Tylko dwa tygodnie.

Kiedy o tym pomyślała, dotarło do niej, że naprawdę mają raptem tyle czasu, by nacieszyć się swoim towarzystwem. Potem wróci do Austin, tysiąc mil od pokusy. Nawet jeśli się tutaj zaangażuje, fizyczna odległość powstrzyma ją od robienia głupich rzeczy, na przykład pozwolenia, aby zmarnował jej kilka miesięcy życia i nie wiadomo jakich pieniędzy, które mu pożyczy, nim on ją rzuci, bo ona za bardzo zrzędzi. Co złego wyniknie z tego, że będzie się cieszyć jego towarzystwem przez następne dwa tygodnie?

„Usprawiedliwiasz się” – powiedział jej cichutki głosik z tyłu głowy, który podejrzanie przypominał głos Maddy.

„Poza tym – dodał głos Amy – dobre samopoczucie powinno płynąć z ciebie, a nie z randek z niedojrzałym emocjonalnie facetem”.

„Och, dobrze! Nie będę się z nim spotykać – burknęła w myślach. – Ale nawiasem mówiąc, Alec nie jest niedojrzały. Jest nie dość zmotywowany”.

I uwielbia dobrą zabawę. I jest szczęśliwy. Rety, chciałaby, żeby jej życie było takie: beztroskie i wypełnione przyjaciółmi. Ona miała Maddy i Amy, które kochały ją całym sercem, ale dla większości ludzi była zbyt onieśmielająca, aby się z nią zaprzyjaźnili – nigdy nie mogła tego zrozumieć.

Nie była pewna, czy cokolwiek mogłoby onieśmielić Aleca Huntera. Albo zniechęcić. Wspomnienie ich tańca i pocałunku w ciemności sprawiło, że się uśmiechnęła, dopóki nie zdała sobie sprawy, że komentator dziękował mu za rozmowę. Chwilę potem Alec wynurzył się z budki i szedł prosto do niej. Zastanawiała się, co ma powiedzieć. A jeśli spróbuje z nimi usiąść?

Rozglądając się nerwowo wokół, podziękowała losowi, że miejsca obok jej rodziny zostały zajęte. Nawet jeśli zatrzyma się, żeby się przywitać, nie będzie mógł z nimi usiąść. A przynajmniej tak myślała.

Ku jej przerażeniu Alec ruszył między trybunami, przywitał się po imieniu z kilkoma widzami, wymienił kilka uścisków ręki i poprosił pół rzędu ludzi, żeby przesunęli się o jedno miejsce. Oczywiście zrobili to. Nie ma sprawy. Wszystko zrobią dla starego dobrego Aleca. Serio, ten facet sprzedałby lód Eskimosowi.

– Cześć, Chris – powiedział, gdy dotarł do niej. – Widzę, że wzięłaś przepustki, które zostawiłem przy bramce.

– Kupiliśmy bilety.

– Nie musiałaś. Więc to twoja rodzina?

– Eee… – Miała pustkę w głowie.

– Cześć, Alec Hunter. – Pochylił się, żeby podać rękę jej bratu. – Ty musisz być Robbie.

– Miło mi cię poznać – Robbie uścisnął jego dłoń. – To moja żona Natalie, a to mój ojciec, doktor Robert Ashton.

– Cześć – Natalie przywitała go przyjaznym uśmiechem. Robert senior ledwie coś burknął, a potem skupił się z powrotem na trasie, czekając, aż zaczną się zawody.

– Słyszałem, że jesteś instruktorem narciarskim Christine – powiedział Robbie, gdy Alec usiadł obok niej.

Alec zaśmiał się, popisując się śnieżnobiałymi zębami. Przyjrzał jej się z zachwytem.

– Coś w tym stylu.

„Boże, błagam, niech już nic więcej nie mówi. Błagam!”. Wsunęła dłonie między kolana, poruszając nimi lekko, jakby chciała się rozgrzać. Tak naprawdę to siedziała zlana potem w płaszczu Natalie, a ostre zimowe słońce nie pomagało.

– Zakładam, że wiesz też coś o snowboardzie – powiedział Robbie. – Ale pewnie nie udzielasz lekcji?

– Mógłbym – Alec rzucił Christine prowokacyjne spojrzenie. – Za odpowiednią cenę.

– De? – zapytał brat.

– Hm? – Alec oderwał uwagę od dziewczyny. – Och, nie myślałem o pieniądzach. Zrobiłbym to jako przysługę dla Chris.

– Serio? – Robbie przyjrzał się badawczo siostrze. – Chris?

– Patrzcie! – Wyprostowała się. – To chyba już pierwszy zawodnik.

Obaj mężczyźni spojrzeli na stok. Przez następnych kilka minut wszyscy obserwowali powietrzne akrobacje, które Alec nazywał „zabójczymi”, „odlotowymi”, chyba że zawodnik „schrzanił” albo „umoczył”. Alec i Robbie pochylili się do przodu i rozmawiali ze sobą z pominięciem Christine. Alec tłumaczył żargon i same ewolucje. Powinno ją rozbawić to, jak brat zaczyna uczyć się nowego języka, ale tylko się wzdrygała. Słyszała już, jak Alec używa tej terminologii, lecz nigdy w takim stopniu. Dlaczego musiał to robić przy jej rodzinie?

Próbowała przestać ich słuchać, ale cały czas czuła, jak Alec zerka na nią zdziwiony. W końcu spojrzał na nią wprost.

– Chris, może pójdziemy do barku?

– Nic mi nie trzeba – odparła, wiedząc, że jeśli z nim pójdzie, Robbie znowu zacznie podejrzewać, że się z nim umawia. – Niczego nie potrzebuję.

– Albo możemy porozmawiać tutaj.

– Porozmawiać? – Ogarnęła ją panika. – O czym? Przysunął się i zniżył głos.

– O tym, dlaczego spotkałaś się tu ze mną, a potem kompletnie ignorowałaś.

– Pójdę z tobą do barku!

ROZDZIAŁ 8

Alec patrzył, jak Christine zerwała się, minęła go i przepychała się przez połowę rzędu pełnego kolan aż do schodów. Widząc, jak wyraz twarzy jej brata z życzliwego zamienił się w zdumiony, wstał i ruszył za nią. Trzymała się przed nim, z trudem zeszła po schodach i zanurkowała przy budce komentatora, chowając się przed rodziną.

– Ej, skąd ten pośpiech? – zapytał. Odwróciła się i spojrzała na niego zaczerwieniona.

– Nie przyszłam tu, żeby spotkać się z tobą.

– Co? – Zmarszczył czoło. Skrzyżowała ręce, nie patrząc mu w oczy.

– Przyszłam z rodziną.

– Ale dokładnie tu, gdzie się umówiliśmy, – To dlatego ubrałam się tak… w to idiotyczne futro. – Frustracja zabłysła w jej oczach. – Miałam nadzieję, że mnie nie poznasz.

– Nie rozumiem.

Ale już zaczynał pojmować i poczucie zranienia powoli wypierało zdumienie. Wyglądała jak księżniczka w tym futrze i czapie, które zupełnie nie przypominały drogich, ale praktycznych ubrań, które zwykle nosiła. Gdyby wcześniej nie spojrzał wprost na nią, pewnie by jej nie poznał.

– Powtarzam: nie rozumiem. Wiem, że ci się podobam.

– To prawda. – Jej szare oczy spojrzały prosząco. – Lubię cię, Alec. Naprawdę. Ale nie mogę się z tobą spotykać. Możemy to tak zostawić, proszę?

– Nie, nie możemy. Muszę wiedzieć dlaczego.

Zerknęła nerwowo na trybuny, jakby nie była pewna, czy rodzina ich nie widzi.

Powędrował wzrokiem za nią i nagle pojął.

– Uważasz, że nie jestem dość dobry dla ciebie? Tyle, jeśli idzie o stwierdzenia, że pieniądze nie mają znaczenia.

– Nie! – Zarumieniła się, mówiąc mu tym coś dokładnie odwrotnego. – Myślisz, że jestem taką snobką?

– Nie myślałem tak wcześniej, ale teraz sam nie wiem. Szybko przypomniał sobie cały zeszły tydzień, jak za każdym razem go odrzucała, a potem pojawiła się w pubie, tańczyła z nim, flirtowała i pocałowała go tak, że prawie oszalał.

– Co właściwie stało się w piątek wieczór? Znudziłaś się w końcu i postanowiłaś zabawić się z prostaczkami, nim przyjedzie rodzina?

Szczęka jej opadła. Zamknęła usta gwałtownie i powiedziała przez zaciśnięte zęby:

– To nie była zabawa z prostaczkami.

– Więc dlaczego jestem dość dobry, żeby spotykać się ze mną w pubie pełnym ludzi, ale nie dość, żeby mnie przedstawić rodzinie? Jakbym się przylepił do podeszwy twoich modnych bucików. Nawiasem mówiąc, wyglądają idiotycznie. Kto nosi miejskie buty na stoku?

– Nie są moje – warknęła ze złością. – Pożyczyłam je od bratowej i rzeczywiście czuję się w nich idiotycznie!

– Więc czemu je nosisz? – Podniósł głos coraz bardziej zły. Wiele mu trzeba było, żeby się wściec, ale ta kobieta potrafiła go do tego doprowadzić. – Ach tak, żebym cię nie poznał! Dobra robota, nie poznałem! Przez ostatnie pół godziny miałem ochotę zapytać, kim jest ta osoba w skórze Chris!

– Nazywam się Christine.

– Z pewnością. – Obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów. – Jak mogłem się tak mylić co do ciebie? Myślałem, że różnisz się od bogatych urlopowiczek, które uważają się za lepsze od nas, pracujących prymitywów, albo kobiet, dla których zawodowy narciarz i żigolak to to samo. Powinienem ci chyba podziękować, że nie zaliczasz się do drugiej grupy, bo z tych dwóch to drugie jest znacznie bardziej obraźliwe.

– Nie należę do żadnej z tych grup.

– Tak? Udowodnij. – Przysunął się i zniżył głos. – Skoro się mylę, podaj mi prawdziwy powód, dla którego nie chcesz się ze mną spotykać.

Spojrzała na niego, a on pomyślał, że mu nie odpowie, jednak ona skinęła głową.

– Dobra, chcesz wiedzieć? Powiem ci. Bo jesteś maniakiem nart bez pracy. Nie obchodzi mnie, ile facet zarabia, pod warunkiem, że w ogóle zarabia!

– Jestem… jestem kim? – Przycisnął dłoń w rękawiczce do czoła, jakby próbował zrozumieć jej słowa. – Coś ty powiedziała?

– Mam potworną słabość do niedojrzałych, nieodpowiedzialnych mężczyzn. Zamierzam zwalczyć ten nawyk. I nie obchodzi mnie to, jak bardzo mnie pociągasz ani jak dobrze się z tobą bawię. Nie popełnię znowu tego samego błędu.

– Myślisz, że nie pracuję?

To oskarżenie dolało oliwy do ognia, bo przyrównywało go do takich próżniaków jak jego ojciec. Myślała o nim aż tak źle?

– Jak właściwie do tego doszłaś? Nie pytając mnie nawet?

– Pytałam! A Trent powiedział, że nie pracujesz. Poza tym cały dzień jeździsz na nartach albo siedzisz w pubie i pijesz z kumplami. Czy to jest rozkład dnia odpowiedzialnego pracującego dorosłego?

Pokręcił głową ze zdumieniem.

– I to mówi kobieta, która bierze trzy tygodnie urlopu, spędza go w luksusowym mieszkaniu ojca i nosi ubrania, przez które splajtowałby mały kraj. Co ty wiesz o pracy? Czy kiedykolwiek na coś zapracowałaś?

– To się nazywa niesprawiedliwe założenie – prawie się nadąsała. – Nic o mnie nie wiesz.

– Witamy w klubie.

– Skoro chcesz wiedzieć…

Tłum westchnął. Alec spojrzał na trybuny i zobaczył morze przerażonych twarzy. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył, że jeden z zawodników stacza się po stoku, trzymając się za nogę.

Głos komentatora wzniósł się ponad tłumem: