoli posuwała się naprzód. Włosy zjeżyły jej się na głowie.
Musi być silna.
Nie może się teraz wycofać i stać się na powrót płaczliwą Caitlyn. Nigdy więcej. Nie pozwoli już, żeby jej słaba siostra wciąż była ofiarą. Dość tego. Koniec. Podmuch wiatru, który potargał jej włosy, zdawał się szydzić z jej odwagi.
Lucille mawiała: „Na plantacji są duchy, nie wiecie o tym? Słyszycie je przecież, prawda? Mówią do mnie i do was też mówią”.
Kelly uważała, że to chore gadanie, ale teraz, słuchając szeptu wiatru, patrząc na tańczący mech, nie była już taka pewna. Zacisnęła dłoń na pistolecie. Nie ma zamiaru chować się w samochodzie, jak mysz zagoniona w kąt, i czekać, aż ktoś się na nią – przepraszam, na Caitlyn – rzuci. Od czego pistolet Charlesa?
"Noc Tajemnic" отзывы
Отзывы читателей о книге "Noc Tajemnic". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Noc Tajemnic" друзьям в соцсетях.