To Patrick Farrell powinien pełnić funkcję pana tego domu, ale najwyraźniej przekazał ją Mattowi. Patrick był szczupłym, zamyślonym człowiekiem. Jego twarz nosiła ślady intensywnych przeżyć i tragedii. Kiedy tylko zachodziła konieczność podjęcia jakiejś decyzji, zwracał się do Matta. W oczach Meredith był on jednocześnie godnym pożałowania i przerażającym człowiekiem. Miała wrażenie, że w dalszym ciągu nie bardzo ją lubi.
Wydawało się, że Julie jest pogodzona z rolą kucharki i sprzątaczki w tym domostwie. Była żywa jak iskierka z czwartolipcowych fajerwerków. Każda jej myśl wystrzeliwała natychmiast w potoku entuzjastycznych słów. Uwielbiała Matta. Było to oddanie bardzo widoczne i całkowite; zrywała się, żeby podać mu kawę, radziła się go, słuchała tego, co mówił, jakby były to słowa zsyłane przez samego Pana Boga. Meredith starała się z desperacją nie myśleć o swoich własnych problemach i zastanawiała się, jak Julie potrafiła utrzymać swój entuzjazm i optymizm w miejscu takim jak to. Wydawało jej się dziwne, że dziewczyna tak inteligentna jak Julie poświęcała ochoczo to, co mogłaby osiągnąć w życiu dla opieki nad ojcem; sądziła, że takie właśnie były plany Julie. Meredith była tak pochłonięta tymi rozmyślaniami, że dopiero po chwili zorientowała się, że Julie mówi do niej.
– W Chicago jest dom towarowy: „Bancroft” – powiedziała. – Widuję czasami ich reklamy w „Siedemnastolatce”, ale najczęściej w „Vogue”. Mają fantastyczne rzeczy. Kiedyś Matt kupił mi u nich jedwabną apaszkę. Bywasz tam?
Meredith skinęła głową. Na wspomnienie o sklepie jej uśmiech bezwiednie nabrał ciepła, ale nie kontynuowała tego lematu. Nie nadarzyła się dotąd odpowiednia chwila, żeby powiedzieć Mattowi o jej powiązaniu z „Bancroftem”. Nie chciała poruszać tej sprawy tutaj, zwłaszcza że Patrick już tak źle zareagował na jej samochód. Niestety, Julie zadając następne pytanie, nie pozostawiła jej możliwości wyboru.
– Czy jesteś może w jakiś sposób spokrewniona z tymi Ban – Bancroftami?
– Jestem.
– Czy to bliskie pokrewieństwo?
– Dosyć bliskie – powiedziała, mimo wszystko trochę rozbawiona błyskiem fascynacji w wielkich szarych oczach Julie.
– Jak bliskie? – zapytała Julie, odkładając widelec i wpatrując się w nią. Filiżanka Matta zastygła w połowie drogi do jego ust. On też przyglądał się Meredith. Patrick Farrell, marszcząc brwi, odchylił się do tyłu na swoim krześle.
Meredith, z cichym westchnieniem rezygnacji przyznała:
– Mój prapradziadek był założycielem tego sklepu.
– To fantastyczne. Wiesz, co mój prapradziadek zrobił?
– Co? – zapytała Meredith i nawet nie spojrzała na Matta, żeby zobaczyć, jak zareagował na tę rewelację, tak wciągnął ją zaraźliwy entuzjazm Julie.
– Imigrował tutaj z Irlandii i założył hodowlę koni – powiedziała Julie, wstając i biorąc się za sprzątanie ze stołu.
Meredith podniosła się, żeby jej pomóc. Uśmiechnęła się.
– Mój był koniokradem. – Za jej plecami obaj mężczyźni wzięli swoje filiżanki z kawą i przenieśli się do saloniku.
– Naprawdę był koniokradem? – zapytała Julie, napełniając zlew wodą z płynem do mycia. – Jesteś pewna?
– Absolutnie – potwierdziła Meredith, z uporem starając się nie patrzeć za odchodzącym Mattem. – Powiesili go za to.
Przez jakiś czas pracowały w przyjaznej ciszy, którą przerwała Julie.
– Przez następnych kilka dni tata będzie pracował codziennie po dwie zmiany. Ja dzisiaj zostaję na noc u koleżanki. Będziemy się uczyć. Ale rano będę na czas, żeby przygotować śniadanie.
Meredith zdziwiła się i nie od razu dotarło do niej, że tego wieczoru najwyraźniej będzie z Mattem sam na sam.
– Uczyć się? Nie masz teraz wakacji?
– Chodzę do szkoły letniej. Dzięki temu będę mogła zrobić maturę w grudniu, w dwa dni po tym, jak skończę siedemnaście lat.
– To wcześnie na robienie matury.
– Matt miał szesnaście lat…
– Och – wyrwało się Meredith. Zastanawiała się nad poziomem wiejskiego systemu nauczania, który pozwala wszystkim zdawać maturę w tak młodym wieku. – Co masz zamiar robić po maturze?
– Chcę studiować. Chciałabym się specjalizować w naukach przyrodniczych. Jeszcze nie zdecydowałam, co to będzie dokładnie. Prawdopodobnie biologia.
– Naprawdę?
Julie skinęła głową i powiedziała z dumą:
– Mam pełne stypendium. Matt czekał z wyjazdem do teraz, bo chciał się upewnić, że sobie poradzę. Ale to tylko wyszło mu na dobre, bo kiedy czekał, aż ja dorosnę, miał okazję skończyć studia podyplomowe. Mimo wszystko musiał jednak zostać w Edmunton i jednocześnie pracować, żeby spłacać rachunki za leczenie mamy.
Meredith energicznie odwróciła się do niej słysząc to i patrzyła zaskoczona.
– Matt miał okazję skończyć co?
– Skończyć studia podyplomowe, no wiesz, zdobyć dalszy tytuł naukowy w administracji handlowej. To można zrobić, jak się już ma zwykły tytuł magistra – wyjaśniła jej. – Matt najpierw zrobił dwa inne fakultety: z ekonomii i finansów. Mamy niezłe głowy w naszej rodzinie. – Nagle zorientowała się, jak zaskoczona jest Meredith. Przestała mówić i po chwili zastanowienia spytała: – Ty… ty nic nie wiesz o Matcie, prawda?
Wiem tylko, jak całuje i jak się kocha – ze wstydem pomyślała Meredith.
– Niewiele – przyznała cicho.
– To nie twoja wina. Większość ludzi uważa Matta za skrytego człowieka, a wy dwoje znacie się właściwie tylko dwa dni. – Zabrzmiało to okropnie i Meredith odwróciła się, nie mogąc spojrzeć jej w twarz. Wzięła do ręki kubek i zaczęła go myć. – Meredith – powiedziała Julie zaniepokojona, starając się dojrzeć jej odwróconą twarz. – Nie ma się czego wstydzić, to znaczy, to nic wielkiego dla mnie, że jesteś w ciąży.
Meredith upuściła kubek. Potoczył się po linoleum aż pod zlew.
– To naprawdę nic takiego! – powtórzyła Julie. Schyliła się i podniosła go.
– Czy Matt powiedział ci, że jestem w ciąży? – wydusiła z siebie Meredith. – Czy ty sama się zorientowałaś?
– Matt powiedział to w rozmowie w cztery oczy naszemu ojcu, a ja to podsłuchałam, chociaż domyślałam się tego już wcześniej.
– Cudownie – jęknęła Meredith, pogrążając się w upokorzeniu.
– Wszystko było takie proste – powiedziała Julie – to znaczy, zanim Matt powiedział tacie wszystko o tobie. Zaczynałam się czuć, jakbym to ja była jedyną żyjącą na tym świecie dziewicą, mającą skończone szesnaście lat.
Meredith przymknęła oczy. Czuła zawroty głowy z powodu gwałtownych zwrotów tej ujawniającej tyle nowych rzeczy konwersacji. Była zła, że Matt tak dogłębnie dyskutował jej sprawy z ojcem.
– Oni dwaj musieli odbyć całkiem niezłe plotkarskie posiedzenie – powiedziała cierpko.
– Matt nie plotkował na twój temat! Chciał, żeby tata zrozumiał, że jesteś porządną dziewczyną. – Meredith poczuła się o wiele lepiej. Julie, widząc to, zmieniła trochę temat. – W tym roku u mnie w szkole, w równoległych z moją klasach, trzydzieści osiem dziewcząt na dwieście jest w ciąży. Prawdę mówiąc – zwierzała się trochę przygnębiona – ja nigdy nie musiałam się o to martwić. Większość chłopaków boi się mnie nawet pocałować.
Czując, że należało coś powiedzieć, Meredith zapytała:
– Dlaczego?
– To z powodu Matta – odparła krótko Julie. – Każdy chłopak w Edmunton wie, że Matt Farrell to mój brat. Oni wiedzą, co Matt by im zrobił, gdyby się dowiedział, że próbowali czegokolwiek ze mną. Jeśli chodzi o ochronę czci kobiecej – dodała z westchnieniem śmiejąc się – to mieć Matta w pobliżu to tak jakby nosić stale pas cnoty.
– To dziwne – powiedziała Meredith, zanim zdołała się powstrzymać – ale nie sądzę, żeby to akurat było prawdą.
Julie wybuchnęła śmiechem i Meredith nagle zaczęła śmiać się razem z nią.
Po chwili dołączyły do mężczyzn w pokoju. Meredith przygotowywała się na spędzenie przed telewizorem kilku pełnych skrępowania godzin. Julie jednak znowu przejęła inicjatywę.
– Co będziemy robić? – zapytała, patrząc wyczekująco na Matta i Meredith. – Już wiem. Co powiecie na jakąś grę? Karty? Nie, mam pomysł, to musi być coś naprawdę głupiego… – Odwróciła się w stronę półek i zaczęła wodzić palcem po kilku leżących tam grach. – Monopol? – powiedziała, patrząc przez ramię.
– Na mnie nie liczcie – powiedział Patrick. – Wolę obejrzeć ten film.
Matt nie miał najmniejszej ochoty na gry, szczególnie na te. Był już o krok od zasugerowania, żeby poszli obydwoje z Meredith na spacer. Uświadomił sobie jednak, że ona potrzebuje teraz odrobiny wytchnienia od wszelkich napięć. Ich rozmowa na zewnątrz na pewno by takim wytchnieniem nie była. Co więcej, wydawało mu się, że Meredith znalazła z Julie wspólny język i chyba czuła się dobrze w jej towarzystwie. Skinął więc głową, próbując wyglądać na zadowolonego tą perspektywą. Zerknął na Meredith, żeby to ona zdecydowała. Nie wyglądała ani trochę bardziej entuzjastycznie, niż on się czuł, ale uśmiechnęła się i też skinęła głową.
Matt w dwie godziny później uznał, że Monopol był strzałem w dziesiątkę. Zupełnie niespodziewanie i z powodów niczym nie dających się usprawiedliwić zajęcie to nawet jemu sprawiało przyjemność. Z Julie w roli podżegaczki gra przekształciła się natychmiast w rodzaj farsy. Dziewczęta próbowały wszystkiego, żeby pokonać go w zgodzie z regułami gry. Kiedy to im się nie udało, zaczęły oszukiwać. Dwukrotnie złapał Julie na „kradzieży” pieniędzy, które on już wygrał. Teraz z kolei Meredith wymyślała skandaliczne powody, żeby nie płacić mu jego należności.
– Należy mi się tysiąc czterysta.
– Nie należy ci się – powiedziała z uśmiechem zadowolenia. Wskazała na małe plastikowe hotele, które umieścił na swoim terenie. Jeden z nich przesunęła palcem. – Ten hotel narusza moją własność. Wybudowałeś go na moim terenie, więc to ty jesteś mi coś winien.
– Dopiero „naruszę twoją własność” – zagroził z cichym uśmieszkiem – jeśli nie oddasz moich pieniędzy.
"Raj" отзывы
Отзывы читателей о книге "Raj". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Raj" друзьям в соцсетях.