– Dobrze. A kiedy odzyskam swoje rzeczy?

– Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli – powiedział Scott – będziesz mogła wykupić wszystko od Gucciego, Tiffany'ego i Dolce &Gabbana na koszt rządu Jej Królewskiej Mości.

Uśmiechnęła się promiennie.

Jeden z jej kolczyków od Tiffany'ego w kształcie rozgwiazdy zawierał miniaturowy nadajnik GPS, dzięki któremu możliwe będzie śledzenie każdego jej kroku przez cały czas trwania ekspedycji.

– Nowiuteńki, prosto spod igły – powiedział Widgett. – Najmniejszy, jaki kiedykolwiek wyprodukowano. Działa nawet pod wodą, do głębokości jakichś trzech do pięciu metrów.

– A pod ziemią?

– Mało prawdopodobne – odparł Widgett, unikając jej wzroku.

W drugiej rozgwieździe schowana była tabletka z cyjankiem.

– A teraz broń – powiedział Scott Rich.

Popatrzyła na nich oniemiała z przerażenia. Mieli już za sobą sztylety w obcasach butów, pasek od Dolce w stylu lat siedemdziesiątych, wykonany z monet z prawdziwego złota, by w razie czego miała za co ratować się z opresji, cieniutki sztylet i strzykawkę ze środkiem usypiającym, wszyte zamiast fiszbin w staniku. Zdecydowanie odrzuciła broszkę z ręcznie uwalnianą strzałką ze środkiem usypiającym, twierdząc niezłomnie, iż każdy poniżej sześćdziesiątki, kto nosi broszkę, natychmiast wyda się co najmniej podejrzany.

– Nie mam zamiaru nosić żadnej broni.

Spojrzeli na nią osłupiali.

– Zamiast pomóc, może mi tylko narobić kłopotu. Po co piszącej o podróżach dziennikarce broń? A poza tym Feramo doskonale wie, co myślę o zabijaniu.

Scott Rich i Widgett wymienili spojrzenia.

– Pozwól, że coś ci wyjaśnię – rzekł Scott. – To nie jest romantyczna schadzka, tylko ogromnie niebezpieczna, grożąca śmiertelnymi międzynarodowymi konsekwencjami i koszmarnie droga operacja wojskowa.

– To teraz pozwól, że j a wyjaśnię coś tobie – rzekła, dygocząc na całym ciele. – Doskonale zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa, a mimo to decyduję się podjąć ryzyko. Gdyby któryś z waszych specjalnie szkolonych agentów operacyjnych potrafił zrobić to, do czego postanowiliście wykorzystać mnie, wysłalibyście prawdopodobnie jego. Potrzebujecie mnie, i to takiej, jaka jestem. Tylko dzięki temu, że jestem, jaka jestem, zaszłam tak daleko. Więc albo się teraz zamknij, albo jedź i sam sobie uwodź Pierre'a Feramo gdzieś tam na pustyni.

Zrobiło się bardzo cicho. Po chwili Widgett zaczął nucić pod nosem jakąś pioseneczkę.

– Pam, param-pam pam – podśpiewywał sobie. – Pa-ram-pam pam. Masz jeszcze jakieś pytania, Rich? A może jakieś wnikliwe uwagi? Czy też wielce pomocne rady? Nie? To znaczy, że możemy kontynuować? Doskonale. A teraz, Olivio, przekonamy się, jak strzelasz, i decyzję, czy weźmiesz broń, czy też raczej nie, podejmiemy później.

47

Scott Rich stał za plecami Olivii, z rękami na jej dłoniach, w których ściskała pistolet, pokazując, jak powinna się ustawić.

– Musisz zamortyzować odrzut ramionami i nawet nie drgnąć. A teraz, baaardzo łagodnie – umieścił jej palec na cynglu – bez szarpania – delikatnie położył swój palec na jej – pociągniesz za cyngiel. Gotowa?

Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Dodd.

– Proszę wybaczyć, że przeszkadzam.

Scott westchnął ciężko.

– Co jest?

– Ktoś bez przerwy dzwoni na telefon komórkowy panny Joules i profesor Widgett uważa, że powinna natychmiast oddzwonić. Nie chce, żeby ktoś zgłosił jej zaginięcie.

Scott gestem nakazał Olivii wziąć telefon.

– Odtworzę ostatnią wiadomość. Panno Joules, obawiam się, że muszę puścić ją przez głośnik. Nie przeszkadza to pani?

Olivia skinieniem głowy wyraziła zgodę. Scott założył ręce na piersiach i oparł się o ścianę.

– Olivio, to znowu ja, Kate. Gdzie ty się, kurwa, podziewasz?! Jeżeli wciąż uganiasz się po Hondurasie, żeby „trochę zaszaleć” z tym kretyńskim playboyem w stylu Dodiego al-Fayeda, jak mi Bóg miły, flaki ci wypruję. Dzwoniłam do ciebie chyba z tysiąc razy. Masz do mnie oddzwonić do końca dnia albo zgłoszę twoje zaginięcie.

– Wybiorę pani numer – powiedział technik.

– Ee… OK – zgodziła się Olivia. – Tylko proszę nie puszczać tego przez głośnik, dobrze?

– Jasne.

– Kate, cześć – powiedziała z zakłopotaniem. – Mówi Olivia.

Ze słuchawki trysnął potok świętego oburzenia.

– No dobrze – rzekła Kate, gdy w końcu sobie ulżyła. – A teraz mów. Spałaś z nim?

– Nie – odparła Olivia, rzucając nerwowe spojrzenie na obu mężczyzn.

– Obściskiwałaś się?

Olivia musiała wytężyć pamięć. Obściskiwała się w Hondurasie?

– Tak! – wykrzyknęła. – Było super, tylko że, eee… nie z nim… – dokończyła już znacznie ciszej, z zakłopotaniem zerkając na Scotta.

– Co takiego?! Pojechałaś za tamtym na koniec świata, a potem zabawiałaś się z innym? Jesteś niesamowita, słowo daję, wierzyć się nie chce.

– Ciii – zasyczała Olivia. – Posłuchaj, w zasadzie to nie mogę teraz rozmawiać.

– Gdzie jesteś?

– Nie mogę…

– Olivio, wszystko w porządku? Jeżeli nie, powiedz tylko „nie”, a natychmiast dzwonię na policję.

– Nie! To znaczy tak, wszystko w porządku.

Scott nachylił się i podał jej karteczkę.

– Zaczekaj chwilkę.

Na karteczce było napisane:

„Powiedz jej, że masz miłosną schadzkę – nic ci nie grozi, ale właśnie jesteś w trakcie i zadzwonisz do niej jutro. My się z nią skontaktujemy i wszystko jej wyjaśnimy”.

Spojrzała na Scotta, który uniósł uwodzicielsko brwi i zachęcająco pokiwał głową.

– Widzisz, chodzi o to, że mam miłosną schadzkę. Nic mi nie grozi, ale jestem właśnie w trakcie. Jutro do ciebie zadzwonię i wszystko ci opowiem.

– Jesteś po prostu okropna. A co z Osamą Bin Feramo?

– Powiem ci jutro.

– Dobra. Pod warunkiem, że nic ci nie grozi. – Podstęp najwyraźniej się udał. – Na pewno?

– Na pewno. Kocham cię. – Głos Olivii zadrżał odrobinę. W tej chwili oddałaby wszystko, byle tylko móc usiąść z Kate i wypić z nią kilka martini.

– Ja też cię kocham, ty niepoprawna zdziro.

Olivia spojrzała na karteczkę i parsknęła śmiechem. Na samym dole Scott dopisał:

„Cały twój – S.R.”

40

Olivia siedziała przy kominku w małej, przytulnej salce, patrząc na talerz pełen pokaźnych trufli obsypanych czekoladą. Wiedziała, że grzeczność nakazuje poczekać, ale nie mogła się oprzeć. Sięgnęła po jedną sztukę i wpakowała w całości do ust. Na wspomnienie nagranych rozmów z Feramo czuła się jak ostatnia menda. Żeby nie stracić zdrowego rozsądku, musiała bez przerwy przypominać sobie horror na OceansApart. Właśnie pochłaniała kolejnego trufla, gdy otworzyły się drzwi i do pokoju wmaszerował Widgett, a Scott Rich za nim.

– Ma pani coś w ustach, agentko Joules? – spytał Scott oschle i usiadł na kanapie, koło tacy z podwieczorkiem rozkładając mapy.

– Pozwól, że ja się tym zajmę, bo ty możesz ją odstraszyć – powiedział Widgett, po czym dodał, zwracając się już tylko do Olivii: – Ani nie lubi, ani nie rozumie Afryki.

– Trzeba by czegoś więcej, żeby mnie odstraszyć – uśmiechnęła się Olivia. – W Sudanie naprawdę mi się podobało.

– To świetnie. Tak. Cóż, tu mamy wzgórza nad Morzem Czerwonym. Teren zamieszkiwany jest głównie przez Arabów, ale sześć procent populacji stanowią Bedża. „Fuzzy-Wuzzy” Kiplinga. Banda przebiegłych nomadów, z cudacznymi sterczącymi włosami. Niesamowicie zaciekli i wytrzymali. Jeśli przeciągnie się ich na swoją stronę, na pewno pomogą w trudnej sytuacji. Uważać trzeba natomiast na beduińskich nomadów Raszida, tych z antenami satelitarnymi na namiotach i gigantycznymi SUV-ami, którzy pasą swoje wielbłądy. To przemytnicy. Nikt się nie może z nimi równać. Doprawdy wesoła gromadka. Zawsze miałem do nich słabość.

– Wydaje mi się, że tu właśnie mogą być jaskinie – powiedziała Olivia i kiwając głową, stuknęła palcem w mapę.

– Ach, Suakin, zrujnowany port koralowy. Cudowne miejsce.

– Feramo mi o nim opowiadał – rzekła Olivia. – Myślę, że tam się ukrywają ludzie Al-Kaidy. Prawdopodobnie w podwodnych jaskiniach, jak te w Hondurasie.

– Sprawdzamy to – wtrącił Scott Rich. – W połowie lat dziewięćdziesiątych Bin Laden miał całkiem niezłe układy z sudańskim reżimem.

– Wiem – powiedziała cicho Olivia.

– Kiedy w dziewięćdziesiątym szóstym Sudańczycy w końcu wyrzucili Bin Ladena, teoretycznie zlikwidowali też ich obozy i komórki, ale bardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że zeszli do podziemia.

– Albo pod wodę – podsunęła Olivia.

– Otóż to – powiedział Widgett z ożywieniem. – Tak więc przede wszystkim masz się dowiedzieć, w jaki sposób zagrażają południowej Kalifornii. Cel numer dwa: zdobyć informacje, kogo Feramo ukrywa albo kogo odwiedza.

– Jeszcze nie jest za późno i możesz się wycofać – zwrócił się do niej Scott Rich. – Ważne, żebyś miała świadomość, w co się pakujesz. Wciąż nie wiemy, kim naprawdę jest Feramo. Wiemy natomiast, z czyjej gościnności będziesz korzystać. Port Sudan – wskazał punkt na mapie – znajduje się dokładnie naprzeciwko Mekki. Iran dzierżawi bazy w Port Sudan i Suakin. Tak więc na północy szkolą się tysiące irańskich żołnierzy, są obozy rebeliantów i hydroelektrownie, które w każdej chwili mogą wylecieć w powietrze, na południu miesza Erytreja, w górach stada szalonych nomadów i, być może, Al-Kaida pod wodą. Nie przeszła cijeszcze ochota na romantyczną przygodę?

– Cóż, ostatnim razem świetnie się bawiłam! – powiedziała Olivia wesoło, żeby go zdenerwować. – Już nie mogę się doczekać. Zwłaszcza że wyposażyliście mnie w tyle wspaniałych zabaweczek.

– Wyśmienicie. Zjedz jeszcze czekoladkę – uśmiechnął się Widgett.

– Olivio, tam naprawdę nie jest bezpiecznie – Scott Rich nie dawał za wygraną.

– Bezpiecznie? – powtórzyła z błyskiem w oczach. – A gdzie jest? Daj spokój, przecież wiesz, jak to jest. To jak z nurkowaniem ze skały w oceanie.