* * *

Kiedy Kate wysiadła z samolotu w Los Angeles, uderzył ją wyjątkowy chłód jak na tę porę roku. Zaczęła dygotać w swej bawełnianej sukience.

Ellie wręczyła matce gruby sweter. Na widok Kate serce zabiło jej mocniej. Jeszcze nigdy nie widziała swej matki bardziej szczęśliwa ożywionej. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i nie przestawała się uśmiechać, aż Kate się zaczerwieniła.

– Chcę wiedzieć teraz, zaraz – powiedziała.

– Ellie! – upomniała ją Kate.

– Wszystko mi jedno. – Odciągnęła matkę na bok. – Odegrała rolę Kupidyna, czuję się jak Kupidyn, mam prawo wiedzieć. Dobrze byle Tak, jak to sobie wyobrażałaś? Bo wiem, że dużo o tym myślałaś. Nie interesują mnie szczegóły, ale muszę wiedzieć, jak było. Boże, wyglądas; jak ktoś szczęśliwy. Och, mamo, tak się cieszę. Zasługujesz na wszystko co najlepsze na świecie, a dla ciebie najlepszy jest Gus. Wierzę w to całym sercem, naprawdę.

– Poprosił, bym wyszła za niego za mąż. Było cudownie, Ellie. I mass rację, nigdy, przenigdy nie czułam się równie szczęśliwa. Powiedziałam „tak”, Mój Boże, naprawdę powiedziałam „tak”. Nie przeszkadza mu, że… że mam czterdzieści sześć lat. Nie przeszkadza mu, że mój tyłek wygląda jak wiejski twaróg. Kocha mnie. Nadal nie daje mi spokoju różnica wieku między nami, ale chyba jakoś się z tym uporam. Rozumiem, że akceptujesz to… to wszystko.

– Nie mylisz się! Szkoda, że go nie słyszałaś tamtego dnia, kiedy nie odbierałaś telefonów. Szalał z niepokoju, po prostu szalał. Myślał, że miałaś wypadek albo coś w tym rodzaju. Nawet zadzwonił do kilku szpitali, a potem oczywiście na policję. Naprawdę cię kocha. A propos, co się wtedy właściwie stało? Nigdy mi nie powiedziałaś.

Kate wyjaśniła jej wszystko, gdy szły ruchomym chodnikiem. Ellie ze śmiechu aż zgięła się w pół, Kate również. Ludzie ze zdumieniem spoglądali na matkę i córkę.

– Mówiłaś to Gusowi? – spytała Ellie.

Kate skinęła głową.

– Tak się śmiał, że aż spadł z krzesła. A właściwie go zepchnęłam.

– Mamo, czy jest dobrym kochankiem?

– Najlepszym – odparła Kate. – W skali od jeden do dziesięciu dałabym mu…

– No, no, ile? – dopytywała się Ellie.

– Dziewięć i pół. Nikt nie zasługuje na dziesiątkę – dodała Kate. Ellie gwizdnęła i trąciła matkę w ramię. Znajdowały się prawie przy końcu ruchomego chodnika.

Kate spędziła ten weekend z córką gotując i przesiadując w jacuzzi. Wieczorami oglądały filmy na wideo, wyłącznie horrory, od których Ellie była dosłownie uzależniona. W poniedziałek rano, w dniu wyjazdu Ellie, Kate przytuliła córkę.

– Dziękuję, że zaufałaś swemu instynktowi i… i że to wszystko zaaranżowałaś. Nie wiem, czy potrafiłabym sama się zdecydować. Potrzebne mi było takie pchnięcie.

– To wszystko pomysł Gusa. Ja tylko pomogłam w jego realizacji.

– Ellie, czy Betsy wie o Gusie?

– Ode mnie nie. Gdyby wiedziała, narobiłaby mnóstwo hałasu. Jeśli chcesz mojej rady, nie wspomniałabym jej o niczym, póki klamka nie zapadnie. To przykre, co się z nią dzieje. Ja jednak wciąż mam nadzieję, że pewnego dnia uporządkuje swoje sprawy i zacznie żyć normalnie.

– Chyba skorzystam z twojej rady, Ellie. Dziękuję za to, że odebrałaś mnie z lotniska i spędziłaś ze mną weekend. Naprawdę się cieszę, że lubisz swoich przyszłych teściów. Wiedziałam, że cię pokochają. Szczęśliwego Nowego Roku, skarbie!

– Nawzajem, mamo – powiedziała Ellie, obejmując matkę.

– Och, tak, wspaniale – wyszeptała Kate. Znów poszukała ustami jego ust. Poczuła, jak Gus rozsuwa jej kolanem nogi. – Jeszcze nie – wymamrotała, przywierając do niego całym ciałem. Poczuła, jak wstrząsnął nim dreszcz. Nie puszczając jej z objęć zaczął się wolno unosić, aż obydwoje znaleźli się w pozycji siedzącej. Ocierali się splecionymi ciałami, śliskimi od potu, kołysząc się niczym w takt jakiejś niesłyszalnej muzyki.

Przesuwał dłonie wzdłuż jej ciała. Pragnąc jej bliskości, przyciągnął mocno do siebie, aż jęknęła. Całował jej oczy, usta, brodę, potem obsypał gwałtownymi pocałunkami piersi. Żar bijący od jego ciała palił skórę Kate. Płonęła, była leśnym pożarem, który mógł ugasić tylko Gus. Jego niebieskie, rozognione oczy stanowiły jedyne barwne punkciki w mrocznym pomieszczeniu.

– Teraz – szepnął gwałtownie.

– Tak – odpowiedziała mu Kate.


* * *

Dla Kate Nowy Rok rozpoczął się pod znakiem załatwiania kwestii prawnych. Co tydzień składała wizytę w kancelarii adwokackiej Mancuso. Chciała, żeby Siły Powietrzne wystawiły świadectwo zgonu Patricka, do czego się nie kwapiły.

– Nie zamierzam z nimi walczyć ani dyskutować – oświadczyła Kate po szóstej wizycie, pod koniec maja. – Załóż sprawę rozwodową. Chcę jak najszybciej uzyskać rozwód. Jeśli okaże się to niemożliwe, pojadę gdzie indziej, do Nevady lub Meksyku. Pragnę to już mieć za sobą. Biorę ślub i nie życzę sobie po drodze żadnych niespodzianek. Chcę wszystko przeprowadzić legalnie.

Mancuso wzruszył ramionami.

– Zrobię, co w mojej mocy. Udało mi się uzyskać dla ciebie wyłączny tytuł własności domu w New Jersey. Możesz go sprzedać w każdej chwili. Masz kupca?

– Tak się składa, że mam. Podzielę pieniądze między Betsy i Ellie. Pan Stewart kupuje dom dla swej matki. Zdaje się, że chce, by akt notarialny wystawiony był na nią. Płaci gotówką. Przyśle ci wszystkie potrzebne papiery. Masz adres Ellie, możesz wysłać dokumenty do niej. Rozlicza moje podatki i podatki firmy. Mam nadzieję, że widmo tej transakcji nie będzie mnie nigdy w przyszłości straszyło po nocach?

– Nie widzę ku temu żadnego powodu, Kate. Wszystko jest załatwione legalnie. O nic się nie martw. Jedź do domu i zajmij się przygotowaniami do ślubu. A propos, kiedy to będzie?

– Myślałam, że w sierpniu lub we wrześniu, ale bardziej prawdopodobne, że w grudniu. Już nie mogę się doczekać – powiedziała, w jej głosie zadźwięczał dziewczęcy ton.

– Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.

– A ja nie tylko mam nadzieję, ja wiem, że będę szczęśliwa. Dziękuję za twoją pomoc, Nick. Gdyby nie ty, nigdy nie dobrnęłabym tak daleko.

– Kate, a propos Betsy. Czy orientujesz się, ile pieniędzy wydaje n» te wszystkie poszukiwania, które prowadzi od lat?

– Mnóstwo. Poświęciła swe życie na odszukanie ojca. Jest mi smutno kiedy słyszę, jak żebrze o pieniądze na ulicach, by finansować… to, co robi. Wszystkie ślady się urywały, ale ona nie ustaje w poszukiwaniach.

– Dajesz jej pieniądze?

– Gdy mnie poprosi, co nie zdarza się często – odparła Kate, a potem dodała nerwowo: – Nie wie, że zamierzam wziąć ślub.

– Rozumiem – powiedział Mancuso, co znaczyło, że nic nie rozumie.

– Mam nadzieję. Bądź ze mną w kontakcie, Nick.

– Powodzenia, Kate – powiedział Nick, wyciągając rękę.

Czy tego potrzebowała? Nie była pewna. Co więcej, wcale się tym nie przejmowała.


* * *

Trzy dni przed Świętem Pracy zadzwonił Gus i spytał podnieconym głosem:

– Kate, co powiesz na wyjazd na tydzień do Kostaryki razem ze mną? Możesz się wyrwać? Wygrałem tę zwariowaną wycieczkę, właśnie dostałem bilety. Zabrałem matkę na imprezę dla starszych ludzi, na której zorganizowano loterię, i wygrałem. Zresztą to całkiem zrozumiałe, bo wykupiłem wszystkie losy. Pakuj manatki. Spotkamy się na lotnisku w Los Angeles!

– Kupiłeś wszystkie losy?

– Bo nikt inny nie chciał ich kupić. Loterię wymyśliła moja matka. Byłem u niej, kiedy zastanawiała się, jaką ufundować nagrodę. Miałem dziwne przeczucie, że nikt nie zechce kupować losów, więc namówiłem ją na Kostarykę. Rozważała Disney World. Zapisz sobie: zamieszkamy w buszu, więc nie zabieraj żadnych wymyślnych strojów. Decydujesz się, Kate?

– Będę na lotnisku – rzuciła jednym tchem. – Naprawdę kupiłeś wszystkie losy? Ile?

– Za dziesięć patyków. Musieli mieć jakiś zysk z loterii. Wybierają się autobusem do Atlantic City. Każdemu dam dwadzieścia pięć dolców na automaty, obiad i kolację. Kocham cię, Kate Starr, niebawem Kate Stewart.

– Ja też cię kocham, Gusie Stewarcie.

– Masz paszport, co?

– Tak.

– Dzięki Bogu. Teraz pisz.

Kate włożyła kartkę do portmonetki, wstała, poprawiła żakiet, rozejrzała się po biurze i powiedziała:

– Wychodzę. Nie wiem, kiedy wrócę. Muszę załatwić różne rzeczy i jechać w różne miejsca. Trzymajcie się, panie i panowie.

Z domu zadzwoniła do Ellie, która aż zapiszczała z zachwytu.

– W buszu! Bosko. Koniecznie jedź, mamo. Kiedy masz samolot?

– Jutro.

Z lekkim sercem, czując zawroty głowy, spakowała torbę i odszukała paszport. Znów zobaczy się z Gusem.

– Ale ze mnie szczęściara, prawdziwa szczęściara. Dzięki Ci, Boże, za to, że zesłałeś mi Gusa.

17

Wyspa Komsomolec, Rosja.


– Kapitanie Starr, ktoś chce z panem rozmawiać. Sam Gorbaczow przysłał tego gościa – powiedział rosyjski strażnik łamaną angielszczyzną.

Serce Patricka zabiło mocniej. Miał gościa.

– Co to znaczy? – spytał strażnika po rosyjsku. Zaprzyjaźnili się, jeden drugiego uczył swego języka ojczystego.

– Nie wiem. Może związane to jest z amerykańskimi inspekcjami wyrzutni rakietowych. Mamy zniszczyć wyrzutnie i wyposażenie pomocnicze. Amerykanie będą nadzorować akcję. Może chcą usłyszeć pana zdanie na ten temat – dodał chytrze.

– A wy trzęsiecie ze strachu portkami na myśl o tym, co się stanie, kiedy mnie zobaczą. Jak zamierzacie im wytłumaczyć fakt, że przetrzymywaliście mnie tyle lat? Wybuchnie bomba. W końcu. Słuchaj, Siergiej, czy mój gość jest Amerykaninem czy Rosjaninem?

– I jedno, i drugie – powiedział Siergiej.

– Pieprzysz!

– Co to znaczy?

– Że mnie oszukujesz, dupku!

– Aaa, dupek, rozumiem. Masz dwóch gości, jednego Amerykanina, jednego Rosjanina. Wyglądają na ważniaków. Może są z American Express.