W każdym calu był współczesnym odpowiednikiem indiańskiego wojownika. Zalała ją fala gorąca na myśl, że znowu mógłby znaleźć się w jej łóżku. A dokąd stamtąd mogli dojść… Cóż, musi poczekać i się przekona.
Rozdział 16
Przy takiej liczbie ludzi kręcących się przy poczęstunku Joe długo musiał czekać na drinka. Wymienił kilka zdań z kolekcjonerami sztuki, których spotkał niegdyś na innych wystawach, a potem wpadł na kolejną parę, która wysłała dziecko na obóz. Ci stanowili pewien problem; nie orientował się, czy wiedzieli o zakazie picia, nie zamierzał ryzykować. Poczekał, aż sobie pójdą, sprawdził, że Coltonowie rozmawiają z jego matką plecami do niego, i podsunął barmanowi dwa kieliszki. W końcu miał w rękach białe wino i ruszył z powrotem do Maddy. Jeśli wszystko tego wieczoru pójdzie dobrze, przejdą od zwykłych pogaduszek do prawdziwej rozmowy.
Na tę myśl żołądek mu się zacisnął. Dlaczego związki wymagają tylu rozmów? Kobiety niby mają intuicję. Nie mogą się zorientować, co się dzieje z facetem, i nie kazać mu tego wypowiadać na głos? Chociaż niektórzy faceci, tacy jak Derrick, nie mieli kłopotu z mówieniem, nawet gdy w grę wchodziły naprawdę osobiste sprawy. Może powinien zacząć od czegoś niezbyt osobistego, by podtrzymać rozmowę na poziomie przyjacielskim i lekkim. A potem, przed wyjściem, zapytałby, czy po wystawie mógłby przyjść porozmawiać do Warsztatu, ponieważ środek zatłoczonej galerii nie jest do tego najlepszym miejscem.
Z odległości kilku kroków dostrzegł, że Maddy słuchała wysokiej, smukłej kobiety, która najwyraźniej podziwiała jeden z jej rysunków. Dobrze, będą mieli z Maddy bufor, aby przetrwać następne kilka minut. Kiedy podszedł bliżej, zauważył jednak dwie rzeczy. Kobieta nie wyglądała na kolekcjonerkę. Bardziej przypominała artystkę w kiczowatym, gotyckim stroju. A wzrok Maddy był niespokojny.
Przyspieszył kroku. Doszedł akurat w chwili, gdy kobieta odwróciła się i odeszła. Spojrzał na odchodzącą, a potem na Maddy, która stała nieruchoma i blada.
– Dobra, powiesz mi, o co poszło?
Zamknęła oczy na trzy sekundy, a potem otworzyła.
– O nic.
– To dlaczego jesteś zdenerwowana?
– Nie jestem. To dla mnie?
Wzięła jeden kieliszek i uśmiechnęła się do podchodzącej pary. Kiedy ludzie ich minęli, wypiła połowę wina dwoma haustami.
– Oddaj mi to. Zabrał jej kieliszek.
– Ej! – skrzywiła się, gdy wytarł jej kropelkę z brody. Odsunął kieliszek.
– Powiedz mi, co cię zdenerwowało. Przyglądała się tłumowi, mówiąc sztywno:
– To nie jest miejsce do takich rozmów.
Z irytacją zmrużył oczy. Nieważne, jak precyzyjnie coś zaplanował, Maddy zawsze wsadzi kij w szprychy.
– Jasne.
Odstawił kieliszki na piedestał u stóp niedźwiedzia z brązu, wziął ją za rękę i zaczął iść. Z planami już tak jest, że trzeba być elastycznym.
– Joe. – Aż jej dech zaparło, ale opierała się tylko sekundę. Zauważył drzwi prowadzące na tyły i ruszył w ich kierunku.
– Juanita – powiedział, gdy mijali kierowniczkę galerii. – Możesz przez chwilę zająć się terenem Maddy?
– Yhm, jasne – odparła, marszcząc czoło.
Bez wahania otworzył drzwi z napisem „tylko dla pracowników” i zamknął je za sobą. Rozejrzał się szybko po ciemnej, rozległej przestrzeni wypełnionej zapachem kleju do drewna i trocinami. Słabe światło z zewnątrz sączyło się przez odsłonięte okna, rzucając pręgi cienia na warsztaty i sprzęty.
– Joe! – Maddy wyrwała rękę z jego uścisku, przypominając mu o swojej obecności. Krzywiąc się, roztarła dłoń. – Musisz przestać tak mnie ciągać.
– Złapałem za mocno? – Zmarszczył czoło na tę myśl.
– Nie. – Oparła dłonie na biodrach. – Ale zrobiłeś to dziś wieczór już dwa razy. Następnym razem, gdy będziesz chciał przejść z punktu A do B, mógłbyś mnie po prostu zapytać?
– Mógłbym. Ale pewnie byś się spierała, więc moja metoda jest szybsza.
– Jaka ja głupia, myślałam, że ludzkość ma za sobą epokę jaskiniowców. – Pokręciła z oburzeniem głową. Oczy jej błyszczały w słabym świetle. – Chyba mam szczęście, że mnie nie ogłuszyłeś i nie zaciągnąłeś za włosy.
Na jego twarz wypłynął uśmiech.
– Boże, wspaniale dziś wyglądasz.
– Co? – Te słowa na chwilę wprawiły ją w zakłopotanie. – Och, dzięki. Ale powtarzam, następnym razem zapytaj.
– Zrozumiano. A teraz… – Oparł się o jeden z warsztatów. – Powiedz mi, czym ta jędza w czerni tak cię zdenerwowała.
– To żadna jędza. – Maddy westchnęła i nagle uszło z niej całe powietrze. – Ona po prostu… była w zrozumiały sposób poirytowana.
– Czym?
– Rozmawialiśmy o tym. Ledwie pojawiłam się w Santa Fe, a już mam wielką wystawę, wszyscy gadają o moich pracach i będę miała reprodukcje w katalogu.
– Więc jest zazdrosna. – Skinął głowa. – Domyśliłem się. A co powiedziała?
– Ma prawo być zazdrosna. To nie w porządku, że ona siedzi tu od dwóch łat i ciężko pracuje, żeby się przebić. Wstawiła kilka rzeczy do małej galerii, ale oddałaby wszystko, żeby wystąpić na wystawie tej wielkości. Jakie mam prawo, żeby tak wpadać do miasta i kraść jej marzenia?
– Nie kradniesz niczyich marzeń. – Pod wpływem impulsu złapał ją za rękę, chociaż w gruncie rzeczy chciał ją objąć. Jednak nawet taki kontakt fizyczny był przyjemny. Ciepło ogarnęło jego palce. – To, że jednemu artyście się udało, nie znaczy, że drugiemu się nie uda. Chociaż może jej brakuje tego, co ty masz. Zastanowiłaś się nad tym?
– To nadal wydaje się nie w porządku.
– Boże – zachichotał – ale z ciebie kobieta. W jej oczach zapłonął ogień.
– Co to ma znaczyć?!
– Nie chciałem cię obrazić. – Starał się ukryć rozbawienie. – Kobiety zawsze chcą, aby wszyscy wygrywali i nikomu nie było smutno. Cóż, przykro mi, ale życie takie nie jest. Bardziej przypomina szkolenie komandosów. W mojej grupie zaczęło niemal czterystu chłopaków i wszyscy myśleli, że właśnie tego chcą, dopóki nie dowiedzieli się, jak będzie ciężko. Jakaś połowa z nich zmyła się pierwszego dnia. Mniej niż stu dotrwało do końca, bo nie wystarczy tylko chcieć. Musisz mieć też umiejętności i przekonanie. To dlatego zostanie komandosem było jednym z największych osiągnięć mojego życia.
– Ale o to mi właśnie chodzi. Musiałeś na to zapracować. A czym ja sobie zasłużyłam?
Przyjrzał jej się i zrozumiał, że mówi poważnie.
– Te dzieła sztuki nie zrobiły się same. Wzruszyła ramionami.
– No tak, nie, ale…
– Żadnych „ale”. Przez lata rozwijałaś talent dany ci przez Boga, a przez ostatnie tygodnie urabiałaś ręce po łokcie, żeby przygotować coś na wystawę. Więc to nie tak, że życie po prostu dało ci coś za nic. Zapracowałaś sobie.
– Chyba tak. Ale nadal mi przykro z jej powodu.
– Tej jędzy?
– To nie jędza.
– Powtórz mi, co powiedziała, a sam zdecyduję.
– To nieważne.
– Maddy… – Uniósł ostrzegawczo brew.
– No już dobrze. Powiedziała: „Cóż, ma pani bardzo barwny styl. Rozumiem, czemu Sylvii zależy na reprodukcjach. Będą bardzo popularne wśród dekoratorów”. Możesz w to uwierzyć? – Wreszcie pojawiła się złość, której oczekiwał. – Porównała moją sztukę do dekorowania wnętrz! Artysta nigdy by nie powiedział czegoś takiego drugiemu artyście. No chyba że ten drugi rzeczywiście pracowałby dla dekoratorów, w czym nie ma nic złego. Nie ma nic złego w masowej produkcji, żeby mieć z czego żyć, ale w takiej sytuacji to jest krańcowa obelga. Stwierdziła, że moja sztuka nie nadaje się do galerii. Że należy ją wieszać nad łóżkami w pokojach hotelowych i powinno się ją dobierać, tylko uwzględniając kolorystykę.
– Aha. Więc to była jędza. – Joe pokiwał głową.
– Nieprawda! Po prostu była sfrustrowana. To nie znaczy, że jest zła.
– Nie, ale powiedziała to specjalnie, żeby cię zranić, co znaczy, że zachowała się jak jędza. Sama to przyznaj. Powiedz, że to jędza.
Maddy kluczyła.
– Mogła być miłą osoba.
– Powiedz to. Jędza. J-ę-dz-a. Przygryzła usta. Wyprostował się, górując nad nią.
– Mam to z ciebie wydusić łaskotkami?
– Ach! – Odskoczyła, zasłaniając się rękami. – Nie waż się!
– Więc powiedz to. Zrobił krok w jej kierunku.
Uciekła za stół i tam zatrzymała się, żeby spojrzeć mu w twarz.
– Nie powiem.
– To dopiero ciekawe. – Na myśl o gonieniu jej odezwał się w nim instynkt łowcy. – Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie uciekniesz, jeśli rzeczywiście będę chciał cię złapać.
Z uporem uniosła brodę.
– Założysz się?
– Rzucasz mi wyzwanie?
Uniósł brew, czując narastające podniecenie. Zerknęła na lewo, a potem na prawo. Czekał, aż Maddy wybierze kierunek.
– Maddy – zaczął mówić niższym głosem tylko po to, by zrobić większe wrażenie. – Jestem do ciebie większy. Szybszy. Obiecuję, że cię złapię.
W odpowiedzi podniecenie rozbłysło w jej oczach. Udała, że skręca w lewo, i czmychnęła w prawo. Ruszył, żeby odciąć jej drogę do drzwi. Obróciła się ze śmiechem i skierowała w przeciwną stronę. Ruszył w ślad za nią, pozwalając jej się wymykać, a jednocześnie zapędzając ją w głębsze cienie na tyłach.
W końcu zagnał ją w kozi róg. Między nimi znajdował się stół. Stali naprzeciwko siebie, z rękoma na blacie. Ona oddychała ciężko. Jego serce zabiło mocniej.
– Gotowa się poddać? – zapytał, wiedząc, że w ten sposób tylko ją podjudza.
– Jeszcze mnie nie złapałeś. – Rozejrzała się, ale on już rozgryzł jej sztuczki.
Za każdym razem blefowała, zmieniając w ostatniej chwili kierunek. Tym razem skoczy na prawo, nie na lewo. Poczekał, aż się ruszy. Gdy tylko drgnęła, przeskoczył stół i wylądował za nią w momencie, gdy odwróciła się i wpadła na jego pierś.
"Prawie idealnie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Prawie idealnie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Prawie idealnie" друзьям в соцсетях.