„Odrobinę prywatności do czego?”. Przypomniała sobie, co pomyślała pierwszego dnia pracy – że Joe ma do wyboru cały obóz chętnych opiekunek. Zerknęła na niego z ukosa i zauważyła, że jej się przygląda.

– Co?

Usta mu zadrżały.

– Wiesz, jak łatwo, patrząc na ciebie, odgadnąć, o czym myślisz?

– O niczym nie myślałam. – Zaczerwieniła się. Pochylił się do przodu i oparł przedramiona na udach.

– Odpowiedź na pytanie, którego nie pomyślałaś, brzmi „nie”. Nie urządzam w biurze dzikich orgii z opiekunkami. To dzieci, Maddy. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Wolę trochę dojrzalsze kobiety.

Jej oddech stał się płytszy. Czy mówił jej, że chce się z nią przespać?

– Niektóre z nich są starsze niż my, kiedy zaczęliśmy się spotykać.

Zmarszczył brwi.

– Boże, naprawdę byliśmy kiedyś aż tak młodzi?

– Byliśmy. Co tylko potwierdza moje zdanie, że byłam wtedy zbyt niedojrzała, aby wyjść za mąż. Spanikowałam i popełniłam błąd.

– Myślałem, że powiedziałaś, że za nic nie oddałabyś tych lat z Nigelem. – W jego głosie pojawiła się gorzka nuta. – Ale z drugiej strony, no tak, kochałaś go.

– Chcesz powiedzieć, że ciebie nie kochałam? Odwrócił wzrok, nie odpowiadając.

Siedziała, ściskając kubek i próbując rozgryźć Joego. W jednej chwili praktycznie ją podrywał, a w drugiej znowu się złościł z powodu rozstania. Skąd miała wiedzieć, jak się zachować albo co powiedzieć, kiedy posyłał jej tak niespójne sygnały?

– Muszę dolać sobie wina.

Wstała i weszła szybko do mieszkania. W kuchni złapała się obiema rękami blatu i pochyliła. Strach, zmieszanie i szaleńcza nadzieja, która nie chciała umrzeć, sprawiły, że cała się trzęsła.

Cichy dźwięk powiedział jej, że Joe przyszedł za nią. Odwróciła się i spojrzała na niego. Chciała go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Pragnęła tego cudownego, troskliwego, czułego, a jednak zranionego mężczyzny, który przed nią stał. Chciała go kochać, uleczyć i samej dać się uleczyć w jego ramionach.

– Co tu robisz, Joe? Co się między nami dzieje? Czego ode mnie chcesz?

Podszedł do niej bez słowa, postawił kubek obok jej kubeczka i ujął jej głowę w obie ręce. Przez chwilę po prostu patrzył jej w oczy. Dość długo, aby zniknęły wszelkie bariery. Dość długo, żeby ujrzała głód, który ukrywał przed nią. A potem powoli pochylił głowę.

Jęknęła, kiedy zakrył wargami jej usta. Świat jej się zakołysał. Złapała się mocniej blatu za sobą i przyjęła całe tłumione pożądanie, które w nią wlał. I które przejął od niej.

Pogłębił taniec warg i języka, całując, jakby był wygłodniały jej smaku. Mocniej wsunął palce w jej włosy. Odchylił głowę i znowu na nią spojrzał.

– Chcesz wiedzieć, czego chcę, Maddy? Ciebie. Chyba nigdy nie przestałem cię pragnąć.

Część jej aż podskoczyła z radości, podczas gdy druga część pamiętała, jak bardzo jej ciało zmieniło się, odkąd ostatni raz się kochali.

– Nie jestem już tą samą dziewczyną.

– Nie chcę dziewczyny, chcę ciebie.

Znowu ją całował; jego usta roztapiały się na jej wargach, język zanurzał się głęboko.

Jakby nacisnął ukryty wyłącznik, nagle zniknęły wszystkie jej zastrzeżenia i zapłonęły w niej skrywane przez lata pragnienia. Jej usta przestały tylko przyjmować, a same stały się wygłodniałe. Odsunął się zaskoczony. Złapała go za przód koszulki i wspięła się na palce, aby nie przerwać pocałunku.

Z jękiem przycisnął ją do blatu, mocno przytulając lędźwie do jej bioder. Ręce trzymały ją mocno, a usta całowały coraz zachłanniej. W pocałunkach brał wszystko, co mu dawała, i żądał więcej.

Czuła na brzuchu jego erekcję. Aż w głowie jej się zakręciło na myśl, że mogłaby mieć go w sobie. Chciwie ocierała się o niego – chciała więcej, chciała już. W odpowiedzi przesunął dłoń po spodzie jej uda i uniósł jej nogę na wysokość swojego biodra. Jego nabrzmiały członek otarł się o jej czuły punkt i prawie doprowadził ją do szaleństwa.

Ogarnęła ją nagła panika.

Oparła dłonie na jego piersi i oderwała usta.

– Dobrze-dobrze-dobrze! – Starała się uspokoić oddech, kiedy przed oczami zawirowały jej kolorowe płatki. – O-mój-Boże.

Zauważyła, że Joe marszczy z zakłopotaniem czoło. Roześmiała się, chociaż zabrzmiało to nieco szaleńczo.

– Chyba muszę cię ostrzec. Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd to robiłam. Naprawdę, naprawdę dużo czasu.

Jeszcze bardziej zmarszczył czoło.

– Mam przestać?

– Nie! Boże broń! – Znowu zaśmiała się roztrzęsionym głosem. – Tylko uprzedzam, że czuję się jak skrzynka dynamitu, która zaraz… wybuchnie.

Na jego usta wypłynął typowo męski uśmieszek.

– Jestem ekspertem w dziedzinie materiałów wybuchowych. Znowu się pochylił. Nim się zorientowała, siedziała na brzegu blatu i ciasno oplatała jego biodra nogami. Ręce wsunął w nogawki jej szortów, pod figi i obejmował nagie pośladki, a jednocześnie ocierał się o nią przez warstwy ubrań. Czysta przyjemność tego dotyku sprawiła, że Maddy odchyliła głowę. Wykorzystał to i zaczął pieścić jej szyję, zmuszając puls do przyspieszenia jeszcze bardziej.

Wtedy przesunął biodra i pchnął nimi pod właściwym kątem, rozkosz przeszyła ją niczym oślepiająca błyskawica. Wygięła plecy i z trudem złapała oddech. Fajerwerki przepłynęły przez jej ciało, a potem powoli i słodko opadła na ziemię.

Otworzyła oczy i zobaczyła, że przygląda jej się z rozbawieniem i zadziwieniem.

– Czy ty właśnie…?

– Och, tak. – Zaśmiała się i zarumieniła. – Przepraszam.

– Żartujesz? Masz pojęcie, jakie to podniecające? Prawie sam doszedłem.

– Ani mi się waż – rozkazała i zaczerwieniła się jeszcze mocniej. – To znaczy…

– Nie, dopóki w ciebie nie wejdę, przysięgam. – Zadrżał, gdy polizała jego szyję. – Mam nadzieję.

– Próbowałam cię ostrzec.

– Może ci wybaczę. – Całował jej czoło tuż przy linii włosów. – Pod jednym warunkiem. Rozepnij koszulę. Sam bym ją zerwał, ale moje ręce zgłupiały. – Ścisnął jeden guzik, żeby jej pokazać.

Zerknęła w stronę suwanych drzwi, przez które wlewało się słońce.

– Może powinniśmy najpierw zaciągnąć zasłony?

– Po co? – Odsunął się. – Nikt nas nie zobaczy.

– Wiem. Tylko tu jest tak jasno. Uniósł brew.

– Wiem.

– Joe, nie żartuję. – Skrzyżowała ręce na piersiach. – Nie jestem tą samą dziewczyną, którą pamiętasz. Mam trzydzieści dwa lata. Mam… fałdki. I cellulit. Chociaż sama nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć cię nago, wolałabym, żebyś ty nie oglądał mnie zbyt dokładnie.

– Chcesz zobaczyć mnie nago? Ta myśl wyraźnie mu pochlebiała.

– Zobaczyć? – Żachnęła się. – Chcę cię narysować nago. Najchętniej mając wtedy na sobie ubranie.

Zastanawiał się przez chwilę.

– Dobrze. A teraz rozepnij koszulę. Serce zabiło jej mocniej.

– Mówisz, że dasz mi się narysować? Uniósł brew.

– Lepiej, żeby w ciągu dwóch sekund te guziki zaczęły się rozpinać, bo inaczej zacznę je odrywać.

– Dobrze już, dobrze. – Rozwiązała węzeł w talii. – Jezu, ale jesteś wymagający.

– Aha, i widzę, jak bardzo ci to nie odpowiada.

Zdała sobie sprawę, że miał rację. Ta jego skłonność do bycia najważniejszym samcem w stadzie podniecała ją na najbardziej instynktownym poziomie. Czuła delikatny dreszczyk, kiedy rozpinała koszulę, a potem wciągnęła brzuch i rozchyliła ją, odsłaniając piersi.

Jego rozpalony wzrok padł na obfite wzniesienia ponad brązowym stanikiem. Czuła się zepsuta i kobieca, gdy powoli rozpięła zapięcie z przodu i niespiesznie odsłoniła piersi. Podmuch powietrza zamienił jej sutki w nabrzmiałe szczyty.

Jego twarz zamarła, gdy patrzył jak urzeczony.

– Boże, jakim cudem możesz być jeszcze piękniejsza? Chciała powiedzieć, że nie jest. Owszem, piersi jej urosły, ale nie były już tak jędrne.

Jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało. Niemal z czcią wyjął ręce z jej spodenek i ujął piersi, delikatnie gładząc. Trzymając się blatu odchyliła się lekko, oferując mu siebie. Wypełniła ją cudowna przyjemność, gdy poczuła, jak ważył w dłoniach jej piersi, jak ustami ssał jeden sutek, a drugi drażnił palcami. Zaciskała uda w jego talii coraz mocniej, podczas gdy przyjemność narastała, a potem znowu wybuchła, równie jasna i cudowna jak za pierwszym razem.

Zaśmiał się wtulony w jej piersi, ale tym razem nie dała się speszyć. Kiedy odzyskała zmysły, złapała go za koszulkę i pociągnęła, chcąc dotknąć jego nagiej skóry. Jednym szarpnięciem zrzucił z siebie koszulkę i posłał ją na drugi koniec pokoju. Wrócił do jej piersi, ale odsunęła go, żeby teraz ona mogła go pieścić. Och. W dotyku był jeszcze cudowniejszy, niż się spodziewała. Zachwycała się, przesuwając dłońmi po ramionach i rękach.

Tatuaże przypominały celtyckie opaski na ręce, ale wzór był indiański. Odciągnęły jej uwagę tylko na chwilę, nim znów powróciła do jego torsu. Ślina napłynęła jej do ust, gdy jej ochocze dłonie uczyły się jego zarysu. Mięśnie mu zadrżały pod jej dotykiem to tu, to tam, ale nie poruszył się, pozwalając jej błądzić. Kiedy jednak pochyliła się, żeby polizać jego sutek, stracił panowanie.

– Dobra, to koniec. – Zgarnął ją z blatu. – Jeśli zaraz w ciebie nie wejdę, będzie po zabawie.

Podszedł do łóżka, mając ją oplecioną wokół siebie. Padli na materac. Ściągnęli resztki ubrań, aż w końcu byli nadzy i wolni. Całował ją. Całował ją tak, jak zawsze to robił. Długo i głęboko, jakby miał ją całować wieczność.

Ciało Maddy śpiewało z radości, gdy obrócił ją na plecy. Wyciągnął skądś prezerwatywę i założył z prędkością błyskawicy. Kiedy ułożył się między jej udami i oparł się na wyprostowanych rękach, żeby ją widzieć, uśmiechnęła się i pogłaskała go po twardym brzuchu.