– To bardzo pięknie z twojej strony – pochwaliła Lizzie.
– Ale dziecko musiałoby być wyjątkowo ładne i grzeczne – dodał Harry z przekornym uśmiechem.
– Emily marzy o szóstce dzieci – wtrąciła May. Harry omal nie wypuścił igły z rąk.
– Skąd wiesz? – zapytał.
– Od niej. Przepraszam, może nie powinnam tego powtarzać. Byłoby lepiej, gdybyś dowiedział się o tym od swojej narzeczonej.
Lizzie uznała, że należy zmienić temat. Harry był wyraźnie spięty i wyczerpany.
– Wszystko wskazuje na to, że Phoebe będzie miała sześcioro dzieci. Jedno dostanie zwycięzca konkursu, ale piątkę mogę podarować Harry’emu i Emily. Do kompletu zabraknie im tylko jednego maleństwa.
Żart nie był najlepszy, ale miała nadzieję, że Harry się uśmiechnie. On jednak jeszcze bardziej się zachmurzył.
– Opatrunek! – rzucił ostro do May, która podała mu co trzeba, rzucając Lizzie porozumiewawcze spojrzenie.
Chyba posunęły się za daleko.
Operacja dobiegła końca. Po wybudzeniu chłopca z narkozy i zapewnieniu rodziców, że dziecku nic już nie grozi, Harry pokuśtykał do służbowego mieszkania. Lizzie szła za nim z zatroskaną miną.
– Pomogę ci położyć się do łóżka – zaproponowała.
– Nie trzeba.
– Jestem w końcu twoim lekarzem. Nie mogę pozwolić, żebyś poszedł spać w ubraniu.
– Skąd wiesz, że tak bym zrobił?
– Masz to wypisane na twarzy. Usiądź na łóżku, a ja pomogę ci się rozebrać.
Harry widział, że jego opór nie ma sensu. W końcu oboje są lekarzami. Zastrzegł sobie tylko, że zostanie w kalesonach. Wreszcie, kiedy z westchnieniem zadowolenia wyciągnął się na łóżku, Lizzie pochyliła się nad jego nogą.
– Boli? – spytała.
– Jak cholera.
– To nie było mądre.
– Nie miałem wyboru.
To prawda. Chłopcu groziło poważne niebezpieczeństwo.
– Pozwolisz wymasować sobie nogę?
– Nie trzeba.
– Nie bądź niemądry. Nie po to dokonywałam cudów na środku drogi w strugach deszczu, żeby pozwolić ci teraz umrzeć z powodu zakrzepu. Proszę o odrobinę rozsądku. Obiecuję, że prawie nie poczujesz.
– Kłamczucha.
– No to bądź dzielny, a ja w nagrodę przyniosę ci cukierka z oddziału dziecięcego – odparła z wesołym uśmiechem, po czym zabrała się do odwijania bandaży z opuchniętej nogi.
– Oj!
– Miałeś być dzielny. – Przysunęła sobie krzesło i jeszcze raz dokładnie obejrzała nogę. – Wkrótce wydobrzejesz – oznajmiła. – Blizna świetnie się goi.
– Dziękuję za pocieszenie. – Leżał na plecach z rękami podłożonymi pod głowę i patrzył w sufit.
– Powiedz, gdyby mocno zabolało.
– Nie boję się.
Jednakże nie sprawiła mu bólu. W końcu nie na darmo chodziła przez trzy lata na kursy fizjoterapii. Delikatnymi, wprawnymi ruchami masowała spuchniętą nogę, nie dotykając ledwo zabliźnionej rany. Pracowała długo, stosując różne techniki mające pobudzić krążenie krwi w uszkodzonych naczyniach i złagodzić podrażnienia.
Robiła to w milczeniu, a i on nie zdradzał ochoty do rozmowy. Leżał zatopiony w myślach. Jego umęczona twarz stopniowo się wygładzała i nabierała kolorów. Wysiłki Lizzie nie były daremne. Poczuła niewymowne zadowolenie.
Może powinna była zostać masażystką, a nie lekarzem, skoro potrafi usunąć ból. Zetrzeć cierpienie z jego twarzy…
– Pracujesz na oddziale nagłych wypadków? – Nieoczekiwane pytanie wyrwało ją z zamyślenia.
– Ja? Tak.
– Od dziewiątej do piątej?
– To zależy, od ósmej do czwartej, od czwartej do północy, albo od północy do ósmej. Dlaczego pytasz?
– Ale po dyżurze idziesz do domu.
– Czasami nawet na moim oddziale trzeba się kimś zająć po godzinach, ale na szczęście rzadko.
– Nie lubisz się zbytnio angażować?
– Wolę nie, jeśli nie muszę.
Przyglądał jej się badawczo. Widocznie poczuł się na tyle odprężony, by pomyśleć o niej. Nie była pewna, czy to ją cieszy.
– Dlaczego wolisz się nie angażować?
Lizzie westchnęła. Mogła mu powiedzieć, żeby pilnował swojego nosa, ale… Czemu nie? Nic się nie stanie.
– Po dyplomie pracowałam przez pewien czas jako lekarz rodzinny. – Nie chcąc patrzeć mu w oczy, znowu pochyliła się nad jego nogą. – Jedna z moich pacjentek, dziewczyna mniej więcej w wieku Lillian, cierpiała na depresję. Jak to bywa ze świeżo upieczonymi lekarzami, uważałam, że zjadłam wszystkie rozumy. O środkach antydepresyjnych przeczytałam, co tylko było do przeczytania. Poddawałam Patti i jej rodziców terapii rodzinnej zgodnie z wyuczonymi na studiach regułami. Postępowałam cały czas według zasad sztuki. – Lizzie przygryzła wargi. Wspomnienie nadal bolało.
– I? – Z jego tonu poznała, że domyślił się prawdy.
– Nietrudno zgadnąć. Patti robiła, co mogła, żebym była z niej zadowolona. Mówiła, że czuje się coraz lepiej. A któregoś dnia połknęła wszystkie lekarstwa, jakie były w domu. Nie zdołano jej odratować.
– To musiało być trudne.
– Okropne. Przekonałam się, że nie jestem taka mądra, jak mi się wydawało. Dlatego teraz pracuję na pierwszej linii, łatam pacjentów, a resztę zostawiam specjalistom.
– Myślisz, że gdyby nie ty, Patti nadal by żyła?
– Gdyby była pod opieką fachowego psychiatry…
– Gdyby do niego poszła. – Harry podniósł głowę znad poduszki. – Lillian powiedziała, że nie chce jechać do psychiatry, a rodzice ją poparli. Czy uważasz, że nie powinienem jej leczyć?
– Oczywiście, że nie, ale to inna…
– Mam w Birrini wielu pacjentów, którzy potrzebują lekarzy specjalistów – podjął Harry – ale jednym nie chce się jechać do dużego miasta, a inni nie ufają obcym doktorom. Wolą przychodzić do mnie. Owszem, czasami udaje mi się kogoś wyleczyć. Ale nie dalej jak trzy tygodnie temu zmarł starszy mężczyzna, którego nie zdołałem namówić na wyjazd do Melbourne na wszczepienie bypassów. Czy mam z tego powodu przestać robić to, co robię?
– Uważasz mnie za tchórza?
– Wiem, że jesteś odważna.
Zapadło długie milczenie. A w miarę jak trwało, nabierało znaczenia. Nawiązywało się między nimi jakieś istotne porozumienie.
– Więc masz w Queenslandzie sensowną pracę? -. odezwał się wreszcie Harry.
– Tak.
– I sensownego chłopaka?
Lizzie poczuła, że się czerwieni.
– Mam.
– To przed nim uciekłaś do Birrini?
– Przed nikim nie uciekałam.
– Ja wyczuwam uciekiniera na kilometr.
– Sam uciekałeś, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam.
– Aleś mnie zatrzymała. – Umilkł. – Może teraz ja zdołam zatrzymać ciebie – dodał cicho.
– O co ci właściwie chodzi? – spytała niepotrzebnie ostrym tonem. Nieco drżącymi rękami pozbierała bandaże i zaczęła na nowo opatrywać mu nogę.
– Potrzebuję dobrego wspólnika.
– Ja mieszkam w Queenslandzie – odparła krótko.
– Ale nie chcesz tam wracać.
– Oczywiście, że chcę. – Umocowawszy koniec bandaża, wstała z krzesła. Ta rozmowa staje się zbyt osobista. A może zbyt niepokojąca?
Musi jednak zadać mu jedno pytanie.
– Możesz mi zdradzić, jak doszło do tego, że osiadłeś w Birrini? – Chciała się koniecznie dowiedzieć, dlaczego ze swoimi umiejętnościami zaszył się na takim odludziu.
– Kocham to miejsce.
– Dlaczego?
– Bo tutaj się urodziłem i spędziłem większą część życia. Mój ojciec był rybakiem.
Ze zrozumieniem skinęła głową. Syn rybaka.
– Ale skoro chciałeś tu wrócić, to po co zostałeś chirurgiem? Sensowniej byłoby wybrać specjalizację lekarza rodzinnego.
– Nie zamierzałem tutaj wracać.
– Nie?
Powinna pozwolić mu zasnąć, ale patrząc na jego uspokojoną twarz widoczną w wąskim kręgu nocnej lampy, pomyślała, że nie może stracić okazji dowiedzenia się czegoś więcej o tym fascynującym człowieku. Następna może się nie zdarzyć.
– Od dzieciństwa chciałem wyrwać się w świat – odparł sennym, rozmarzonym głosem. – Birrini wydawało mi się zapadłą dziurą. Miałem pretensję do rodziców, że są tu szczęśliwi. Obiecałem sobie, że po studiach nie wrócę do Birrini.
– Więc dlaczego…? – szepnęła, wstrzymując oddech. Wiedziała, że nie powinna drążyć jego osobistych spraw, ale nie mogła się powstrzymać.
– Robiłem karierę w wielkim mieście. Czułem się panem świata. Co kilka miesięcy przyjeżdżałem do Birrini. Z wizytą. Żeby się pochwalić, pokazać, co osiągnąłem.
Harry umilkł. Wydawało się, że zasnął. Kiedy jednak wstała, chcąc odejść, przytrzymał ją za rękę.
– Zaręczyłem się. To było jeszcze przed Emily. Miała na imię Melanie.
– Słyszałam. Lillian mówiła mi, że zginęła w wypadku.
– Tak. Przyjechaliśmy tu na weekend. – Harry mówił z trudem, jakby borykał się z nieznośnym wspomnieniem. – Melanie nie mogła się nacieszyć swoim nowym sportowym wozem. Mieliśmy mnóstwo pieniędzy. Melanie też była chirurgiem, a przy tym bystrą, ambitną i bardzo piękną kobietą. Wydawało mi się, że jestem w niej zakochany.
– Wydawało ci się? Wzruszył ramionami.
– Co ja wiedziałem o miłości? Oboje byliśmy głupi. No i mój dobry kochany ojciec poprosił Melanie, żeby zabrała go na przejażdżkę. Była taka dumna ze swojego wspaniałego auta. Pojechali drogą wzdłuż wybrzeża. Widziałaś, jakie tam są zakręty. Chciała mu zaimponować, pokazać wiejskiemu poczciwinie, jak się żyje w wielkim świecie. Po przejechaniu kilometra wylecieli na zakręcie z drogi i stoczyli się na nabrzeżne skały.
– Och, Harry!
– Melanie zginęła na miejscu – podjął Harry. – Ojciec doznał ciężkich obrażeń wewnętrznych. Gdybym miał do pomocy drugiego lekarza, to może… Ale byłem sam. Nie miałem potrzebnej aparatury. Zmarł w drodze do Melbourne.
Harry nadal trzymał ją za rękę. Lizzie usiadła na krześle, z którego podniosła się chwilę temu, i położyła drugą rękę na jego dłoni.
– Więc postanowiłeś wówczas zachować się rozumnie – rzekła.
– Tak. Miałem jeszcze matkę, której nie mogłem zostawić samej. Wróciłem do Birrini i zgłosiłem chęć uruchomienia starego szpitala, który z braku lekarza nie funkcjonował od lat. Zabrałem się do roboty.
"Ostry zakręt" отзывы
Отзывы читателей о книге "Ostry zakręt". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Ostry zakręt" друзьям в соцсетях.