– Nie, daj spokój. Wyglądałabym idiotycznie.

Wyjął perły z gablotki i nałożył jej na szyję. Zapiął je z namaszczeniem chirurga, po czym odstąpił krok, by ocenić efekt.

Z wściekłością stwierdziła, że odczuwa pewne oznaki syndromu Kopciuszka. Psiakrew, cały ten cholerny jacht i apartament, perły i helikopter, naprawdę zrobiły na niej wrażenie. Dobrze wiedziała, że jest kolejną z całego szeregu panienek kuszonych w ten sam sposób, a nie miała na to najmniejszej ochoty. Bulgotały w niej wszystkie te kretyńskie, złudne uczucia, które w podobnych sytuacjach prawie każda dziewczyna odczuwa. „Jestem inna – wmawiała sobie – podoba mi się nie z powodu pieniędzy, podoba mi się sam w sobie, potrafię go zmienić”. Jednocześnie jednak już się widziała na jachcie, uwielbiana i adorowana, nurkująca w wodzie bez żadnych ograniczeń czasowych i dodatkowych opłat za wypożyczenie sprzętu, wyłaniająca się spod prysznica, by ozdobić szyję perłami Audrey Hepburn.

„Przestań”, upomniała samą siebie w myślach. „Rób to, po co się tu zjawiłaś.»Pierre Bin Feramo«, miała ochotę wrzasnąć.»Może byśmy wreszcie wyłożyli kawę na ławę? Kusisz mnie czy raczej zamierzasz mnie spławić? Jesteś terrorystą czy playboyem? Myślisz, że chciałam na ciebie nasłać FBI?«.” Tak jest, do ciężkiej cholery, rozprawi się z nim i przyciśnie go do muru.

– Pierre… – zaczęła. – A może raczej powinnam zwracać się do ciebie M… M… – Nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. – Mustafa? – Przez to całe napięcie popadała z wolna w histerię.

Spojrzał na nią ze złością, co tylko rozśmieszyło ją jeszcze bardziej. Czuła się jak dziecko obrażające Osamę Bin Ladena.

– Olivio – rzekł oschle. – Jeżeli natychmiast nie przestaniesz, będę musiał cię ukamienować.

– I co? Zakopać po szyję w piasku na pustyni?

– Chyba podejrzewasz, że mam zamiar wynająć cię jako zamachowca samobójcę. – Nachylił się ku niej tak blisko, że czuła na twarzy jego oddech.

Wstała i chcąc się uspokoić, zaczęła oglądać w gablotce statuetkę Oscara oraz egipskie przybranie głowy.

– Dlaczego mnie okłamałeś? – spytała, nie odwracając się.

Nie odpowiedział. Obróciła się ku niemu.

– Dlaczego mówiłeś, że jesteś Francuzem? W i e d z i ałam, że jesteś Arabem.

– Naprawdę? – Wydawał się zupełnie spokojny, wręcz rozbawiony. – Wolno spytać skąd?

– Cóż, po pierwsze, twój akcent. Po drugie, słyszałam, jak mówiłeś shukran.

Znowu chwila milczenia.

– Znasz arabski?

– Tak, jak już ci mówiłam, byłam w Sudanie. Bardzo mi się tam podobało… ale głównie chodzi o twoje buty i skarpetki.

– Buty i skarpetki?

– Cienkie jedwabne skarpetki i lśniące mokasyny – takie noszą arabscy szejkowie.

– Będę musiał to zmienić.

– Tylko jeśli zależy ci na ukryciu swojego pochodzenia. Czy w twoim mieszkaniu to był meczet?

Oczy ukryte pod na wpół przymkniętymi powiekami nie zdradzały niczego.

– Tak naprawdę to pokój-schron. Wydawał mi się idealny do kontemplacji w samotności. A co do pewnej, ujmijmy to, nieścisłości w kwestii mojego pochodzenia, chciałem uniknąć ograniczeń, jakie niesie ze sobą stereotypowe myślenie. Nie każdy tak jak ty pozytywnie podchodzi do naszej kultury i religii.

– Czy to nie tak jak politycy udający, że nie są pedałami – przez co sugerują, że w byciu pedałem jest coś nie w porządku?

– Chcesz powiedzieć, że wstydzę się, że jestem Arabem?

W jego głosie pojawił się ton histerii – pierwsza delikatna oznaka utraty panowania nad sobą.

– Nie, po prostu chcę wiedzieć, czemu kłamałeś.

Wbił w nią swoje ciemne, wymowne oczy.

– Szczycę się tym, że jestem Arabem. Nasza kultura jest najstarsza i najmądrzejsza na świecie. Nasze prawa są prawami duchowymi, a mądrość naszych przodków leży u podstaw naszych tradycji. Kiedy jestem w Hollywood, wstydzę się – nie swojego pochodzenia, ale świata, jaki widzę wokół siebie: arogancji, ignorancji, próżności, chciwości, kultu ciała i młodości, seksu uprawianego dla zdobycia sławy i korzyści finansowych, pożądania nowego przy jednoczesnym lekceważeniu tego, co stare. Ta płytkość, o której żartem wspominałaś, że jest urocza, tak naprawdę wcale nie jest słodka. To zgnilizna w dojrzałym owocu.

Olivia stała bez ruchu, kurczowo ściskając torebeczkę i myśląc o ukrytym w niej nożu. Wyczuwała, że wystarczy jedno błędne słowo, niewłaściwy gest, a cała ta starannie kontrolowana wściekłość wymknie się spod kontroli.

– Dlaczego najbogatsze społeczeństwa świata są jednocześnie najbardziej nieszczęśliwe? – ciągnął Pierre.

– To dość dziwne uogólnienie – rzuciła swobodnie, starając się rozładować nieco napięcie. – Przecież do tych najbogatszych należą też społeczeństwa arabskie. Arabii Saudyjskiej wiedzie się chyba nie najgorzej, prawda?

– Arabia Saudyjska, też coś!

Najwyraźniej toczył jakąś własną, prywatną wojnę. Odwrócił się, po czym – już całkowicie opanowany – spojrzał na nią.

– Wybacz mi, Olivio – rzekł łagodniejszym tonem. – Ale kiedy jestem w Ameryce, czasami czuję się… dotknięty… przez ignorancję i uprzedzenia, z którymi tak często mam do czynienia i które mnie obrażają. Ale starczy już tego. Chodźmy. Nie pora dzisiaj na podobne dyskusje. Noc jest taka piękna i najwyższy czas, żebyśmy coś zjedli.

21

Boże, Pierre Feramo naprawdę umiał pić. Po jednym martini, butelce szampana Cristal, butelce Pomerol rocznik '82 i prawie całym Chassagne-Montrachet rocznik '96, do deseru zażądał Reioto della Valpolicella. U większości ludzi oznaczałoby to problem alkoholowy. Jak na muzułmanina było to co najmniej dziwaczne. „Załóżmy jednak – pomyślała sobie Olivia – że przez większość życia Feramo nie wypił ani kropli alkoholu. Zaczął dopiero niedawno, dla zmylenia przeciwnika. Skąd więc miałby wiedzieć, że ma problem? Skąd wiedziałby, że na ogół nie pije się w takich ilościach?”

– Zdawało mi się, że muzułmanie nie piją alkoholu? – zaryzykowała.

Musiała przyznać, że bardzo się najadła. Posiłek był wprost wyśmienity: eskalopki z purée ze świeżego groszku z białą oliwą z trufli, morski okoń w lekkim sosie curry z ravioli z dyni, brzoskwinie pieczone w czerwonym winie z lodami waniliowymi.

– Ach, to zależy, to zależy – rzekł niejasno, dolewając sobie wina. – Można to różnie interpretować.

– Nurkujesz z tej łodzi?

– Z akwalungiem? Tak. Chociaż nie, w zasadzie nie tutaj i nie osobiście. Jest za zimno. Ja lubię nurkować na Karaibach, na rafie przy Belize i w Hondurasie, no i w Morzu Czerwonym. A ty? Nurkujesz? -

Nachylił się, by dolać jej wina, nie zauważając nawet, że kieliszek miała pełny.

– Och, wprost uwielbiam. Jeszcze przed przyjazdem tutaj zastanawiałam się, czy nie zaproponować „Elan” artykułu o nurkowaniu: nurkowanie z dala od utartych szlaków. Belize, Honduras. Myślałam też o Morzu Czerwonym i Sudanie.

– Olivio! – wykrzyknął, unosząc dramatycznym gestem rękę. – Musisz przyjechać do mojego hotelu w Hondurasie. Nalegam. Nic nie może się równać się z nurkowaniem na Bay Islands. Mamy tam skały, które opadają na trzysta metrów, niesamowite kręte tunele, najrzadsze okazy podwodnej fauny. Twoje pismo musi się zgodzić na ten artykuł. A potem Sudan. Tam jest wprost cudownie, widoczność najlepsza na świecie. Wszystko dziewicze, nieskażone. Musisz to zrobić. I to od razu. Ja wyjeżdżam do Hondurasu jutro. Zadzwoń do redakcji i przyjedź jako mój gość.

– Cóż, jest pewien problem – powiedziała.

– Problem?

– Zwolnili mnie.

– Zwolnili cię?

Bacznie mu się przyglądała, starając się odgadnąć, czy nie udaje.

– Właśnie. Ktoś z twojego biura PR zadzwonił do redakcji i poskarżył, że dzwoniłam do FBI, żeby cię sprawdzili.

Przez moment był kompletnie ogłupiały, zaraz jednak odzyskał panowanie nad sobą.

– Ty? Dzwoniłaś do FBI? Przecież to idiotyczne.

– Otóż to. Nigdzie nie dzwoniłam. Ale ktoś założył w moim pokoju podsłuch i usłyszał, jak mówię sama do siebie. Posłuchaj, Pierre. – Nachyliła się ku niemu. – Będę z tobą szczera. Po tym, co stało się w Miami, miałam wobec ciebie pewne podejrzenia. Kiedy byliśmy u ciebie na dachu, bardzo się upierałeś, żebym następnego dnia rano nie szła do OceansApart. A kiedy statek wyleciał w powietrze, natychmiast wyjechałeś z miasta. Powiedziałeś mi, że jesteś Francuzem, a potem usłyszałam, jak mówisz po arabsku. Trochę mnie poniosło i zaczęłam mówić sama do siebie – no wiesz, taka wyimaginowana rozmowa, pewnie dlatego, że tyle czasu spędzam samotnie. Nie wiem tylko, kto mi założył ten podsłuch.

– Jesteś pewna, że tam był?

– Tak, znalazłam pluskwę w gniazdku telefonicznym.

Nozdrza mu zadrżały.

– Najdroższa Olivio – rzekł w końcu. – Ogromnie mi przykro, że do tego doszło. Nie mam pojęcia, nawet nie potrafię sobie wyobrazić, kto mógłby zrobić coś takiego, ale – jak sama wiesz – żyjemy w dość paranoicznych czasach.

– Tak. I rozumiesz, dlaczego…

– Ależ oczywiście. Jesteś dziennikarką i lingwistką. Masz dociekliwy umysł. Pewnie sam zacząłbym snuć podejrzenia. Z drugiej jednak strony zakładam, że gdybyś ty miała je dalej, nie byłoby cię tu dzisiaj ze mną.

– Masz rację, byłoby to raczej dziwne – odparła Olivia, starając się nie skłamać.

– A teraz jeszcze straciłaś pracę.

– Cóż, trudno to nazwać pracą. Ale wynika z tego, że twoje biuro prasowe rozzłościło się nie na żarty.

– Natychmiast się tym zajmę. Zapisz mi dane swojej redakcji, a ja zadzwonię do nich z samego rana. Naprawdę ogromnie mi przykro, że musiałaś przez to wszystko przechodzić.

„Matko Boska – pomyślała – chyba się w tobie zakochuję. Nawet jeśli jesteś terrorystą. Jestem jak te działaczki akcji charytatywnych, które zakochują się w przywódcach rebeliantów, albo jak porwane, które zakochują się w porywaczach. Cierpię na syndrom sztokholmski. I w końcu pokażą mnie w Woman's Hour”.