Teraz Amelia ją pocieszała:

– Zrobisz, co będzie trzeba, Billie. Przemyślisz to i podejmiesz decyzję, własną decyzję. Możesz liczyć na moje wsparcie, ale nie obawiaj się, że będę usiłowała na ciebie wpłynąć, tak czy inaczej.

Nagle w pokoju rozbrzmiał gniewny głos Setha:

– Co, urządzacie sobie imprezę w moim gabinecie? I na dodatek wypijacie najlepszego burbona. Macie cały dom do dyspozycji, do tego pokoju wstęp jest wzbroniony!

– Dzień dobry, tato. To miło, że się cieszysz na mój widok. Jak widzę, jesteś uroczy jak zawsze. Dziękuję za wspaniałe powitanie w cieple domowego ogniska.

– Nie igraj ze mną, córko. Nie ma już matki, żeby cię broniła – ryknął w odpowiedzi. – Mnie też nalej. Jak długo chcesz tu zostać?

– Tyle czasu, ile będę musiała, tato. – Amelia sięgnęła po butelkę. – Trzy palce czy cztery?

– Trzy, na początek. Jezu Chryste, wyglądasz jak psu z gardła wyciągnięta. Nie mów, że to najnowsza londyńska moda.

– Masz na myśli moje ubrania? Nie, nie są najmodniejsze, ale też trudno się tego spodziewać po wdowich szatach.

Seth napił się whisky, podszedł do biurka i ciężko opadł na fotel.

– Więc ten człowiek, który się z tobą ożenił, oberwał, tak? Zaginiony w akcji czy zabity?

– Zabity. Widzieli, jak spada i płonie. To się stało nad Francją.

– Mam nadzieję, że nie zostawił cię bez grosza. W dniu, w którym za niego wyszłaś, skończyła się moja odpowiedzialność. Jess zapisała ci okrągłą sumkę. O ile oczywiście uda ci się położyć na niej rękę.

– Nie przyjechałam po to, co mama mi zostawiła, i ty dobrze o tym wiesz, tato. Pierwszy lepszy prawnik mógłby załatwić, żebym dostała, co mi się należy.

– Tylko Bóg może załatwić, że dostaniesz, co ci się należy, Amelio. Nie powiem, że cieszę się, że wróciłaś, bo to nieprawda, a nie jestem hipokrytą. Już mnie rozbolał żołądek. Co zrobiłaś z tym twoim pasierbem? Mam nadzieję, że zostawiłaś go tam, gdzie jego miejsce?

– Rand jest na górze, śpi. O właśnie, przypomniałeś mi, że miałam do niego zajrzeć. Biedaczek, ledwo żyje – ostatnie zdanie skierowała do Billie, która przysłuchiwała się ich rozmowie z rosnącym zdumieniem.

– Amelio! – zawołał Seth, gdy była już w drzwiach. – Właściwie to dobrze, że twój mąż zginął! Oszczędził ci wstydu zostania porzuconą żoną!

Przez chwilę wydawało się, że tego ciosu Amelia nie zniesie, jednak oparła się o framugę drzwi i zebrała resztki sił.

– No tak, ty doskonale o tym wiesz, tato. Wszak mama zrobiła ci tę samą przysługę.

Wyszła. Billie nie mogła otrząsnąć się ze zdumienia. W końcu spojrzała na Setha. Popijał spokojnie drinka, uśmiechał się szeroko.

– Na co się gapisz, dziewczyno? Co, przeżyłaś szok, widząc rodzinną scenkę? Niepotrzebnie. Wiedziałaś, że między mną a Amelią nie ma miejsca na uczucia. Teraz, po śmierci Jess, nie musimy niczego udawać. Nie musimy się nawet silić na uprzejmość, co robiliśmy ze względu na nią.

I jeszcze coś, dziewczyno. Ciągle się zastanawiam, o czym myślał facet Amelii, kiedy dał się zestrzelić! O kłopotach w domu? Odpowiedzialności? Złych nowinach? Ostrzegam cię, jeśli coś złego spotka mojego chłopaka, dlatego że zawiadomiłaś go o śmierci Jessiki, pożałujesz, że się w ogóle urodziłaś. To, co widziałaś, będzie niewinną rodzinną sielanką w porównaniu z tym, co ciebie czeka. Rozumiesz? Nie lubię, gdy mi się krzyżuje plany. Nieważne, kto to robi. A ty, dziewczyno, będziesz nikim, jeśli Mossa spotka coś złego.

Rozdział szesnasty

W ślad za Sethem, Agnes praktycznie ignorowała Amelię. Jednak Billie zauważyła, że imponował jej arystokratyczny tytuł Nelsonów.

– Czy fakt, że twój mąż był lordem, oznacza, że nosisz tytuł „lady”?

– Proszę zapytać mojego ojca, pani Ames; powie pani, że nic na świecie nie zrobiłoby ze mnie damy.

Agnes udała, że nie słyszy, do tego stopnia pochłonęło ją obserwowanie Randa. Akurat w tej chwili chłopiec upuścił widelec i porcja zielonego groszku wylądowała mu na kolanach.

– Doprawdy, Amelio, czy dziecko musi jadać z nami? Jest za mały, nie umie się odpowiednio zachować.

– Kiedy tylko Maggie skończy trzy latka, będzie jadała z całą rodziną – wtrąciła Billie. – Wiesz, mamo, można by pomyśleć, że nigdy nie mieszkałyśmy w Filadelfii i nie jadałyśmy w kuchni każdego dnia z wyjątkiem niedziel. Naprawdę skazałabyś małego Randa na kolacje w towarzystwie tej starej jędzy Jenkins?

– Słuchaj, dziewczyno, chyba nie nauczyłaś się tak mówić od Amelii, co? Mossowi się to nie spodoba, zapewniam cię. Mój chłopak się wścieknie, jak wół w rowie.

Widząc pytające spojrzenie Billie, Amelia wyjaśniła:

– To „kłopoty” po teksasku, moja droga.

Agnes bawiła się perłami. Nie mogła się doczekać dnia, w którym Amelia wróci do Anglii. Seth był ostatnio drażliwy i kapryśny, co gorsza, podejrzewał wszystkich i wszystko. Cały czas musiała bardzo uważać, jak ma traktować jego córkę. Gdyby okazała się zbyt przyjazna, zraziłaby Setha do siebie, z drugiej jednak strony ostentacyjne lekceważenie mogłoby obudzić w nim rodzinną solidarność. Zresztą, to nie koniec jej zmartwień: kiedy Billie oznajmi, że jest w ciąży? Na co czeka? A może chce najpierw powiedzieć Mossowi?

– Billie, moja droga – zwróciła się do córki – czy mogłabyś podać mi numer telefonu do doktora Warda? Powinnam się przebadać

– Jest w książce telefonicznej, obok aparatu, mamo. – Billie grzebała widelcem w talerzu. Instynktownie wyczuła, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała matka.

– Ach, tak, rzeczywiście, ależ ze mnie gapa.

– Źle się czujesz, Aggie? – Seth się zaniepokoił.

– Nie, skąd, po prostu czas na badanie kontrolne. Billie, byłaś może u doktora Warda w ostatnim czasie? Czy nie pora na to? Maggie ma już pół roku, a doktor Ward bardzo się interesuje twoim stanem zdrowia.

– Zwłaszcza odkąd Colemanowie zafundowali mu nowe skrzydło szpitala – przerwał jej Seth.

– Tak, zwłaszcza od tego czasu. No więc, Billie? – Agnes czekała. Obserwowała córkę, wypatrując kłamstwa i modląc się o prawdę.

– Tak, byłam u niego niedawno, wszystko w porządku.

Agnes znowu bawiła się perłami. Billie nie skłamała, ale też i nie powiedziała prawdy.

– Billie, jutro jadę do miasta. Wybierzesz się ze mną? – Amelia zakończyła przedłużającą się ciszę. Agnes przypominała jej głodnego sępa. Zajęła miejsce Jessiki, panoszyła się w Sunbridge jakby to był jej dom, jakby miała do tego prawo.

– Tak, chętnie. Nie ruszałam się stąd od twojego przyjazdu. Pojedziemy po zakupy. Zabierzemy Randa?

– Nie, nie tym razem. Zostanie z panią Jenkins.

Kiedy padło to nazwisko, Rand odłożył widelec i ryknął na całe gardło.

– To reakcja na osobę pani Jenkins – odgadła Billie. – Dobrze mówię, Rand?

– Jędza! – krzyknął chłopczyk i roześmiał się głośno.

– Zostaniesz z panią Jenkins, a ja i ciocia Billie pojedziemy do miasta, dobrze? Grzeczny chłopczyk. Mamusia przywiezie ci coś ładnego.

Rand kiwał główką tak energicznie, aż jasne loki niesfornie opadły na czoło: – I dla Maggie też. Maggie dużo płacze, mamo. Przywieź dla niej prezent. Amelia i Billie parsknęły śmiechem. Agnes tymczasem z dezaprobatą kręciła głową:

– Nie tak się uczy dzieci dobrych manier. Jędza, też coś! To oznaka braku szacunku. Uważaj, Billie, żeby Maggie taka się nie stała.

– Pani Ames, Rand i niania rozumieją się doskonale. On po prostu nazywa rzeczy po imieniu. Nawet tacie by się spodobało! – Amelia pochyliła się, żeby pocałować chłopca w policzek. Na tle jej ciemnych loków jego złote włosy wydawały się jeszcze jaśniejsze. – No, Rand, kończ mleko. Zaraz pójdziemy we trójkę: ty, ja i ciocia Billie na naradę, co będziemy robić jutro i jakie prezenty dostaniecie, ty i Maggie.

W pokoju Billie Amelia ułożyła się wygodnie na szezlongu i popijała kawę, którą przyniosła ze sobą. Rand bawił się z Maggie w pokoju dziecinnym.

– Naprawdę chcę jutro jechać do Austin, Billie. Pojedziesz ze mną?

– Bardzo chętnie. Na pewno prezentują już nowe jesienne kolekcje, no i chciałam kupić trochę wełnianych tkanin. Od dawna nie szyłam na maszynie i ostatnio zauważyłam, że mi tego bardzo brakuje. Jessica zawsze mówiła, że mogę jej używać, kiedy tylko zechcę.

– Ja nie jadę po zakupy, Billie – przerwała jej Amelia z naciskiem. Cały czas patrzyła jej w oczy. – Skontaktowałam się ze starymi znajomymi. Wszystko załatwili. Usunę ciążę. Carlos zawiezie nas do Austin, z centrum weźmiemy taksówkę. Podjęłam ostateczną decyzję. To jedyne wyjście, dla mnie i dla Randa.

– Amelio, na pewno jest jakieś rozwiązanie…

– Nie, Billie, nie ma! Dostałam dzisiaj telegram z Nowego Jorku, od adwokata, którego wynajęli bracia Geoffa. Odgrażają się, że podejmą kroki prawne, bo wywiozłam Randa z Anglii.

– Ale przecież to twój syn! Masz prawo zabierać go, dokądkolwiek zechcesz!

– Jest moim synem, bo kocham go jak syna, ale Geoff zginął, zanim dopełniliśmy wszystkich formalności adopcyjnych. Czeka mnie walka. Skontaktowałam się już z moim prawnikiem w Londynie. Radził mi zostać w Sunbridge, a w każdym razie w Teksasie, tak długo jak to możliwe. Trwające w Europie wojna i trudności komunikacyjne dadzą mi możność przesunięcia terminów rozpraw sądowych. Nie mogę Randa utracić, Billie, po prostu nie mogę! Bardzo go kocham. Ilekroć na niego patrzę, widzę Geoffa, któremu obiecałam, przysięgłam na Boga, że zaopiekuję się Randem. Nie mogę ich obu zawieść. – Zamyśliła się na chwilę. – Mimo bogactw i tytułów szlacheckich Geoff nie miał szczęśliwego dzieciństwa. – Roześmiała się z goryczą. – Powtarzał, że ja tylko mogę zapewnić Randowi normalny dom bez stresów. Ja! Amelia-która-wszystko-knoci, Coleman Nelson ma stać się zbawieniem dla małego chłopca! Billie, zrobię wszystko, byle dotrzymać obietnicy, którą złożyłam Geoffowi. Pomóż mi.

Miękkie światło lampy wydobywało z półmroku część twarzy Amelii, reszta znikła w cieniu. Ciemne włosy Amelia upięła w skromny kok na karku. Ta fryzura nadawała jej pewną surowość, która sprawiała, że jej prośba brzmiała bardziej przejmująco, rozpaczliwie. Billie nie chciała jej pomóc. Było to sprzeczne z jej wiarą i przekonaniami, a mimo to, wbrew sobie, szukała jakichś dróg wyjścia.