W chwilę później wrócił do Jake’a z potulną miną. Z tarasu dobiegał podniesiony głos Kate.

– Jest wkurzona – wyjaśnił. – Powiem ci, po czym poznaję, że jest wkurzona, Jake. Kiedy jest wściekła, woła na mnie Harry. Gdy zwraca się do mnie Patricku, to znaczy, że wszystko w porządku. No, tym razem jesteśmy w gównie po same uszy.

Kate wybiegła przed drzwi frontowe, jej oczy rzucały ognie.

– Znasz zasady, Patricku. Niepokoiłam się o ciebie do szaleństwa. Dlaczego nic nie powiedziałeś…? No więc? Co masz na swoje usprawiedliwienie? – wycedziła.

– Poznaj Jake’a. Pojechałem do schroniska. Kupiłem go za pięćdziesiąt dolarów. Trochę śmierdzi. Mniej więcej tak, jak ja, kiedy się tu pojawiłem. Wydaje mi się, że nikt go nie chciał.

– Jakie pięćdziesiąt dolarów? – spytała Kate.

– Te, które mi dałaś nazajutrz po moim przyjeździe – wyjaśnił cierpliwie Patrick.

– Wydawało mi się, że powiedziałeś, iż nie jesteś jeszcze gotowy na psa.

– Wtedy nie byłem. Ale teraz tak. Ten pies jest w moim guście. Kiedy go wyszoruję, od razu zmieni wygląd. Nie uważasz, Kate?

Po raz pierwszy Patrick zrobił coś z własnej inicjatywy. Zupełnie zapomniała o tamtych pięćdziesięciu dolarach. Miał taką niepewną minę, a pies był wprost skamieniały z przerażenia. Wbrew sobie podeszła do kundla i podrapała go za uchem.

– Będzie wymagał mnóstwo troski.

– Też tak myślę. Chyba powinniśmy go nakarmić. Obiecałem, że dostanie stek, a kość wyrzucimy. To chyba dobry pomysł, co?

– Tak. Z rusztu czy z patelni? – spytała.

– Z rusztu. Ja przyrządzę.

– Nie miałeś problemu z trafieniem do schroniska?

– Nie. Spytałem o drogę. Spotkałem listonosza, on mi powiedział. Bardzo… bardzo się denerwowałem. Ale byłem ostrożny. Zapiąłem pasy.

– Zawiozłabym cię. Wystarczyło tylko poprosić.

– Musiałem zrobić to sam. Wydaje mi się, że zaczynasz mieć mnie dosyć. Musisz od czasu do czasu ode mnie odetchnąć. Mogę biegać i chodzić na spacery z Jake’em. Nie chcę, żebyś zaczęła mnie nienawidzić, Kate. – Szurając nogami wszedł na taras. – Jestem tu już prawie cały rok. Rok to kawał czasu.

– Dla mnie to bez znaczenia. Betsy radzi sobie z interesami lepiej ode mnie. Jestem to winna tobie i sobie. Nigdy nie mogłabym cię znienawidzić. Nie chcę więcej słyszeć takich bzdur.

– Dobra, Kate. Zupełnie nieźle radzę już sobie z prowadzeniem samochodu.

– Owszem. Jestem z ciebie bardzo dumna.

Patrick rozpromienił się.

Kiedy weszli do kuchni, Kate usiadła za stołem. Widziała, jak Patrick włącza rożen i rzuca na niego stek. Jake stał obok niego.

– Dlaczego nagle poczułam się jakoś dziwnie? – spytała Delię.

– Już niedługo przestaniesz być mu potrzebna. Trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek, którego zobaczyłam, kiedy tu przyjechałam. Największy przełom, przynajmniej według mnie, nastąpił, kiedy zaczął spać w łóżku. Mogę się mylić, ale sądzę, że za rok będzie gotów zacząć samodzielne życie. Odstawi cię do lamusa, ale będziesz mogła wrócić do Gusa.

– Giii… – szepnęła Kate.

– Chce znów latać – powiedziała Della.

– Wiem. Nie sądzę, by był już do tego gotów. Z drugiej strony, może właśnie to pozwoli mu całkowicie stanąć na nogi. Zamierzam o tym z nim porozmawiać. W zeszłym tygodniu powiedział mi, ile dostał pieniędzy od rządu – dwieście tysięcy. Nigdy go o to nie pytałam5 a on nigdy nie wspominał. Zdaje się, że ostatnio dużo rozmyśla, ale nic mi nie mówi. – Westchnęła. – Jezu, muszę się zacząć szykować na dzisiejsze spotkanie Izby Handlowej. Wypożyczyłam dla Patricka kasety, o które mnie prosił. Nie wiem, czy powinien oglądać te wszystkie filmy o Wietnamie.

– To dla niego jeden ze sposobów dowiedzenia się, co się działo, kiedy przebywał w Rosji. Przeczytał wszystko, co mu dałyście z Betsy. Chłonie jak gąbka, a potem przez dzień, dwa prawie nic nie mówi. Kate, twojego męża prześladuje jeszcze wiele demonów.

– Potrzebna mu fachowa pomoc. Ja nie mam odpowiednich kwalifikacji. Za każdym razem, kiedy go o coś pytam, zmienia temat. Nie chciałabym się tak irytować widząc, jak długo wszystko rozważa w myślach, zanim zdobędzie się na jakieś działanie. To już prawie rok. Uważam, że powinien się już pozbyć części swych lęków. Od dawna nie miał złych snów.

– Może boi się ciebie – powiedziała łagodnie Della.

– Mnie! Dlaczego miałby się bać mnie? Przecież mu pomagam.

– Wydaje mi się, że go onieśmielasz. Może tak, jak on kiedyś onieśmielał ciebie. Umysł to dziwny instrument, Kate. Kiedy Patrick przyszedł do domu z psem, oczekiwał twojej aprobaty, ale dostrzegłam w jego oczach również strach. Obserwowałam was przez okno w kuchni. Postąpił źle, ale postąpił również dobrze. Nie był pewien, jak zareagujesz. Wydaje mi się, że wspaniale sobie poradziłaś.

Kate, maszerując do swojego pokoju, by się przebrać, pociągała nosem. Postanowiła, że nie pójdzie na spotkanie Izby Handlowej. Znajdzie w jakiejś restauracji automat telefoniczny, zadzwoni do Gusa i odbędzie z nim długą rozmowę. Potem coś zje i wróci do domu. Była chytra i przebiegła. Początkowo Patrick wypytywał ją o te spotkania, ale później przestał. Lubił godzinami siedzieć przed pięćdziesięciosześciocalowym telewizorem z miską prażonej kukurydzy na kolanach. Dziś miał wolne popołudnie, jak nazywała to Kate, to znaczy żadnych lekcji, nic, tylko relaks.

Niecierpliwie przesuwała wieszaki w garderobie. Na spotkania Izby Handlowej zawsze wkładała garsonkę, nie mogła wypaść z roli. Ogarnęła ją fala wyrzutów sumienia. Zdecydowała się na gołębi kostium i jaskrawopurpurową bluzkę zawiązywaną pod szyją. Tak w jej pojęciu ubierały się kobiety interesu. Włosy, teraz długie, ściągała z tyłu głowy i upinała w kok. Na nogi włożyła szpilki od Ferragamo i cofnęła się o krok, by ocenić swój wygląd w lustrze. Brakowało tylko podwójnych łezek w uszach i odrobiny perfum.

Była gotowa, by rozmawiać z Gusem. Czuła się dobrze, wyglądała dobrze.

To wszystko, co miała.

Była w hallu zastanawiając się, gdzie położyła kluczyki do samochodu, kiedy kłąb mydlin rzucił ją na ścianę. Krzyknęła przerażona i zobaczyła Patricka wymachującego w powietrzu rękami.

– Co… co się stało?

Patrick cofał się, blady jak ściana, z rękami w górze. Z końca korytarza dobiegły ją głośne utyskiwania Delii na psa. A więc o to chodziło. Jakiś wewnętrzny instynkt przestrzegł Kate, że dla Patricka to sprawa być albo nie być.

– No, cóż – powiedziała wesoło, siląc się na beztroskę. – I tak nie miałam ochoty iść na to cholerne spotkanie. – Przepraszam, Gus, zadzwonię do ciebie pod koniec tygodnia. Jak długo będzie czekał w redakcji na jej telefon? Przez całą noc, odpowiedziała sobie.- Myślę – dodała, zrzucając z nóg szpilki i ściągając żakiet – że powinniśmy przygotować się do tej kąpieli. Uprzedzam, że nigdy nie miałam psa, ale widziałam w telewizji, że zawsze wyskakują z wanny. Trzeba zamknąć drzwi, jedna osoba musi stać, gotowa złapać psa, gdyby chciał czmychnąć, a druga – szorować go. Ponieważ nie możemy zamknąć drzwi, Della stanie na progu na warcie, a ja pomogę ci go myć. Sądzę, że we dwójkę wykąpiemy Jake’a. Jestem gotowa. – Podwinęła rękawy swojej purpurowej bluzki.

Della wprowadziła ociekającego wodą Jake’a do łazienki i razem udało im się wepchnąć go do wanny.

– To nie był dobry pomysł, prawda, Kate? – spytał Patrick.

– To był świetny pomysł – odpowiedziała. – Skąd mogliśmy wiedzieć, że Jake się tak rozbryka. To ładny psiak. Może zastosujmy odżywkę, to łatwiej będzie go rozczesać, kiedy go wytrzemy. Uważam, że możemy go wysuszyć suszarką do włosów. Wtedy będzie mógł siedzieć z tobą na kanapie, kiedy włączysz sobie film.

– Śmierdzi jak mokry kundel. Boże, ciekawa jestem, kiedy był ostatni raz kąpany? – mruczała Della.

– Prawdopodobnie nigdy – powiedział Patrick cierpko.

– To wyjaśnia, czemu tak się boi. Czuję, jak mu wali serce. Pamiętasz, jak to było, prawda, Patricku? – Spojrzenia Kate i Patricka spotkały się.

– Nie jesteś na mnie zła, że nie możesz iść na spotkanie? Jesteś cała mokra.

Coś wisiało w powietrzu, ale nie wiedziała co.

– To drobiazg, Patricku. Musisz się nauczyć, co jest ważne, a co nie. To spotkanie znaczy tyle, co wielkie zero.

– Dziś popełniłem dwa błędy – zauważył.

Kate czuła, że jest spięty, niepokoiły ją zaciśnięte szczęki Patricka. Czy znów dostanie ataku furii?

– Nie popełniłeś błędu kupując psa. Powiedziałam tylko, że powinieneś mnie uprzedzić, że wychodzisz z domu. Niepokoiłam się o ciebie. Jeśli nie chcesz mi o czymś powiedzieć, zostaw przynajmniej karteczkę z wiadomością.

– Wydajesz mi się smutna, Kate.

Chciała powiedzieć „bo jest mi smutno, cały tydzień czekałam, by dziś wieczorem zadzwonić do Gusa; mam prawo być smutna”. Ale nie powiedziała tego, tylko oświadczyła:

– Jestem smutna, bo to biedne psisko nie wie, co się z nim dzieje. Musimy go wytrzeć. Delio, przynieś coś z kuchni do wytarcia tego nieszczęśnika, byśmy mogli położyć kres jego cierpieniom. Nie, nie… źle się wyraziłam, Patricku. Chodzi mi o to, że musimy go wyciągnąć z wanny i wytrzeć, by znów poczuł się jak pies. Ustaliliśmy, że nie będziesz brał wszystkiego, co mówię, dosłownie.

– Postaram się – obiecał Patrick i trochę się odprężył, ale nie na tyle, by Kate mogła nabrać pewności, że nie zanosi się na nic złego.

Jake zniósł suszenie suszarką lepiej, niż Patrick. Kate miała wrażenie, że w jakiś sposób Patrick porównuje się z psem. Zdążyła się już zorientować, że Patrick mówił wtedy, kiedy chciał, ani minuty wcześniej. Ale właściwie zawsze taki był. Sprawiało jej przyjemność, że zachował jeden ze swych dawnych rysów charakteru.

Wieczór zaczął się jak zwykle. Jedli kolację, Jake przymilał się o jedzenie, choć dostał potężną porcję mięsa. Patrick ostrym tonem kazał psu leżeć. Jake merdał ogonem i patrzył błagalnie swymi smutnymi ślepiami, siedząc na tylnych łapach, z otwartego pyska wystawał mu język.