– Jeślibym chociaż przez chwilę pomyślał, że ty możesz chcieć, żebym się odezwał, zadzwoniłbym już dawno.
Meredith była jednocześnie pełna niedowierzania i bolesnej nadziei. Przymknęła oczy. Starała się bez powodzenia uporządkować swoje odczucia. Wszystko było ekstremalne: rozpacz, ulga, nadzieja, radość.
– Uśmiechnij się! – zarządził ponownie Matt.
Był niesamowicie zadowolony, że ona najwyraźniej chciała kontynuować ich znajomość. Przed sześcioma tygodniami sądził, że Meredith w ostrym świetle dnia oceni na nowo całą sytuację i zdecyduje, że jego jednoczesny brak pieniędzy i pozycji towarzyskiej są przeszkodami nie do pokonania i uniemożliwiają kontynuowanie ich znajomości w jakiejkolwiek formie. Wydawało się, że nie podchodziła do sprawy w ten sposób. Westchnęła i dopiero kiedy się odezwała, Matt zorientował się, że stara się mimo wszystko rozchmurzyć, tak jak ją o to prosił. Z niepewnym uśmiechem, nadając głosowi posępne brzmienie, powiedziała:
– Masz zamiar być wielkim zrzędą?
– Myślę, że to powinno być moje zadanie.
– Jesteś pewien?
– Uhm – powiedział. – Będę zrzędliwym małżonkiem.
– Jacy są mężowie?
Spojrzał na nią z udawaną wyższością.
– Mężowie wydają rozkazy.
Jej uśmiech i głos kłóciły się wyraźnie z jej następnymi słowami.
– Chciałbyś się o to założyć?
Oderwał spojrzenie od jej kuszących ust i spojrzał w błyszczące oczy. Oczarowany nimi powiedział otwarcie:
– Nie.
I wtedy stało się coś, czego się najmniej spodziewał. Zorientował się, że Meredith płacze, zamiast się śmiać. Już sobie wyrzucał, że to z jego winy tak się dzieje, ale wtedy właśnie ona objęła go mocno i przyciągnęła do siebie. Leżał obok niej na łóżku, a ona ukryła twarz w zakolu między jego szyją a ramieniem. Pozwoliła mu się objąć, drżała cała. Kiedy po kilku minutach w końcu się odezwała, trudno mu było zrozumieć jej słowa zniekształcone przez łzy.
– Czy żona farmera musi robić przetwory i kisić różne rzeczy na zimę?
Matt stłumił śmiech i głaszcząc jej wspaniałe włosy powiedział:
– Nie musi.
– Dobrze, bo ja tego nie umiem robić.
– Nie jestem farmerem – przypomniał jej znowu. – Wiesz przecież o tym.
Prawdziwy powód jej rozpaczy ujawnił się razem z potokami łez pełnych głębokiego żalu.
– W przyszłym miesiącu miałam rozpocząć studia. Ja muszę studiować, Matt. Ja p – planowałam, że pewnego dnia zostano prezydentem.
Matt zaskoczony schylił głowę, starając się dostrzec jej twarz.
– To nie byle jaki cel – wyrwało mu się, zanim zdążył się powstrzymać. – Prezydent Stanów Zjednoczonych…
Ta ostatnia uwaga, wypowiedziana całkiem poważnym tonom spowodowała wybuch okraszonego łzami śmiechu z ust nieszablonowej kobiety, którą trzymał w objęciach.
– Nie Stanów Zjednoczonych, tylko domu handlowego! – poprawiła go, a wspaniałe oczy, którymi spojrzała na niego, były nagle pełne łez śmiechu, a nie rozpaczy.
– Dzięki Bogu i za to – zażartował. Tak bardzo chciał utrzymać jej dobry nastrój, że lekko traktował wypowiadane przez siebie słowa. – W ciągu najbliższych kilku lat mam zamiar stać się całkiem bogatym człowiekiem, ale kupienie ci prezydentury Stanów Zjednoczonych nawet wtedy mogłoby być poza moimi możliwościami.
– Dziękuję – szepnęła.
– Za co?
– Za to, że mnie rozśmieszyłeś. Nie płakałam tyle od czasu, kiedy byłam dzieckiem. Teraz wydaje mi się, że nie mogę przestać.
– Mam nadzieję, że nie śmiałaś się z tego, co powiedziałem o tym, że będę kiedyś bogaty.
Meredith wyczuła, że pomimo jego lekkiego tonu była to dla niego bardzo ważna sprawa. Spoważniała. W rysach jego twarzy dostrzegła zdecydowanie, inteligencję i trudne doświadczenia wyryte w szarych oczach. Życie nie dawało mu takich ułatwień, jakie oferowało młodym ludziom z jej sfery. Wyczuła instynktownie, że Matt Farrell ma tę rzadką siłę wewnętrzną, idącą w parze z nieprzepartą chęcią osiągnięcia celu. Wyczuła w nim coś jeszcze innego. Pomimo jego arbitralnej postawy życiowej i cynizmu, jaki w nim wychwyciła, była w nim ukryta gdzieś głęboko zdumiewająca łagodność. Dowodem na to było jego dzisiejsze zachowanie. To ona sprowokowała ich zbliżenie przed sześcioma tygodniami. Jej ciąża i to pospieszne małżeństwo na pewno w takim samym stopniu rujnowało jego życie, jak i jej. Pomimo to jednak ani razu nie wypomniał jej głupoty i lekkomyślności ani też nie powiedział, żeby „poszła do diabła”, kiedy prosiła go, żeby się z nią ożenił. A właściwie takiej właśnie reakcji się spodziewała.
Patrzyła na niego, a on wiedział, że ocenia jego możliwości zrealizowania tych planów. Zdawał sobie też sprawę z tego, jak dziwaczne mogą się jej one wydać. Zwłaszcza teraz. Tego wieczoru, kiedy ją poznał, przynajmniej wyglądał na człowieka sukcesu. Teraz wiedziała już, skąd pochodził; widziała go grzebiącego pod maską starej ciężarówki, z dłońmi umazanymi smarem. Zapamiętał ten nagły szok i niechęć malującą się na jej twarzy. Dlatego też teraz, patrząc w dół na jej śliczną twarz, oczekiwał, że zacznie się śmiać z jego zamierzeń. Nie, to nie byłby śmiech. Była zbyt dobrze wychowana, żeby zaśmiać mu się w twarz. Zniżyłaby się do jego poziomu, powiedziałaby coś protekcjonalnego, co on wyczułby natychmiast. Jej szczere oczy zdradziłyby jej prawdziwe myśli.
W końcu odezwała się cichym głosem, pełnym zastanowienia, ale i odrobinę żartobliwym:
– Masz zamiar zawojować cały świat, prawda?
– Zgadza się – potwierdził.
Był kompletnie zszokowany, kiedy Meredith Bancroft wyciągnęła dłoń i nieśmiało dotknęła napiętych mięśni jego szczęki, musnęła policzek. Teraz uśmiechały się też jej oczy, błyszczały. Miękko, ale z absolutnym przekonaniem w głosie szepnęła:
– Jestem pewna, Matt, że ci się to uda.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu; poczuł się oszołomiony dotykiem jej palców, bliskością jej ciała, wyrazem oczu. Przed sześcioma tygodniami podniecała go szaleńczo; teraz w ciągu kilku chwil ten ukryty pociąg wybuchnął z siłą, która kazała mu nachylić się i zagarnąć jej usta w mocnym, pełnym głodu pocałunku. Rozkoszował się nim, zaskoczony swoją własną gwałtownością i tym, że musiał zwolnić jego tempo i powoli nakłonić jej usta, żeby się uchyliły. Instynktownie wyczuł, że jej uczucia nie są tak pełne żaru jak jego. A kiedy jej usta w końcu uległy, był zaskoczony ogarniającym go przypływem triumfu. Stracił poczucie rzeczywistości; uniósł się i mocno przycisnął do niej całe swoje napięte ciało. Prawie jęknął, kiedy po kilku minutach oderwała się od niego i oparła dłońmi na jego piersi, odpychając go lekko od siebie.
– Twoja rodzina – wyrzuciła z siebie z desperacją. – Są na dole…
Matt niechętnie zdjął dłoń z jej nagiej piersi. Rodzina. Zapomniał o tym wszystkim. Wtedy, na dole, było jasne, że jego ojciec wyciągnął prawidłowy wniosek, co do powodu ich pospiesznego małżeństwa, i zupełnie błędnie ocenił, jakiego rodzaju kobietą była Meredith. Musiał zejść na dół i wyjaśnić to. Nie chciał utwierdzać ojca w błędnym przekonaniu, że Meredith była bezwartościową, bogatą pannicą, przez pozostawanie z nią teraz w tej sypialni. Był zdziwiony, że nie pomyślał o tym; bardziej jeszcze zaskoczyło go to, że przy niej zupełnie się nie kontrolował. Pragnął ją teraz posiąść szybko i całkowicie. Coś takiego nie zdarzyło mu się nigdy dotąd.
Odchylił do tyłu głowę, odetchnął głęboko, żeby opanować emocje, i wstał z łóżka, usuwając się z zasięgu pokusy. Oparł turnię o obramowanie łóżka i obserwował, jak poderwała się do pozycji siedzącej. Skrępowana, zerknęła na niego, próbując pospiesznie uporządkować ubranie. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, jak wstydliwie okrywa piersi, które jeszcze przed chwilą całował i pieścił.
– Zaryzykuję, że zabrzmi to skandalicznie – zauważył mimochodem – ale zaczyna mi się wydawać, że fikcyjne pobieranie się w naszym wypadku to nie tylko barbarzyństwo, ale rzecz wręcz niepraktyczna. To pewne, że jesteśmy sobą zainteresowani seksualnie. Spłodziliśmy dziecko. Może powinniśmy dać sobie szansę i spróbować żyć jak prawdziwe małżeństwo. – Wzruszając lekko szerokimi ramionami, z uśmiechem igrającym na ustach dodał: – Kto wie, może by się nam to spodobało.
Meredith nie byłaby bardziej zdziwiona, gdyby nagle wyrosły mu skrzydła i zacząłby fruwać po pokoju. Po chwili zdała sobie jednak sprawę, że on zaledwie rozpatruje to jako ewentualność, a nie sugeruje, żeby tak zrobić. Czuła urazę za jego nieprzemyślane słowa i jednocześnie dziwny rodzaj zadowolenia i wdzięczności, że w ogóle pomyślał o tym. Milczała.
– Nie musimy się spieszyć – wyprostował się i z łobuzerskim uśmiechem dodał: – Mamy kilka dni na podjęcie decyzji.
Wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął, całkowicie oszołomiona tempem, z jakim wyciągał wnioski, wydawał polecenia i zmieniał tematy rozmów. Matthew Farrell był kilkoma różnymi i zaskakująco odmiennymi osobowościami. Kim był, tak naprawdę, tego wcale nie była pewna. Wtedy wieczorem, kiedy się poznali, dostrzegła w nim lodowatą szorstkość; jednocześnie tej samej nocy śmiał się z jej żartów, spokojnie rozmawiał z nią o swoich sprawach, całował ją do nieprzytomności i kochał się z nią z pasją i nadzwyczajną czułością. Czuła jednak, że łagodność, jaką prawie zawsze jej okazywał, nie leżała w jego naturze i że nie mogła go niedoceniać. Była pewna, że on kiedyś stanie się siłą, z którą będzie trzeba się liczyć, bez względu na to, co zdecyduje się zrobić w przyszłości ze swoim życiem. Zasnęła myśląc, że on już jest kimś, z kim należy się liczyć.
To, co Matt powiedział ojcu, zanim Meredith zeszła na obiad, najwyraźniej odniosło skutek, bo wydawało się, że Patrick Farrell bez dalszych problemów zaakceptował fakt, że się pobierają. Mimo wszystko jednak posiłek ten byłby dla Meredith szarpiącym nerwy przeżyciem, gdyby nie sympatyczny potok słów Julie. Matt milczał przez cały czas i wydawał się zamyślony. Jednocześnie był w pokoju osobą dominującą i nawet rozmowę zdominował samą swoją obecnością.
"Raj" отзывы
Отзывы читателей о книге "Raj". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Raj" друзьям в соцсетях.