– Słucham?

Alec parsknął śmiechem, słysząc przekleństwo w ustach kogoś, kto wyglądał tak wytwornie.

– Jak śmiała wykorzystać nas jako przykłady do książki?!

– Więc co napisała o tobie? Że lęk wysokości przeszkodził ci zostać narciarzem olimpijskim?

– Nie. – Parsknęła z godnością, jakby zamierzała powiedzieć coś śmiesznego. – Napisała, że tak się bałam odrzucenia ze strony rodziców, że aprobata ojca ważniejsza była dla mnie od własnego szczęścia.

– I to nie jest prawda?

– Nie, nie jest. – Irytacja zapłonęła w jej oczach. – A nawet jeśli, to co? Co złego w szukaniu aprobaty ojca? Tak się składa, że jest genialnym kardiologiem. Szanuję jego opinię i oczywiście chcę, żeby był ze mnie dumny. To nie jest strach i nie znaczy, że dla niego odkładam własne szczęście na bok.

– Jak to wszystko zamieniło się w narciarskie wyzwanie?

– Och. – To ją nieco usadziło. – Cóż. To trochę skomplikowana opowieść, zwłaszcza gdy wisimy milion kilometrów nad ziemią.

– Nie myśl o tym. Opowiedz mi o pakcie.

– Zasadniczo zgodziłyśmy się, że Jane się myli na temat wielkich obaw, które nas hamują, ale przyznałyśmy, że mamy pewne lęki, które powstrzymują nas przed robieniem tego, co chcemy. Więc wymyśliłyśmy zadanie dla każdej z nas. Ta, która nie wypełni swojego w ciągu roku, ma zabrać pozostałe na naprawdę rewelacyjny lunch i znosić nasze szyderstwa przez resztę życia. Ponieważ moje zadanie to wybrać się na narty, uznałam, że skoro mam to zrobić, chciałabym, żeby przy okazji brat nałykał się śniegu spod moich nart na oczach ojca. Chociaż raz w życiu chciałabym usłyszeć, jak tata przyznaje, że Robbie nie jest doskonały we wszystkim. Że istnieje przynajmniej jedna rzecz, w której ja jestem lepsza. – Jej wzrok stał się proszący. – Pomożesz mi?

– Chyba niedługo się dowiemy, bo… już jesteśmy na miejscu. – Tak?

Christine spojrzała przed siebie i zobaczyła tuż przed sobą koniec wyciągu. Nim zdążyła zaprotestować, Alec uniósł poprzeczkę.

Całe jej ciało rozluźniło się, gdy zeskoczyła z krzesełka i zjechała po delikatnie nachylonym stoku na otwarty teren przed trasą zjazdową. Odwróciła się, żeby obejrzeć widoki.

Kopuła wielkiego błękitnego nieba zamykała się na Górami Skalistymi, a śnieg przyprószył wysokie sosny okalające stoki. Narciarze i snowboardziści szusowali w dół pod niekończącą się linią wyciągu. Popatrzyła, jak wysoko suną w powietrzu krzesełka, i poczuła się jak zwycięzca.

– Udało mi się!

Przypływ wdzięczności sprawił, że chciała zarzucić ręce na szyję Alecowi Hunterowi. Powstrzymała się i zamiast tego tylko się uśmiechnęła.

– Czy to byłoby absolutnie niestosowne, gdybym cię wycałowała? Parsknął śmiechem.

– Nie mam nic przeciwko. Zaśmiała się żywiołowo.

– Naucz mnie tego, co powinnam wiedzieć, to może cię pocałuję.

ROZDZIAŁ 2

Alec żałował, że Christine zażartowała na temat pocałunku, bo teraz nie potrafił myśleć o niczym innym. Odsunęli się od tłocznej okolicy wyciągu, żeby mógł powiedzieć jej o paru podstawowych rzeczach, ale z trudem skupiał się na nartach. To całkiem nowe zjawisko, zwykle żył nartami – to był jego pokarm, napitek i sen.

Automatycznie odklepał kawałek pod hasłem „przede wszystkim bezpieczeństwo”, a potem skupił się na jej sprzęcie.

– W porządku. Musisz cały czas pamiętać, że twoje nowe narty bardzo różnią się od tych, których używałaś czternaście lat temu.

– Tak, sprzedawca wspomniał o tym. – Jej twarz wyrażała pełne skupienie. Najwyraźniej Christine nie miała kłopotów z niewłaściwymi myślami. – Że dzięki temu, że są krótsze, ale szersze, łatwiej się skręca.

– Właśnie. Nie potrzeba już pracować ciałem, wystarczy właściwie przenieść ciężar ciała, o tak. – Pokazał jej, stając naprzeciwko.

Powtórzyła jego ruchy. To sprawiło, że popatrzył na jej ciało. Chociaż była okutana w gruby narciarski kombinezon, z łatwością wyobraził sobie jej sylwetkę: smukłą, wysoką i nagą. Zaczął fantazjować, jak całe jej ciało przycisnęłoby się do niego, gdyby zamknął usta na jej wargach w powolnym, głębokim, płomiennym pocałunku, który zacząłby się na stojąco, a skończyłby tym, że oboje leżeliby spoceni, zdyszani i całkowicie zaspokojeni. W porządku, normalna męska reakcja na piękną kobietę, uspokoił się, ale naprawdę musiał oderwać się od myśli o całowaniu jej.

– Dobrze. – Skinął głową. – Tylko mniej ruszaj ustami. Zamarła i spojrzała na niego.

– Ustami?

– Co? – Miło oszołomiony gapił się w jej błękitne oczy, aż dotarła do niego freudowska omyłka. – To znaczy biodrami. Mniej ruszaj biodrami.

Zerknęła na niego powątpiewająco, co sprawiło, że zaśmiał się z siebie. Dobra, teraz już wiedziała, o czym myślał. To było diabelnie zabawne, chociaż też dość niezręczne.

– Słuchaj – zaczął, odpychając się kijkami tak, żeby stanąć tyłem do stoku. – Może zjedziemy ten pierwszy kawałek spokojnie, żebyś mogła przyzwyczaić się do nowych nart, a potem zrobimy kilka ćwiczeń?

– Będziesz jechał tyłem?

– Jasne. Wtedy będę cię lepiej widział.

– Dobrze.

Przewróciła oczami, jakby był trochę stuknięty, ale spuściła gogle z kasku. Patrzył, jak niepewnie wchodzi w pierwsze zakręty.

– Za bardzo odchylasz się do tyłu. Niech golenie opierają się o przód butów.

– Wiem, wiem – warknęła bardziej wściekła na siebie niż na niego.

– Ramiona do przodu – powiedział i pokiwał głową, gdy szybko się poprawiła.

Zaraz potem wpadła w równy rytm, który aż go zadziwił. Dobra, więc ta kobieta wiedziała, jak jeździć na nartach i wcale nie straciła formy po czternastu latach przerwy na stoku.

– Przyspieszmy trochę.

Obrócił się przodem do stoku i zwiększył tempo zjazdu. Patrzył, jak Christine wchodzi w kolejne zakręty z rosnącą pewnością.

– Wjeżdżamy na bardziej stromy odcinek – krzyknął. – Masz skupić się na tym, żeby ciężar był z przodu. Nie odchylaj się do tyłu.

Pokiwała głową i skrzywiła się. Miała tak poważną minę, że Alec prawie się roześmiał. Czy nikt tej kobiecie nie powiedział, że jazda na nartach ma być zabawą? Nim zdążył to zrobić, przeskoczyli garb i dziewczyna wystrzeliła naprzód z odwagą, która go zaskoczyła. Instynkt kazał wielu narciarzom cofać się, co jak na ironię zwiększało prawdopodobieństwo utraty kontroli. Po tym, jak świrowała na wyciągu, spodziewał się, że na stoku będzie bardzo niepewna. W żadnym razie. Pruła naprzód na ugiętych kolanach, żeby przyjąć opór śniegu pod nartami.

Popędził za nią, a potem zwolnił, dopasowując się do jej tempa. Kiedy jechali niemal razem, z przyjemnością ją obserwował. Niech to diabli, jeśli tak jeździła pierwszego dnia, to wystarczy chwila, żeby nauczył ją jeździć jak błyskawica.

Zerknęła na niego. Poważny wyraz twarzy zniknął, gdy się uśmiechnęła.

To go wzięło nagle. W jednej chwili poczuł bliskość, gdy zobaczył w jej oczach własny zapał. Wiedział, że czuła ten sam dreszczyk, który on odczuwał przy każdej jeździe na nartach. Uniesienie, które sprawiało, że miał ochotę krzyczeć: „To jest wspaniałe!”.

Uwielbiał każdą chwilę szybowania w dół stoku. Jasne słońce odbijające się od śniegu, piękne drzewa rozmazujące się przed oczami, gdy mijał je w pędzie, rześkie powietrze uderzające w policzki.

Uśmiechnął się do niej…

A ona przewróciła się. I to z hukiem. Przekoziołkowała.

Serce mu zamarło, gdy próbował wyhamować jak najszybciej, ale i tak zatrzymał się daleko od niej. Odwrócił się i zobaczył, że Christine leży twarzą w śniegu, z rozrzuconymi ramionami. Narty i kijki poniewierały się ponad nią i poniżej. Ogarnął go strach, gdy się nie poruszyła.

– Christine! Nic ci nie jest?

Ku jego zdumieniu uniosła głowę i zaśmiała się jak wariatka. Gogle spadły i śnieg oblepił jej twarz i włosy.

– Mam się świetnie!

Spojrzał na nią zadziwiony przemianą, jaka zaszła w jej twarzy, gdy śmiała się tak beztrosko. Wcześniej uważał, że jest piękna, chociaż w pełen rezerwy sposób, ale teraz, gdy leżała rozciągnięta na ziemi jak szmaciana lalka, wyglądała… na szczęśliwą. A to dla niego znaczyło nawet więcej niż piękna. Bardziej niż zgrabne nogi podobał mu się radosny śmiech.

Zdołała się wygramolić na czworaka.

– Nie wierzę, że nie robiłam tego od tak dawna.

– Czego? Nie koziołkowałaś?

– Nie, nie jeździłam. – Przykucnęła i otrząsnęła się jak jego pies Buddy po kąpieli. – To taka zabawa!

– I pomyśleć, że to mnie ludzie nazywają szalonym – mruknął do siebie, a potem spojrzał na rozrzucony sprzęt, który ciągnął się za nią. – Niezła wyprzedaż podwórkowa!

Obejrzała się i roześmiała jeszcze głośniej.

– Masz ochotę coś kupić?

– Ile chcesz za kijek?

– Jest twój, jeśli znajdziesz drugi.

– Poczekaj… – Walcząc z grawitacją, zaczął się wspinać bokiem po stoku, żeby podejść do niej, gdy zbierała sprzęt.

Kiedy na nią patrzył, pomyślał nagle, że powinien zaprosić ją na randkę. Zastanawiał się, dlaczego nie wpadł na ten pomysł, gdy tylko ją zobaczył. Dobra, Bruce krzywił się, gdy instruktorzy podrywali uczennice, ale Alec nie był u niego na etacie.

Oto oni: atrakcyjna kobieta i sympatyczny facet. Nie było powodu, żeby nie zaproponował, aby po lekcji przyłączyła się do niego i reszty gangu w pubie St. Bernard.

Nadal szedł w jej kierunku, nabierając coraz większego entuzjazmu do tego pomysłu, kiedy banda nastolatków na snowboardach wyskoczyła zza wzgórza. Pędzili prosto na nią.

– Uważaj!

Rzuciła wiązankę przekleństw, gdy on machał rękoma jak szalony. Snowboardziści skręcili gwałtownie, żeby ich ominąć, i przelecieli z dziesięciokrotnie większą prędkością, niż jakikolwiek patrol narciarski by to zaaprobował. Kiedy ich minęli, spojrzał w miejsce, gdzie Christine się zwinęła, chowając głowę w ramionach.

– Co powiedziałaś?

– Nic – odparła z miną niewiniątka.