– Skarbie, strach to ludzka rzecz. Ja też się czasem boję. Della również. Twoja mamusia od dawna żyje w wiecznym lęku. Ale musimy jakoś żyć, modlić się i nie tracić nadziei. Jesteśmy teraz rodziną, a członkowie rodziny troszczą się nawzajem o siebie.
Betsy wtuliła się w ramiona Donalda.
– Kiedy wróci tatuś, zostaniesz z nami? Nie chcę, żebyś nas opuszczał. Kocham cię. Kocham Dellę. Nie chcę tęsknić za tobą i Dellą tak, jak teraz tęsknię za tatusiem. Nie chcę drugi raz przeżywać tego uczucia. Donaldzie, przyrzeknij mi, że nie umrzesz. Proszę – powiedziała Betsy płaczliwym tonem.
– Skarbie, nie mogę ci tego obiecać. Nikt nie zna dnia swojej śmierci. Wie to tylko Bóg. Ale zapewniam cię, że nie umrę tak szybko. Prawdopodobnie nie opuszczę tego świata, póki nie skończysz studiów. A więc upłynie jeszcze niezły kawałek czasu. Zdążysz się mną znudzić i mieć mnie dosyć – zażartował.
– Nieprawda. Chcę, żebyś zawsze był z nami. Tatuś pokocha ciebie i Dellę. Założę się, że coś wam da za to, że się nami opiekowaliście. Jak myślisz, Donaldzie, co to będzie takiego?
Donald roześmiał się.
– Wielkie, czerwone taczki.
– Błyszczące – dodała rozbawiona Betsy.
– Z grubymi, zielonymi oponami – powiedział Donald.
– A na rączce przymocujemy dzwonek. W tę niedzielę napiszę do tatusia list, wspomnę w nim o Bożym Narodzeniu i o taczkach.
– To wspaniały pomysł, moja panienko – oświadczył Donald i przytulił dziewczynkę.
– Mamusia stała się teraz o wiele spokojniejsza. Donaldzie, czy umiesz dochować tajemnicy?
– Nikt na świecie nie potrafi lepiej ode mnie dotrzymać sekretu – odparł Donald z poważną miną.
– Alice Baker powiedziała, że kiedy człowiek umrze, wkłada się go do pudła i zamyka. Potem umieszcza się to pudło w dole w ziemi i zasypuje. Nie można się z niego wydostać. Człowiek już nigdy się nie budzi i zamienia się w proch. Ludzie sadzą w tym miejscu kwiatki, a potem umieszczają posąg anioła, na którym wypisane jest imię i nazwisko zmarłego. Alice jest bardzo zdolna, ma same piątki. Jest również pupilką nauczycieli. Powiedziała, że była świadkiem tego wszystkiego po śmierci swej babci. Czy naprawdę tak się dzieje?
Donald zasępił się. Zamiast odpowiedzieć dziewczynce, sam zadał pytanie:
– Czy niepokoi cię to?
– Uhm. Mamusia nie wstawała z łóżka. Dziwnie wyglądała, nie uśmiechała się. Nie potrafię być sierotą. Nie chcę być sierotą. Ellie cały czas by płakała. Tatuś powiedział, że powinnam się nią opiekować. Jeśli… Jeśli zostałybyśmy sierotami, nie mogłabym się nią opiekować.
– Nie musisz się tym martwić. Twoja mamusia świetnie daje sobie radę. Przez jakiś czas jakby nie była sobą, ale teraz jest już wszystko w porządku. Musisz mi obiecać, że nigdy więcej nie będziesz się zamartwiała takimi rzeczami. Jeśli znów coś cię zaniepokoi, przyjdź do mnie, to o tym porozmawiamy. Kiedy się rozmawia, wszystkie problemy przestają być takie poważne. Założę się, że lepiej się teraz czujesz.
Betsy uśmiechnęła się, objęła go rączkami za szyję i przytuliła z całej siły.
– Kocham cię, Donaldzie. Kocham cię prawie tak, jak tatusia. Nie mogę cię kochać tak samo, jak jego, bo on… on… jest mój własny.
– Rozumiem – odparł Donald, tłumiąc śmiech. – Skoro rozwiązaliśmy wszystkie poważne problemy, przejdźmy do spraw naprawdę istotnych, na przykład, co zrobić, by twój wulkan buchał dymem.
– Czy to będzie najlepszy model wulkanu w całej klasie?
– Niewykluczone, Betsy. Niewykluczone.
– Kocham cię, Donaldzie. Naprawdę.
Później, kiedy rozsiadły się już przed telewizorem, Della oświadczyła:
– Donald jest w siódmym niebie. Chodzi rozpromieniony. Nie chcę wiedzieć, co powiedziałaś Betsy, ale cokolwiek to było, dziewczynka znów jest taka, jak dawniej. Nigdy nie widziałam Donalda równie szczęśliwego. Naprawdę pragnie iść z Betsy do szkoły. Wypastował buty, jutro wybiera się do fryzjera. Chce, żebym zrobiła im zdjęcie, kiedy będą wychodzili z domu.
– Betsy boi się, że Donald umrze, bo jest stary – powiedziała Kate – i nie będzie nikogo, kto by ją tulił i śpiewał jej piosenki. Oto cały sekret, Dello. Kocha go i boi się, że zacznie go kochać więcej, niż własnego ojca. Wytłumacz to później Donaldowi, dobrze?
– Jeśli to zrobię, nie da się z nim żyć. Już puszy się jak paw. Jednak powiem mu to, bo jest takim wspaniałym człowiekiem. Kate, tworzymy jedną, szczęśliwą rodzinę.
– Wiem. Jeszcze chwila i się rozczulimy. Minął kolejny kryzys. Chciałabym, żeby wszystkie problemy dawało się tak łatwo rozwiązywać.
– Pora na kakao – powiedział Donald, podchodząc do kobiet. – Prawie dziewiąta.
– Zawołaj dziewczynki, zrobimy ciągutki.
Della wskazała na kominek, gdzie leżały już długie kije.
– Donald wszystko przygotował.
Kiedy na ekranie telewizora pojawiła się twarz prezydenta Nixona, Kate spuściła głowę i zmówiła krótką modlitwę.
– Słyszeliście? – spytała dziesięć minut później. – Dwudziestego siódmego stycznia podpiszemy traktat pokojowy. To już za cztery dni. Pierwsza grupa jeńców wojennych wróci do kraju za dwa tygodnie. Dwa tygodnie, Dello! Do marca wszyscy już będą w domach. Patrick też wróci, prawda? Boże, musi z nimi wrócić!
– Kate, kapitan Starr nie figuruje na liście jeńców wojennych – zauważył cicho Donald. – Jest na liście zaginionych.
– Racja. Ale jeśli ukrywa się w… w dżungli czy gdzieś, teraz się ujawni. Twierdzisz, że… że nie wróci razem z jeńcami wojennymi?
– Mówię jedynie, że nie wiem – odparł Donald.
– Jutro nie pójdę do pracy ani na zajęcia. Zadzwonię do wszystkich, jeśli będę musiała. Jest tam i musi wrócić do domu razem z innymi. Po prostu musi.
Kapitana Patricka Starra nie było ani wśród pierwszej grupy powracających, ani w drugiej, ani w trzeciej. Kiedy prezydent Nixon obwieścił, że „w Wietnamie nie ma już ani jednego jeńca wojennego”, Kate załamała się, a Betsy dosłownie napadła na matkę.
– Kłamałaś! Powiedziałaś, że tatuś wróci do domu! – krzyczała. – Oszukałaś mnie. Jesteś kłamczucha. Tatuś nienawidzi kłamców!
Della i Donald znów roztoczyli opiekuńcze skrzydła nad rodziną, przeżywającą kolejny kryzys. Donald nalegał, by zarówno Kate, jak Betsy zajął się specjalista. Dzięki łagodnej perswazji i namowom Delli, Donalda i lekarza Kate zdała końcowe egzaminy i ukończyła studia z wyróżnieniem. Dostała urlop do czasu, aż się pozbiera, jak wyraził się jej szef.
6
Był wczesny ranek, pora, kiedy noc przekazywała władzę nad światem dniu. Wkrótce nad horyzontem wzejdzie słońce i jeśli wierzyć zapowiedziom meteorologów – nastanie pogodny dzień, idealny na przyjęcie urodzinowe pod gołym niebem.
Kate wzdrygnęła się, choć miała na sobie ciepły, flanelowy szlafrok, i pociągnęła kolejny łyk chłodnej kawy. Łudziła się nadzieją, że w tym roku nie będą uroczyście obchodzili rocznicy urodzin Patricka, ale dziewczynki nawet nie chciały o tym słyszeć. A więc dziś znów będą świętowali urodziny Patricka tak, jak czynili to przez dziewięć ostatnich lat. Z tym, że „świętowanie” nie było tu odpowiednim słowem. Zawsze płakali – Donald i Della, ona i dziewczynki. Łzy płynęły im po policzkach, gdy przeglądali zniszczony album ze zdjęciami, ponownie odczytywali pomięte listy, a potem wznosili toast za zdrowie Patricka piwem bezalkoholowym. Kate najbardziej lubiła ostatnie minuty przyjęcia, oznaczające koniec uroczystości aż do następnego roku.
Dziesięć lat. Pięćset dwadzieścia tygodni. Trzy tysiące sześćset pięćdziesiąt dni. Kiedy poprzedniego wieczoru Betsy dała jej kartkę z tymi liczbami, wpatrywała się bezmyślnie w papier, pragnąc zrobić jakąś uwagę, która zmniejszyłaby cierpienie, widoczne w oczach najstarszej córki, ale nie znalazła odpowiednich słów. Powiedziała jedynie:
– Dziesięć lat to szmat czasu. Nie sądzę, by tatuś chciał nas widzieć tonące we łzach. Musimy zacząć normalnie żyć. Nie myśl, że się poddałam albo że przestałam wierzyć w jego powrót. Po prostu jestem realistką. Ty również powinnaś trzeźwo spojrzeć na otaczający cię świat. To niezdrowo żyć przeszłością.
Widząc zaciętą twarz Betsy westchnęła i dodała:
– Urządzimy dziś przyjęcie, ale już po raz ostatni. Po prostu zbyt boleśnie przeżywam co roku przygotowania do tej uroczystości. Nie ma to też dobrego wpływu ani na ciebie, ani na Ellie.
Do kubka z kawą skapnęła łza. Kate usłyszała, jak ptak siedzący w gałęziach drzewa oliwki wyśpiewuje swoje poranne powitanie.
– Dzień dobry – powiedziała cicho. Nagle poczuła, że koniecznie musi spojrzeć na ptaka, który codziennie rano witał ją swymi trelami. Na bosaka wybiegła przed dom. Wiedziała, że gniazdo jest wysoko w gałęziach, i przez moment przemknęła jej przez głowę szalona myśl, by wdrapać się na drzewo. Może by nawet to zrobiła, gdyby nie usłyszała głosu Delli. Odwróciła się i ujrzała swych przyjaciół. Zaczekała, aż wózek inwalidzki Donalda, pchany przez Dellę, znalazł się na podjeździe. Poczuła się głupio, że prawie uległa niedorzecznej chętce wejścia na drzewo.
– Kate, wyglądasz, jakbyś miała zamiar wdrapać się na tę starą oliwkę – powiedział Donald. – Mój chłopak właził na nią kilka razy, złamał sobie kiedyś obojczyk i skręcił nogę w kostce. To gniazdo jest tam od lat. Podczas tamtych samotnych dni po jego śmierci zawsze mogłem liczyć na śpiew ptaków nad ranem. Były to całkiem radosne trele, ale teraz jedyne, czego potrzebuję, to głos Delli. Ty też powinnaś sobie znaleźć czyjś głos. Im szybciej, tym lepiej.
Kate uśmiechnęła się. Donald i Della zawsze potrafili rozproszyć jej niepokój. Pochyliła się, by ucałować pomarszczony policzek Donalda.
– Pracuję nad tym. – Mrugnęła do Delli, a potem zmierzwiła kępki sztywnych, siwych włosów, sterczących spod czapki Donalda. – Jak się dziś czujesz?
Staruszek zgiął ręce, próbując rozprostować wykrzywione palce.
"Obiecaj mi jutro" отзывы
Отзывы читателей о книге "Obiecaj mi jutro". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Obiecaj mi jutro" друзьям в соцсетях.