– Billie, pozwolę sobie zwrócić pani uwagę na fakt, że wszystko pozostałoby między nami. Nikomu o tym nie powiem, nawet pani teściowi. Zwłaszcza jemu.

– Rozumiem i dziękuję… Ja także nikomu nie mówiłam o tej ciąży. – Patrzyła na niego z wdzięcznością. Teraz cieszyła się nawet, że zwraca się do niej po imieniu. Rozumiał ją, a w tej chwili właśnie tego potrzebowała.

W drodze powrotnej Billie przyglądała się krajobrazom nie widzącym wzrokiem. Aborcja. To słowo wracało uparcie, przynosiło ponure wizje wiecznego potępienia. Zabieg. Po chwili wahania dotknęła brzucha, w którym rozwijało się nowe życie. Ta istotka nie była abstrakcyjnym, nierealnym stworzeniem jak Maggie, zanim się urodziła. Ta sama siła, która stworzyła Maggie, stworzyła i to maleństwo. Billie niemal czuła ciężar dziecka, czuła jego zapach. W jej wyobraźni było bardzo podobne do Maggie. Aborcja byłaby równoznaczna z zabiciem córeczki.

Była już zdecydowana donosić ciążę, kiedy przypomniała sobie inne argumenty lekarza. Według niego, prawdopodobieństwo poronienia jest duże, ba, nawet jej życie może znaleźć siew niebezpieczeństwie. Poczuła lodowate palce strachu. Dotychczas nigdy nie myślała o śmierci, nie uważała jej za możliwą. Kiedy w końcu nadejdzie, przyjdzie nie do niej, lecz do starej kobiety, którą się kiedyś stanie. Wydawało się to tak dalekie i nierzeczywiste, że nigdy nie budziło w niej lęku. Nigdy… aż do tego dnia. Chciała żyć ze względu na Mossa, Maggie, na siebie samą. Nie pozwoli, by odebrano jej to, co się jej słusznie należy! Lata życia z Mossem, dorastanie Maggie. A jednak, gdy pomyślała o aborcji, znów usłyszała w wyobraźni płacz nie narodzonego dziecka.

Dojechali do Sunbridge, Carlos zatrzymał samochód. Biegiem rzuciła się do domu. Zatrzymała się dopiero na piętrze, przy pokoju dziecinnym. Gdy wyjęła śpiącą Maggie z kołyski i przytuliła do piersi, surowa piastunka Jenkins nie protestowała.


* * *

– Seth, chciałabym z tobą porozmawiać – oznajmiła Billie stanowczo.

– Wal śmiało – burknął, nie podnosząc głowy znad rachunków. Udawał, że je sprawdza, o czym Billie doskonale wiedziała. Księgowością bowiem zajmowała się Agnes.

– Czy zadzwonisz do Czerwonego Krzyża, żeby przekazać Mossowi wiadomość o śmierci matki?

Ho, ho proszę, proszę, nie mogła tego powiedzieć bardziej obcesowo. Kawę na ławę i już.

– W swoim czasie. Nie chcę, żeby się niepotrzebnie narażał. Powiem, kiedy wejdą do portu.

– Przykro mi, Seth, ale się z tobą nie zgadzam. Nie będę uczestniczyć w oszustwie. Skoro Moss jest w stanie walczyć na wojnie, upora się także ze śmiercią matki. Nie wolno ci tego przed nim ukrywać. Nie wierzę, że ci to wybaczy. Nie mogę nie wspomnieć o tym, pisząc do niego, co by sobie o mnie pomyślał?

– To nieważne.

– Cóż, moim zdaniem, to bardzo ważne. Żądasz, żebym okłamywała męża. Nie zrobię tego.

Seth energicznie odwrócił się na krześle. Splótł ramiona za głową i popatrzył Billie w oczy:

– Nie znasz mojego chłopaka tak dobrze jak ja.

– Moss nie jest już chłopakiem. To dorosły mężczyzna, mój mąż. Nalegam – odparła zimno.

– Nalegaj sobie, ile chcesz, i tak nie zmienię zdania. Mógłby zrobić jakieś głupstwo, zamyślić się w nieodpowiednim momencie, cokolwiek.

Mogłaby przysiąc, że słyszy panikę w jego głosie. Umiejętnie wykorzystała przewagę:

– W takim razie wyjdziesz na głupca. Przed godziną wysłałam telegram do Czerwonego Krzyża. Zaufaj mi, Moss się z tym pogodzi. Znam mojego męża.

– Zrobiłaś to mimo mojego wyraźnego zakazu? – Seth nie dowierzał własnym uszom.

Serce Billie waliło jak oszalałe. Seth jej nie przestraszy. Nie pozwoli mu na to. Przynajmniej tyle może zrobić dla Jessiki:

– Tak, do cholery, i gdyby było trzeba, zrobiłabym to jeszcze raz.

– Na Boga, gdyby nie to, że jesteś żoną Mossa, przepędziłbym cię stąd gdzie pieprz rośnie.

– Proszę, zrób to. Jestem w stanie spakować się w godzinę. Zdecyduj się.

– Nie miałaś prawa.

– Miałam. Jestem jego żoną.

– Zapamiętam to.

– Ja nie. Stało się. To przeszłość. Musimy żyć dalej. Jak? To zależy od ciebie.

– Dziewczyno, skąd ci się wziął w ostatnich czasach taki charakterek, tyle tupetu?

– Od ciebie – rzuciła. – To zaraźliwe. Nie powiem, żebym była tym zachwycona. A ty?

Seth prychnął coś niezrozumiale, zanim odpowiedział:

– Idź już, zostaw mnie. Pomyśl, może wpadnie ci do głowy następna bzdura, żeby mnie zdenerwować. Jestem starym człowiekiem. Zostaw mnie w spokoju – jęczał, jakby chciał wzbudzić w niej współczucie.

– Starym człowiekiem o paskudnym charakterze – poprawiła Billie.

– Wynocha! – ryknął.


* * *

Billie niecierpliwie czekała na wiadomość od Mossa. Słysząc dzwonek telefonu, od razu zrywała się na równe nogi. Uważała, że postąpiła słusznie, przesyłając mu wiadomość o śmierci Jessiki, jednak Seth zaraził ją swoimi obawami. A co będzie, jeśli rozpacz spowolniła refleksy Mossa? A co, jeśli… jeśli…

Przy kolacji Seth ostentacyjnie ją ignorował, odzywał się tylko do Agnes. Billie, która śledziła matkę spod zmrużonych powiek, zaskoczyła jej nerwowość.

Kiedy podano kawę i deser, Agnes przestała bawić się perłami i oznajmiła jednym tchem:

– Seth, po południu dostałam telegram z Nowego Jorku. Od twojej córki. Jutro rano będzie w Austin. Prosi o wysłanie samochodu na lotnisko.

Filiżanka głośno uderzyła w spodeczek. Mężczyzna gwałtownie rzucił serwetkę na stół.

– Jej matka leży w grobie! Po co, do cholery, przyjeżdża do Sunbridge? Uciekła z domu, zostawiła matkę, a teraz wraca?

– Bądź rozsądny – łagodziła Agnes. – Nie mogłam nic na to poradzić. Nie było cię w domu. Nie odważyłam się sama zadzwonić do Nowego Jorku i zniechęcać Amelię do przyjazdu. Byłeś nieuchwytny. Nie wiedziałam, co robić…

– Nie obwiniam cię, Aggie. Jestem wściekły na tę dziewuchę. Była mi cierniem, od kiedy się urodziła, a teraz potrzebna mi tutaj jak dziura w moście! Zapewne przyciągnie też tego swojego męża.

– Nie było o tym mowy. Nie sądzę, żeby w czasie wojny brytyjski oficer dostał urlop na tyle długi, by mógł jechać do Stanów.

– Dobra, Aggie, co jeszcze? Gdzie ten cholerny telegram?

– Przeczytano mi go telefonicznie. Tylko tyle: jest w Nowym Jorku, ma zarezerwowany lot do Austin, prosi, żeby wysłać po nią samochód na lotnisko.

Seth wstał, ciężko opierając się na lasce.

– Jedno ci powiem, Aggie. Miałem nadzieję, że nigdy już nie zobaczę tej dziewuchy! Przez całe życie pchała się w kłopoty! Dopóki mieszkała tutaj, nie miałem chwili spokoju, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy znowu będę musiał świecić za nią oczami! Cokolwiek robiła, i tak mi się to nie podobało. I teraz też mi się nie podoba. Dlaczego, do cholery, nie została na końcu świata? Jestem za stary i zbyt zmęczony, żeby tolerować jej wybryki.

– Seth, to mężatka z dzieckiem…

– To nie jest jej dziecko! Chłopaka urodziła inna idiotka! Amelia nie miała nawet tyle oleju w głowie, żeby wyjść za Amerykanina, na rany boskie! Dzieciak nie jest z mojej krwi. Z jej też nie. – Z tymi słowami wyszedł.

– Nie do wiary! – Billie brakowało słów oburzenia. – Amelia to jego córka. A ty, mamo… broniłaś siebie, a nie jej! Jak możesz być tak okrutna? Czy naprawdę myślałaś o wysłaniu telegramu z zakazem wstępu do Sunbridge?

Oczy Agnes rozbłysły, zacisnęła usta w wąską linię.

– Tak, brałam takie wyjście pod uwagę i gdybym miała pewność, że to się na mnie nie skrupi, zrobiłabym to. Widzisz, Billie, musisz zrozumieć, że nie Wszyscy ojcowie kochają swoje dzieci, w każdym razie, nie wszystkie dzieci.

Amelia zawiodła Setha i on nie może jej tego wybaczyć. Stosunki Setha i jego córki to nie twój interes. Billie, czasami jesteś strasznie głupia. Zapominasz, czyja ręka cię karmi.

– A co to ma znaczyć?

– Krótko mówiąc, kochanie, niepokoi mnie przyjazd Amelii, bo od śmierci Jessiki Seth jest bardzo drażliwy. Gdyby pogodził się z córką, twoja pozycja w Sunbridge byłaby zagrożona, zwłaszcza jeśli coś stanie się Mossowi. Nigdy nie zapominaj, że więzy krwi są ważniejsze niż jakiekolwiek inne. Jeśli Amelia urodzi syna, Maggie będzie niepotrzebna. Gra się toczy o wielką stawkę, Billie. Nie czas na naiwność.

Billie miała wrażenie, że w pokoju zabrakło powietrza.

– Nie znałam cię z tej strony, mamo. Nie wiedziałam, że jesteś taka zimna i wyrachowana. Nie miałam pojęcia…

– Przede wszystkim nie miałaś pojęcia – Agnes wpadła jej w słowo – jak oszczędzałam każdego centa, żeby zapewnić ci dostatnie życie, na poziomie należnym mojej córce. Jak myślisz, na jak długo starczyły polisa ubezpieczeniowa ojca i te grosze, które zostawiła babcia? A dom? Nie wiedziałaś, że jest obłożony podwójną hipoteką, prawda? Miałaś iść do college’u. Czy sądzisz, że czesne uiścił Duch Święty? Nie, Billie, to byłam ja. Żeby sfinansować twoje studia, byłam gotowa iść do pracy, a ty nazywasz mnie okrutną? Nie, moja droga. To ty jesteś okrutna. Przyjmowałaś wszystko bez mrugnięcia okiem, nie myśląc o mnie przez chwilę. To jest nasza jedyna szansa na dostatnie życie, a choć jesteś zbyt głupia, by to dostrzec, ja widzę to doskonale!


* * *

Następnego dnia Billie wypatrywała limuzyny. Setha i Agnes nie było w domu, toteż sama postanowiła powitać Amelię tak serdecznie, jak się powinno przyjąć córkę Jessiki.

Usłyszawszy chrzęst opon na żwirowym podjeździe, podeszła do okna. Carlos zatrzymał samochód, obiegł go dookoła, żeby otworzyć drzwi pasażerce. Z packarda wysiadła szczupła, wysoka kobieta o włosach ciemnych jak włosy Mossa. Była ubrana w pognieciony, ponury, szaro-czarny kostium. Przez chwilę stała bez ruchu, przyglądała się drzwiom wejściowym z dziwnym wyrazem twarzy, jakby się obawiała, że stanie w nich smok. Smok z siwą czupryną i laską w dłoni, uzupełniła w myślach Billie.