– Co robisz? – zapytała; cienki, cichy głos nie brzmiał zupełnie jak jej własny.

– Patrzę na ciebie – mówiąc to, przesunął wzrok w dół na jej piersi, talię, potem na uda i nogi. Zawstydzona przerwała tę lustrację, dotykając wargami jego piersi. Jego mięśnie zadrżały, kiedy muskała ustami jego skórę. Zanurzył ręce powoli w jej włosach na karku, unosząc je ku górze. Tym razem, kiedy spojrzała na niego, to on pochylił głowę. Całował ją prawie brutalnie. Rozchylił językiem jej wargi i wślizgnął się do jej ust w gwałtownym, przepojonym erotyzmem pocałunku, który rozpalał całe ciało. Nachylił się nad nią. Całował ją, aż usłyszała, że to z jego ust wydobywa się stłumiony jęk. Wtedy przesunął usta na jej piersi. Pieścił je aż do bólu, podczas gdy jego palce krążyły po jej ciele. Jej plecy wygięły się w łuk pod dotykiem jego dłoni. Przesunął się. Poczuła na sobie ciężar jego ciała. Jego biodra napierały. Jego usta raz brutalne, raz delikatne pieściły zakola jej karku, policzki. W końcu wrócił do jej warg, uchylił je; jego nogi znalazły miejsce między jej udami, rozchylił je. Jego język przez cały czas splatał się z jej językiem, uciekał, po to żeby po chwili zagłębić się znowu. I wtedy Matt znieruchomiał.

Ujął jej twarz w dłonie i rozkazał ochryple:

– Spójrz na mnie.

Jakimś cudem udało jej się wyrwać ze zmysłowego oszołomienia; zmusiła się, żeby rozchylić powieki. Spojrzała w jego rozpalone, szare oczy. W tej chwili zagłębił się w nią z siłą, która wyrwała z jej gardła cichy krzyk i spowodowała, że jej ciało wygięło się gwałtownie. Ten ułamek sekundy wystarczył, żeby się zorientował, że właśnie straciła dziewictwo. Jego reakcja była jeszcze bardziej wyrazista niż jej. Zamarł. Powieki miał zaciśnięte, barki i ramiona napięte; pozostawał ciągle w niej. Nie poruszał się.

– Dlaczego? – bezbarwnym szeptem zażądał wyjaśnienia. Myślała, że wychwyciła w tym nutkę oskarżenia, nie zrozumiała jego pytania, zadrżała z obawy.

– Dlatego, że nie robiłam tego nigdy dotąd.

Ta odpowiedź spowodowała, że otworzył oczy. Zobaczyła w nich nie rozczarowanie czy oskarżenie, ale czułość i żal.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, mogłem to zrobić o wiele delikatniej.

Dotykając palcami jego policzka, powiedziała miękko, z zapewniającym uśmiechem:

– Zrobiłeś to delikatnie. I wspaniale.

To było dopełnieniem, którego oczekiwał. Jęknął. Przycisnął usta do jej ust i z niewypowiedzianą delikatnością zaczął poruszać się wewnątrz niej. Wysuwał się z niej prawie zupełnie, po czym powoli znowu zagłębiał się w nią. Stopniowo zwiększał tempo swoich płynnych ruchów, dając z siebie wszystko, dając i dając, aż doprowadził poddaną jego rytmowi Meredith do szaleństwa. Jej paznokcie wbijały się w jego plecy i biodra, przyciskając go do niej. Rozgorzała w niej pasja narastała coraz bardziej i bardziej, aż w końcu eksplodowała w szarpiącym jej duszę wybuchu niezwykłej ekstazy. Matt zagarnął ją w ramiona, wplótł palce w jej włosy. Całował ją z pełną pasji gwałtownością. Zagłębił się w niej raz jeszcze. Głęboki, nieskrywany głód jego pocałunków i nagła, gwałtowna fala płynu przedzierająca się z jego do jej ciała spowodowała, że Meredith chwyciła go mocniej i jęknęła w uczuciu niezwykłej rozkoszy.

Serce biło jej szaleńczo. Leżeli przytuleni. Twarz wcisnęła w jego pierś. Jego ramiona oplatały ją mocno.

– Czy masz pojęcie – szepnął drżącym, szorstkim głosem, muskając ustami jej policzek – jaka jesteś podniecająca i jak wspaniale reagujesz na każdy mój gest?

Nie odpowiadała. Znaczenie tego, co zrobiła, zaczęło docierać do niej, a nie chciała pozwolić, żeby to już się stało. Nie teraz. Jeszcze nie teraz. Nie chciała, żeby cokolwiek zakłócało len moment. Zamknęła oczy i słuchała tych wspaniałych słów, które ciągle mówił do niej. Dotykał dłonią jej policzka i delikatnie pocierał kciukiem jej skórę.

Nagle zapytał o coś, co wymagało odpowiedzi i magia chwili prysnęła.

– Dlaczego? – zapytał cicho. – Dlaczego zrobiłaś to dzisiaj, ze mną?

Spięła się, słysząc to trudne pytanie. Westchnęła i wysunęła się z jego ramion. Owinęła się kocem leżącym na brzegu kanapy. Wiedziała o fizycznej intymności, jaką przynosi seks, ale nikt jej nie ostrzegł przed tym dziwnym, krępującym uczuciem następującym potem. Czuła się emocjonalnie naga, wyeksponowana, bez możliwości obrony. Czuła się niezręcznie.

– Ubierzmy się lepiej – powiedziała nerwowo. – Wtedy odpowiem ci na każde pytanie. Zaraz wracam.

W swoim pokoju Meredith włożyła niebiesko – biały szlafrok, zawiązała pasek i ciągle boso, zeszła na dół. Mijając zegar w hallu zerknęła na niego. Ojciec powinien być w domu za godzinę.

Matt rozmawiał przez telefon. Był ubrany, z wyjątkiem krawata, który wcisnął do kieszeni marynarki.

– Jaki tu jest adres? – zapytał. Podała mu go, a on przedyktował go w słuchawkę. – Taksówka będzie za pół godziny – powiedział. Podszedł do stolika stojącego przy kanapie. Podniósł swoją szklankę z brandy.

– Mogę cię jeszcze czymś poczęstować? – zapytała Meredith, bo wydało jej się, że dobra gospodyni powinna powiedzieć właśnie coś takiego do swojego gościa, kiedy wizyta zbliżała się ku końcowi. Albo może, zastanawiała się histerycznie, było to pytanie, jakie zwykły zadawać kelnerki?

– Chciałbym, żebyś odpowiedziała na moje pytanie – powtórzył. – Co spowodowało, że zrobiłaś to dzisiaj wieczorem?

Wydawało jej się, że słyszy napięcie w jego głosie, ale twarz miał zupełnie pozbawioną wyrazu. Westchnęła i odwróciła wzrok. Nieświadomie wodziła palcami po blacie biurka.

– Przez całe lata ojciec traktował mnie jak… jak nimfomankę, a ja nie zrobiłam nic, żeby na to zasłużyć. Kiedy dzisiaj wieczorem powiedziałeś, że musi być jakiś powód, dla którego on mnie tak „strzeże”, coś się we mnie przełamało. Zdecydowałam, że jeśli mam być traktowana jak latawica, to równie dobrze mogę w praktyce poznać, jak to jest być z mężczyzną. Jednocześnie zakiełkowała we mnie szalona myśl, żeby ukarać ciebie… i jego też. Chciałam, żebyś się przekonał, że nie miałeś racji.

Po kilku minutach złowieszczej ciszy Matt powiedział:

– Mogłaś mnie o tym przekonać, mówiąc po prostu, że twój ojciec jest tyranem i podejrzliwym draniem. Uwierzyłbym ci.

W głębi serca wiedziała, że to była prawda. Spojrzała na niego niepewnie. Zastanawiała się, czy gniew był jedynym powodem zainicjowania przez nią tego, co się właśnie stało. Może po prostu użyła swojego gniewu jako wybiegu, żeby doświadczyć intymnie, czym jest ten seksualny magnetyzm, który emanował z niego przez cały wieczór. Wykorzystanie. To było właściwe słowo. Czuła się w dziwny sposób winna. Wykorzystała człowieka, którego szalenie polubiła, po to, żeby odegrać się na ojcu. Zapadła przedłużająca się cisza. Wydawało się, że Matt ocenia to, co powiedziała, i to, czego nie powiedziała. Starał się zgadnąć, o czym myślała. Konkluzje, do jakich doszedł, nie zadowalały go najwidoczniej, bo nagle wstał, odstawił szklankę i spojrzał na zegarek.

– Przejdę się do końca alei.

– Odprowadzę cię do drzwi.

Były to uprzejme zdania wymienione między dwójką obcych ludzi, którzy mniej niż godzinę temu byli ze sobą w najbardziej intymny z możliwych sposobów. Kiedy wstawała zza biurka, uderzył ją bezsens tej sytuacji. W tym samym momencie jej bose stopy przykuły jego uwagę. Przeniósł wzrok zaraz na jej twarz, a potem na opadające do ramion włosy. Meredith, bosonoga, z rozpuszczonymi włosami i w długim szlafroku nie wyglądała wcale tak jak wcześniej w wydekoltowanej sukni wieczorowej i z upiętymi w kok włosami. Odgadła pytanie, zanim je jeszcze zadał.

– Ile masz lat?

– Niezupełnie tyle… ile myślisz, że mam. – Ile?

– Osiemnaście.

Oczekiwała, że w jakiś sposób na to zareaguje, ale tylko rzucił jej długie, twarde spojrzenie. Potem zrobił coś jej zdaniem bezsensownego. Odwrócił się, podszedł do biurka i napisał coś na skrawku papieru.

– To jest numer mojego telefonu w Edmunton – powiedział, podając go jej. – Jestem tam osiągalny przez następnych sześć tygodni. Potem Sommers będzie wiedział, gdzie mnie szukać.

Po jego wyjściu poszła na górę. Marszcząc brwi, patrzyła na trzymany w dłoni skrawek papieru. Jeśli w ten sposób Matt dawał jej do zrozumienia, że chciałby, żeby zadzwoniła do niego kiedyś, to zachował się arogancko, niegrzecznie i w sposób przykry dla niej. Było to też trochę upokarzające.

Przez cały następny tydzień, za każdym razem, kiedy dzwonił telefon, podskakiwała, bojąc się, że to może być Matt. Na samo wspomnienie rzeczy, które razem robili, twarz paliła ją ze wstydu. Chciała zapomnieć i to, i jego samego.

W następnym tygodniu już wcale nie chciała o tym zapomnieć. Kiedy poczucie winy rozwiało się i przestała się bać, że wszystko się wyda, złapała się na tym, że myśli o nim ciągle, przeżywa na nowo te same chwile i momenty, które jeszcze niedawno chciała zapomnieć. Wieczorami, leżąc w łóżku z twarzą wciśniętą w poduszkę, czuła jego usta na swoim policzku, na karku. Przywoływała w pamięci każde przepojone seksem czułe słówko, które jej szeptał. Na samo wspomnienie czuła dreszcze emocji. Myślała też o innych rzeczach. O tym, jak przyjemnie było jej z nim, kiedy rozmawiali w czasie spaceru w Glenmoor, o tym, jak śmiał się z rzeczy, które mówiła. Zastanawiała się, czy myślał o niej, i jeśli myślał, to dlaczego nie zadzwonił…

Kiedy i w kolejnym tygodniu nie odezwał się, stwierdziła, że najwyraźniej łatwo było mu ją zapomnieć. Widocznie wcale nie uważał jej za „podniecającą” i „wrażliwą”. Rozpamiętywała wielokrotnie wszystko, co powiedziała do Matta tuż przed jego wyjściem. Zastanawiała się, czy coś, co wtedy powiedziała, mogło być przyczyną jego milczenia. Brała pod uwagę ewentualność, że uraziła go, kiedy wyznała mu prawdę o tym, dlaczego się z nim przespała. Trudno było jednak w to uwierzyć. Matt Farrell nie wątpił ani trochę w swoją atrakcyjność seksualną. Już kiedy tańczyli ze sobą w pierwszych minutach ich znajomości, przedmiotem jego przekomarzania się z nią był seks. Bardziej prawdopodobne było to, że nie zadzwonił, bo uznał, że była za młoda, żeby zaprzątać sobie nią głowę.