Rozdział dziesiąty
Następnego dnia miała cienie pod oczyma, oznakę nie przespanej nocy. Zanim zeszła na dół, zajrzała do pokoju Mossa. Nie było go tam, więc miała nadzieję, że czeka na nią w salonie. Była Wigilia, ich pierwsza wspólna Gwiazdka, ale po ostatniej nocy bała się o tym myśleć. Bolało, że ją odrzucił, jednak będzie się zachowywała tak, jakby wszystko było w porządku. Jakby nie złamał jej serca.
W jadalni była tylko Tita, krzątała się przy stole.
– Dzień dobry, Tito. Gdzie wszyscy?
Tita wiedziała, że chodzi o Mossa. Biedna señora Billie.
– Pani mama jest w gabinecie señora Colemana. Señora Jessica zejdzie dopiero wieczorem na przyjęcie. Señor Moss wyszedł wczesnym rankiem z ojcem. Polecieli samolotem do Corpus Christi, ale obiecali wrócić na kolację.
– Przyjęcie zupełnie wyleciało mi z głowy – Billie starała się nadać głosowi obojętne brzmienie. – O której wyszedł mój mąż?
– Bardzo wcześnie. Może nie chciał pani obudzić, señora… – Tita unikała jej wzroku.
– Kto będzie na przyjęciu? – zapytała, połknąwszy witaminy. Najchętniej spędziłaby te święta tylko z Mossem, na delikatnych pieszczotach i cichych rozmowach o przyszłych świętach. Czy w ogóle zostaną sami?
– Na kolacji tylko rodzina, później wpadnie kilku przyjaciół – wyjaśniła Meksykanka. – Na pewno szybko pójdą do domu – dodała pocieszająco.
– Czy mogłabym w czymś pomóc? W domu piekłyśmy z mamą ciasteczka i… – urwała. To było tak dawno.
– Proszę sprawdzić, czy señora Jessica nie potrzebuje pomocy przy pakowaniu prezentów. A może zje pani z nią lunch? A potem przygotuje się pani do kolacji, si?
Przygotuje się, jakby cokolwiek mogło poprawić jej wygląd.
– Si - odparła cichutko.
Billie zaniosła tacę do pokoju teściowej i razem zjadły lunch. Później się wykąpała. Postanowiła uciąć sobie drzemką. Na dworze hulał teksaski wicher. Wyszukiwał szpary w ścianach, pogwizdywał i huczał. Zmrok zapadał szybko o tej porze roku, blade światło dnia szarzało i błyskawicznie przechodziło w cień. Nie było tu latarni, nie było tłumów robiących ostatnie zakupy, nie rozbrzmiewały kolędy. To wszystko znajdowało się czterdzieści mil stąd, w Austin. Samopoczucie Billie pogarszało się wraz z upływem czasu. Wolała nie myśleć o silnym wietrze, który mógłby opóźnić powrót Mossa z Corpus Christi. Kiedy tego popołudnia zamykała oczy, wolała nie myśleć o niczym.
Moss wszedł do domu, wnosząc ze sobą podmuch lodowatego powietrza. Na rondzie szerokiego kapelusza i kołnierzu skórzanej kurtki bielił się śnieg. Nie oponował, kiedy Seth poczęstował go kieliszkiem brandy w gabinecie, ale na jego czole nadal widniał ponury mars.
– Tato, podróż do Corpus Christi była niepotrzebna, i dobrze o tym wiesz – zaczął, obserwując, jak ojciec hojnie nalewa alkohol do szklanek.
– Bzdura! W interesach wszystko jest potrzebne! Nie mogę dopuścić, by pracownicy myśleli, że to mnie nie obchodzi, zaczęliby oszukiwać. Poza tym, ta cholerna wojna…
– Do diabła z wojną – przerwał mu Moss. – Od lat zatrudniasz tych samych ludzi. Mamy święta Bożego Narodzenia, tato, nie najlepszy moment na nie zapowiedziane inspekcje! Ludzie też mają rodziny!
Seth był zły.
– Nie pouczaj mnie, chłopcze. Moi ludzie mają pracę, którą trzeba wykonać, a moim zadaniem jest dopilnować, żeby to zrobili. Święta czy nie, krowy muszą jeść i pić, prawda? Gdybyś nie bawił się w żołnierzyka, pomagałbyś mi.
Alkohol przyjemnie rozgrzewał krew:
– Idę się przebrać do kolacji – oznajmił Moss. Myślał o Billie. Chciał ją zobaczyć…
– Zdążysz się przebrać. Chciałem zapytać, co sądzisz o moim pomyśle dotyczącym…
– Nie teraz, tato. Jestem zmęczony. To był koszmarny lot. Wiatr osiąga chyba trzydzieści węzłów.
– Mogliśmy zostać w Corpus Christi – mruknął Seth. – Ty się uparłeś, żeby wracać.
Moss wychylił szklankę do dna i odstawił ją na stolik. Aż za dobrze znał zaborczość ojca w stosunku do niego. Teraz jednak wszystko się zmieniło. W domu nie tylko matka i siostra czekały na niego, ale młodziutka ciężarna żona.
– Wolałbyś to, prawda, tato? Tylko ty i ja w Corpus.
– A żebyś wiedział. Tutaj nie ma nic ciekawego, tylko babskie wymysły: choinki, przyjęcia… ha!
– Wieczny stary zazdrośnik – roześmiał się Moss. – Pamiętasz te święta, kiedy mieliśmy całą rodziną wyjechać na narty? Wysłałeś mamę i Amelię, a potem okazało się, że my dwaj nie możemy do nich dołączyć? Myślałem, że mamie pęknie serce. Wróciły najszybciej jak mogły, ale skończyły się ferie i musiałem wracać do szkoły. Nigdy nie zrozumiem, jak mama wytrzymywała z tobą przez te wszystkie lata.
Tak naprawdę, więcej bolały go cierpienia siostry niż matki. Amelia zrobiłaby wszystko, gdyby ojciec kiwnął tylko palcem. Ale on traktował ją zawsze z całkowitą obojętnością. Czasami uczucie, jakim darzył Mossa, wprawiało chłopaka w zażenowanie. Gdyby Amelia miała inny charakter, byłaby bardzo zazdrosna. Tymczasem kochała brata równie mocno, jak mocno pragnęła uczucia ojca.
– Jess wytrzymuje ze mną tak samo, jak mała Jankeska wytrzyma z tobą – wyjaśnił Seth. – Jeszcze drinka?
– Dziękuję, tato. Idę na górę, do mojej żony. Właśnie uświadomiłeś mi, jacy my, Colemanowie, jesteśmy okrutni dla naszych kobiet.
– Pamiętaj, co powiedziałem, chłopcze; nie rozpinaj rozporka. Mój wnuk ma przyjść na świat cały i zdrowy.
Moss udał się na górę. Grube dywany tłumiły odgłos jego kroków. Najpierw zajrzy do Jessiki, potem do Billie. Martwił go stan obu, bo żadna nie wyglądała dobrze. Jessica była blada i zmęczona, Billie obrzmiała i chora. Biedna Billie. Powinna nosić kolorowe sukienki i chodzić na tańce. Byłaby studentką Penn State, czekałaby na ferie świąteczne, a tymczasem z trudem dźwiga na opuchniętych stopach wielki brzuch. Na dodatek wszystko, co znała, zostało w Filadelfii, tu w Teksasie tyle rzeczy wygląda inaczej… To cud, że go nie znienawidziła!
Jessica spała smacznie. Moss ostrożnie zamknął drzwi, nie chcąc jej obudzić. Chociaż martwił się o nią, nie czuł się za jej stan odpowiedzialny, tak jak za niedomagania Billie.
W sypialni zaciągnięto zasłony. Billie leżała na boku. Podłożyła sobie poduszkę pod kolana, żeby odciążyć kręgosłup. Widział jej twarz: okrągłą i pełną, ale nadal ładną. Miała miękkie, wrażliwe usta, lecz między brwiami rysowała się pionowa zmarszczka. Czy to z jego powodu? Złoty kosmyk opadł na niezdrowy rumieniec policzka. Wyciągnął rękę, chcąc go odsunąć, i w tej chwili ogarnęła go fala czułości do żony.
Pod jego dotykiem otworzyła oczy. Wynagrodziła go zaspanym, zmysłowym uśmiechem. Nie nienawidzi go. Ta świadomość wcale nie zmniejszała jego wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie. Billie jest taka młoda, taka śliczna, taka ciężarna. To ona zapłaciła za jego wolność.
Zsunął z nóg wysokie kowbojskie buty i położył się obok niej. Oparła mu głowę na ramieniu. Czuł bijące od niej ciepło. Piersi były większe i pełniejsze, niż je zapamiętał. Dzieliła ich wypukłość brzucha. Jej włosy pachniały jak dawniej, były równie miękkie. Gdyby zamknął oczy, mógłby uwierzyć, że jest z nim jego Billie z Filadelfii – śliczna, drobna, niewinna.
Uniosła głowę. Obsypywała jego twarz drobnymi pocałunkami. Jej ręce wprawnie błądziły po jego ciele.
– Nie będę się z tobą kochał, Billie. Nie chciałbym skrzywdzić ciebie albo dziecka. – Miał nadzieję, że pocałunek złagodzi ostry wydźwięk tych słów.
– Nie musisz – szepnęła, starając się nie okazywać rozczarowania. W ciąży nie pragnęła fizycznej miłości, chciałaby tylko wiedzieć, że nadal jej pragnie. Może zresztą tak jest i powstrzymuje go jedynie troska o jej zdrowie. Przesunęła dłoń na jego biodra i uda.
– Dotknij mnie, Moss. Dotknij moich piersi – poprosiła. Jej zabiegi nie pozostały bez rezultatu.
– Billie – mruknął z ustami w jej włosach. – Nie rób tego. Chcę cię tylko przytulić. – Słowa ojca wirowały mu w głowie.
– Twoje ciało mówi coś innego. – Rozpięła mu pasek i zajęła się rozporkiem. – Można się kochać na tyle sposobów, sam mnie tego nauczyłeś, nie pamiętasz?
Kiedy dotknęła nagiego ciała, zaparło mu dech w piersiach.
– Przecież chcesz, żebym to robiła, prawda, Moss? Chcesz, żebym cię tak dotykała. A może nie? – kusiła go niskim, uwodzicielskim głosem, co chwila całując w policzki i czoło. – Dotknij mnie. Tutaj. – Pochyliła się nad nim, zignorowała dziecko leżące między nimi. Wskazała jego dłoni drogę do wnętrza ud.
Postanowienia Mossa rozpłynęły się bez śladu. Billie ma rację; można się kochać na wiele sposobów, a on zaraz to udowodni. Jej ciało podniecało go: było inne, a jednocześnie takie samo. Pełniejsze, cieplejsze, dziwnie egzotyczne… Do licha z ojcem!
Agnes, Jessica i Seth czekali na Billie i Mossa przy choince. Agnes nerwowo szarpała sznurek „niemal prawdziwych” pereł, Jessica uparcie starała się podtrzymać rozmowę. Obie kobiety widziały, jak wściekły był Seth.
– Co ich zatrzymało? – pytał zniecierpliwiony. – Mój chłopak wie, że lubię siadać do kolacji punktualnie o szóstej. Ledwo zdążymy zjeść przed przybyciem gości! – Nie sączył, lecz osuszał kolejne szklaneczki whisky. Przechadzał się nerwowym krokiem, bardziej niż zwykle opierając się na lasce.
– Seth, zaraz przyjdą. Po prostu chcieli spędzić trochę czasu we dwójkę – uspokajała Jessica. W głębi duszy cieszyła się szczęściem Billie. Właśnie tego jej potrzeba; czułości i uwagi Mossa.
Agnes nie była równie dobrotliwie nastawiona. Jej myśli biegły tym samym torem co rozważania Setha. Powinna była porozmawiać z Billie przestrzec o niebezpieczeństwie dla dziecka, ale nie przyszło jej do głowy, że Moss mógłby mieć jakiekolwiek erotyczne zamiary wobec żony w zaawansowanej ciąży.
– Aggie! – ryknął Seth. – Leć na górę i przyprowadź tę twoją córkę! I to już!
"Żona Mossa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Żona Mossa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Żona Mossa" друзьям в соцсетях.