– Olivio, przecież to nie ma znaczenia. Będziesz moim gościem. Wszystko zorganizuję.
– Nie, nie, na to nie mogę się zgodzić, przecież już ci tłumaczyłam. Och, i bardzo ci dziękuję, że tak gościnnie przyjąłeś mnie w Hondurasie.
– Mimo że musiałem cię porwać, aby móc to zrobić?
– No…
– Olivio, zaraz mam samolot. Muszę kończyć, ale zadzwonię do ciebie z Kairu. Czy jutro mniej więcej o tej samej porze złapię cię pod tym samym numerem?
– Tak.
– Poczekaj chwilę. Podam ci numer do moich agentów w Niemczech, którzy zajmują się moimi podwodnymi operacjami. Zorganizują ci przelot do Sudanu i załatwią wizy. Masz czym pisać?
W jej stronę wystrzeliły cztery różne przybory do pisania. Olivia wybrała zabytkowego złotego parkera profesora Widgetta.
– Muszę już kończyć. Do widzenia, saqr.
Scott Rich na migi pokazał jej, żeby jeszcze nie kończyła rozmowy.
– Poczekaj. Kiedy będziesz w Sudanie? Nie chciałabym przyjechać i cię nie zastać.
– Będę w Port Sudan pojutrze. We wtorek jest lot z Londynu przez Kair. Polecisz nim?
– Zastanowię się – roześmiała się Olivia. – Jesteś taki dramatyczny.
– Do widzenia, saqr.
Rozłączył się.
Obróciła się do reszty, starając się ukryć uśmieszek, który cisnął się jej na twarz.
Scott i technik wciąż jeszcze przyciskali różne guziczki. Widgett posłał jej przelotny, pełen aprobaty i nieco lubieżny uśmiech.
– Rich?! – wrzasnął. – Przepraszaj.
– Przepraszam – powiedział Scott Rich, nie podnosząc wzroku.
Kiedy skończył to, czym się zajmował, obrócił się razem z krzesłem i spojrzał na nią poważnie.
– Przepraszam, Olivio.
– Dziękuję – powiedziała. Po czym czując, jak opada w niej napięcie, w nagłym przypływie życzliwości, dodała: – Lubię ludzi, którzy potrafią przeprosić wprost, nie owijają w bawełnę i nie plotą głodnych kawałków w stylu: „Wybacz, jeśli przeze mnie poczułaś się…”, a jednocześnie za plecami krzyżują palce, żeby przeprosiny, które tak naprawdę mnie obarczają winą za błędną ocenę sytuacji, nie były ważne.
– Doskonale – powiedział Widgett. – A teraz pytanie, które od zawsze prześladuje każdego szpiega, Olivio – czy on mówił prawdę? Prawdę?
– Wiem – odparła Olivia. – Po co dzwonił z telefonu komórkowego i mówił, że jedzie do Sudanu, jeżeli jest terrorystą? Prawdziwym terrorystą?
– Zawsze twierdziłam, że nim nie jest – odezwała się Suraya. – To playboy, który bawi się w szmugiel, ale nie terrorysta.
– Znalazłeś coś jeszcze na tych zdjęciach? – Widgett spytał Scotta.
– Nie. Nic. Żadnych powiązań z Al-Kaidą.
– Jest coś, czego wam nie powiedziałam – rzekła Olivia.
Spojrzały na nią chłodne szare oczy.
– Mianowicie?
– No właśnie. Chyba powinniście sprawdzić jego matkę. Wydaje mi się, że może być Europejką, może w jakiś sposób powiązaną z Hollywood. No wiecie, ojciec Sudańczyk albo Egipcjanin, matka Europejka, która być może nawet zmarła, kiedy był jeszcze dzieckiem.
– Skąd te przypuszczenia, Olivio?
– Cóż, wspominał o swojej matce, i jeszcze… hm, czasem dziwnie się do mnie odnosił, jakbym mu kogoś przypominała. A kiedy się żegnaliśmy na Roatán, to… – Wykrzywiła twarz. – Chwycił mój palec, wsadził go sobie do ust i zaczął go ssać jak szaleniec, jakby mój palec był sutkiem, a on zagłodzonym prosiaczkiem.
– Jezu Chryste – jęknął Scott Rich.
– Coś jeszcze? – spytał Widgett.
– W zasadzie tak. Jest jeszcze coś. Feramo jest alkoholikiem.
– Co takiego?
– Jest alkoholikiem. On sam nie ma o tym pojęcia, ale to fakt.
– Przecież to muzułmanin – przypomniał im Scott Rich.
– To Takfiri – powiedziała Olivia.
Nadeszła pora kolacji. Gdy pozostali zbierali się do wyjścia, Olivia siedziała skulona przy stole i myślała o rozmowie z Feramo. Widgett, z lekko wykrzywionymi ustami, usiadł naprzeciwko. Zawsze wyglądał tak, jakby ten świat napawał go obrzydzeniem, co Olivii niezmiernie się podobało.
– Twoja uczciwość to łyżka dziegciu w beczce miodu – wychrypiał. Oczy miał zimne jak u ryby. Nagle błysnęło w nich ożywienie. – I dlatego jesteś dobrym szpiegiem. – Nachylił się przez stół, marszcząc nos. – Ludzie ci ufają, a to oznacza, że możesz ich wywieść w pole.
– Podle się czuję – powiedziała.
– I dobrze, do cholery! – odparł. – Zawsze tak się czuj. Największym zagrożeniem ludzkości są ludzie dobrzy, których korumpuje wiara we własną dobroć. Jak już zwalczysz wszystkie swoje grzechy, zostaje duma, a ona cię zgubi. Człowiek dochodzi do wniosku, że jest dobry, ponieważ podejmuje dobre decyzje. Następnie zaczyna wierzyć, że każda decyzja, którą podejmuje, musi być dobra, bo jest przecież dobrym człowiekiem. I tak dochodzimy do Bin Ladena i ataku na Twin Towers, i do Tony'ego Blaira, i jego najazdu na Bagdad. Większość wojen na świecie wywołują ludzie, którzy wierzą, że mająBoga po swojej stronie. Zawsze trzymaj z ludźmi, którzy wiedzą, że mają wady i bywają śmieszni.
46
Zaczęło się odliczanie. Na najwyższych szczeblach po obu stronach Atlantyku zawrzało, a cała operacja nabrała rozpędu. Olivia w ciągu trzech dni musiała przygotować się do wyjazdu. Przechodziła przyspieszone i intensywne szkolenie z zasad działalności szpiegowskiej, znajomości broni, specjalistycznego sprzętu i przetrwania na pustyni.
Znajdowali się w dawnej jadalni dla służby, gdzie na ogromnym stole zostało rozłożone całe wyposażenie Olivii. Ona sama dokładnie oglądała podróżną suszarkę do włosów, w której dyszy nagrzewającej ukryto ampułki ze środkiem paraliżującym.
– A prawdziwa suszarka?
Profesor Widgett westchnął.
– Wiem, że sporo pan się natrudził, profesorze – powiedziała Olivia. – Ale problem w tym, że nie mam czym suszyć sobie włosów.
– Hmm. Rozumiem, o co ci chodzi. Czy możemy założyć, że podróżujesz z dwoma suszarkami?
Olivia pokręciła z powątpiewaniem głową.
– Raczej nie. A nie moglibyście tego środka paraliżującego ukryć, dajmy na to, w lokówce albo w rozpylaczu perfum?
Ktoś prychnął zniecierpliwiony. Przestraszona Olivia podniosła wzrok. O drzwi stał oparty Scott Rich i uśmiechał się złośliwie.
– Moja droga Olivio – przemówił profesor Widgett, całkowicie ignorując Scotta. – Staraliśmy się jak najlepiej przygotować wszystko, co kobiecie może się przydać w podróży i tak dalej, ale to jest operacja pustynna. Czy jesteś absolutnie pewna, że normalnie podczas takiej ekspedycji nie mogłabyś się obyć bez suszarki?
– Cóż, może bym i mogła, ale nie w sytuacji, kiedy mam uwieść szefa komórki Al-Kaidy – wyjaśniła cierpliwie.
– Chyba kompletnie ci odbiło – odezwał się Scott, odrywając się od drzwi z wyraźnym zamiarem włączenia się do dyskusji.
– Cóż, dobrze wam obu mówić – powiedziała, przyglądając się łysej czaszce Widgetta i krótko obciętym włosom wciąż uśmiechającego się złośliwie Scotta Richa.
– Faceci lubią, jak kobieta wygląda naturalnie.
– I tu się mylisz – rzekła Olivia. – Chcą, żeby kobiety wyglądały jak wyglądają, kiedy już skończą układać włosy i malować się, żeby wyglądać naturalnie. Naprawdę uważam, że w tej sytuacji suszarka jest znacznie ważniejsza od wszystkich środków paraliżujących.
– Dobrze, Olivio. Przyjmuję twoją argumentację – powiedział szybko Widgett. – Poszukamy jakiejś alternatywy.
Miała wrażenie, że ustępuje jej tak łatwo, ponieważ poświęcając ją, czuje się winny, co wcale nie dodało jej otuchy.
– Tak – mówił dalej Widgett. – Mam tutaj listę tego, co zwykle ze sobą zabierasz, i zrobiliśmy wszystko, żeby to, co przygotowaliśmy, wyglądało jak najbardziej prawdziwie. – Chrząknął. – Kosmetyki: błyszczyk do ust, konturówka do ust, balsam do ust, cienie do powiek, konturówka do oczu, pędzle, róż, korektor, puder: matujący – zatrzymał się na chwilę – puder: „rozjaśniający blask”, tusz do rzęs: „promienne spojrzenie”, zalotka.
– Jezu Chryste – nie wytrzymał Scott.
– To wszystko jest w bardzo małych opakowaniach – rzekła Olivia obronnym tonem.
– No właśnie, niestety – westchnął Widgett. – Staramy się, żeby to wszystko wyglądało na pozór identycznie z tym, co normalnie ze sobą zabierasz, ponieważ jego ludzie bez wątpienia sprawdzili wszystko dokładnie w obu Amerykach, ale gdyby rozmiary mogły być normalne, poradzilibyśmy sobie znacznie lepiej. No, idźmy dalej: perfumy, balsam do ciała, pianka, szampon, odżywka.
– Przecież to wszystko dają w hotelu – zauważył Scott Rich.
– Tak, ale po hotelowych szamponach włosy są okropne. A poza tym nie jadę przecież do hotelu, tylko do namiotu.
– Więc możesz używać oślego mleka.
– Sprzęt mechaniczny – kontynuował niewzruszony Widgett. – Sprzęt umożliwiający przetrwanie, krótkofalówka, miniaturowy cyfrowy aparat, lunetka i ubrania: skarpetki, kostium kąpielowy i – Rich, oszczędź nam komentarza – bielizna.
– I biżuteria, i dodatki – dodała nerwowo Olivia.
– Naturalnie, naturalnie. Tak jest – powiedział i przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, by włączyć światło. – Na podstawie tego wszystkiego zebraliśmy całkiem pokaźny arsenał. Szczerze powiedziawszy, przygotowanie czegoś takiego w damskim wydaniu było doprawdy interesujące.
– Nie robiliście tego chyba po raz pierwszy.
– Owszem, ale okoliczności były nieco inne.
Całkowita lista była doprawdy porażająca. Będzie musiała bardzo uważać, żeby się w tym wszystkim nie pogubić. Większość jej rzeczy została przerobiona na broń – może nie masowej zagłady, ale krótkiego zasięgu, o dość specyficznym działaniu. W pierścionku umieszczono groźnie wyglądające ostrze, które wyskakiwało, gdy kciukiem nacisnęła jeden z brylancików. W jednym zauszniku jej okularów przeciwsłonecznych od Chloe ukryta była spiralna piła, w drugim zaś cienki jak włos sztylet ze środkiem paraliżującym. Guziki w koszuli od Dolce zastąpiono miniaturowymi okrągłymi piłami. Miała też balsam do ust, który w rzeczywistości był oślepiającym chwilowo fleszem, i maleńki puszek do pudru, który po odpaleniu lontu wydzielał gaz mogący na pięć minut obezwładnić wszystkich znajdujących się w jednym pomieszczeniu.
"Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" отзывы
Отзывы читателей о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" друзьям в соцсетях.