Rozbierając się Gus pomyślał, że pokój jest urządzony po spartańsku. Czy pomieszczenie to było traktowane jako zapasowe, jako pokój dla Patricka Starra, gdyby kiedykolwiek przyjechał tu z wizytą i chciał przenocować? Stało tu tylko jednoosobowe łóżko z granatową narzutą. A gdzie spałaby Kate i dziewczynki? Z ciekawości podciągnął prześcieradło, by obejrzeć materac. Sprawiał wrażenie nowego, obicie było lśniące, pikowanie nie zniszczone. Czy Patrick Starr był równie dziwnym człowiekiem, jak jego ojciec? Kate powiedziała, że nie prawił komplementów, wolał krytykować. Żałował, że nie poznał Kate, kiedy była młoda, a potem pomyślał, jaka szkoda, że nie jest w jej wieku. Kładąc głowę na twardej poduszce mruknął:

– Zdaje mi się, Kate, że się w tobie zakochałem. Naprawdę.


* * *

Kiedy nazajutrz rano Gus, odświeżony prysznicem, wszedł do kuchni, Kate smażyła właśnie boczek i rozmawiała przez telefon. Wskazała mu imbryk z kawą i szklankę soku pomarańczowego, który nalała dla niego. Chcąc nie chcąc przysłuchiwał się jej rozmowie.

– Wyjeżdżam jutro w południe. Nie przejmuj się, jeśli nie będziesz mnie mogła odebrać z lotniska, wezmę taksówkę. Jesteś pewna, że stan Donalda się nie pogorszył… Ellie, przykro mi to mówić, ale lekarze nie wiedzą wszystkiego. A co mówi Della? Jest przy nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Słuchała uważnie słów córki. – Zgadzam się z Dellą, Donald miał dosyć szturchania i poganiania. Uściskaj go i ucałuj ode mnie. Po południu wybieramy się z Gusem do Atlantic City. To tylko godzina i dwadzieścia minut jazdy stąd… Tak, Ellie, zagram po jednym razie za każdego z was i przywiozę wasze wygrane w srebrnych dolarówkach… Ellie, nie pisali… nie było dziś nic w gazetach o tym, no wiesz, że kazałyśmy wykopać tamte skrzynie, co…? Racja, zapomniałam o różnicy czasu. Cóż, nawet jeśli, i tak nic nie możemy na to poradzić. Po prostu wolałabym… Boże, kiedy to się wszystko skończy?

– Jutro rano – powiedział Gus bezgłośnie. Kate obdarzyła go promiennym uśmiechem. Usiadł za stołem, czując zawroty głowy. Zapragnął znów ją pocałować. Powiedział jej to i uśmiechnął się widząc, jak unosi do góry brwi. Niemal wybuchnął głośnym śmiechem, kiedy upuściła łopatkę. Pochyliła się, by ją podnieść, czerwona na twarzy. Poczuł, że też się rumieni.

– Cześć, skarbie – powiedziała Kate i odłożyła słuchawkę. Odwróciła się do niego.

– A więc pod jaką postacią chcesz jajka – odwracane, sadzone czy jajecznicę? – spytała rzeczowo.

Żadnego wygłupiania się dziś rano, pomyślał. Na jej nastrój musiała wpłynąć rozmowa z córką. Spostrzeżenie to ucieszyło go.

– Odwracane. Lubię moczyć w nich pieczywo.

– Ja też – powiedziała Kate. – Kiedy jem jajka, zawsze nalewam sobie dwie filiżanki kawy. W jednej moczę tost z żółtkiem, drugą wypijam.

– Ja też, ale bałem się przyznać – oświadczył uradowany Gus. – Moja mama mówi, że tak jedzą tylko ludzie niewychowani.

Kate roześmiała się i nalała cztery filiżanki kawy. Maczali grzanki i chrupali je, uśmiechając się do siebie.

– Czy dzisiaj też zostawimy brudne naczynia? – spytała Kate, chichocząc.

– Oczywiście. Ruszajmy w drogę. Poczekaj – powiedział, wyciągając portfel. – Muszę sobie zostawić na benzynę i opłacenie autostrady. – Położył na stole banknot dziesięciodolarowy. – Zostało mi czterdzieści. Kopnij mnie w kostkę, jeśli przekroczę trzydzieści dziewięć dolców.

– Dobra – zgodziła Kate i zajrzała do portmonetki. – Potrzebne mi będą pieniądze na taksówkę i kilka czasopism, lubię mieć przy sobie trochę drobnych. Zostaje mi pięćdziesiąt trzy dolary. – Położyła na stole banknot dwudziestodolarowy obok dziesiątki Gusa. – Przyszło ci do głowy – powiedziała z szelmowską miną – że dysponując całą tą kwotą, którą masz w nowojorskim banku plus moimi oszczędnościami, moglibyśmy wziąć Atlantic Gty szturmem?

– Możemy nieźle dziś zaszaleć. Mamy razem dziewięćdziesiąt dwa dolary. Załóżmy się – wygramy czy przegramy?

– Wygramy! – wykrzyknęła entuzjastycznie Kate.

– Zgadzam się z tobą. Ile? Kate zachichotała.

– Wrócimy do domu mając dwa razy tyle pieniędzy, co teraz.

– A według mnie wrócimy z trzystoma dwunastoma dolarami i mam nadzieję, że to ty będziesz dziś wygrywała, bo jesteś mi dłużna kolację. Pamiętasz swoją obietnicę sprzed ilu? Siedmiu lat?

– Owszem, obiecałam ci hot – doga i napój gazowany. Nie zapomniałam. – Boże, czy to grzech być szczęśliwym?

– Jeśli wygrasz, możesz mnie zaprosić do Lobster Shanty. Zgoda?

– Zgoda. – uśmiechnęła się Kate.

– Kate, muszę stąd wyjechać o siódmej. Mam kawał drogi do domu. Posmutniałaś – powiedział. Widok jej strapionej miny sprawił mu przyjemność.

– Chyba tak. Już za tobą tęsknię. To był taki cudowny weekend. Nie pamiętam, kiedy się tak dobrze bawiłam.

– Mogę cię odwiedzać w Kalifornii. Nie za często, ale jeśli mnie zaprosisz, przyjadę.

– Będzie mi bardzo miło, Gus, naprawdę. – Uśmiech powrócił na jej twarz. – Uważaj się za zaproszonego. Masz stałe zaproszenie. – Wzięła go pod rękę i razem wyszli z domu, roześmiani od ucha do ucha.

13

Podczas następnych miesięcy nieprzerwanym strumieniem napływały pocztówki, listy i karty okolicznościowe. Głos Kate biegł po przewodach telefonicznych, rachunki za rozmowy międzymiastowe wynosiły trzysta, czterysta dolarów miesięcznie. Kontaktowali się ze sobą codziennie, czasem dwa razy dziennie. Doba była dla obojga za krótka, by mogli sobie pozwolić na pokonanie czterech i pół tysiąca kilometrów, żeby się spotkać. Klienci rekomendowali usługi Kate innym i nagle okazało się, że jeździ do San Francisco, Sacramento, Los Angeles oraz Nevady, składa oferty i ma więcej zamówień, niż może zrealizować. Rozważała otwarcie drugiego biura w Los Angeles. Gus Stewart siedział po same uszy w śledztwie, które według oceny FBI mogło się ciągnąć bez końca.

– Ta przyjaźń kosztuje mnie masę pieniędzy – mruknęła Kate, przeglądając ostatni rachunek telefoniczny. – Wielki Boże, nie mogłam w ciągu jednego miesiąca przegadać pięćset trzydzieści trzy dolary i dwanaście centów! – Rozejrzała się niespokojnie wokoło, by sprawdzić, czy przypadkiem nikt jej nie usłyszał. Della pochłonięta była składaniem pościeli, a Ellie wykonywała swoją codzienną porcję okrążeń basenu. Donald siedział podparty na szpitalnym łóżku, wstawionym do pokoju dziennego, by mógł wyglądać przez okno.

Podczas czterech miesięcy, jakie upłynęły od jej wyjazdu do New Jersey, stan zdrowia Donalda uległ zatrważającemu pogorszeniu. Della zdecydowanie nie wyrażała zgody na umieszczenie go w domu opieki twierdząc, że sama się o niego będzie troszczyła. Pod wpływem nalegań Kate przenieśli Donalda do dużego domu, więc Kate i Ellie mogły zmieniać Dellę. O dziewiątej wieczorem przychodziła pielęgniarka i siedziała z Donaldem przez całą noc.

Della spojrzała znad stosu prześcieradeł, które właśnie skończyła składać.

– Kate, dziś przez krótką chwilę mnie poznał. Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Robisz się chuda, staruszko”.

– Ma rację – odparła Kate zaniepokojona. – Potrzebujemy jeszcze kogoś do pomocy. Jesteśmy obie tak wykończone, że ledwo stoimy na nogach. Wiem, że chcesz wszystko sama przy nim robić, ale musimy realnie patrzeć na świat. Jeśli padniemy z przemęczenia, Donald nie będzie miał z nas żadnej pociechy. Martwię się o dębie nie mniej, niż o niego. Nie mamy już nawet siły jeść. Spójrz tylko na nas! Sama skóra i kości. Od trzech tygodni nie chodzę do biura. Wiesz, Dello, że gdybym mogła, oddałabym za niego życie. Ale obie zdajemy sobie sprawę z tego, że nigdy by się na to nie zgodził. Tu potrzebna jest decyzja, i musimy ją podjąć.

– Ależ, Kate, poznał mnie dzisiaj – powiedziała Della, do jej ciemnych oczu napłynęły łzy.

– A mnie poznał dwa dni temu – oświadczyła cicho Kate. – Spójrz na niego, Dello, na te rurki i urządzenia. Gdyby był w stanie, wyrzuciłby to wszystko. Donald miał tyle godności. Uważam, że powinnyśmy pozwolić mu odejść. Jesteśmy samolubne. Musimy myśleć o nim, a nie o sobie – powiedziała Kate, ocierając oczy.

– Kate, nie wiem, co bez niego zrobię. Jak będę spędzała dni? Nie jestem potrzebna tobie i Ellie, ale jemu – tak. – Della zaszlochała w chusteczkę.

– Jeśli jeszcze kiedykolwiek usłyszę, że tak mówisz, to… to dę zleję. Słyszysz mnie? – krzyknęła Kate. – Zapomnę, że to powiedziałaś. Idź teraz… umyj twarz i zaparz kawę. Porozmawiamy, kiedy przyjdzie Ellie. Zrobimy to… to, co dla Donalda będzie najlepsze. No, idź już, Dello.

Kate podeszła do łóżka Donalda. Po policzkach płynęły jej łzy. Jej najdroższy przyjaciel nie mógł oddychać bez maski tlenowej, nie mógł siusiać bez cewnika, a ponieważ nie mógł jeść, otrzymywał kroplówkę z glukozy i innych środków odżywczych. Dłonie i stopy miał sparaliżowane, palce u rąk i nóg powykręcane. Podczas mycia polewały mu je ciepłą wodą. Nie dawniej jak wczoraj widziała, jak Della wycierała mu do sucha nogi, sine z zimna. Jej wzrok padł na równiutko ułożone pieluchy.

Ujęła sparaliżowaną rękę Donalda uważając, by jej zbytnio nie ścisnąć.

– Donaldzie, kiedy ujrzałam cię po raz pierwszy, pomyślałam, że jesteś pijaczyną. Przepraszam cię za to niesprawiedliwe posądzenie. Nigdy w życiu nie spotkałam szlachetniejszego, hojniejszego, porządniejszego człowieka. Od lat chciałam coś dla dębie zrobić, coś, co wywoła na twojej twarzy uśmiech, coś, co cię uczyni szczęśliwym. Szkoda, że nie ma tu twojej córki i syna. Wiem, że Bóg powołał cię na ten świat, byś się nami zaopiekował. Wierzę w to z całego serca. Najdroższy Donaldzie, wydaje mi się, że w końcu domyśliłam się, co mogę dla dębie zrobić. Della nie potrafi, ale ja chyba dam radę. Zamierzam wyprawić cię tam… tam, gdzie czekają na dębie twoje dzieci. Założę się, że twój syn będzie w swym mundurze wojskowym i na twój widok tak zasalutuje, aż powstanie wiatr.