– Naprawdę wszystko sprzedajesz?

– Niemal. Czas zacząć na nowo. Joe przyjedzie tu za kilka dni furgonetką i spakuje parę rzeczy, które zachowam.

– Więc ze wszystkim musisz sama sobie poradzić? – Christine zmarszczyła brwi.

– Sama się przy tym upierałam. Chciałam mieć czas, żeby się z tym wszystkim pożegnać, o ile to ma jakiś sens.

– Oczywiście, że ma. – Christine uścisnęła ją raz jeszcze. – Dobrze się trzymasz?

– Przeważnie. – Maddy uśmiechnęła się, ale oczy miała podejrzanie wilgotne.

– Cześć, Christine!

W przejściu do kuchni stanęła Amy. Christine powstrzymała się od westchnienia, widząc ją w workowatych rybaczkach i za dużym T – shircie. Amy straciła w ciągu ostatnich dwóch lat dwadzieścia kilo, a jednak nadal nie chciała popisywać się figurą ani upinać kręconych ciemnych włosów inaczej niż w długi warkocz na plecach.

– Akurat zdążyłaś, żeby mi pomóc przy metkowaniu talerzy.

– Zapomnijcie o tym – odezwała się Maddy. – Ogłaszam przerwę. Ktoś ma ochotę na margaritę przy basenie?

– Ja! – Amy ledwie dyszała. Spojrzała na Christine. – Ta kobieta to poganiacz niewolników.

Chwilę potem siedziały przy stoliku na zadaszonym patio i patrzyły na słońce lśniące na wodzie w basenie. Firma dbająca o zieleń zajmowała się trawnikiem i przystrzygła żywopłoty, ale rabaty kwiatowe już nie buchały żywymi brawami jak rok temu. Kolejny znak zmiany, pomyślała Christine. Życie bez Maddy w pobliżu stawało się nijakie.

– Zapomniałam już, jak ciepło jest w Teksasie nawet w lutym – powiedziała Maddy, wachlując się – To takie dziwne, kiedy w Nowym Meksyku w górach leży śnieg.

– Tak, słyszałam, że w Górach Skalistych w zeszłym tygodniu mieli zamieć śnieżną – powiedziała Christine i zamarła, mając nadzieję, że przyjaciółki pomyślą, iż mówiono o tym w wiadomościach.

Obie skrytykowały ją za niewłaściwą decyzję w związku z Alekiem, a potem krzyczały, bo nadal utrzymywała z nim kontakt. Uważały, że torturuje jego i siebie. Ponieważ miały rację – przynajmniej w kwestii kontaktu – przestała im się zwierzać. Nigdy wcześniej tak nie postąpiła. Zawsze o wszystkim im mówiła.

– Więc, hm… jak tam plany związane ze ślubem?

– Całkiem nieźle, odkąd Joe wszystko przejął. – Maddy sączyła margaritę przez słomkę. – Możecie uwierzyć, że mnie zwolnił? Z posady organizatora naszego ślubu?

– Maddy – zaśmiała się Christine – ty nie potrafisz umówić się nawet do fryzjera, więc wcale mu się nie dziwię.

– Uważam, że to słodkie – dodała z uśmiechem Amy. – I cudownie romantyczne, że jest tak pełen zapału.

– Zobaczymy, jakie to romantyczne, kiedy nadejdzie ten dzień. Były komandos planujący ślub? – Maddy zrobiła przerażoną minę. – Miałam wizję dekoracji w panterkę i ministranta, który wykrzykuje przysięgi jak sierżant od musztry.

– Kiedy to będzie? – zapytała Christine.

– W drugą sobotę kwietnia, tutaj w Austin, żeby moja rodzina mogła wziąć udział. Jeśli wam to pasuje, mogłybyście być druhnami.

Christine i Amy spojrzały po sobie, a potem skinęły głowami.

– Świetnie – Maddy rozpromieniła się. – Chciałam zdążyć, bo to data naszego rocznego zakładu.

– Masz rację. – A jedna z nas jeszcze nie stawiła czoła wyzwaniu. – Christine zerknęła na Amy.

– Rety! – Maddy też spojrzała na przyjaciółkę. – Ciekawe, o kogo może chodzić? Pomyślmy… Ja zaniosłam swoje prace do galerii.

– I to doskonałej – Christine pokiwała głową.

– A ty pojechałaś na narty – dodała Maddy.

– Zgadza się.

– Więc kto nie stawił czoła obawie, że się zgubi w czasie samodzielnej podróży? – Maddy popukała się w podbródek.

Amy uśmiechnęła się do nich zadowolona z siebie.

– Nim się poczujecie zbyt pewne siebie, coś wam powiem.

– Tak? – Maddy uniosła brew. Amy uśmiechnęła się szeroko.

– Jadę na Karaiby!

– Super! – Christine przybiła z nią piątkę. – Kiedy to załatwiłaś?

– Wczoraj zadzwoniła starsza para. Szukano niani, która zajmie się wnukami w czasie rejsu. To jest dokładnie takie zlecenie, na jakie czekałam, i chyba sama je wezmę.

– Chwileczkę! – Maddy odwróciła się do Christine. – Nie uznałyśmy, że rejs to oszustwo, bo trudno się zgubić na statku?

– Rzeczywiście – przytaknęła Christine.

– Ale właśnie, że nie. Ta para nie ma ochoty schodzić ze statku, więc chcą, żebym zabierała dzieci na wycieczki na ląd. – Panika zabłysła w jej oczach. – Będę musiała poradzić sobie na wyspach i to jeszcze mając na karku dzieci.

– Hmm. – Christine zerknęła na Maddy. – Jak na mój gust to wystarczająco straszna wizja. Co myślisz?

– Zważywszy na to, że sama mieszkam w letnim obozie dla dziewczynek, stwierdzam, że już sam czynnik dziecięcy jest straszny.

– Tyle że Amy uwielbia dzieci, a one ją.

– Racja. – Maddy zgodziła się. – Ale mimo to głosuję za przyjęciem tego wyzwania. A ty?

– W porządku. – Christine spojrzała na Amy. – Kiedy wyjeżdżasz?

– Za tydzień. – Nagle ogarnęło ją przerażenie. – I mam tyle do załatwienia! Na przykład muszę kupić kostium kąpielowy. – Przycisnęła rękę do piersi. – Co ja sobie myślałam, wybierając rejs? Powinnam była wybrać wyjazd w góry, gdzie mogłabym nosić grube swetry, a nie pokazywać grube uda na plaży.

– Ej! – Maddy ściągnęła brwi. – Teraz praktycznie nosimy ten sam rozmiar.

– Tyle że na tobie wszystko inaczej leży.

– Nieprawda. – Maddy przybrała pozę diwy. – Seksapil to kwestia podejścia.

– Maddy ma rację. – Christine położyła dłoń na przedramieniu Amy. – Poza tym zabiorę cię na zakupy i obiecuję, że znajdziemy taki kostium i ubrania, w których będziesz się dobrze czuła. W porządku?

– Dziękuję. – Amy uśmiechnęła się do niej nerwowo. – Jesteście cudowne. Nie wiem, co bym bez was zrobiła.

– My też cię kochamy. – Maddy ścisnęła rękę Amy, a potem zerknęła na Christine. – Więc moje wesele i wyjazd Amy są załatwione. A co z tobą? Znalazłaś kogoś, kto pomoże ci zapomnieć o Alecu?

Christine przygryzła usta.

– Christine! – Maddy położyła ręce na biodrach. – Nie mów mi, że nadal do siebie dzwonicie.

– Nie, od jakiegoś czasu już nie. Serio.

– Jak długo trwa ten „czas”? – zapytała ostro Maddy.

– Cały tydzień. Prawie. I to on ostatnio telefonował.

– A ty od tego czasu każdego dnia szukałaś pretekstu, żeby móc do niego zadzwonić. – Maddy zrobiła minę. – Myślałam, że zgodziłyśmy się, że powinnaś przestać.

– Tak, ale jest ciężko, w porządku? – Samotność odezwała się bólem w jej piersi. – Lubimy rozmawiać ze sobą. Czy to takie straszne?

– Tak, jeśli powstrzymuje was przed spotykaniem się z innymi – upierała się Maddy.

Amy uścisnęła dłoń Christine.

– Nie ma sposobu, żebyście byli razem?

– Tylko jeśli on zdecyduje się przeprowadzić do Teksasu, a nie zamierza. – Zgarbiła się. – Dlaczego to ja mam się przeprowadzić? Dlaczego nie on?

Maddy skrzywiła się.

– Bo w Kolorado są szpitale, a tu nie ma gór.

– Świetnie, stań po jego stronie – burknęła Christine, chociaż wiedziała, że przyjaciółka ma rację. – Kłopot w tym, że podpisałam już kontrakt ze Szpitalem Świętego Jakuba. Nie mogę go zerwać, nie niszcząc swojej reputacji zawodowej i nie stawiając ojca w niezręcznej sytuacji, ponieważ mnie zarekomendował.

– Przykro mi – odezwała się Maddy.

Amy obgryzała paznokieć, zastanawiając się.

– Ale moglibyście się odwiedzać? Dopóki twój kontrakt się nie skończy?

– Latać w tę i z powrotem przez pięć lat? Małżeństwa z długim stażem mają kłopot z utrzymaniem związku w takiej formie.

– Wiem. – Amy współczuła jej. – To okropne, że znalazłaś faceta, który wydaje się idealny dla ciebie, i musisz odejść, bo mieszkacie w różnych stanach.

– Mnie też to boli. – Christine cierpiała. – Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo będzie mi go brakować. Znałam go raptem trzy tygodnie. Jakim cudem w tak krótkim czasie może się tyle zmienić? Myślałam, że wrócę tu do normalnego życia. Wcześniej nie czułam w sobie pustki. Dlaczego czuję ją teraz?

Maddy przyjrzała jej się.

– Co zamierzasz?

– Nie wiem! – Schowała twarz. – Ale przestanę dzwonić. Przestanę odbierać, gdy pojawi się jego numer.

Zaczęła szybciej oddychać na samą myśl o tym.

– Och, Christine… – Maddy otworzyła ramiona i przyjaciółka się przytuliła. – Tak mi przykro.

– Mnie też. – Amy pogłaskała ją po plecach.

– Maddy? – Christine trzymała mocno przyjaciółkę. – Tak?

– Ta pustka zniknie po jakimś czasie, prawda? Maddy nie odpowiedziała.

ROZDZIAŁ 17

Rozpamiętywanie błędów nie pomaga.

Jak wieść idealne życie

Kilka dni później Christine siedziała w gabinecie lekarskim i próbowała skupić się na kartach pacjentów. Ale potrafiła myśleć tylko o Alecu, zwłaszcza że były walentynki. Minęło dziesięć dni od ostatniego telefonu i zaczęła się zastanawiać, czy to już naprawdę koniec. Bo czy mógł tak długo być na akcji? Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że była za dziesięć piąta czasu w Silver Mountain. Jeśli dziś nie zadzwoni, po tylu dniach, to znaczy, że więcej się nie odezwie.

Ale tak będzie najlepiej. Prawda? Maddy i Amy miały rację. Alec i Christine muszą przestać się torturować. Sama myśl, że już nigdy miałaby z nim nie rozmawiać, dosłownie rozrywała jej serce.

Może powinna zadzwonić? Skoro naprawdę nastąpił koniec, powinni się pożegnać, prawda? Sięgnęła do kieszeni białego kitla i przesunęła palcami po telefonie.

W ostatniej chwili chwyciła latarkę, którą zaczęła nosić jak talizman – kawałek Aleca, który mogła mieć przy sobie. Teraz, gdy na nią patrzyła, nie uśmiechała się na wspomnienie parady. Za to pustka w niej zamieniała się we wszechogarniający ból. Tak wyraźnie widziała oczami duszy Aleca, jego uśmiech i promieniejące oczy. To, jak na nią patrzył, gdy się kochali. Wyraz jego twarzy, gdy prosił, aby została.