– Nie będzie mi łatwo – przyznała Fortune.

– Wiem – padła pełna współczucia odpowiedź.


*

Parę następnych dni upłynęło szybko. Większość czasu Fortune spędzała poza domem, jeżdżąc na Piorunie. Tylko parę razy na krótko spotkała się z Kieranem. Straciła apetyt. W nocy nie mogła spać, a kiedy w końcu nadchodził sen, był przerywany i pełen niejasnych majaków, które z trudem mogła sobie przypomnieć następnego ranka. Pod koniec lipca Kieran i Fortune spotkali się w ruinach domostwa Czarnego Colma.

– To nasze ostatnie spotkanie na pewien czas – zapowiedział. – Mój brat wraca do domu pierwszego sierpnia. Moja najdroższa macocha tryska energią i jest gotowa do działania, jak zwykłe. Elliotowie przybędą z Londonderry piątego sierpnia, żeby sfinalizować przedślubne ustalenia i plany weselne. Nie będę mógł się wymykać, skarbie. Ojciec i jego żona zagospodarują mi każdą wolną chwilę, żeby dzień weselny Willa z jego kuzynką był bez skazy. Jeśli tylko mi się uda, spróbuję się wyrwać, ale nie będę w stanie przesłać wiadomości. Jeżeli cię tu nie będzie, zostawię dla ciebie liścik pod naszą ławką, przyciśnięty dużym kamieniem. Ty zrób to samo.

Fortune ponuro kiwnęła głową. Płacze i jęki niczego by tutaj nie zmieniły.

– Będzie mi trudno, Kieranie – powiedziała. Porwał ją w objęcia.

– Wiem. – Czule pocałował ją w usta. – Podczas naszych ostatnich spotkań nie próbowałaś mnie uwieść, Fortune. Kochasz mnie jeszcze, czy też ci się odwidziało?

– Uważasz, że jestem taka niestała i płocha? – zapytała na wpół zagniewana. – I co chcesz powiedzieć, mówiąc, że nie próbowałam cię uwieść? A niby kiedy usiłowałam cię uwieść, Kieranie? Podobno to kobiety są próżne, ale moim zdaniem to wy, mężczyźni, jesteście zarozumiali! Zaśmiał się.

– A co byś odpowiedziała, skarbie, gdybym teraz zaproponował, że będziemy się kochać, w tej chwili? – przekomarzał się z nią.

– Powiedziałabym, że jesteś nadętym głupkiem! – warknęła Fortune. Roześmiał się głośniej.

– Kocham cię, moja ty dzikusko i za niewiele ponad dwa miesiące zostaniesz moją żoną. Prawda jest taka, Fortune, że z trudem mogę się tego doczekać. Pocałowała go mocno. Nie odrywając warg od jego ust naparła na niego swoim młodym, prężnym ciałem.

Kieranowi wirowało w głowie. Przytulał ją tak mocno, że zastanawiał się, czy dziewczyna może jeszcze oddychać. Ale ona wiła się i kręciła w jego ramionach, budząc jego najprymitywniejsze namiętności. Tak bardzo jej pragnął, że z najwyższym trudem hamował się, żeby nie popchnąć jej na ziemię i nie zgwałcić. Czuł miękkie krągłości jej młodych piersi i płaskość jej brzucha, przywartego do jego muskularnego ciała. Pragnął jej, jak nie pragnął dotąd żadnej innej kobiety, ale czuł pewną różnicę. Miesiąc wcześniej uległaby jego erotycznym umizgom. Teraz jednak była w niej stal. Nie uwodziła go, ani on nie mógłby jej uwieść. Opuścił ręce i Fortune się cofnęła.

– Nie zapomnij o mnie do naszego następnego spotkania, Kieranie Devers – rzekła cicho, odwróciła się, dosiadła Pioruna i odjechała, nie oglądając się za siebie.

Patrzył, jak się oddala. Wiedział, że należała do niego i że w końcu stanie się prawdziwą kobietą.


*

Pierwszego sierpnia wczesnym popołudniem Deversowie powrócili do Lisnaskea, a ich powóz z dudnieniem potoczył się po podjeździe do Mallow Court, żeby w końcu zatrzymać się przed frontowymi drzwiami. Z domu wypadł lokaj, żeby otworzyć drzwi, opuścić schodki powozu i pomóc wysiąść swojej pani. Jane Annę Devers rozejrzała się dookoła z uśmiechem zadowolenia i wygładziła spódnicę, która w czasie podróży mocno się wygniotła.

– Witaj w domu, madam – odezwał się Kieran wesoło, wysuwając się do przodu, żeby powitać macochę. – Tuszę, że moje siostry i ich rodziny mają się dobrze. Czy przybędą na zaślubiny Willa?

– Niestety nie, bo obie będą w tym czasie rodzić. W swoich dążeniach, by mieć dużą rodzinę, bardziej przypominają katoliczki niż protestantki – odpowiedziała mu macocha. – Wszystko wygląda doskonale, Kieranie. Świetnie się spisałeś, dziękuję ci za opiekę nad majątkiem, który przypadnie twojemu bratu. – Po czym minęła go i weszła do domu. Z powozu wysiadł ojciec, a za nim młodszy brat Kierana.

– Dzięki Bogu jesteśmy już w domu – odezwał się Shane Devers. – Obym nigdy więcej nie musiał oddalać się od Lisnaskea na więcej niż pięć mil, chłopcze. Twoja siostra Colleen pisała o tobie same dobre rzeczy i, jak widzisz, twoja macocha jest zadowolona. Teraz zaś, chłopcy, mam ochotę na łyk mojej whisky.

– Taca z trunkami czeka na ciebie w bibliotece, tato. Idziesz, Will? – Kieran spojrzał na brata, który był dziwnie spokojny.

– Żenię się z Emily Annę – rzekł ponuro William.

– Wiem.

– Nie kocham jej.

– Nauczysz się ją kochać – niecierpliwie rzucił ojciec. – Chodźmy już, napijmy się. – I ruszył pospiesznie do domu.

– Rodzina Lesliech pewnie jest już w Szkocji i nigdy więcej nie zobaczę Fortune – powiedział William.

– Nie, nadal są tutaj – wyjaśnił bratu Kieran. – Księżna, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu odkryła, że jest w ciąży. To był wielki szok. Dziecko ma przyjść na świat w listopadzie i jej książęcej mości zalecono, żeby do tego czasu nie podejmowała żadnych podróży. Wszyscy w Maguire's Ford mówią tylko o tym, a jak wiesz, mam w tej gościnnej wiosce paru przyjaciół.

– Jeśli są tutaj, muszę ich zaprosić na wesele – rzeki przerażony William Devers. – Nie wydaje mi się, żebym potrafił znieść jej widok w dniu mojego ślubu z inną kobietą. Starszy brat potrząsnął go za ramiona.

– Weź się w garść, Will. Nie jesteś już małym chłopcem, któremu zabrano upragnioną zabawkę. Jesteś mężczyzną. Lady Lindley odmówiła ci. Pogódź się z tym i ciesz się, że znalazłeś taką wierną dziewczynę jak Emily Annę, która chce wyjść za ciebie za mąż. Przestań użalać się nad sobą i ronić łzy nad tym, co mogłoby się zdarzyć. Zgodziłeś się poślubić swoją kuzynkę, która będzie dla ciebie doskonałą żoną, bez względu na to, czy sobie z tego zdajesz sprawę, czy nie. Nie skrzywdź Emily Annę swoimi egoistycznymi i dziecinnymi mrzonkami, że coś cię łączyło z lady Lindley. Nic między wami nie było. Nie mogło być i nigdy nie będzie – ostro powiedział Kieran. – A teraz chodź do domu, napijemy się z tatą.

– Widziałeś ją? – zapytał William, gdy wchodzili razem do domu.

– Owszem, na przejażdżce – odpowiedział Kieran.

– Była sama? – drążył brat.

– Tak, była sama. Nie było przy niej żadnego zalotnika, Will. Podejrzewam, że Irlandczycy nie przypadli jej do gustu.

– Nie jestem Irlandczykiem – rzeki William.

– Naturalnie, ze jesteś. Nasz ojciec jest Irlandczykiem. Mieszkasz w Irlandii. Jesteś Irlandczykiem – oświadczył Kieran.

– Ona też kiedyś powiedziała mi coś takiego – rzekł William.

– Ma więc o wiele więcej rozsądku, niż podejrzewałem – zauważył Kieran. Otworzył drzwi biblioteki.

– Jesteśmy, tato. Ich ojciec siedział przy kominku bez butów i wyciągał nogi w stronę paleniska, popijając whisky. Wskazał im ręką na blat pod ścianą, gdzie, na srebrnej tacy, stał dzbanek.

– Obsłużcie się, chłopcy, i usiądźcie tu ze mną – powiedział. – Ach, czekałem na to od chwili, gdy w czerwcu wasza mama stąd mnie wyciągnęła. Obie wasze siostry mieszkają na wsi i przez całe lato w ich domach panowała trudna do zniesienia wilgoć. Mary jest matką pięciorga dzieci, Bess ma czwórkę. Nigdy jeszcze nie widziałem tak hałaśliwych i źle wychowanych dzieci, nawet wasza mama się ze mną zgadza, chociaż to nasze wnuczęta. Wasze siostry nie potrafią zapanować nad rozgardiaszem w domach. Dzieci, nianie i psy, wszyscy biegają bezładnie, nie ma ani chwili spokoju. Was też było pięcioro, ale w moim domu, dzięki mojej Jane, nigdy nie było takiego bałaganu – stwierdził Shane Devers. Kieran Devers roześmiał się.

– Chyba muszę się z tobą zgodzić, tato. Moja macocha zawsze umiała zaprowadzić porządek w domu i przyznaję, że to jej zawdzięczam dobre maniery, jeśli jakoweś w ogóle posiadam.

Shane Devers oderwał wzrok od swojego kieliszka i obrzuci! starszego syna przenikliwym spojrzeniem.

– Gdybyś tylko… – zaczął. Kieran powstrzymał ojca podniesieniem ręki.

– Sam zdobędę to, czego zapragnę, tato – rzekł cicho. – Nie pasuję do waszego życia, tak jak Will. I nie żałuję tego, ani nie przepełnia mnie gniew. Wszystko jest w porządku, a Deversowie czystej krwi nadal będą mieszkać w Mallow Court.

– Jakiś ty cholernie szlachetny – nagle rzucił gniewnie William Devers.

– Idź do diabła, braciszku – odparł mu z uśmiechem Kieran.

– Ty nie musisz żenić się z kimś, kogo nie kochasz! – usłyszał opryskliwą odpowiedź. – A ja muszę. Całe moje życie zaplanowano za mnie! – Z wściekłością cisnął kryształowy kielich w ogień. Kieran Devers z irytacją zmrużył ciemnozielone oczy. Złapał młodszego brata za koszulę na piersiach i szarpnął do przodu tak, że stanęli twarzą w twarz.

– Posłuchaj, mały Willu – rzekł groźnym głosem. – Nie masz się na co uskarżać. Jesteś dziedzicem pięknej posiadłości i starego, szanowanego nazwiska. Masz poślubić dziewczynę, którą znasz od dziecka, która jest ci oddana i która, jeśli tylko jej na to pozwolisz, sprawi, że twoje życie będzie szczęśliwe. Co, u diabla, się z tobą dzieje? Jesteś prawdziwym synem swojej matki, więc nie pragniesz przygód i podniet w życiu. A teraz posłuchaj mnie uważnie, braciszku. Jeśli zniszczysz życie Emily Annę, osobiście stłukę cię na miazgę. Ta dziewczyna wchodzi do twojego domu ze swoimi nadziejami i marzeniami. Nie możesz ich zburzyć!

– Czemu ci na tym zależy? – warknął William.

– Zależy mi, bo tak szczodrze oddałem ci wszystko, co masz teraz i co dostaniesz pewnego dnia. Czy naprawdę myślisz, Will, że gdybym zdecydował się zostać protestantem, tata wyznaczyłby cię na swojego dziedzica? Zazwyczaj drugi syn nie ma tyle szczęścia, co ty. I wszystko to mogłoby się zmienić w mgnieniu oka, gdybym tylko zechciał, braciszku. Nawet twoja siejąca grozę mama nic by nie poradziła. Pogódź się więc ze swoim szczęściem i bądź miły dla kuzynki. W gruncie rzeczy wcale nie zasługujesz ani na Mallow Court, ani na Emily Annę, bo jesteś nieodpowiedzialnym smarkaczem. Dla dobra nas wszystkich postaraj się zmienić. – Puścił koszulę brata i odepchnął go. William Devers wypadł z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Kieran roześmiał się i usiadł naprzeciwko ojca.