– Ach tak. I też jesteś aktorką? Może uda nam się znaleźć dla ciebie jakąś rolę? – Mówił z silnym akcentem, szczególnie dobitnie wymawiając „r”.

– Wielkie dzięki. Zagrać to ja nie potrafię nawet na trąbie.

– Bardzo śmieszne – powiedziała Kimberley.

Czemu Amerykanie zawsze mówią: „Bardzo śmieszne”? Powtarzają to, zamiast roześmiać się naprawdę, jak gdyby śmieszne rzeczy należało obserwować z daleka, broń Boże w nich uczestniczyć.

– Doprawdy, panno Joules? Nie chciałaby pani zostać aktorką? – To był Ferramo, który niezauważony przez nikogo właśnie do nich dołączył.

Demi i Kimberley jak jeden mąż wstrzymały oddech. Gapiły się z rozdziawionymi w niemym zachwycie, podkreślonymi konturówką wydatnymi ustami. Pierre Ferramo miał na sobie idealnie odprasowane błękitne dżinsy i miękki szary sweter z kaszmiru, pięknie uwydatniający jego szerokie bary. Olivia heroicznym wysiłkiem woli zapanowała nad oddechem i spojrzała w ciemne przenikliwe oczy. Ferramo uniósł wyczekująco brwi.

– Kiedyś próbowałam. Dostawałam różne role w rewii komediowej. Odbierano mi je po kolei, aż w końcu została mi do zagrania jedynie rola panny Guided, niemej pokojówki.

Niedoszłe gwiazdki i mały wyperfumowany człowieczek spoglądali na nią oszołomieni.

Przez twarz Ferrano przemknął cień rozbawienia.

– Wybaczycie nam? – zwrócił się do zebranych i ująwszy Olivię za łokieć, powiódł za sobą.

Gwiazdeczki aż się zagotowały, Olivia zaś walczyła z przepełniającymi jej duszę uczuciami złośliwej satysfakcji i wyższości rodem z placu zabaw, którymi to w każdych okolicznościach szczerze pogardzała. „Dziel i rządź”, przyszło jej na myśl. Ferramo wprowadzał podziały wśród swoich panienek, by tym lepiej sprawować nad nimi kontrolę.

Nadbiegł kelner z tacą pełną kieliszków szampana.

– Och nie, dziękuję – rzekła pospiesznie Olivia, widząc, iż Ferramo podaje jej kieliszek na smukłej nóżce.

– Ależ musi pani – powiedział. – To francuski. Najlepszy z możliwych.

Aha, a ty? Też jesteś francuski? Trudno było umiejscowić jego akcent.

– Non, merci - odparła. – Et vous? Vous êtes français”?

– Mais bien sûr- rzekł, spoglądając na niąz uznaniem. – Et je crois que vous parlez bien le français. Vous êtes, ou - je peux? - tu es une femme bien educatée.

„Byłoby miło. Zwłaszcza po Worksop Comprehensive”, pomyślała, w odpowiedzi jedynie uśmiechając się tajemniczo. Nie była pewna, czy educatée na pewno jest właściwym słowem po francusku. Będzie musiała to później sprawdzić.

Olivia miała ucho do języków, przekonała się też, że nawet kiedy któregoś nie znała, często rozumiała, co się do niej mówi. Choć nie rozumiała poszczególnych słów, zwykle udawało się jej odgadnąć, o co rozmówcy chodzi, w czym niejednokrotnie pomagała jej wrodzona wrażliwość na niuanse wypowiedzi. Był czas, gdy brak wykształcenia uniwersyteckiego napawał ją smutkiem, postanowiła więc nadrobić to własnym sumptem. Dzięki książkom i taśmom, a także częstym wyjazdom nauczyła się biegle władać francuskim, zadowalająco opanowała też hiszpański i niemiecki. Podstawy arabskiego zdobyła podczas parokrotnych pobytów w Sudanie i na muzułmańskich wyspach Zanzibar i Lamu. Niestety, jako dziennikarka zajmująca się sprawami mody i stylu niezbyt często miała okazję wykorzystać te jakże cenne umiejętności.

Szczodrze racząc się szampanem, Ferramo prowadził ją pomiędzy gośćmi, obojętny na wysiłek, jaki wkładali, by zwrócić jego uwagę. Olivia czuła się jak na premierze w towarzystwie gwiazdy. Śledziły ich wszystkie oczy, zwłaszcza te należące do wysokiej hinduskiej piękności.

– Nie da się ukryć, panno Joules, że w pani kraju francuski nie cieszy się zbytnią popularnością – powiedział, gdy wychodzili na taras.

– Delikatnie mówiąc – roześmiała się. – Sprzedajne, serożerne małpy, jak niegdyś określił Francuzów Homer Simpson. – Spojrzała na niego z filuternym uśmiechem, ciekawa, jak na to zareaguje.

Wsparł się o stylizowaną na okrętowy reling balustradę i odwzajemniając uśmiech, skinął, by stanęła koło niego.

– Ach, monsieur Simpson. Krynica wszelkiej ludzkiej mądrości. A pani? Czy pani zalicza się do tych z francuską sensibilité?

Stanęła obok, również wspierając się o balustradę, i spojrzała na morze. Wiatr wciąż nie ustawał. Od czasu do czasu zza poszarpanych, pędzących chmur wyzierał księżyc.

– Byłam przeciwna inwazji, jeśli o to pan pyta.

– Z powodu?

– Bo nie miała sensu. Chcieli ukarać tych, co łamali międzynarodowe prawa, choć sami łamali je także. Nie sądzę, by Husajn miał coś wspólnego z atakiem na World Trade Center. On i Al-Kaida nienawidzą się nawzajem. Nie było żadnych dowodów, że w dalszym ciągu posiada broń chemiczną. Wciąż się zastanawiam, czy było coś, o czym nam nie powiedzieli, ale nic takiego nie było. Doszłam tylko do wniosku, że nie należy słuchać rządzących.

– Ma pani rację. Grać pani rzeczywiście nie potrafi – zaśmiał się Ferrame – Pani słowa płyną prosto z serca.

– Kiepsko jak na starą aktorkę, nieprawdaż?

– Ba! Wie pani, że każdego dnia do Los Angeles przyjeżdża pięćset młodych kobiet w nadziei, że zostaną aktorkami, jak szarańcza łaknąc sławy i bogactwa? Poza tym nic się dla nich w życiu nie liczy.

– Z tego, co widzę, wiele z nich przygarnia pan pod własne skrzydła.

– Chciałbym im jakoś pomóc.

– Nieźle to panu wychodzi.

Spojrzał na nią ostro.

– To brutalny zawód.

– Pierre? – Na tarasie pojawiła się wysoka hinduska piękność i gestem posiadaczki położyła mu dłoń na ramieniu. Towarzyszył jej przystojny, elegancki, mniej więcej czterdziestoletni mężczyzna o szerokim uśmiechu, przy którym unosiły mu się kąciki warg – wyglądał jak skrzyżowanie Jacka Nicholsona z kotem Feliksem. – Chciałam ci przedstawić Michaela Monteroso. Pamiętasz, to ten geniusz od zabiegów kosmetycznych, który nam pomaga. Wszyscy w Hollywood go uwielbiają – dodała, zwracając się do Olivii z miną mającą zapewne oznaczać: „my-dziewczyny-się-rozumiemy”. – Zawsze jest pod ręką.

Na przystojnej twarzy Ferramo pojawił się pogardliwy grymas, błyskawicznie jednak zastąpił go uroczy uśmiech.

– Ależ oczywiście, Michael. Miło mi. Cieszę się, że w końcu mogę osobiście poznać mistrza.

Wymienili z Monteroso uścisk dłoni.

– A to moja przyjaciółka z Londynu, Olivia Joules – dodał Ferramo. – Wspaniała pisarka. – Co mówiąc, uścisnął jej ramię, jakby powiedział żart zrozumiały tylko dla nich obojga. – Olivio, pozwól, to jest Suraya Steele.

– Cześć – rzuciła chłodno Suraya, dłonią odgarniając ze skroni włosy, które czarną lśniącą kaskadą opadły jej na ramiona.

Olivia zesztywniała. Nienawidziła kobiet uciekających się do podobnych gestów. Była w nich przebiegła próżność – zdawały się mówić: „patrzcie i podziwiajcie, jaka jestem piękna i jakie piękne mam włosy”, niby to udając, że odgarniają włosy z twarzy. Czy nie prościej było związać je po prostu zwykłą gumką?

– Piszesz, zdaje się, o modzie do „Elan”? – spytała Suraya tonem podszytym współczuciem.

– Czy rzeczywiście? – zainteresował się Monteroso. – Pozwól, że dam ci wizytówkę i adres strony internetowej. Zajmuję się specjalną techniką mikrodermabrazyjną, która powoduje natychmiastowy lifting. Zrobiłem to Devorée na trzy minuty przed rozdaniem nagród MTV.

– Prawda, że wyglądała wspaniale? – rozpromieniła się Suraya.

– Wybaczcie mi, proszę – mruknął Pierre. – Muszę wracać do gry. Nie ma nic gorszego od wygrywającego gospodarza, z wyjątkiem gospodarza, który wygrywa, po czym znika.

– Tak, zdecydowanie powinniśmy wracać. – Suraya mówiła z dziwnym akcentem, ni to z Zachodniego Wybrzeża Stanów, ni to z Bombaju. – Nie chcemy, żeby nasi goście byli niezadowoleni.


*

Widząc, jak Michael Monteroso z nieskrywanym zawodem spogląda za oddalającym się Ferramo, Olivia nawet nie musiała sobie przypominać, że o niej nikt nie myślał. Monteroso miał minę kogoś, kto w późnym wieku dochrapał się sukcesu, i robił wszystko, by tego nie zaprzepaścić. Skinął jej obojętnie głową i obrócił się, by sprawdzić, czy nie znajdzie się ktoś, z kim rozmowa okazałaby się bardziej interesująca. Najwyraźniej szczęście mu sprzyjało, bo na jego twarz wypłynął szeroki, porażający bielą zębów uśmiech.

– Hej, Travis! Co słychać, stary?

– W porzo. Miło cię widzieć.

Facet, z którym Monteroso przybił wysoko w powietrzu piątkę, był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich zdarzyło się Olivii widzieć. Miał lodowato-niebieskie, wilcze oczy, w których jednak czaiła się jakaś desperacja.

– Jak leci? – dopytywał się Monteroso. – Co porabiasz?

– No wiesz, w sumie się kręci. Coś tam piszę, zajmuję się promocją właściwego stylu życia, takie tam różne…

„Aha, takie to więc problemy mamy na filmowej linii ognia”, pomyślała Olivia, walcząc z cisnącym się jej na usta uśmiechem.

– Olivia! Poznałaś już, jak widzę, Travisa Brancato! Czy wiesz, że pisze scenariusz do nowego filmu Pierre'a?

Przygnębiona Olivia grzecznie wysłuchała tyrady Melissy, po czym salwowała się ucieczką, natykając się przy okazji na rozchichotanych chłoptasiów z Break, którzy – niezwykle podekscytowani – zdradzili jej, że będą grali surfingowców w filmie Ferramo, po czym przedstawili jej Winstona, ślicznego czarnoskórego instruktora nurkowania. Jak się dowiedziała, Winston pracował w różnych hotelach na Keys i właśnie przyjechał do miasta, by zabrać na zajęcia klientów z OceansApart. Zaproponował, że następnego dnia po południu oprowadzi ją po statku, może nawet razem ponurkują.

– Jakoś mi się widzi, że nie będę szczególnie zajęty. Jak dotąd znalazłem tylko jednego chętnego, a i tak musiałem go odstawić, bo okazało się, że ma rozrusznik.

Niestety, ponownie do akcji wkroczyła Melissa, tym razem by zapoznać ją z najnowszymi informacjami dla prasy, a przy okazji zalać kolejnym potokiem informacji na temat nowego filmu Ferramo, między innymi, że Winston ma być konsultantem przy kręceniu scen podwodnych. Ostatecznie Olivia doszła do wniosku, że została tu zaproszona nie dlatego, iż Ferramo ją zauważył, lecz wyłącznie po to, by napisać artykuł promujący jego film.