Billie ogarnęło wzruszenie. Przemogła nieśmiałość i mocno objęła teściową.

– Moss cię bardzo kocha – szepnęła. – I ja także cię pokocham. Jessica miała łzy w oczach.

– Cieszę się, że tu zamieszkasz. I dziecko! Sunbridge było puste bez dzieci i młodych ludzi. No, a teraz do łóżka. Wyobrażam sobie, jak cieszy cię myśl o posłaniu, które nie kiwa się najpierw w jedną, a potem w drugą stronę.

Pierwsze dni w Sunbridge Billie spędziła w pokoju. Niestety, stabilne łóżko niewiele pomogło. Cały czas męczyły ją nudności. Po atakach mdłości była tak wyczerpana, że wolała nie schodzić na dół. Jessica otoczyła ją staranną opieką. Billie nigdy nie doświadczyła tyle troskliwości. Teściowa przesiadywała u niej godzinami. Dzięki niej nie czuła się samotna. Matka Mossa była uosobieniem delikatności. Agnes zaglądała do córki tylko rano i wieczorem, i dzieliła się z nią obserwacjami na temat Sunbridge. Z lubością poznawała wszystkie szczegóły historii Colemanów.

Pewnego ranka Billie napomknęła, jak troskliwie zajmuje się nią Jessica.

– Cóż, nic w tym dziwnego – stwierdziła oschle Agnes, machinalnie bawiąc się sznurkiem pereł. – Urodzisz przecież jej pierwszego wnuka.

Billie wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Przecież jej dziecko będzie także pierwszym wnukiem Agnes.

– Och, wiem, co sobie myślisz, Billie, ale nie masz racji. Cieszę się, że będziesz miała dziecko, a jednocześnie martwię się o ciebie. Widzisz, ja po prostu… Jestem dużo młodsza od Jessiki, zrozum. Jeszcze nie przywykłam do myśli, że będę babcią. Wydaje mi się, że cały świat stanął przed nami otworem. Rozumiesz, kochanie. – To było stwierdzenie, nie pytanie. – Poza tym nie jestem samolubna. Mam wspaniałą córkę. Jessica nie miała tyle szczęścia co ja. Ty nigdy nie sprawiałaś mi kłopotów, a z Amelii, siostry Mossa, niezłe ziółko, jak słyszałam. Z całą pewnością nie jest to córka, jaką matka mogłaby się szczycić.

– Ależ Jessika bardzo kocha Amelię! – uniosła się Billie.

– Pewnie, że ją kocha – przecież to jej córka. Jeśli dobrze wiem, Amelia uciekła do Anglii nie tyle z pobudek patriotycznych, lecz dlatego, że tutaj palił się jej grunt pod nogami. Poza tym – Agnes znacząco ściszyła głos – obie wiemy, co za dziewczyny wstępują do oddziałów pomocniczych.

– Amelia nie „uciekła” do Anglii, mamo; została tam wysłana – poprawiła Billie. – Przecież wstąpiła do oddziałów kobiecych tu, w Teksasie. Mam nadzieję, że w obecności Jessiki nie snujesz takich rozważań.

Agnes szybko zmieniła temat.

– Czy Seth odwiedził cię dzisiaj?

– Tak. On chyba mnie nie lubi, mamo.

– Nie pleć bzdur, Billie. Seth jest człowiekiem żądnym władzy, a tacy nie potrafią okazywać uczuć.

Billie uniosła brwi ze zdumieniem:

– Czyżbyś dowiedziała się tego wszystkiego od osoby, która naopowiadała ci o Amelii? Dziwne, że niemal jednym tchem bronisz Setha i krytykujesz Jessicę.

– Nie krytykuję, tylko mówię, co zauważyłam. – Agnes z godnością odstawiła filiżankę na tacę. Wstała i wygładziła na sobie sukienkę.

– Czy to nowa kreacja, mamo?

– Tak. Nie sądzisz, że świetnie mi w tym kolorze? Od dawna nie miałam czegoś równie ładnego. Zamówiłam jeszcze dużo innych. Dom już właściwie sprzedany, więc bez obawy uszczknęłam oszczędności.

Billie znała się na modzie i wiedziała, że zakup tej sukienki wymagał dużo więcej niż tylko uszczknięcia oszczędności. Ponownie spojrzała na Agnes. Ostatnimi czasy matka się zmieniła… Wyglądała bardziej elegancko. Czy dlatego, że robiła sobie wyraźniejszy makijaż? A może po prostu służył jej pobyt w Sunbridge? Billie westchnęła. Dopiero teraz zaczęła sobie zdawać sobie sprawę z tego, jak matka była samotna. Nigdy nie pomyślała, jak było jej ciężko w Filadelfii. Teraz przynajmniej nie zawracała sobie głowy podatkami i rachunkami od rzeźnika.

– Bardzo ładnie wyglądasz, mamo – stwierdziła głośno.

– Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego o tobie. Na Boga, jesteś chuda jak szkielet! Nic dziwnego, że Seth nie chce cię odwiedzać! Kiedy w końcu zejdziesz na dół? Na słońcu szybko pozbyłabyś się tej okropnej bladości. Wiesz, ciąża to nie choroba!

– Przecież czasami wstaję z łóżka – wyszeptała Billie przez łzy. Ostatnio płakała często i bez powodu. A kiedy nie wymiotowała, chciało jej się spać.

– Na rany boskie, nie płacz. Nie chciałam cię zdenerwować. – Agnes była w połowie drogi do łóżka, by ją przytulić i pocieszyć, kiedy przypomniała sobie o sukience. Nawet jedna łza może zniszczyć ją całkowicie. – Po prostu martwię się o ciebie. Mogłabyś przecież posiedzieć na werandzie, prawda?

– Tak, chyba tak. – Billie opadła na poduszki. Herbata, którą niedawno wypiła, bulgotała jej w żołądku. Znała te objawy. Agnes także wiedziała, co oznacza zielony odcień twarzy.

– Będę na dole, Billie. Zawołaj, gdybyś czego potrzebowała – rzuciła przez ramię i z pośpiechem opuściła pokój.


* * *

Mijał drugi tydzień w Sunbridge, a stan Billie się nie poprawiał. Niechętnie uległa Sethowi i poddała się badaniom w Austin. Doktor Adam Ward stał się od tej pory jej lekarzem domowym. Jak wyjaśnił Seth, oznacza to, że Adam przyjedzie o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko zostanie wezwany. To rozkaz. Billie skinęła głową. Później Agnes powiedziała jej, że Colemanowie ufundowali dodatkowe skrzydło szpitala i tam właśnie przyjdzie na świat dziecko, dziedzic Colemanów.

Doktor Ward zalecił specjalne ćwiczenia, dietę i przepisał witaminy. Dwa razy w tygodniu osobiście przyjeżdżał do Sunbridge, żeby zrobić jej zastrzyki z witaminy B. Dopiero fakt, że znany lekarz fatyguje się czterdzieści mil za miasto, uświadomił jej, jak wielką władzę posiada Seth. W Filadelfii lekarz odwiedzał pacjentów w domu tylko wtedy, gdy nie byli w stanie dotrzeć do jego gabinetu o własnych siłach.

Moss zawiadomił telegraficznie, że cały i zdrowy dotarł do San Diego. Nie mieli od niego żadnych innych wieści. Billie pisała do niego na adres poczty polowej i wysłuchiwała narzekań na złą jakość usług pocztowych, kiedy się skarżyła na brak wiadomości. Pisała co wieczór, na cieniusieńkim papierze, który zdobyła dla niej Jessica.

Już po pierwszym zastrzyku Billie poczuła się lepiej, nadal jednak była samotna i znudzona. Jessica dotrzymywała jej towarzystwa, kiedy tylko pozwalało na to samopoczucie Billie. Młodą kobietę cieszyła jej obecność. Lubiła słuchać opowieści o dzieciństwie Mossa i oglądać zdjęcia w rodzinnym albumie. Pewnego dnia Jessica zapytała, czy chciałaby zobaczyć pokój Mossa.

Zaprowadziła ją do zachodniego skrzydła, na drugie piętro.

– Tutaj mieszkał jako chłopiec – wyjaśniła. – Kiedy miał siedemnaście lat, przeniósł się do pokoju obok twojego. A potem wyjechał do college’u.

Billie weszła do środka. Nagle znalazła się w świecie Mossa. Szkolne proporczyki zasłaniały niemal całą ścianę nad wąskim łóżkiem. W kątach poniewierały się książki, kije do hokeja i baseballu. Na półkach i szafkach stały niezliczone trofea sportowe, z sufitu, na niemal niewidzialnych drucikach, zwisały modele samolotów, wykonane przez Mossa z wielką starannością.

– Zostań tu, Billie. Dzisiaj uśmiechnęłaś się po raz pierwszy – zauważyła Jessica. – Gdybyś mnie potrzebowała, będę w kuchni z Titą. Musimy przygotować listę zakupów na przyszły tydzień. Później pokażę ci coś jeszcze.

Jessica zamknęła za sobą drzwi. Biedna Billie, tak bardzo tęskni za Mossem. Mieli mało czasu, żeby się dobrze poznać. A do tego dziecko w drodze. Idąc do kuchni, zastanawiała się nad niechęcią Setha do synowej – „ulepiona z innej gliny niż Colemanowie”. Jedno jednak łączyło jej męża i tę śliczne dziewczynę – oboje kochali Mossa. Dopiero teraz Jessice przyszło do głowy, że to, być może, jest przyczyną niechęci Setha – widział w Billie rywalkę do uczuć syna. Westchnęła. Zawsze tak było. Od dnia jego narodzin nic innego się dla Setha nie liczyło. Ona i Amelia nie stanowiły wyjątku. Amelia przez całe życie walczyła o miłość ojca. Później starała się chociaż przyciągnąć jego uwagę. To stało się przyczyną jej szaleństw i buntów. Wszyscy w tej rodzinie, Moss także, za najważniejsze w życiu uważali okazanie się godnym miłości Setha. Miłości, którą tak niechętnie obdarzał.

Billie nawet nie usłyszała wyjścia teściowej, do tego stopnia pochłonął ją świat Mossa. Z łatwością wyobrażała sobie jego ciemną głowę pochyloną nad biurkiem, kiedy odrabiał pracę domową albo z zapałem malował model samolotu. Zapewne pokochał latanie jako bardzo młody chłopak. Spojrzała na regał pełen trofeów sportowych. Na półkach leżały także książki, niektóre czytane wielokrotnie, na co wskazywały podarte okładki i „ośle uszy”. Na ścianach wisiały zdjęcia: Moss grający w baseball, rugby, na balu absolwentów z ciemnowłosą dziewczyną. Była szczupła, miała regularne, ostre rysy. Widniała na wielu innych fotografiach. Na jednej, pogiętej i zniszczonej, jakby noszono ją w portfelu, uśmiecha się do Mossa, a on obejmuje ją zaborczo, pod zdjęciem nabazgrał: „Alice i ja”.

Billie poczuła ukłucie zazdrości. Kim jest Alice?

Na innych zdjęciach Mossowi towarzyszyła Amelia, jego siostra. Billie widziała ją w albumie rodzinnym. Stali obok siebie, Amelia obejmuje szyję kucyka, Moss władczo trzyma uzdę.

Billie przysiadła na łóżku i dotknęła swetra z zielonej wełny. Tak mało o nim wiedziała. Ze smutkiem uświadomiła sobie, że człowiek, któremu oddała serce, nadal jest jej obcy. Nigdy nie było czasu na pytania, na poznawanie przeszłości. Liczyła się tylko teraźniejszość. I oto znalazła się w jego pokoju, w świątyni jego dzieciństwa. Nagle wydało jej się, że przysłał ją do Teksasu, by czekała tu na niego jak kolejna rzecz, która do niego należy. Machinalnie dotknęła brzucha. Owoc ich miłości także należy do Mossa. Dziecko, tak jak ona, będzie czekało, aż właściciel się nim zainteresuje.


* * *

W przeszłości zanurzała się Billie także w warsztacie, dokąd Jessica zabrała ją później. Moss, już nieco starszy, zapełnił małą izdebkę za stajnią silnikami, kablami, śrubokrętami. Także tutaj odnosiło się wrażenie, że wyszedł na chwilę, że zaraz wróci i dokończy zaczęty projekt.