W domu skierowała się najpierw do pokoiku Lily. Wzięła małą na ręce, pocałowała ją w oba pulchne policzki, ale nie poczuła się odprężona. Czekała na coś. A może raczej na kogoś? Między szóstą a siódmą snuła się z kąta w kąt, aż wreszcie usłyszała samochód Rica na podjeździe. Wybiegła przywitać męża i potem już oboje powędrowali do łazienki, gdzie Jessica czekała z kąpielą dziecka. Catherine przyglądała się, jak Rico z Lily dokazują i jak jedwabny krawat męża bezpowrotnie traci formę, zmoczony wodą. 0, teraz przydaliby się tutaj jacyś fotografowie, pomyślała, przysiadając na skraju wanny.

– Poproszę o ręczniki – powiedział Rico.

Wytarli małą foczkę i zaczęli odziewać ją w śpioszki.

– Kaszka jest już podgrzana – oznajmiła Jessica, wkładając głowę do łazienki.

– To świetnie – Catherine poszła za niańką, dziwiąc się, że jest dziś taka elegancka, z makijażem na twarzy i w sukience, a nie jak zwykle w spodniach. – Ładnie wyglądasz – pochwaliła Jessicę.

– Dziękuję – odpowiedziała, rumieniąc się. – Przebrałam się, bo pan Mancini dał mi dziś wychodne.

Ach tak – Catherine przymusiła się do uśmiechu. Więc to takie plany ma jej mąż. Nie chce, by ktokolwiek im przeszkadzał. Ale właściwie, w czym przeszkadzał? Ściany są tutaj grube, drzwi szczelne. Po co odprawiać niańkę, która właśnie mogłaby być przydatna, czuwając nad dzieckiem, gdy oni będą zajęci sobą?

Zasiadła w pokoiku dziecka z Lily, podając dziewczynce butelkę. Myśli pędziły jej przez głowę. Intuicja podpowiadała jej, że jeszcze nie wszystko jest w porządku między nią a Rikiem. Tyle rzeczy pozostało niedopowiedzianych.

Po chwili pojawił się Rico.

– Widzę, że dzidziuś kończy już kolację – powiedział. – To dobrze. Pora, żebyśmy i my coś zjedli, prawda? Coś ty taka spięta – Przyjrzał się baczniej Catherine – Stało się coś?

– Nie, nic – Podniosła się, zanosząc Lily do łóżeczka – Zmęczona jestem. Chętnie wzięłabym kąpiel przed kolacją.

– A może potem – Rico też wstał. – Wolałbym nie czekać, jestem już strasznie głodny.

– Jak wilk?

Uśmiechnął się.

– Może jak wilk. Dałem dziś całemu personelowi wolne – dodał.

– Całemu personelowi? Po co?

Wzruszył ramionami.

– Czy ja wiem? Chciałem ci zrobić przyjemność.

– Mnie? W jaki sposób?

– No – zawahał się. – Narzekałaś kiedyś na nad miar obsługi w tym domu, więc dzisiaj jest okazja… Zostaliśmy tylko ty i ja. Chodź, idziemy jeść.

Poprowadził ją, ale nie do jadalni, a do wspólnej sypialni.

Zdziwiona, przystanęła w progu.

– Tutaj? Tu będzie kolacja?

– Zapraszam – Wykonał zachęcający gest. – Tutaj.

Weszła i zobaczyła mały stolik, na którym czekało spore pudło z pizzą oraz coca-cola.

Nie mogła się nie uśmiechnąć.

– Pizza i coca-cola? Widzę, że jesteś w nastroju do żartów.

– Coś takiego ci się przecież marzyło, o ile pamiętam. Zwykły wieczór nauczycielki, której nikt nie nadskakuje, nikt nie obsługuje, a ona sama nie bierze się do gotowania, bo jest zbyt zmęczona. Dzwoni, więc po pizzę. No i ja dziś właśnie, w twoim imieniu, zadzwoniłem.

Zdumiona kręciła głową.

– Zapraszam – powtórzył Rico. – Jedzmy, bo nam wystygnie.

Zasiedli, pochłaniając kawałek po kawałku ciasto z warzywami, szynką, serem i keczupem.

– Rzeczywiście nie lubię być obsługiwana – odezwała się Catherine, popijając pizzę coca-colą – bo na przykład wydaje mi się, że personel podsłuchuje mnie przy stole, kiedy rozmawiam. I czuję się skrępowana.

– Nie podsłuchuje – zapewnił Rico. – Oni zawsze są dyskretni, a zresztą prawdopodobnie wydajemy im się bardzo nudni.

Nie przekonał jej. Być może ona jest nudna, z ewentualnego punktu widzenia obsługi, ale Rico? Niemożliwe, żeby nie elektryzował również i służby. W tym mężczyźnie wyczuwała magnetyzm, który, jak sądziła, narzuca się wszystkim.

Skończyli skromną kolację.

– To teraz idę wziąć prysznic. – Podniosła się.

Poszedł za nią.

– Wydajesz mi się smutna – powiedział. – Czy coś się stało? Chciałem ci dzisiaj zrobić przyjemność, a nie zasmucać cię.

Zatrzymała się i nagle poczuła, że ma pod powieka mi łzy. Tak, między nią i Rikiem nadal było coś nie w porządku. I Catherine nawet wiedziała, co. Otóż to, że mąż jej nie kochał.

– Nie czujesz się tu jak u siebie – Rico oparł się ramieniem o drzwi – Nie przywykłaś jeszcze? Czujesz się uwięziona?

– Dlaczego uwięziona – Spróbowała się uśmiechnąć – Tu jest zbyt luksusowo, by porównywać to do więzienia.

– Jesteś pewna?

Nie, niczego nie była pewna, nagle dotarło do niej, że tak naprawdę chciała zamieszkać z Rikiem nie dla Lily, a nawet nie z powodu ich wspólnego dziecka. Została jego żoną dla niego samego, z miłości do niego. Z miłości niestety nieodwzajemnionej.

– Cathy, źle ci ze mną – Podszedł do niej bliżej.

Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wziął ją w ramiona i pocałował w usta.

0, tak jest najlepiej, przemknęło jej przez myśl. Za chwilę będą się kochać, a wtedy pytanie, czy mąż ją „kocha” przestanie być tak naglące.

Na pierwsze jego skinienie rozebrała się. Rico zachłysnął się, gdy naga przywarła do jego ciała. Chyba naprawdę mu się podobała. A gdy wzięła do ręki jego twardą, okazałą męskość, jęknął. Pogrążyła w sobie to cudo. Przez moment była władczynią jego namiętności i to ją uskrzydlało.

Rico był ostrożny, świadomy, że Catherine jest przecież w odmiennym stanie. Nie położył się na niej, lecz posadził ją na sobie. Pieścił jej piersi, kołysał się wraz z nią i wkrótce doprowadził ją do rozkoszy. Sam dogonił ją w trzech ruchach.

Leżeli potem odprężeni w swoim wielkim łożu małżeńskim i słuchali cichej muzyki, którą Rico nastawił. Kiedy uspokoiły się ich serca i oddechy, Rico uniósł się i zajrzał Catherine w oczy – Powiedz, źle ci ze mną? Ale szczerze.

Przymknęła powieki.

– Dobrze mi, Rico, bardzo dobrze. Chociaż nie do końca wiem, co tutaj robię.

– Jak to nie wiesz – Opadł na poduszkę obok niej.

– Jesteśmy rodziną, Cathy. Mieszkamy pod wspólnym dachem.

Prawdopodobnie chciał być dla niej miły, ale przecież nie na takie słowa czekała. Nic, więc nie odpowiedziała. Leżała cicho, wpatrując się w zapadającą za oknem noc. A kiedy Rico zasnął, odwróciła się do niego tyłem i wreszcie pozwoliła popłynąć długo tłumionym łzom. Płakała i czekała na nowy dzień. Każdy nowy dzień przynosi nadzieję. Leżała, więc, płakała i czekała. Na nowy dzień.

ROZDZIAL TRZYNASTY

– Telefon do ciebie.

Podał jej słuchawkę, którą przyłożyła do ucha nie zbyt jeszcze przytomna, na wpół pogrążona we śnie. Zmusiła się do otwarcia oczu i wtedy ujrzała porozrzucane na podłodze różne części ubrania i pobojowisko po kolacji na stoliku.

– To był Regan – wyjaśniła Ricowi, skończywszy mój szef.

Skinął głową.

– Wiem, przedstawił mi się i co, pewnie chce cię mieć na jakieś zastępstwo, tak? A miałaś niby pracować tylko na pół etatu.

Przetarła oczy i ziewnęła.

– Ależ ja pracuję na pół etatu. Ta dzisiejsza historia to wyjątek. Zachorowała jedna koleżanka. Nie mogłam odmówić.

Rico uśmiechnął się z powątpiewaniem i ni nie odrzekł.

Catherine wzruszyła ramionami i zaczęła się pod nosić. Okręciła się prześcieradłem i ruszyła do łazienki. Cóż, wolałaby sobie jeszcze poleżeć, może nawet po kochać się z mężem na dzień dobry, ale przecież niepoważnie byłoby odmówić Marcusowi, gdy znalazł się w trudnej sytuacji.

– Wyglądasz na wyczerpaną – powiedział Rico, zbierając swoje rzeczy z podłogi. – Nie wiem, jak sobie dasz dziś radę.

– Jakoś dam. – Przekroczyła próg łazienki. Ledwie zdążyła odkręcić prysznic, pojawił się Rico. Widziała go przez matową osłonę, jak się goli, potem czesze i zakłada czystą koszulę.

Wyszedłszy z kabinki, owinęła się grubym ręcznikiem i stanęła przed drugim lustrem, susząc włosy.

– Nie jest ze mną tak źle – Spojrzała na odbicie męża – Jestem dopiero w szóstym tygodniu ciąży, nie w szóstym miesiącu. Czuję się świetnie.

– Ale mnie wcale nie O ciebie idzie – Rico sięgnął po krawat i skupił się na jego wiązaniu. Ani przez moment na nią nie popatrzył.

Catherine zamarła. Poczuła się, jakby jej wymierzono policzek. Nie o nią mu idzie? Ach tak, jest dla niego tylko nosicielką jego płodu, niczym więcej. Poczuła się obcesowo odesłana do szeregu. Jej nadzieja na miłość Rica nie ma sensu. Intymność, którą dzielili ze sobą w nocy, znów okazała się złudzeniem.

Wyłączyła suszarkę.

Wtedy usłyszala, jak ją zawiadamia:

– To ja już idę, cześć.

Musnął wargami jej policzek i wyszedł z łazienki. Widziała, jak w pokoju zakłada marynarkę i sięga po swoją dyplomatkę z dokumentami.

Spojrzała na zegarek i wzruszyła ramionami.

Cóż, nie miała dzisiaj czasu na roztkliwianie się nad sobą.

Ledwie zdążyła wypić coś gorącego, już musiała wsiadać do swego małego auta i przebijać się przez korki w drodze do szkoły.

W szkole jakimś cudem zdołała zapanować nad nieznaną sobie klasą. Odpytała kogo należy i postawiła stopnie.

Działała niczym w transie, nie była sobą.

Nie dopuszczała do siebie tej myśli, że cale jej życie będzie prawdopodobnie wyglądało tak jak teraz: będzie żoną obcego mężczyzny, człowieka, który zawsze będzie ją traktował jak personel.

O tak, Rico umiał sobie radzić z personelem. Jedna z kobiet obsługi urodzi mu za jakiś czas dziecko. Dla czego nie?

I to właśnie ona jest tą kobietą.

Na długiej przerwie wyszła do toalety i stanęła przed lustrem, oparłszy się o nie czołem. Było jej trochę niedobrze. Chciało jej się płakać, ale nie mogła sobie na to pozwolić.

Weszła do kabiny, bo coś zaczęło się dziać w jej brzuchu. Nie była pewna, lecz nagle jej się wydało, że nie jest już w ciąży.

Czy to możliwe? Co się z nią dzieje?

Co tu jest prawdą, a gdzie zaczyna się złudzenie?