Gdyby przeprowadziła się do Kolorado, czy poprosiłby, żeby zamieszkali razem? Serce zacisnęło jej się z tęsknoty na samą myśl. Dlaczego życie było tak okrutne? Czy los lubił aż tak bawić się ludźmi? Wymachując im przed nosem najbardziej upragnioną rzeczą, a potem każąc płacić boleśnie wysoką cenę?
Dziś rano dowiedziała się, że jedno z jej największych marzeń ma szansę się spełnić. Przez cały dzień jakby szybowała. A potem los powiedział: „Czekaj, jest haczyk. Ta druga rzecz, o której zawsze marzyłaś, dobry mężczyzna, którego mogłabyś pokochać i który kochałby ciebie? Być może znajduje się za kurtyną numer dwa. Żeby się przekonać, musisz zrezygnować z nagrody za kurtyną numer jeden. Co teraz zrobisz? Co wybierzesz?”.
Objęła się rękoma i zastanawiała, czy szansa na miłość warta jest tak wielkiego poświęcenia. Nie miała pojęcia, jak ułoży jej się z Alekiem. A jeśli porzuci życiowy cel tylko po to, żeby odkryć, że los wykręcił jej najbardziej okrutny numer?
Strach rósł, gdy przeczuwała, że właśnie tak się stanie. Jeśli chodzi o mężczyzn, nie słynęła z najlepszych wyborów. Łatwo sobie wyobraziła, jak odrzuca obowiązki, szacunek rodziny i wszystko inne, żeby zamieszkać z facetem, który potrafi ją rozbawić.
Nagle łzy napłynęły jej do oczu. Drzwi się otworzyły, więc odwróciła się do okna i patrzyła na plac, stojąc plecami do pokoju. Słyszała, jak Alec wchodzi. Widziała jego odbicie w szybie – zatrzymał się i przyjrzał jej. Potem poszedł do kuchni w kącie.
– Hm… Kupiłem wcześniej wino – powiedział bezbarwnym głosem. – Jeff je polecał, więc powinno być dobre. Pomyślałem, że może napijemy się po kolacji.
Serce Christine zacisnęło się jeszcze mocniej, gdy zdała sobie sprawę, że kupił je, aby mogli świętować jej zgodę na przeprowadzkę.
– Masz ochotę na kieliszek?
– Poproszę – odpowiedziała, nie odwracając się.
Co ma zrobić, aby przestali być wobec siebie tacy sztywni? Kiedy Buddy podszedł do niej, zajęła się głaskaniem go, podczas gdy Alec otwierał butelkę. Nim się wyprostowała, szedł już do sofy z dwoma kieliszkami. Podeszła do niego. Wzięła kieliszek i usiadła, ale tak naprawdę nawet nie spojrzała na Aleca.
– Słuchaj… – Zagapiła się na kieliszek w dłoni. – Muszę ci coś wyjaśnić.
– Och, więc teraz zgadzasz się o tym rozmawiać. Podniosła wzrok i zobaczyła, że na jego twarzy maluje się ból.
– Nie chcę, ale musisz coś zrozumieć, bo jestem śmiertelnie przerażona tym, że możesz mnie namówić na coś, czego potem pożałuję.
Odwrócił wzrok, a ona zrozumiała, że zraniła go jeszcze mocniej.
– Nie jest mi łatwo o tym mówić, jasne? Więc jeśli nie wyjaśnię tego dobrze, proszę, spróbuj… – Gardło zaczęło jej się zaciskać, więc upiła łyk aromatycznego czerwonego wina. Na języku poczuła dymny posmak. – Po prostu to powiem. – Wzięła głęboki wdech. – Nie chcieli mnie.
– Co? – Odwrócił się do niej.
– Moi rodzice – wyjaśniła, ściskając kieliszek. – Jestem wpadką.
– Rozumiem – powiedział powoli. – A jak to się ma do tego, że nie chcesz się przeprowadzić i dać nam szansy?
– Bo z tego powodu chcę pracować u Świętego Jakuba. Zawsze musiałam bardziej się starać niż inne dzieciaki, żeby zdobyć miłość rodziców i żeby byli ze mnie dumni. Żeby nie czuć się jak intruz w ich życiu. Nieproszony gość, który wprowadził się do ich domu i został.
Patrzył na nią po prostu oszołomiony.
– Myślę, hm… – Upiła kolejny łyk. – Myślę, że mama nie chciała mieć dzieci. Patrzyłam, jak zajmuje się moimi bratankami. Zupełnie jakby nie miała genu odpowiedzialnego za instynkt macierzyński. Po prostu go nie ma. W pewnym sensie to rozumiem, bo szczerze mówiąc, ja też go nie mam. – Do tego też trudno było jej się przyznać: obawiała się, że okaże się równie zimna jak jej matka i że jej dzieci będą nosiły znane jej przykre uczucie obcości. – Nie zrozum mnie źle, lubię dzieci, lubię przebywać z ludźmi, którzy je mają, ale nigdy nie chciałam mieć własnych.
– Kolejna rzecz, która nas łączy.
– Serio? – Spojrzała na niego, na chwilę tracąc wątek. – Zaskoczyłeś mnie. Uważałam cię za kogoś, kto kocha dzieci.
– Niech zgadnę. Bo sam jestem dużym dzieckiem, tak?
– Coś w tym stylu. – W innej sytuacji uśmiechnęłaby się. – Więc dlaczego nie chcesz mieć dzieci?
Wzruszył ramionami.
– Brat i siostra robią więcej niż trzeba, żeby Ziemia była przeludniona. Poza tym o wiele zabawniej jest bawić się z cudzymi dziećmi, a potem oddać je komuś, gdy tylko trzeba im zmienić pieluchy.
– Właśnie. I dlatego współczuję mamie, kiedy domyślam się, co się stało.
– To znaczy?
Opadła na oparcie. Słowa przychodziły łatwiej, gdy już zaczęła mówić.
– Mama była młoda, rozpieszczona i absolutnie szczęśliwa świeżo po ślubie. Ale mąż domagał się potomstwa. Pewnie się zgodziła, nie wiedząc tak naprawdę, czego się spodziewać. Już widzę, jak wyobrażała sobie eleganckie przyjęcia z okazji ciąży, śliczne ubranka ze wstążeczkami i koronkami, maleńkie buciki. A potem bach! Poranne mdłości, opuchnięte nogi i dziecko! Wrzeszczące, płaczące, które pluje i się moczy.
– Tak, dzieci to robią.
– I wymagają mnóstwa uwagi. Uwagi, która, jak myślała, będzie skierowana tylko na nią, świeżo upieczoną matkę. Poza tym ojciec był bardzo uparty zaraz po ślubie. Ashtonowie zawsze byli zamożni i szanowani, ale ojciec mamy, dziadek Honeycutt, był nuworyszem, który do wszystkiego doszedł sam. Myślę, że dziadek powiedział coś, co ubodło ojca i co sprawiło, że chciał udowodnić, że sam potrafi sobie poradzić. Nie przyjął żadnej pomocy finansowej od żadnej rodziny. Teraz wszystko się zmieniło, ale kiedy tata był na stażu, nie mieli ani pieniędzy, ani miejsca na nianię na stałe.
– Po prostu horror. – Wzruszył ramionami. – Jakim cudem to przetrwała?
– Śmiej się, jeśli chcesz, ale to musiała być trauma dla kogoś takiego jak moja mama. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, jakim cudem to małżeństwo przetrwało. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak jej ulżyło, że za pierwszym razem wyszło jej jak trzeba.
– Wyszło jak trzeba?
– No wiesz, że urodziła chłopca. Dała mężowi syna. Nie musiała przechodzić przez to po raz drugi. W końcu Robbie był dość duży, żeby pójść do szkoły. Pewnie sobie myślała: „Dzięki Bogu. Powoli wrócę do normalnego życia”. I nagle jak grom z jasnego nieba pojawiłam się ja i zrujnowałam jej życie.
– Powiedziała ci to?
– Nie musiała. W przeciwieństwie do tego, co myśli wielu ludzi, dzieci nie są tak głupie, żeby nie rozumieć, co mówią dorośli.
– To potworne! – Z brzękiem odstawił kieliszek na stolik do kawy. – Nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo to bolało. Jasne, nie przepadam za swoją rodziną, ale nigdy nie czułem się niechciany.
– A ja owszem. – Zagapiła się na kieliszek, nie potrafiąc spojrzeć na Aleca. – Żyła we mnie mała dziewczynka, która desperacko pragnęła stać się ich dumą i radością. Szybko zdałam sobie sprawę, że u mamy jestem bez szans. Ale mogę jej wybaczyć brak uczuć macierzyńskich, ponieważ z równym chłodem traktowała mnie i Robbiego. – Podniosła wzrok. – Ale nie mogę wybaczyć tacie, że nie zwracał na mnie uwagi. – Łzy napłynęły jej do oczu. – Nie mogę wybaczyć, że ciągle mnie lekceważył tylko dlatego, że jestem dziewczynką. Więc zgadza się: to, że był dziś rano „pod wrażeniem”, wiele dla mnie znaczy.
– Ale czy to wystarczy? – zapytał delikatnie.
– Nie. I o to właśnie mi chodzi. Jeśli znajdę pracę w szpitalu na drugim końcu kraju, usłyszy o moich sukcesach, ale to nie będzie to samo, co uznanie u ludzi, których zna. Na własne oczy zobaczy, jaka jestem dobra. – Poczuła rosnący w niej ból. – Teraz albo nigdy. Zmuszę go, żeby mnie dostrzegł i przyznał, że jestem godna, aby był ze mnie choć trochę dumny, tak jak jest dumny z Robbiego.
Alec przyglądał się Christine dłuższą chwilę.
– Nie sądzisz, że to chore? Podporządkować całe życie temu jednemu celowi?
– Uważam, że to zdrowe, jeśli mam kiedyś wreszcie sobie odpuścić.
– A jeśli nigdy ci się nie uda?
– Uda mi się. Jeśli zdobędę pracę w Szpitalu Świętego Jakuba, na pewno mi się uda. – Wzięła jego dłoń w ręce. – Dlatego proszę, żebyś nie brał mojej decyzji do siebie. Chciałabym widywać się z tobą, ale nie odrzucę tej szansy.
– Rozumiem.
Spojrzał przed siebie, zmuszając się do zaakceptowania jej decyzji.
– Wiesz – ciągnęła – drugie rozwiązanie to twoja przeprowadzka do Austin.
Parsknął śmiechem.
– Uwierz mi, do tego nie dojdzie.
– Dlaczego? Tam też mają ratowników.
– Ale nie górskich. Nie ma gór, nie ma śniegu, nie ma nart. – Zerknął przez ramię na plakaty na ścianie i pokręcił głową. – Równie dobrze mogłabyś poprosić, żebym odciął sobie rękę.
– Więc impas – stwierdziła rozczarowana.
– Nie całkiem. – Uniósł brew. – Mam tydzień, żeby wymóc na tobie zmianę decyzji.
– Mówię ci, że jej nie zmienię.
– A ja mówię, że zobaczymy. Pokręciła głową.
– Nigdy się nie poddajesz? Pochylił się ku niej i pocałował ją.
– Nigdy.
W ciągu następnych dni Alec miał wrażenie, jakby nad jego głową cały czas unosił się tykający zegarek. Po zwierzeniach Christine nie wracała do tematu rodziny, jakby na zamkniętych drzwiach powiesiła wielką tabliczkę „Nie przeszkadzać”. Ignorował to ostrzeżenie, jak dalece starczało mu odwagi, i delikatnie podsuwał jej wszelkie powody, dla których mieszkanie w Kolorado byłoby lepsze dla nich obojga. Musiał. Każdy dzień, każda godzina, każda minuta zbliżała ich do chwili, kiedy ona wsiądzie do samolotu i wyleci z jego życia. Ich ostatnim wspólnym wieczorem był sylwester, czas, kiedy cały świat odlicza sekundy. Tańczyli razem w pubie, a on trzymał ją blisko. Zupełnie jakby znaleźli się w bańce spokoju, podczas gdy wokół nich ludzie śmiali się zbyt głośno, tańczyli zbyt radośnie, a muzyka rozbrzmiewała zbyt hałaśliwie. Mógł przysiąc, że czuł, iż ona też marzy, aby zegar po prostu stanął.
"Po Prostu Idealnie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Po Prostu Idealnie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Po Prostu Idealnie" друзьям в соцсетях.