– Skoro tak twierdzisz – powiedziała Della.
Kate roześmiała się.
– Właśnie tak twierdzę.
Niestety pogodny nastrój Kate trwał krótko. Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniła Betsy.
– Jak się masz, skarbie? – powitała ją Kate, uradowana. – Słyszałam, że macie śnieg w Nowym Jorku… Tak, są wszyscy, właśnie jemy kolację. Mam wspaniałą nowinę… O, ty też masz wspaniałą nowinę? No to zamieniam się w słuch!
Wszyscy przestali jeść, obserwując Kate.
– Nie przyjedzie na święta do domu – mruknęły jednocześnie Della i Ellie.
– Wiedziałem o tym – powiedział Donald.
– Betsy, jeśli jesteś pewna, że tego chcesz, proszę bardzo. Tylko akurat jest trochę krucho z pieniędzmi. Mogę ci posłać pięćdziesiąt dolarów, ale… Nie, nie jestem sknerą! Powiedziałam ci, że chwilowo jest krucho z pieniędzmi. Co miesiąc pierwszego wysyłam ci czek. Poza tym musiałam ci kupić bilet na samolot. Nie wiem, czy odzyskasz pieniądze, pamiętaj tylko, Betsy, że jeśli zwrócą ci za bilet, pieniądze te będą ci musiały wystarczyć na styczeń i luty… Przykro mi, że tak to odbierasz. Wątpię, byś musiała głodować, bo opłaciłam ci pokój i jedzenie… Dziękuję, Betsy, tobie też życzę wesołych świąt.
– Betsy nie przyjedzie do domu na święta – powiedziała bezbarwnie Kate, kiedy wróciła do stołu. – Wybiera się do Bostonu, by spędzić Boże Narodzenie z rodzicami swej współlokatorki. Powiedziała, że ojciec jej koleżanki był pilotem w Wietnamie. Udało mu się stamtąd szczęśliwie powrócić. Podobno kiedyś spotkał Patricka. Zrozumiałe, czemu Betsy chce do nich jechać.
– Cóż, za trzy, cztery miesiące Wielkanoc – powiedziała Ellie, grzebiąc widelcem w talerzu. – Potem jest przerwa wiosenna.
Kiedy tylko skończyła jeść, odeszła od stołu, uścisnąwszy przedtem mocno matkę. Tylko Della dostrzegła łzy w oczach dziewczyny. Kate zaniosła swój talerz do zlewu. Odwróciła się.
– Słuchajcie, wszystko w porządku. Chyba od samego początku wiedziałam, że Betsy nie przyjedzie do domu na święta. Nie przyjedzie również na Wielkanoc.
– Nie powiedziałaś jej nawet o pożyczce i…
– Napiszę do niej list po świętach lub w styczniu. Niezbyt się ostatnio interesuje tym, co robię. Jeśli chcecie już iść do domu, mogę sama posprzątać po kolacji.
– Gdybyś przyniosła drew, Kate – powiedział Donald – rozpaliłbym w kominku. Jest jeszcze kilka rzeczy, które mogę sam zrobić, a jedną z nich jest rozpalanie ognia.
Kate pochyliła się, by pocałować jego pomarszczony policzek.
– Zdaje się, że ostatnio nie mówiłam ci, jak bardzo cię kocham i jak jestem wdzięczna za twoją pomoc i wsparcie. Przepraszam, że nie powtarzam tego częściej, Donaldzie. Chciałabym uczynić dla ciebie coś szczególnego.
– Odnieś sukces w interesach. Na czas doprowadziliśmy cię do tego miejsca. Reszta zależy od ciebie. Daj z siebie wszystko, Kate. My zadbamy, żeby Ellie niczego nie brakowało.
Po policzkach Kate popłynęły łzy.
– On nie wróci, prawda, Donaldzie?
– Obawiam się, że nie, Kate. Niechętnie to mówię, ale uważam, że powinnaś wywrzeć nacisk na rząd, by ci udzielił konkretnej odpowiedzi. Narób szumu, ale takiego, żeby usłyszano cię aż w Waszyngtonie. Albo powiedz mnie, co trzeba zrobić. Zacznij, a ja będę kontynuował. Sądzę, że już wystarczająco długo czekałyście na informacje o kapitanie Starze.
– Masz rację – zgodziła się smutno Kate.
– Zuch dziewczyna! Sprawimy, że będą trzęśli portkami ze strachu. Obiecuję ci.
– Donaldzie, są dni, kiedy nie pamiętam, jak wyglądał Patrick. Muszę wyciągać jego zdjęcie. Potem ogarnia mnie poczucie winy. Kiedy indziej w ogóle o nim nie myślę. Mam wrażenie, jakbym go zawodziła, jakbym nie robiła tego, co do mnie należy.
– Kate, chcesz, żebyśmy zostali z tobą dziś wieczorem? – spytała Della.
– Nie, dosyć już dla mnie zrobiliście. Nic mi nie będzie. Naprawdę.
– Zabrzmiało to tak, jakbyśmy mieszkali kilometry stąd. A przecież nasz dom jest zaraz za rogiem – mruknęła Della. – Wyglądasz mizernie. Może złapałaś jakiegoś wirusa, akurat panuje grypa.
– Czuję się świetnie. Chciałam, żeby te święta były… och, sama nie wiem, w jakiś sposób wyjątkowe. Rozumiecie, uruchamiam firmę, rozpoczynam samodzielną działalność. Oczywiście z waszą pomocą – dodała pośpiesznie Kate.
– Wolnego – wtrącił Donald. – Wszystkiego tego dokonałaś sama. My jedynie cię wysłuchiwaliśmy i wspieraliśmy. Nie dziękuj nam za coś, co zrobiłaś sama. Nigdy nie umniejszaj swoich osiągnięć.
Kate uśmiechnęła się smutno.
– Patrick by oniemiał, gdyby się o tym dowiedział. Chyba zawsze uważał, że jestem za głupia, by stać się kimś więcej, niż żoną i matką. To mi nie dawało spokoju. Jest… był taki zdolny. Zawsze się przy nim czułam jak ktoś gorszy. Zawsze rozpaczliwie pragnęłam być częścią tego, co robił, chciałam przynajmniej rozumieć to, czym się zajmował. Kiedy go prosiłam, by mi coś opowiedział o swojej pracy, zaczynał nawet mi coś tłumaczyć, ale gdy sobie uświadomił, że to ja zadałam mu pytanie, uśmiechał się drwiąco i mówił: „Kate, nawet za milion lat nie zrozumiałabyś tego. Lepiej upiecz chleb albo uszyj firanki, bo na tym się znasz”. Miał rację, nie zrozumiałabym, ale nazajutrz mogłabym odszukać w słowniku wszystkie trudne wyrazy, dowiedzieć się czegoś więcej, by móc z nim rozmawiać o tych sprawach. Nigdy jednak nie dał mi szansy. Zbyt łatwo się poddałam.
Naprawdę bolało mnie, że uważał mnie za głupią. Nie musiał tego mówić głośno, widziałam to w jego zachowaniu.
– Nieważne, co mu się wydawało, Kate – powiedział Donald. – Dowiodłaś, że jesteś kobietą, która potrafi coś samodzielnie osiągnąć. Jesteśmy z Dellą tacy z ciebie dumni, że mało nie pękniemy. Gdyby kapitan tu był, też byłby z ciebie dumny. Pokonałaś wielką górę, by dotrzeć do tego miejsca. Osiągniesz sukces w interesach. Betsy wróci do ciebie, kiedy wypali się w niej cała ta złość i ból. A na razie żyj swoim życiem i nie trać nadziei – powiedział Donald i mruknął: – Nie wiedziałem, że jestem taki wygadany.
– Ciągle ci powtarzam, że jesteś gadułą – oświadczyła Della z miłością w głosie, szczypiąc męża w ucho.
– Wiecie, że oboje was kocham – wyznała Kate łamiącym się głosem. Kate i Della przyniosły drew, a Donald rozpalił ogień w kominku.
Kiedy Della i Donald się pożegnali, Kate rozsiadła się przed ogniem. Pomyślała, jak wiele zawdzięcza Delli i Donaldowi. Prawdopodobnie życie swoje i swoich dzieci. Płaciła Delli grosze za gotowanie i sprzątanie. Dzięki niskiemu czynszowi, pobieranemu przez Donalda, mogła odłożyć pieniądze na czesne Betsy. A i tak ciągle było mało. Na początku lata siedziała akurat za kuchennym stołem, zastanawiając się nad swymi finansami, nad tym, jak żonglować pieniędzmi, komu nie zapłacić, by Betsy mogła pójść do szkoły, którą sobie wybrała, kiedy przyszli Della i Donald. Donald trzymał w ręku książeczkę bankową. Wręczył ją Kate. Wszystkie wpłaty były identyczne – jej comiesięczne czynsze. Grubym, urywanym głosem oświadczył:
– Delli i mnie nic z tych pieniędzy. Leżą na koncie i się marnują. Mam emeryturę i czynsze z dwóch innych domów. Byłoby nam miło, gdybyś wykorzystała te pieniądze na college Betsy.
– Chcemy tego, Kate – dodała Della. – Czujemy się jak jej dziadkowie, a dziadkowie zawsze pomagają wnukom. To nie jest pożyczka, dajemy ci te pieniądze. Jeśli ci to nie odpowiada, możemy to nazwać pożyczką, oddasz nam, kiedy będziesz bogata.
Boże, ale tamtego dnia płakała – nie, raczej ryczała jak bóbr.
Później przypomniała sobie swoich rodziców, mieszkających w New Jersey. Poprosiła ich o pożyczkę, ale jej odmówili. Interesy kiepsko szły, musieli się opiekować dziadkami. Rozpłakała się odkładając słuchawkę. W ciągu dziesięciu lat widzieli się tylko raz. Nigdy nie pisali, nie dzwonili. Z czasem też przestała dzwonić i pisać.
Kate poszła do kuchni po swój notes z adresami. Trzymała go w szafce, w której przechowywała kawę i herbatę. Wyjęła notatnik i odszukała numer Billa Percy’ego. Nie przejmując się tym, że jest dziesiąta wieczorem, zadzwoniła, przedstawiła się, wymienili grzecznościowe formułki. Potem wzięła głęboki oddech i przystąpiła do rzeczy.
– Bill, chciałam uzyskać aktualne dane o losie swojego męża. Minęło jedenaście lat. Rząd z pewnością ma mi coś do przekazania. Jeśli Patrick nie żyje, chcę o tym wiedzieć, by zamówić mszę w jego intencji. Muszę wiedzieć. Nie jestem już tamtą słabą kobietą, jak wtedy, kiedy się ostatni raz widzieliśmy. Wiem, czego chcę. I się nie ugnę.
– Zupełnie, jakbym słyszał Elizabeth, Kate. Zdaje się, że obie dążycie do jednego celu, choć różnymi drogami.
– Jaka Elizabeth? O kim mówisz? – powiedziała Kate nie kryjąc irytacji, pewna, że Percy chce ją zbyć, tak jak to robił w przeszłości.
– Daj spokój, Kate – powiedział nieszczerze. – O Elizabeth Starr, twojej córce. Chcesz mi wmówić, że nie wiesz o jej zaangażowaniu w działalność rozmaitych grup, do których wstąpiła po wyjeździe na wschodnie wybrzeże?
– Nie, nie wiem, w co jest zaangażowana. Ale nawet jeśli, to co z tego? Przynajmniej coś robi. Coś, co powinieneś robić ty i twoi przełożeni, by dostarczyć mnie i takim jak ja wiadomości o naszych mężach. Żądam odpowiedzi i żądam jej natychmiast, do cholery!
– Chcesz, żebym coś wymyślił, by cię usatysfakcjonować? Nie mogę tego zrobić, Kate.
– W takim razie złóż oświadczenie, że mój mąż nie żyje, albo powiedz mi, że jest jeńcem wojennym. I nie obrażaj mnie twierdzeniem, że nie ma tam już jeńców wojennych. Wiem, że są.
– Kate, jest dziesięć po dziesiątej. O tej porze nic nie mogę zrobić. Zbliżają się święta. Wielu… funkcjonariuszy wyjechało na urlopy. Zadzwonię do ciebie za dzień, dwa.
– Daję ci dzień, dwa, ale ani godziny dłużej. I lepiej zadzwoń do mnie z jakimiś wiadomościami… informacjami, czymś konkretnym.
– Zrobię, co w mojej mocy – powiedział spokojnie Percy.
– Bill, tym razem to nie wystarczy. Tym razem będziesz musiał naprawdę coś zrobić. Dobranoc, Bill, i… wesołych świąt.
"Obiecaj mi jutro" отзывы
Отзывы читателей о книге "Obiecaj mi jutro". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Obiecaj mi jutro" друзьям в соцсетях.