– Wiem.
– Więc o co chodzi?
– Złości mnie to wszystko. I nie mam zamiaru korzystać z twojej fizjoterapii.
– No cóż, odrobina irytacji nikomu jeszcze nie zaszkodziła – oświadczyła, zbierając ze stołu papiery.
– A jeśli nie zgodzisz się na fizjoterapię, zamknę na klucz wszystkie kule, jakie znajdują się w szpitalu. Wybieraj!
– Nie muszę…
– Owszem, musisz. Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko.
– Ja zachowuje się jak dziecko?
– To u mężczyzn normalne. Taką już mają naturę. No to decyduj się: albo zgadzasz się na fizjoterapię, albo dzwonię do May, żeby natychmiast usunęła ze szpitala kule.
– Nie odważysz się.
– Przekonaj się.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Lizzie najprawdopodobniej padłaby martwa na ziemię. Harry chwilę posapał, a potem zaczął się powoli uspokajać i odzyskiwać rozsądek. W końcu rozłożył ręce.
– Niech ci będzie.
– Mądra decyzja – pochwaliła Lizzie. Podeszła i skierowała wózek ku drzwiom. – Wymagam posłuszeństwa. Teraz pani doktor zawiezie pacjenta na krótki spacer po szpitalu, a potem wróci do innych zajęć.
– Chcesz oberwać?
– Nieznośny chłopczyk. Bardzo nieznośny – zakpiła. – Oczywiście, że nie chcę. Widzę, że brakuje ci twojej Emily.
Harry otworzył usta, ale nie był w stanie dobyć głosu.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Pamiętaj, że prawdziwy lekarz nie użala się nad sobą.
Pamiętaj, że dobry lekarz nie powinien okazywać słabości.
Nie myśl wciąż o Lizzie i nie pędź wózkiem na łeb na szyję, jak tylko usłyszysz jej głos.
A teraz siedź spokojnie i słuchaj, o czym rozmawia z Lillian!
– Jak się między wami układa?
Lizzie siedziała przy łóżku Lillian, a ta jadła, a raczej udawała, że je kolację. O jedzenie trzeba było z nią toczyć nieustanną walkę. Dziewczynka powinna być pod opieką w specjalistycznym ośrodku pomocy psychiatrycznej, a nie tutaj.
– Moja córka nie jest wariatką – oświadczył ojciec dziewczynki, pan Richard Mark, kiedy parę dni temu Lizzie poruszyła z nim tę sprawę.
– Nie mówię o szpitalu dla psychicznie chorych, tylko o ośrodku dla dzieci z problemami psychicznymi. Lillian ma poważną niedowagę. Jej zdrowie, a nawet życie, jest poważnie zagrożone.
– Żona potrafi dopilnować, żeby jadła ile trzeba.
– Ale doktor McKay właśnie dlatego umieścił ją w szpitalu – zaoponowała Lizzie. Łatwo się domyślić, że Lillian je w domu pod przymusem, a zaraz po posiłku wywołuje wymioty. – Jeżeli schudnie jeszcze bardziej, jej nerki przestaną pracować, a to może się skończyć nawet śmiercią.
Dramatyczna rozmowa z ojcem przyniosła jedynie ten skutek, że pan Mark nie zabrał córki ze szpitala, ale o wysłaniu jej do specjalistycznego ośrodka nie chciał słyszeć.
Na szczęście pielęgniarki nie miały w tej chwili nadmiaru pracy i można było zapewnić Lillian stałą opiekę nie tylko podczas posiłków, ale i przez następne pół godziny, na wypadek, gdyby próbowała zwrócić jedzenie.
Pewnego razu, kiedy personel pomocniczy był zajęty innymi chorymi, Lizzie zgłosiła się do asystowania Lillian przy jedzeniu i, ku swemu zdziwieniu, polubiła to zajęcie. Nawiązywała z chorą nastolatką coraz lepszy kontakt, a na bladych policzkach Lillian zakwitły nieśmiałe rumieńce.
Lizzie cieszyła się z oznak poprawy, wiedziała jednak, że na razie nie wolno sprawdzać, ile dziewczynka waży. Musi wpierw sama uznać, że teraz wygląda lepiej, bo w przeciwnym razie wpadłaby w panikę na myśl o przybraniu na wadze.
– Miałam na myśli ciebie i Harry’ego – dodała Lillian, nabierając na widelec samotne ziarnko groszku.
– Trzy groszki. – Lizzie odebrała jej widelec i nabrawszy nań kilka ziaren, oddała dziewczynce, mówiąc: – Proszę to zjeść!
– Ale…
– Do buzi!
Po krótkim wahaniu Lillian w końcu przełknęła podaną porcję.
– Brawo. – Lizzie powtórzyła operację z widelcem. – Jeszcze trochę, a zaokrąglisz się jak ja. Chyba nie uważasz, że jestem za gruba?
– Ty?
– Tak, ja.
Lillian zmierzyła ją wzrokiem.
– Fajnie ci w tych dżinsach – orzekła.
– Też mi się tak wydawało. – Lizzie odwróciła się na łóżku, zaglądając do lustra. – Ta koszulka jest co prawda trochę ciasna, ale gdybym schudła, piersi zaraz by mi obwisły. Nie ma nic gorszego, jak obwisłe piersi.
– Naprawdę?
– Naprawdę. A teraz jedz. – Kiedy Lillian przełknęła następny kęs, Lizzie dodała: – Wkrótce i twoje piersiątka ładnie się zaokrąglą.
– Nie podobają ci się? – zaniepokoiła się Lillian.
– Na razie masz guziczki zamiast piersi. Prawdziwa kobieta powinna mieć okrągłe kształty. Jak moje.
– Myślisz, że podobają się Harry’emu?
– Na pewno.
– I razem mieszkacie.
– A teraz zjedz parówkę – mruknęła Lizzie.
– Całą.
– Kiedy nie mam ochoty.
– Owszem, masz. Chyba chcesz mieć ładne piersi, prawda? Trzeba postępować rozumnie, jeśli chce się rozmawiać o dorosłych sprawach.
– To znaczy, o jakich? – zaciekawiła się Lillian.
– Zdaje się, że pytałaś o doktora McKaya?
– No właśnie – ożywiła się Lillian. – Nie uważasz, że jest super?
– Odpowiem ci, jak zjesz parówkę.
Lillian, o dziwo, posłuchała. Po raz pierwszy od tygodnia jej talerz prawie opustoszał.
– Jest super, absolutnie się z tobą zgadzam – powiedziała Lizzie. – Gdyby nie był chory, a do tego zaręczony, nie zgodziłabym się z nim mieszkać.
– Trochę go szkoda dla Emily – zauważyła Lillian. – Mimo że jest stary.
– Fakt, ma co najmniej trzydzieści dwa albo trzy lata. Istne próchno.
Lillian zaśmiała się i z własnej inicjatywy nabrała na widelec trochę groszku.
– Dobrze się trzyma, jak na swój wiek – dodała wesoło. – A Emily jest taka nudna. Pracowali razem od wieków, a odkąd narzeczona Harry’ego zginęła w wypadku…
– Jego narzeczona zginęła w wypadku?
– Dawno, miałam wtedy dziesięć lat. Mama mówi, że Emily od tamtej pory zagięła na niego parol. Robiła, co mogła, żeby go omotać, aż w końcu się udało. Ale doktor sam chyba nie wie, jak doszło do zaręczyn, i dopiero przed ślubem obleciał go strach.
– Przestraszył się?
– Tak mówią. I że dlatego wpadł pod samochód.
– Nie sądzę, żeby usiłował popełnić samobójstwo – odparła Lizzie, zdając sobie sprawę, że powinna przerwać tę rozmowę. Zaczęła mówić o Harrym tylko po to, by zachęcić Lillian do jedzenia.
– Pewnie, że nie. To by było za głupie – zawyrokowała dziewczynka. – A poza tym, kto by go zastąpił? Wszyscy uważają, że jest niezastąpiony. Gdyby się zabił, ludzie straciliby jedynego lekarza.
– To prawda.
– Mama twierdzi, że Emily i jej matka od roku nie mówią o niczym innym poza ślubem i weselem. Emily zaprosiła sześć druhen i dwie dziewczynki do niesienia trenu. Zapowiadał się fajny cyrk.
– Pewnie jeszcze go obejrzycie.
– Jeżeli Harry się nie wycofa.
– Dlaczego sądzisz, że mógłby to zrobić?
– Bo mieszka z tobą.
– O!
Dosyć tego, uznała Lizzie. Lillian zjadła nadspodziewanie dużo, a ich rozmowa schodzi na coraz bardziej niebezpieczne tory. Lizzie wstała.
– Dobrze się spisałaś – pochwaliła dziewczynkę. – Zjadłaś prawie połowę tego, co ja zamierzam zjeść na kolację.
– Mogłabyś nie wzywać pielęgniarki? – poprosiła Lillian. – Obiecuję, że nie pójdę wymiotować.
Lizzie westchnęła w duchu. Wiedziała, że Lillian i tak spróbuje zwrócić jedzenie. Na tym polegała jej choroba.
– Przykro mi, ale wiesz, jaką mamy umowę – odparła.
– Nie wierzysz mi?
– Nie.
Dziewczynka skrzywiła się.
– To może ty ze mną zostaniesz? Nie lubię pani Pround.
Pani Pround była pedantyczną salową o sokolim wzroku, nic wiec dziwnego, że Lillian nie przepadała za jej towarzystwem.
– Nie mogę, muszę zajrzeć do chorych. A poza tym umieram z głodu. Pójdę już.
– Może ja cię zastąpię? – Drzwi się otworzyły i do pokoju wjechał na wózku doktor McKay.
– A to dopiero! Od dawna byłeś za drzwiami? – spytała zaskoczona Lizzie. – A czemu to nie chodzisz o kulach?
– Bo na wózku poruszam się bezszelestnie.
– Wszystko słyszałeś?
– Oczywiście.
– Słyszałeś, co mówiłam o…? – wybąkała speszona Lillian. Zrobiła się czerwona i straciła świeżo odzyskaną odrobinę pewności siebie.
– Słyszałem, że jestem supermężczyzną – z zadowoleniem oznajmił Harry.
– Ale…
– I o hodowaniu apetycznych piersi. To było bardzo ciekawe.
– A o tym, że jesteś za stary do małżeństwa, słyszałeś? – złośliwie wtrąciła Lizzie.
– To akurat mi umknęło. W pewnej chwili musiałem poprawić się na wózku – odrzekł ze śmiechem.
– Serio zamierzasz zostać przy Lillian? – spytała Lizzie, śmiejąc się razem z nim.
– Przyniosłem planszę do gry w monopol.
– Jak myślisz, Lillian, warto tracić czas na gry z takim starcem? – spytała Lizzie niby na wesoło, spoglądając jednak na nastolatkę z niepokojem.
Na szczęście ich żartobliwa wymiana zdań uwolniła Lillian od skrępowania. Krztusząc się ze śmiechu, skinęła głową na znak zgody. Lizzie z lekkim sercem ruszyła na wieczorny obchód chorych.
Kiedy dwie godziny później przekroczyła próg ich wspólnego mieszkania, na stole w kuchni stały trzy miski z parującym jedzeniem, a na desce spoczywał okazały pstrąg. Phoebe siedziała obok stołu z podniesionym nosem i nadzieją w ślepiach.
Harry, ubrany w różowy fartuszek z falbankami, pochylał się nad blatem, balansując na kulach i trzymając w ręku nóż do oprawiania ryby.
Lizzie stanęła jak wryta.
– Natychmiast odłóż ten nóż! – zawołała. – I cofnij się, ale powoli.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
– Myślisz, że zwariowałem?
– Ja nie myślę, tylko wiem. Masz kompletnie źle w głowie.
– Świetnie potrafię oprawić rybę.
– Co ty powiesz? I potrafisz też świetnie utrzymać równowagę. Jeden nieostrożny ruch i pstrąg wyląduje w zębach Phoebe. – Podeszła bliżej, szybkim ruchem wyjęła nóż z jego rąk i cofnęła się o dwa kroki.
"Ostry zakręt" отзывы
Отзывы читателей о книге "Ostry zakręt". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Ostry zakręt" друзьям в соцсетях.