– Posłuchaj tego – powiedziała Olivia, klikając myszką.

– Michael Monteroso, pamiętasz? Specjalista od twarzy? W zeszłym roku był za kulisami i robił te swoje szalone, jednominutowe, nieinwazyjne liftingi twarzy każdemu, kto za chwilę miał się pojawić na scenie. W tym roku też by to robił, gdybyście go nie wsadzili. Melissa z Century PR pracowała w biurze prasowym Akademii przez trzy lata, zanim przeszła do Century. A pamiętasz Nicholasa Kronkheita? Reżysera Granic Arizony, tego bez żadnego doświadczenia?

– Jasne, ale…

– Jego ojciec zasiadał w radzie Akademii przez dwadzieścia lat.

– Oni wszyscy próbują zaistnieć w Hollywood. I zrozumiałe, że korzystają – albo przynajmniej próbują – ze znajomości, jakie mają w Akademii.

– W Hondurasie Feramo trzymał u siebie taśmy z nagraniami z rozdania Oscarów.

Scott Rich umilkł. Na widok jego nagle bardzo poważnej miny aż ją ścisnęło w żołądku.

– Możemy ich jakoś ostrzec? – spytała. – Odwołać imprezę?

– Nie. Nie da się tego zrobić na podstawie przeczucia jednego agenta. Ale mów dalej. Jak to wszystko ma się do siebie?

– Nijak. I właśnie o to chodzi. W tym tkwi nasz błąd. Sądzę, że celem Feramo były Oscary, nie wiedział tylko, jak to zrobić. Wszystkie te jego gwiazdki miały jakieś powiązania i prawdopodobnie wykorzystywał je, aby się dowiedzieć, jak to wszystko się odbywa.

Patrzył na nią w sposób, który tak w nim kochała – nachylony do przodu, z rękami złożonymi przy ustach, skupiony i poważny.

– Kimberley, pamiętasz ją? – spytała.

– Och. Mój. Boże. O tak.

– Zamknij się. Jej ojciec przez dwadzieścia pięć lat pracował przy realizacji Oscarów. Gdyby teraz nie siedziała w areszcie, w tym roku po raz siódmy w czasie ceremonii zajmowałaby puste miejsca, byłaby „obsadzaczką”.

– „Obsadzaczką”? Jak ci, którzy siadają na miejscach gwiazd, które akurat wyszły do toalety?

Skinęła głową. Przez chwilę przyglądał się jej uważnie, po czym podniósł słuchawkę telefonu.

– Tu Scott Rich, to pilne. Zdobądź mi kompletną listę wszystkich „obsadzaczy”, no wiesz, tych, którzy w tym roku zajmują puste miejsca w czasie rozdania Oscarów… To jest naprawdę pilnie pilne. Plus pełną listę przepustek za kulisy wydanych w tym roku.

– Możemy tam wejść? – spytała, zerkając na zegarek i niecierpliwie spoglądając na rozciągające się za wielkim oknem miasto.

– Złotko – powiedział Scott. – Słabość, jaką w tej chwili mają do ciebie szefowie, jest tak wielka, że gdybyś tylko poprosiła, dostałabyś Oscara za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą. O której się zaczyna?

– Zaczęło się. Pół godziny temu.

57

Los Angeles szykowało się do ceremonii rozdania nagród Akademii, tak jak Londyn szykuje się do świąt Bożego Narodzenia, choć może w nieco mniej pijackiej atmosferze. Wystawy sklepowe Neimana, Saksa i Barneya przyciągały wzrok eleganckimi kreacjami wieczorowymi i statuetkami Oscarów. Na trawnikach przed domami w całym Beverly Hills rozstawione zostały namioty. Publicyści, agenci, organizatorzy przyjęć, styliści, floryści, firmy cateringowe, kosmetyczki, trenerzy, mistrzowie grzebienia i makijażu, pracownicy parkingów – wszyscy gonili resztkami sił. Rozdzwoniły się telefony wyrażające rozczarowanie, że Gwyneth albo Nicole najpierw zgłosiły się do Valentino. W Hermitage Hotel przy Burton Way wszystkie apartamenty na dwóch piętrach przemienione zostały w sale wystawowe projektantów, gdzie każda aktorka, mająca choć cień szansy na przejście po czerwonym dywanie, mogła się zjawić i przebierać w kreacjach do woli. Biuro odpowiedzialne za organizację mającego odbyć się po ceremonii przyjęcia „Vanity Fair” przeżywało kryzys, atakowane przez telefony rozwścieczonych agentów i publicystów. Wykresy na ścianach ukazywały zmieniający się nieustannie harmonogram godzin, o której każdy z gości miał prawo się pokazać – lista B obejmowała tych, którzy przybyć mieli tuż przed północą, na liście C znajdowali się ci, których oczekiwano tuż przed świtem następnego ranka.

Wyścig do Oscarów tradycyjnie już był rozgrywającym się pomiędzy poszczególnymi wytwórniami konkursem budżetów marketingowych, reklam w gazetach, emisji, lunchów i zainteresowania mediów. Ostateczna lista głównych uczestników tych swoistych zawodów przedstawiała się następująco:

1. Insider Trade!, musical rozgrywający się na Wall Street w czasie boomu lat osiemdziesiątych, którego bohaterka, spekulantka giełdowa, marząca o karierze tancerki, przez prawie cały czas trwania filmu drzemie przy swoim biurku, śniąc, że tańczy z kolegami spekulantami, które to marzenia senne dzielą z nią wszyscy zapaleni kinomani po wyjściu z kina.

2. Mojżesz, w roli głównej Russell Crowe w koszuli nocnej i z wielką białą brodą.

3. Film Tima Burtona, zatytułowany Jack Tar Bush Land, o miniludzikach, których ciała wyrastają z czubków głów i którzy żyją na zalesionych terenach pod ziemią.

4. Existential Despair, film, w którym pięć różnych postaci staje w obliczu własnej śmiertelności podczas godzinnego lunchu w jednym z głównych domów handlowych.

5. East Meets West, komediodramat z przesłaniem, z Anthonym Hopkinsem w roli przewodniczącego Mao, który dotknięty starożytną klątwą, w czasie rewolucji kulturalnej zamienia się ciałem z młodym studentem z Los Angeles.

Lista innych, również godnych odnotowania uczestników konkursu obejmowała:

• Film o wczesnych Amiszach, którego co prawda nikt nie widział, ale który był pewniakiem do nagrody za zdjęcia, ponieważ realizator właśnie zmarł.

• Adaptacja książki o Oskarze Wildzie, nominowana za efekty specjalne w scenie, w której Oskar Wilde wybucha w swoim pokoju w paryskim hotelu, choć w książce jej nie było, co autora doprowadziło do szału.

• Powrót Kevina Costnera, grającego rolę człowieka przechodzącego kryzys wieku średniego, który w czasie trzech i pół godziny z wolna dochodzi do wniosku, że w zasadzie kocha własną żonę.

Na początku w Kodak Theater atmosfera była lekko nerwowa, kiedy jednak przyznawanie pomniejszych nagród ciągnęło się w nieskończoność i dziękowano zbyt wielu żonom, prawnikom i agentom, zniecierpliwienie stawało się coraz bardziej odczuwalne. Gdy Scott wraz z Olivia przybyli do teatru, ceremonia trwała już od dobrych dwóch godzin. Gwiazdy wracały z baru i na siedzeniach, dotąd okupowanych przez „obsadzaczy”, zasiadały prawdziwe osobistości, sprawiając, iż napięcie z każdą chwilą rosło.

Scott i Olivia podeszli cichutko i stanęli w cieniu prawego wejścia na scenę, dosłownie kilka kroków od podium. Olivia robiła co w jej mocy, by w obliczu takiego spektaklu zachować spokój. Miała przed sobą całą śmietankę przemysłu rozrywkowego: pod jednym dachem, w blasku jupiterów i wzajemnej adoracji znaleźli się wszyscy najwybitniejsi aktorzy, reżyserzy, producenci, pisarze, agenci i szefowie wytwórni. W pierwszych rzędach zasiadły najpiękniejsze, rozpoznawane na całym świecie twarze.

Olivia przyglądała się zgromadzonym na widowni, Scott Rich zaś, jak to tylko tajny agent potrafi, obserwował ją dyskretnie, tak by ona tego nie zauważyła. Jej skąpana w czerwonym świetle twarz miała ten tak dobrze mu znany wyraz pełnej skupienia determinacji. Długa, połyskująca suknia, w pośpiechu dostarczona na tę okazję, układała się na niej w sposób, od którego miękły mu kolana. Natomiast na widok zwariowanej rudej peruki nawet on nie mógł powstrzymać uśmiechu. W dłoniach kurczowo ściskała elegancką skórzaną torebeczkę, zawierającą (o czym przypadkowo wiedział):

identyfikator CIA,

nasączony chloroformem wacik,

strzykawkę ze środkiem obezwładniającym,

strzykawkę ze środkiem usypiającym,

zbiorniczek z gazem oszałamiającym,

minilunetkę,

maciupeńki telefon komórkowy,

i, naturalnie, szpilkę do kapelusza.

Było jednak coś, o czym Scott nie miał pojęcia, a to dlatego, że był mężczyzną, i to na dodatek mężczyzną, którego umiejętności leżały raczej w sile logicznej dedukcji i znajomości techniki, a nie intuicji. Nie miał mianowicie pojęcia, że Olivia wprost umiera ze strachu. Nigdy przedtem – w Hondurasie, Kairze czy Sudanie – nie bała się tak jak teraz. Prześladowało ją koszmarne uczucie, że oto stoi w obliczu straszliwej katastrofy, nad którą w żaden sposób nie może zapanować. Znajdowała się tutaj, w samym epicentrum wszystkiego, co miało się wydarzyć, nie wiedząc, co to może być, z której strony nadejdzie ani jak temu zapobiec.

Rząd po rzędzie badała twarze osób siedzących na widowni. Jeśli dostrzeże choćby jedną – aktorkę, dziewczynę, ochroniarza, „obsadzacza” czy porządkowego – którą widziała wśród ludzi Feramo, wtedy będzie wiedzieć. Natychmiast każe ją zaaresztować i przesłuchać, póki jeszcze nie będzie za późno.

Do mikrofonu podeszła Helena Bonham Carter.

– Są wśród nas tacy, którzy utrzymywali, iż za najlepszą męską rolę drugoplanową w Mojżeszu nominowany powinien być gorejący krzak – zaczęła.

Rozległ się gromki wybuch śmiechu. Widownia była podekscytowana, gotowa śmiać się ze wszystkiego. Na ogromnym ekranie pojawiło się pięciu nominowanych do nagrody aktorów – jedni skupieni, inni uśmiechający się lekko lub próbujący zachować pozory nonszalancji. Nagle pokazany został jeden z nich, jak ponad rozszalałym oceanem zwisa na linie z helikoptera, huśtając się gwałtownie i wierzgając na wszystkie strony nogami.

– Jak będzie tak wydziwiał, helikopter wyląduje w wodzie – mruknął Scott.

Olivii przypomniała się akcja nad Morzem Czerwonym: ryk silników Black Hawka, błysk świateł barwiących wodę na zielono, nurkującą ku niej sylwetkę Scotta Richa, jego walkę z Feramo, uścisk, w którym ją zamknął, zaskakujące ciepło tropikalnej nocy, gdy wyciągnął ją na powierzchnię, ostatecznie obezwładnił Feramo i wyratował ją z opresji.

Gdy wzruszony, bliski łez aktor wbiegał na schody, na przemian przyciskając ręce do serca i wyciągając je w stronę widowni, miała ochotę wskazać na Scotta Richa i krzyknąć z całej siły: „To powinien być on, nie ty! On to robił naprawdę!” Zaraz jednak wyobraziła sobie Scotta wygłaszającego przerywaną szlochem mowę dziękczynną w stylu „bez których nic z tego nie byłoby możliwe” i Widgetta, przybyłego, by odebrać nagrodę za wybitne i heroiczne osiągnięcia w dziedzinie szpiegostwa, w rozwianym szaliku wdzięczącego się do kamery, i o mało nie wybuchła serdecznym śmiechem.