Postanowiłam być dorosła i podeszłam do Adama.
– Wiesz, że chciałam dobrze…
– O matko, kobieto, jakbym tego nie wiedział, to byś już nie żyła – Adam klepnął mnie w plecy. – A co zrobiłaś z dodatkowym kolankiem?
Spojrzałam na swoje nogi. Oba były na swoim miejscu.
– Nie mam dodatkowego kolanka – powiedziałam z pretensją.
– Taki zgięty kawałek rury – Adam patrzył na mnie uważnie.
– Nic tam takiego nie było – powiedziałam, kłamiąc mu w żywe oczy.
– Krzychu, masz kolanko? – zawołał Adam w stronę Krzysia.
– Chyba jest w garażu, zjemy coś i poszukamy! – odkrzyknął Krzyś. – Pomożesz mi potem przykręcić pokrywę zaworów.
Adam się rozjaśnił.
Krzyś ma dobry charakter. Zawsze podnosi mnie na duchu świadomość, że są na świecie tacy mężczyźni jak Krzyś. Ich dobry charakter objawia się na różne sposoby. Krzyś na przykład bardzo okazyjnie kupił sobie drugi samochód – bedforda. Dał za niego trzy tysiące, samochód ma dwadzieścia lat i jest angielski. Z posiadania takiego samochodu wynikają dla Uli same dobre rzeczy.
Samochód, o którym piszę, kupiony okazyjnie, ma wady. Taką wadą na przykład są strasznie ważne śrubki od pokrywy zaworów. (Nie wiem, co to znaczy, ale jak ładnie brzmi!) Te bardzo ważne śrubki są nie do kupienia w naszym pięknym kraju. A oto, co się działo z Krzysiem i samochodem:
Odkręcił już miesiąc temu tę pokrywę zaworów, delikatnie, jedna śrubka, druga śrubka, trzecia śrubka, a czwarta się złamała. Wiertło włożone w śrubkę, żeby ją wyjąć, złamało się również. Krzyś musiał pilnie dorobić śrubkę, ale ponieważ ona jest nie do podrobienia, odnowił wszystkie swoje stosunki z hobbystami – od kolegów ze szkoły podstawowej poczynając, a na kolegach ze studiów kończąc.
Szkoły średnie zmieniał w młodości trzy razy, więc kolegów ma dużo i z każdym z nich umawiał się na piwo w sprawie śrubki. Dobrze, że nie został alkoholikiem, miał spore szansę. Ale w końcu człowieka, który remontuje okazyjny samochód angielski, nie bardzo stać na piwo. Śrubka została załatwiona i teraz trzeba ją tylko przykręcić.
I kiedy my, kobiety, próbujemy cieszyć się ciepłym wieczorem, Krzyś i Adam w ekspresowym tempie pochłaniają ziemniaczki z koperkiem, Krzyś wyjmuje z lodówki dwa piwa i obydwaj wstają od stołu jak na komendę. Myjemy z Ulą naczynia. Przyjeżdża z Warszawy córka Uli, Agata, która dopiero pojutrze jedzie na Mazury ze znajomymi (całą paczką oczywiście), ja wycieram talerze, Agatka dłubie w garnku z ziemniakami.
– Ale ty puściłaś Tosię na cały miesiąc – mówi do mnie z nadzieją.
– Agata, dwa tygodnie, nie stać nas na więcej – Ula nastawia wodę na herbatę.
– No tak – przytakuję, bo to prawda – ale ona jest u znajomych, nie płaci za pokój.
– Drogie dziecko – mówi Ula, i już- już chcę jej dać znak, że nie mówi się do panny nastoletniej “moje dziecko”, ale milczę – jeśli utrzymasz się za te pięć stów do końca sierpnia, to jedź na dłużej. Ale liczyć na więcej nie możesz.
Agata z westchnieniem wypija resztkę kwaśnego mleka.
– No widzisz – mówi do mnie – dwa samochody, a ja na wakacje dostaję pięćset złotych. I tylko dlatego, że przez rok odłożyłam osiemset, mam na wyjazd. A Iśka w ogóle nie pracowała, nie miała własnych pieniędzy i pojechała na trzytygodniowy obóz żeglarski, który kosztował trzy razy więcej. To nie jest sprawiedliwe.
– Agatko, wiesz przecie, że za obóz Isi zapłaciliśmy tylko tyle, ile kosztuje jedzenie, bo znajomy taty jest tam instruktorem.
– No tak – Agata jest zgodna – ale gdyby to nie był znajomy taty, to zapłacilibyście przynajmniej tysiąc pięćset, a mnie dajecie pięćset.
– Gdyby to nie był znajomy taty, to Isia w ogóle by nie pojechała na ten obóz.
– Naprawdę?
Myślałam, że Agata jest z tego zadowolona, ale myliłam się.
– Czyli siedziałaby w domu? Po całym roku szkolnym? Chociaż mamy dom i dwa samochody! Jesteście bardzo dla niej niesprawiedliwi – mówi, przeżuwając ostatni kawałek ziemniaka. – Idę do swojego pokoju. Jeśli będzie dzwonił Damian, to powiedz, że mnie nie ma.
– Agatka! – Ula zalewa herbatę wrzątkiem. – Agata, nie będę kłamać!
– Ojej, mamo – dobiega zza drzwi – to wcale nie jest kłamstwo!
Ula wzdycha i bierze tackę z herbatą. Idziemy na taras. Jest już ciemno, ale przy bedfordzie pali się lampa wyniesiona z salonu. Rzuca krąg światła na Krzysia, który leży na ziemi i coś majstruje pod bedfordem, na Adama, który leży koło niego, oświetla ziemię pod samochodem oraz część trawnika z rododendronem. Wygląda to bardzo malowniczo.
Śrubka do pokrywy zaworów ma specjalną podkładkę i właśnie ta podkładka spadła „na wylot” w trawę. Bo jak pokrywa jest odsunięta, to pod silnikiem widać ziemię. Samochód ma niskie zawieszenie, przestawić nie można, a znaleźć śrubkę w trawie to sztuka. Byle kobieta załamałaby się zupełnie, gdyby ważna śrubka od pokrywy zaworów spadła jej w trawę, wiem to na pewno. Ale oni się nie załamali, co miałyśmy okazję widzieć na własne oczy. Krzyś podniósł się, wyjął z garażu saperkę, Adam zdjął klosz z lampy i wziął jakieś sito. Obaj pracowali w zupełnym milczeniu, a myśmy przyglądały się im, zafascynowane. Słychać było tylko krótkie komendy spod samochodu:
– Piwo!
– Uważaj!
– Podaję ziemię!
– Uważaj na piwo!
Krzyś pod spodem robił delikatny podkop, a Adam pieczołowicie grzebał w ziemi, żeby nie przeoczyć podkładki od bardzo ważnej śruby. I już koło jedenastej wieczorem w upalną noc lipcową rozległo się radosne:
– Jest! – i Krzyś wyczołgał się spod samochodu okazyjnie kupionego, z podkładką w ręku.
Tu mi zaimponował. Adam zresztą też. Ale najbardziej zaimponowała mi Ula, która rozjaśniła się na widok podkładki, podbiegła do nich i ucałowała Krzysia. Potem wróciła do mnie i mrugnęła.
Oj, widzę, że muszę się jeszcze wielu rzeczy nauczyć. Nachyliłam się w stronę Uli i cicho spytałam:
– A tak między nami, nie drażni cię to czasem, że Krzyś ciągle dłubie przy tym samochodzie?
Ula spojrzała na mnie i w jej niebieskich oczach mignęły radosne iskierki. Również szeptem odpowiedziała:
– Ostatecznie lepiej, jeśli mężczyzna dłubie przy samochodzie niż przy innych kobietach.
I wtedy zrozumiałam, dlaczego się tak strasznie ucieszyła, że on tę podkładkę za pomocą wykopu znalazł. Postanowiła również to uczcić. Uczciliśmy to wódką Fiddler, która ma to do siebie, że gra arię- song Gdybym był bogaty, co nas już po trzecim drinku bardzo, ale to bardzo śmieszyło. Z otwartego okna Agaty tylko raz dobiegł głośny krzyk:
– Uspokójcie się, spać nie można!
Lampa do późna w nocy rozświetlała część ogrodu, podkop pod samochodem i nas radośnie świętujących podkładkę pod strasznie ważną śrubkę od pokrywy zaworów.
Tak jest właśnie z Krzysiem i Ulą.
A jak Doktor Martens – to czarny kot Uli – zabił srokę i sroka leżała już drugi dzień pod dębem, bo przecież do tego, żeby ją pochować, trzeba męskiej ręki, to Krzyś wziął saperkę i się oddalił. A potem krzyknął:
– Kochanie, już zakopałem ci tę zdechłą srokę!
Na co Ula krzyknęła:
– Bardzo była zdechła?
– Bardzo! – odkrzyknął, co wiąże się z jego wyjątkowo dobrym charakterem, bo niechbym ja Tego od Joli próbowała zapytać, czy coś było bardzo zdechłe, to już by mi powiedział, jaką jestem idiotką. Dlatego w ogóle już nie kocham Tego od Joli, tylko Niebieskiego. To był bardzo pożyteczny wieczór. Warto było posprzątać w domu.
Precz z kompleksami
Hurra! Wyjeżdżamy z Ulą na parę dni do Wrony! Mężczyźni pobędą sobie sami i sami poopiekują się zwierzostanem, a my z Ulą trochę sobie odmienimy. To był pomysł Adaśka. Powiedziałam mu, że odpoczywam przecież w domu, ale rzeczywiście jest lato, jestem blada, jakbym mieszkała w suterenie, a od komputera boli mnie głowa. Kochany jest, bo pomyślał o mnie, a ja rzeczywiście padam na twarz ze zmęczenia. Wczoraj skończyłam pracę o drugiej w nocy. Niech ktoś powie, że mi zazdrości nienormowanego czasu pracy!
Przerzucam szafę w poszukiwaniu kostiumu, bo nareszcie będę się mogła poopalać bez kompleksów. Nowa Wrona ma to do siebie, że jest prawdziwą wsią. Nasi przyjaciele mają siedem hektarów pól, z czego na pół hektarze rośnie stary sad, stoi stara chałupa, w której nie ma łazienki, wygódka na zewnątrz, która zresztą przeważnie ma otwarte drzwi, bo wychodzą na sad i bardzo przyjemnie spędza się tam czas. Nieopodal jest jezioro, w którym można sobie popływać, i Krzyś nas tam jutro na tych parę dni wywozi. Zamiast na Kretę. Adam pracuje. Nie wiem, dlaczego ma teraz więcej pracy niż zwykle.
Właśnie próbowałam znaleźć kostium – od czasu słynnych porządków nic nie mogę znaleźć – kiedy przyszła Renia.
– Miałyśmy przecież razem dbać o siebie – powiedziała. – Ja codziennie robię przez pół godziny gimnastykę, a mimo to… Wiesz, mężczyźni lubią atrakcyjne kobiety.
Tego to ona mi akurat mówić nie musi. Przecież wiem, dlaczego Ten od Joli poszedł do Joli. Cóż, niestety nie dlatego, że miała trwałe ślady po ospie, była szpetna, głupia i gruba. Niestety. Na tyle dobrego charakteru nie miał, żeby patrzeć wyłącznie na przymioty ducha, a ciało było mu obojętne. Mój Eksio miał brzydki charakter i zwracał uwagę na zewnętrzne również. Co Reńce natychmiast powiedziałam.
– Wpadnę tu zobaczyć, jak się wasi mężowie będą sprawować – powiedziała Renia, wydmuchując kłęby dymu. – Mężczyzny nie należy spuszczać z oka.
Tu się zaniepokoiłam. Nie po to wyjeżdżam na parę dni, żeby jakaś atrakcyjna ruda dama pilnowała mojego mężczyzny. Renia musiała zauważyć niepokój w moich oczach, bo dodała uspokajająco:
– Wiesz, jak będzie chciał cię zdradzić, to zrobi to wszędzie, tak że się nie zorientujesz.
Rzeczywiście natychmiast powinnam się uspokoić. Przed oczami przewędrował mi Eksio z wózeczkiem, przy atrakcyjnej Joli. Niezwykły balsam na moją, wydawałoby się, uleczoną duszę. Przytaknęłam jej jednak ochoczo.
"Serce na temblaku" отзывы
Отзывы читателей о книге "Serce na temblaku". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Serce na temblaku" друзьям в соцсетях.